Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2020, 23:47   #39
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Nie chcę cię puścić - szepnął. - Nie chcę pozwolić ci odejść. Chcę tylko ciebie - powiedział.
Docisnął lędźwie do pośladków kobiety. Wiedział, że jeszcze trzy pchnięcia i dojdzie. Ale chciał to odwlec chociaż na chwilę.
- Tylko mnie? - zapytała lekko dysząc - Ale wciąż myślisz o Konradzie? Gdyby tylko teraz stał tu, za twoimi plecami… - mówiła, ale jednocześnie jej uda znów zaczęły drzeć, zamilkła więc odchylając głowę.
- Jakby był za moimi plecami, to pewnie zrobilibyśmy pociąg - zaśmiał się Marcel. - A ostatnio pociągi mają dla nas duże znaczenie, czyż nie? - zapytał.
Odsunął lędźwia i raz jeszcze w nią wszedł. Znów ją pocałował. Był na skraju orgazmu.
- To jest takie błogosławieństwo, ale zarazem klątwa ludzi biseksualnych. A przynajmniej moja. Słusznie zauważyłaś, że mimo, iż znalazłem kobietę moich marzeń, to i tak myślę o jakimś mężczyźnie - powiedział. - Zarazem więcej mnie kręci, jak i więcej moje zmysły potrzebują. Do kompletnego nasycenia - rzekł.
Poruszył się znowu i doszedł. Marta poczuła dodatkową porcję wilgoci, która zmieszała się z jej własną. W tym momencie nie mogła na pewno poczuć, że nie starczyła mu do tego pełnego nasycenia. Nawet jeśli to wynikało poniekąd z jego słów.
Dziewczyna odczekała chwilę, po czym zaczęła prostować się i odwracać w stronę Marcela, by móc spojrzeć na niego twarzą w twarz.
Ujrzała przystojnego, jak zwykle, Marcela. Uśmiechał się do niej. Poczuła, że z niej wyszedł. Przestawał być twardy.
- Tak? - zapytał, bo odniósł wrażenie, że chciała mu coś powiedzieć.
Marta nie odpowiedziała, tylko przybliżyła usta do jego, by bardzo delikatnie pocałować go.
Marcel pocałował również ją i potem pogłębił pocałunek. Następnie obrócił Martę tak, żeby stanęła przed nim przodem. Zaśmiał się. Wyglądał teraz bardzo urokliwie. Zielonowłosa była piękną kobietą, ale w rzeczywistości Feliński nie ustępował jej pod względem urody.
- Zrzucę na ciebie bombę - powiedział. - Stańczyk powiedział, że możemy… z akcentem na możemy… zostać rodzicami - zawiesił głos.
Jego serce zaczęło bić szybko. Bał się wielkiego wybuchu płaczu oraz wściekłości. Marta była trochę dzikim duchem i nie sprawiała osoby bardzo zadowolonej z perspektywy posiadania potomstwa. Dlatego też Marcel nie miał pojęcia, jak zareaguje. Najbardziej bał się ewentualnych debat, gdyby chciała usunąć dziecko. Jeszcze przed chwilą umysł Marcela był pijany od pożądania, ale po orgazmie mógł zacząć znowu obawiać się wielu różnych rzeczy.
Przez twarz Marty przeleciały różne kolory, od bladości po czerwień.
- Stańczyk? - zapytała, nim z zaciśniętymi ustami zaczęła opuszczać kabinę prysznica.
Marcel mógł odnieść wrażenie, że błazen miał w tym momencie fart, że był bytem niematerialnym.
- Tak mi zasugerował. No ale cóż. Jak nie on, to powinien to uczynić zdrowy rozsądek. E… pamiętam coś z biologii. Kobiety mają owulację w czternastym dniu, komórka jajowa potrafi przeżyć dwa dni…
Marcel nie wiedział, czy docierał do Marty tym wykładem z biologii, ale jak już zaczął, to kontynuował.
