- No i po premii...albo i całej wypłacie - To były pierwsze myśli A.J. gdy dotarły do jej wymęczonego zbyt długim kriosnem umysłu informacje o obecnej sytuacji, w jakiej znalazła się załoga frachtowca.
Znajdowali się na krańcu znanego wszechświata, w miejscu, gdzie nie powinni przebywać, a czujniki statku wyłapały sygnał stacji kosmicznej, która również nie miała prawa tam istnieć? A jednak oba fakty były rzeczywistością, do tego zaś cały ten "Archimedes" odpowiadał im jedynie zwyczajowym sygnałem nadawczym. Pięknie…
Pijąc już trzecią kawę, i paląc drugiego papierosa, pomasowała prawą skroń. Łupało ją w tym miejscu zdrowo, mimo prochów jakie dostała od pokładowego lekarza, co nic a nic nie pomagało w logicznym przemyśleniu całej sprawy. A wcześniej było jeszcze gorzej, z wielokrotnym obściskiwaniem się z kibelkiem i prężenie jak kot, to z siadaniem na nim, i tak na zmianę, raz z góry, raz z dołu, leciało z niej równo… zdecydowanie za długo spali.
***
Coś się spierdzieliło, a ona jeszcze nie wiedziała co, i to ją najbardziej drażniło… a niech tylko ktoś wpadnie na durny pomysł zwalenia tego na nią!
Co do samej stacji, miała obawy. Brak załogi.. no dobrze, niektóre stacje były w pełni automatyczne. Ale nawet te, powinny ich przywitać standardowymi procedurami. Coś jej mocno śmierdziało, i nie były to chyba nogi towarzyszących im "karków", w końcu każdy brał już niejeden prysznic po wyjściu z kriokomór...
Rozpoczęły się kolejne, w miarę normalne już rozmowy(coraz mniej bełkotów "wyprutych" po stazie załogantów), kolejne szacowania sytuacji, naradzanie się, gdybanie, i pierwsze rozkazy kapitana. Alice odczekała grzecznie, co mają do powiedzenia inni, po czym w końcu i ona zabrała głos.
- Mamy kilka niegroźnych usterek, ale to nic poważnego, poradzę sobie ze wszystkim w ciągu paru godzin. A jak już wspomniał Seth, z ogrodem jest coś nie tak, panują tam według czujników warunki jak w jakiejś dżungli… wszystko się wielce rozrosło? - Wzruszyła wytatuowanymi ramionami, po czym zerknęła na kapitana, i minimalnie się uśmiechnęła - "Taxi" przygotuję, nie ma problemu… ale przy jednej, czy dwóch rzeczach to bym potrzebowała pewnej rady.
- W takim razie załatwimy to u mnie - odparł Tony. - Skoro to twoja działka, to nie będziemy tego zwalać na innych - dodał z czymś, co można by uznać za uśmiech.
- Agnes - zwrócił się do nawigatora i biologa w jednym - spróbuj ocenić, ile czasu trzeba, by ogródek zamienił się w dżunglę. I czy coś tylko bardzo urosło, czy też się zmutowało przy okazji.
.