- Alex, słyszę policjantów - powiedziała dyspozytorka.
- Możesz wyjść z ukrycia i dać słuchawkę policji? - zapytała kobieta.
Chłopiec przed wyjściem wyjął nóż z kieszeni szortów i odłożył go na bok.
- Proszę nie strzelać na imię mi Alex mam 10 lat i jestem nieuzbrojony a ten Pan na dole to włamywacz, który chciał mnie zabić i spalić dom. Pani dyspozytorka chce z Państwem porozmawiać. - Powiedział wychodząc z ukrycia z rękami uniesionymi w górę, a w jednej z nich trzymał telefon. Skłamał odrobinę, bo wciąż miał sztućce schowane za harcerską szarfą z odznaczeniami, ale nie zamierzał się do końca rozbrajać.
Oczom stróża prawa ukazał się dziesięcioletni chłopczyk w stroju harcerza o twarzy zaczerwienionej od płaczu oraz mrozu. Chłopiec zaś zobaczył panią policjantkę.
Kobieta kiwnęła tylko głową i delikatnie odebrała słuchawkę od Alexa.
- Starszy posterunkowy Lecter, dziesięć dwadzieścia trzy - powiedziała przez telefon i po krótkiej chwili się rozłączyła.
- Już po wszystkim - powiedziała następnie i kucnęła przy chłopcu, i delikatnie sprowadzając jego ręce do normalnej pozycji.
- Mamy jednego złodzieja, a nasi koledzy szukają pozostałych. Mówiłeś, że było ich jeszcze dwoje, tak? Nie obawiaj się, tu ich nie ma i jesteś już bezpieczny - zagadała uśmiechając się delikatnie.
- Czyli nie uwierzycie tym strasznym włamywaczom? Bo oni byli bardzo sprytni i jakbym wcześniej zadzwonił to by pewnie wam wmówili, że są moimi opiekunami a moją biedną opiekunkę zabiliby jakby wróciła ze sklepu! Dwójkę włamywaczy udało mi się nastraszyć, ale trzeci chciał mnie zabić i spalić dom żeby zatrzeć ślady - powiedział Alex, a następnie szybko podał funkcjonariuszowi rysopis pozostałych włamywaczy, sprytnie pomijając jednak kolor włosów brodacza.
Było nawet zabawnie, gdy dorosła pani policjant robiła notatki z tego, co dyktował jej dziesięcioletni chłopiec.
- Czy mógłbym poprosić o telefon? Mój dziadek jest adwokatem i zawsze mi mówił żeby nie rozmawiać z policją bez obecności adwokata, no trochę musiałem powiedzieć żebyście nie zaaresztowali mnie i złapali tamtych, ale teraz chciałbym skorzystać z mojego Konstytucyjnych praw Pani Mirki do telefonu i do adwokata - Powiedział chłopiec przeinaczając zupełnie koncepcje praw Mirandy, co zresztą go nie dotyczyło, bo wbrew własnym obawom nie był podejrzany ani aresztowany.
- Oczywiście, proszę - powiedziała policjantka z uśmiechem, oddając chłopcu słuchawkę. Uznając z pewnością, że rozmowa z kimś z rodziny będzie bardzo wskazana dla dziecka po ciężkich przejściach.