- A więc są płodne przez te dwa dni chyba, ale też plemniki potrafią przeżyć kilka dni, chyba trzy, robi się tydzień prawie… Marta? - zawiesił głos.
Zagryzł wargę. Czuł się zaniepokojony. Nie miał pojęcia, jak zareaguje, bo na razie jej reakcja była nie do końca ostateczna.
- Znam się, kurwa, na owulacji - syknęła. Ot, Marcel otrzymał odpowiedź. Marta była coś między zła jak osa, a wzrokiem ciskającym błyskawice. Tak jak stała czym prędzej starała się wydostać z łazienki do Stańczyka. W złości ledwo co radząc sobie z zamkiem w drzwiach.
- Marta… uderzaj w drzwi. Wyładuj się - rzucił Marcel. - Jak chcesz, to przyjdź tutaj i uderz mnie. W twarz. Bądź na mnie zła, jeśli musisz być. Przywal mi, że się nie zabezpieczyłem podczas imprezy, że nie pamiętałem o tym.
Doszedł do wniosku, że mądrze będzie nie wspominać o tym, że Marta również o tym nie pamiętała.
- Jeśli nie będziesz chciała dziecka, o ile je w ogóle będziesz miała, to możesz mi je zostawić. Nie musisz mieć z nim nic wspólnego. To wciąż bardzo wczesna rozmowa i może niepotrzebna drama, bo nie musisz być w ciąży.
Marcel zamilkł. Nagle pomyślał, że bardzo chciałby mieć dziecko. Nawet nie wiedział dlaczego. Zdawał sobie sprawę z tego, że dzieci nie były swoimi rodzicami. Ten osesek mógł nie mieć nic z nim wspólnego. A jednak Feliński był go ciekawy i wręcz… pragnął, aby się narodził. To by go na zawsze związało z Martą, a ta nie wydawała się ekstremalnie ustatkowaną osobą. Czy mogła zacząć być odpowiedzialna? Dziecko było ogromną odpowiedzialnością.
- Porozmawiajmy… - Marcel westchnął. - Proszę.
Bał się powiedzieć jakieś kwestie, które by dodatkowo wszystko zaogniły. Na przykład… “nie bądź zła”. Albo… “ciąża to nie choroba, damy sobie radę”. To mogło ją tylko wkurwić. Marcel miał wrażenie, że stąpał po polu minowym. Ale chciał po nim stąpać dla dobra tego dziecka.

Jeżeli jednak Marta nie miała zajść w ciążę, to po tym wszystkim planował roznieść Stańczyka. Nie wiedział jeszcze w jaki sposób.

- Nic nie rozumiesz - skwitowała krótko Marta. Najwyraźniej zarówno w złości jak i podczas seksu, była mało wylewna.
- To pozwól mi zrozumieć - Marcel odpowiedział na zasadzie odruchu. - Szanuj mnie na tyle, żeby mi wytłumaczyć, jak się czujesz - rzekł.
Marta akurat poradziła sobie z drzwiami, ale słowa Marcela zatrzymały ją.
- Byłam kiedyś w ciąży - odpowiedziała mu, patrząc w drzwi, nie na niego - ale straciłam ją w tym samym wypadku, co narzeczonego - wyjaśniła. - Rokowania, są takie… że więcej nie będę.
Końcówkę wyszeptała. Marcela zmroziło.
- Więc zachowałem się bardzo nieodpowiednio, poruszając ten temat - rzekł. - Może to naprawdę wina Stańczyka, bo przez niego moje myśli ruszyły w tę stronę. Nie wiem, czy chcesz mieć dzieci, czy też nie mieć. Moje słowa mogły być dla ciebie szkodliwe i bolesne. Naprawdę mi za nie przykro, ale uważałem, że powinienem cię poinformować o tej możliwości. O tej możliwości… poczęcia między nami. Może… może mi przebacz tę niedelikatność…
Marcel wyszedł na płytki łazienki.
- I przytul mnie - poprosił. - Naprawdę cię o to proszę.
