Administrator | Rictor odpowiadał na pytania, a z każdym jego zdaniem Tirian miał coraz więcej wątpliwości co do tego zadania.
Transport całej góry dokumentów na drugi koniec świata? W to jeszcze można było uwierzyć, ale po co to robić z taką wielką pompą? Wszak praktyczniej by było, gdyby każdy dostał pakunek, który można schować do plecaka, a nie robić wielki cyrk. Może jeszcze powinni dostać eskortę, która ich odprowadzi na statek. Z fanfarami. Pewnie wtedy nikt by nie zwrócił na nich uwagi...
- Czy słusznie domniemywam, iż ma to być podróż w jedną stronę? - spytał Tirian, gdy okazało się, że złoto, jakie dostali, starczy jedynie na dotarcie do celu. - Tak się nam tam spodoba, że nie będziemy chcieli wrócić, czy może mamy zostać tam i wspomóc Skagniego? A może mamy wrócić ma własną rękę, za własne pieniądze? To chyba byłaby przesada.
Oczywiście mogli zostać wysłani na misję bez powrotu. Przeznaczeni ma odstrzał. Grupka skazańców, posłanych tylko po to, by zginęli. A skrzynia była tylko po to, by utrudnić im życie i dokładnie wskazać cel tym, co mieli ich dopaść.
- Po dostarczeniu skrzyni, Skagni przekaże wam kolejną sakiewkę z pieniędzmi na drogę powrotną do Absalomu. Po zakończeniu zadania i dotarciu na miejsce, zdacie raport przed kapitanem - odpowiedział Rictor.
Tirian skinął głową, po czym zgarnął sakiewkę. A nuż by się okazało, że złoto zostałoby na biurku.
Taki błąd na samym początku podróży? To by był zły omen. Czwórka głupców w podróży to o czworo za dużo.
- Spotkajmy się na wybrzeżu - zaproponował. - Wieczorem.
Miał do załatwienia parę spraw - pożegnać się z paroma osobami (z jedną nieco czulej), zrezygnować z pokoju, zabrać bagaż, kupić parę drobiazgów, które mogły być przydatne wśród lodów i mrozu Północy, zdobyć jakąś lekturę na podróż. Towarzystwo z jakim miał podróżować zdało mu się interesujące, ale mieli być w podróży dość długo. Na tyle długo, że gapienie się stale na te same twarze mogło stać się męczące. * * *
Jak na niemarynarskie oko Tiriana "Duma Absalomu" była stateczkiem, któremu niewiele można było zarzucić.
Kajuty, choć nieduże, wyglądały całkiem nieźle, a Tirian sypiał już w gorszych warunkach. I w znacznie gorszych też. Na dodatek kajuty mieli obok siebie, no a Huldra wyglądała na osobę, która potrafi zadbać o swój dobytek.
- Zajmuję się trochę magią - powiedział, gdy Zmiennokształtna zapragnęła zdobyć garść wiedzy o swych towarzyszach podróży. - Znam parę zaklęć, mogących nam ułatwić życie podczas podróży.
Niestety nie podróżowali sami, a zbyt przyjacielski i nader ciekawski szlachetka przyczepił się do nich jak rzep.
- Tirian Zahn - przedstawił się zaklinacz. - Mój ród pochodzi Ipeq. To miasto w Osirion - dodał. - A na Północ płyniemy w sprawach rodzinnych. Żona - wskazał na Huldrę - chciałaby, bym poznał jej rodzinę. Wcześniej nie mieliśmy okazji. - Uśmiechnął się do dziewczyny, która omal się nie udławiła na wieść, że właśnie została szczęśliwą małżonką.
Na szczęście nie zaprzeczyła, wymianę poglądów odkładając na później.
- To też w tobie kocham, skarbie. - Tirian ponownie się uśmiechnął, gdy Huldra powiedziała Ulfenowi, co myśli o jego ciekawości. - Tę szczerość aż do bólu.
O wrażeniu, jakie taka synowa wywarłaby na jego szlachetnie urodzonych rodzicach, wolał nie wspominać. |