Znowu jego ręce ruszyły w górę. Dokładnie tak jak wtedy kiedy zaproponował, aby to o niego się osuszyła jeszcze przed zbliżeniem.
Marta odwróciła się od drzwi w stronę Marcela. Przytuliła go, chowając twarz w jego tors.
- Może on coś wie? - zapytała w końcu. - Minęło tyle czasu... nasze zdolności, one też nie są przecież możliwe… rany, plotę bzdury.
Dziewczyna zamilkła. Temat poruszony przez Marcela zdecydowanie był gruby, a jej emocje jeszcze się nie pozbierały.
- To bardzo traumatyczne, co przeżyłaś. Nawet nie będę cię pytał, jak dokładnie wyglądały te wydarzenia. Nie chciałbym ich znowu przywoływać. Nie chciałbym, żebyś znowu poczuła się źle. Może kiedyś będziesz chciała mi o nich opowiedzieć, ale nigdy nie będę tego od ciebie wymagać - rzekł Marcel. - Jeśli chciałabyś posiadać dziecko, to możesz ze mną próbować. Nie mam nic do stracenia, a jedynie do zyskania. Jestem bardzo trudnym człowiekiem. Dosłownie psychiatrycznym przypadkiem. Przykro mi, że nie masz w zanadrzu lepszego mężczyzny ode mnie. Jestem jednak na tyle dojrzały, by wziąć odpowiedzialność za ciebie i nasze dziecko… jeśli naprawdę może zostać poczęte - rzekł Feliński. - Jesteś moją pierwszą kobietą i zawsze będziesz miała dla mnie wielkie znaczenie. Czuje się zazdrosny o wszystkich twoich przeszłych partnerów i partnerki. Bo twoje doświadczenie zdaje się bez wątpienia dużo większe od mojego i… i pewnie to nic nie znaczy - powiedział Marcel. - Po prostu powiedz, że chcesz zostać ze mną. Albo ode mnie odejść. Czy jestem kimś ważnym? A może tylko kolejną osobą na twojej drodze? Daj mi to do zrozumienia.
- Marcelu… - Marta uniosła na niego wzrok - nie mogłam trafić na idealniejszego mężczyznę od ciebie. Nie umniejszaj swojej wartości. Może nie wyglądam na taką, ale ja zawsze chciałam mieć dziecko. Pytanie, czy ty zaakceptujesz mnie taką? - urwała, jakby szukała słowa, ale nie znalazła go więc czekała na odpowiedź.
- Interesującą? Inną? Potężną? Magiczną? - zapytał Marcel.
Przybliżył się do niej tak, że aż popchnął ją na ścianę. Mimo że obydwoje byli już po zbliżeniu, to nagle miało to dziwnie intensywny i chyba erotyczny charakter.
- Silną? Zdecydowaną? Zagadkową? Skomplikowaną?
Feliński pocałował ją.
- Nie umniejszam swojej wartości, ale nie wiem, jakich wartości ty poszukujesz. Nie znamy się długo. Nie wiem, czego chcesz. Ale chcę cię poznać.
Zamilkł na moment. Cmoknął ją znowu.
- Czy ty też chcesz mnie poznać?
- Chcę. Chcę ciebie całego - odpowiedziała dziewczyna, po czym zatopiła usta w kolejnym pocałunku.

***

- Ugh… - Marcel pocałował ją. - Chciałbym być z tobą. Tak na serio. Dajesz mi więcej, niż kiedykolwiek chciałbym mieć. Jeśli… jeśli ja bym ci nie wystarczył… to w porządku, ale mi o tym powiedz. Tylko tyle proszę. Wiem, że lubiłaś w przeszłości kobiety, a wiadomo, że czasami istnieje pragnienie, aby powrócić do dawnych przyjemności… Ale… powiedz mi. Nie kryj niczego przede mną. Nie zdradź mnie nigdy. Jeśli będziesz chciała być z jakąś kobietą, to mi to powiedz. A ja pójdę wtedy z innym mężczyzną. Dla symetrii. Dla wspólnej satysfakcji. Nie bądź z innym facetem, bo wtedy będę na serio zastanawiał się, co ma takiego, czego ja ci nie mógłbym dać. Ja też nie będę z inną kobietą. Bądźmy wyrozumiali względem siebie, ale sprawiedliwi.
Marcel westchnął.
- Czy mogę nazywać cię moją dziewczyną? - zapytał. - Wraz z tymi wszystkimi warunkami?
- Tak, możesz mnie tak nazywać. Marcelu… - Marcie przerwało pojawienie się Stańczyka.
- Sebastian właśnie się obudził, bardzo chce mu się siku - oznajmił chichocąc a jego wzrok przesuwał się po nagich ciałach kochanków. - Ślicznie razem wyglądacie, takie zakochane w sobie gołąbeczki wesoło sobie gruchające. GRUCHU! GRUCHU!

Marcel przewrócił oczami.
- Oczywiście musisz wszystko zepsuć - westchnął.
Potem jednak uśmiechnął się do Marty.
- Nawet on jednak nie potrafiłby wszystkiego zepsuć - mruknął.
Nachylił się i pocałował ją. Był pijany z miłości. Podszedł do lustra i przyjrzał się. Rzeczywiście brakowało tu ręczników.
- Ubiorę się w moje ubrania, choć będzie to nieprzyjemne. Ruszę do siebie, przebiorę się i wyschnę, po czym wrócę z nowymi, świeżymi ręcznikami. Potrzebujesz ubrań? Mógłbym poprosić Igę o jakiś podkoszulek, albo dresy.
- Mam ciuchy u Konrada, pytanie czy teraz się tam dostanę - powiedziała Marta.
Usłyszeli, że wewnątrz mieszkania ktoś otwiera jedne z drzwi, a później pojawiły się kroki w skierowane w stronę łazienki w której byli. Było je doskonale słychać, bo Marta wcześniej uchyliła przecież lekko drzwi.
- Możemy poprosić o ręczniki tego kto tu idzie? - zapytała.
Marcel lekko zmieszał się. Co Iga sobie pomyśli? Oczywiście, nie musiała być Sherlockiem Holmesem, aby wydedukować, co mogło tutaj mieć miejsce. Nigdy jednak nie widziała go w takiej sytuacji. Pewnie byłaby bardzo zaskoczona. Marta nie do końca powiedziała, że tu jest, ale to zasugerowała, korzystając z liczby mnogiej.
- Najlepiej jeszcze dwa szlafroki. Powinny być w szafce nad szafką z odkurzaczem - rzucił sam.
Uśmiechnął się lekko zmieszany, ale również dziwnie dumny.
- Eeeeeee no spoko - w odpowiedzi usłyszeli głos Sebastiana. Po tym kroki które słyszeli oddaliły się w stronę szafy. Marta przyglądała się wyrazowi twarzy Marcela.
- O Iga też się obudziła - rzucił Stańczyk ruszając w stronę kanapy gdzie wcześniej oglądał youtuba.
Czyli to był Sebastian? Powoli do Marcela dochodziło to, że możliwe, iż jego najlepszy przyjaciel przespał się z jego siostrą. Spodziewał się może bardziej brata Konrada. Ale nie akurat Sebastiana…
- Chyba i tak tutaj poczekamy na szlafroki - mruknął Marcel. - A potem pójdziemy na to sushi, jeśli nadal masz ochotę - po części oznajmił, po części zapytał.
- Jasne, nie widzę powodu by zmieniać plany. Sushi i test umiejętności - przypomniała Marta.
Usłyszeli, że Sebastian wraca.
- Mam te szlafroki - powiedział w drodze w stronę łazienki. Po tych słowach dało się słyszeć ponownie otwieranie drzwi wewnątrz mieszkania i drugą parę nóg.
- Hej - usłyszeli cichy głos Igi.
- Hej - odpowiedział jej Sebastian, nie zmieniając kierunku w którym szedł.
- Co robisz? - pytała Iga.
- Niosą szlafroki - odpowiedział jej Sebastian - dla Marcela i Marty…

Marcel nic nie powiedział. To było nieco niezręczne. Spojrzał na zielonowłosą. Nachylił się i pocałował ją delikatnie w policzek. To mu jakby dodało odwagi oraz pewności siebie.
- Powinniśmy zacząć je przechowywać w łazience. Kupię tutaj dodatkową szafkę! - rzucił głośnym, ale lekkim tonem.
Wyjrzał na zewnątrz i uśmiechnął się do Igi. Miał nadzieję, że jego siostra nie zareaguje w jakiś żenujący sposób, choć sama sytuacja była nieco trudna.

Iga ze skrzyżowanymi rękami na piersi wymieniła spojrzenie z Sebastianem.
- Świetny pomysł - odparł jego przyjaciel dając mu szlafroki. W przeciwieństwie do Igi, która wyglądała na ciut naburmuszoną, Sebastian uśmiechał się do Marcela z wielkim entuzjazmem. Gdy zaś oddał mu szlafroki i miał wolne ręce uniósł do góry kciuk szczerząc przy tym zęby. Sebastian był w samych bokserkach i tshircie. Iga zaś w swoim poranniku.
- Siku - szepnęła Iga, przyglądając się bratu z zamyśleniem wymalowanym na twarzy.
- Iga jest jeszcze w szoku - wyjaśnił Stańczyk obserwujący ich z kanapy. - Jej braciszek z jakąś dziewczyną, sam wiesz. Taka siostrzana zazdrość. Boi się cie stracić. Po za tym wczoraj mówili, że to lesbijka, a dziś znajduje was razem w łazience proszących o szlafroki i sama nie wie co o tym myśleć bo z drugiej strony wszyscy widzieli wczoraj, że nie możecie się od siebie oderwać. Zaraz jej przejdzie. A Sebastian się po prostu cieszy, że kogoś sobie znalazłeś. Chociaż wie, że musi z tobą pogadać na osobiści o tym czemu tu spał.
- Naprawdę to było aż takie widoczne? - zapytał Marcel. - Wczoraj podczas imprezy? Że ja i Marta? Wydawało mi się, że się dobrze kryjemy, ale najwyraźniej tak nie było - uśmiechnął się lekko, zakładając na siebie szlafrok.
Wyszedł na zewnątrz ubrany i poczekał, aż Marta zrobi to samo.
- Zaraz będzie wolne - wyjaśnił siostrze. - Czasami na serio myślę, że jedna łazienka to za mało w domu - dodał.
Następnie przeniósł wzrok na Sebastiana. Zamyślił się, nic nie mówiąc. Wszystko wskazywało na to, że jego świat zmieniał się przez tych kilka dni kompletnie. A najbardziej przez ostatni wieczór chyba.
- Zacznę robić jakieś śniadanie - powiedziała Iga obracając się w stronę kuchni.
Marta wyszła z łazienki w szlafroku, w ręku miała tobołek ze wczorajszymi ciuchami.
- Hej wszystkim! Jak tam? Wyspani? - rzuciła w przestrzeń - Zobaczę czy dostanę się do Konrada po swoje ciuchy - nie czekając na niczyją zgodę ruszyła w stronę drzwi.
- Czy było widać? Wiesz jak słodko sobie zasnęliście razem? - zapytał Sebastian - Ja tam bym jeszcze pospał, ale potrzeby wyższe - po tych słowach wśliznął się do łazienki - zaraz wracam.

Marcel poczuł się dziwnie, bo z jednej strony nic specjalnego się nie wydarzyło… a z drugiej w przeciągu dwóch minut z czterech osób zrobiła się jedynie dwójka. Podszedł po chwili niepewnie do swojej siostry.
- Jak się czujesz? - zapytał.
Mogła czuć się bardzo różnie, bo z tego, co Marcel wiedział, to wciąż nie zerwała ze Szczepanem. Technicznie powinna, jaki by Szczepan nie był, zanim zaangażowała się w coś innego… Z jakiegoś powodu Feliński również czuł wyrzuty sumienia. Było oczywiste, że człowiek z tak wieloma problemami, jak on, nie powinien jeszcze siebie dokładać na barki innej kobiety… A Marta i tak już miała swoje własne powody do żałoby. Nie potrzebowała jeszcze na dodatek Marcela.
- Nie wiem - odpowiedziała Iga - na pewno potrzebuję kawy i prysznicu - dodała. Po tym spojrzała na chwilę dłużej na brata - Marcel, my… ja i Sebastian. Wiem, że to twój najlepszy przyjaciel… - Iga odwróciła się by postawić szklankę pod ekspres i nacisnąć guzik, chociaż mogło być to celowe, jakby wstydziła się spojrzeć na brata - między nami do niczego nie doszło, chciałam żebyś wiedział. Byliśmy zbyt pijani. Trochę się obściskiwaliśmy i całowaliśmy i tyle albo aż tyle… - odwróciła się zerkając w miejsce gdzie wcześniej leżała paczka po prezerwatywach. - Chociaż chcieliśmy... A to też już dużo, prawda? - spojrzała teraz na niego. - Co robiłeś z Martą pod prysznicem?
- Hmm… mniej więcej jak wy - Marcel skłamał.
Nie chciał kłamać, ale z drugiej strony jakoś nie potrafił powiedzieć wprost. Chyba powinien i tak najpierw zapytać o zdanie samą Martę.
- To jest dużo, ale nie aż tak dużo. Więc nie powinnaś czuć jakichś wyrzutów sumienia. Chyba że względu na Szczepana. Jesteście nadal razem? - zapytał Marcel. - Chcesz z nim zerwać dla Sebastiana? Czy nie wydaje się to aż tak poważne z moim przyjacielem?
Oparł się o ścianę.
- Jakby co to, nie jestem zły. Po prostu zdziwiony. Wydawało mi się, że on nie jest kompletnie w twoim typie. Jak porównać go ze Szczepanem, to są na dwóch jak najbardziej odległych krańcach spektrum. Ale macie moje błogosławieństwo, choć i tak go nie potrzebujecie.
- Jesteśmy nadal razem. I nie wiem co dalej - Iga głęboko westchnęła - ale tak, chcę z nim zerwać. Tak czy inaczej, od jakiegoś czasu chodzi mi to po głowie. A teraz… teraz jestem tego już pewna. Niezależnie od Sebastiana - wyjaśniła. - A Marta, wydawało mi się, że Konrad mówi, że woli kobiety?
- Ludzka seksualność bywa niekiedy plastyczna - odpowiedział Marcel. - Nic nie jest do końca przesądzone. Ludzie lubią dawać innym etykietki. Katalogować ich. Lubi kobiety. Woli mężczyzn - wzruszył ramionami. - Niekiedy osób nie można tak w pełni określić słowami. Czasami ludzie są nieco bardziej nieuchwytni i wymykają się z szufladek, do których chcemy ich wrzucić. Ale ty mi po prostu zadałaś pytanie, natomiast ja robię ci wykład z psychologii. O ile to w ogóle psychologia, a nie jakieś przypadkowe, niepotrzebne spostrzeżenia. Jadłaś już? Obydwoje już jedliście? - zapytał.
Rozejrzał się w poszukiwaniu Marty. Ciekawiło go, gdzie była.
- Nie. Nie jedliśmy. Dopiero co wstaliśmy - odpowiedziała Iga. - Ale na razie kawa, chyba nic innego nie przełknę.
Iga skończyła robić swoją kawę i razem z nią usiadła przy stole. Dmuchnęła w nią jakby chciała przyśpieszyć jej stygnięcie. - Cieszyłabym się, gdybyś miał kogoś - siostra uśmiechnęła się do Marcela.
- I równie mocno by się martwiła - dodał Stańczyk.
Marty jeszcze nie było. Wyszła po swoje ciuchy do Konrada i skoro jeszcze nie wracała, najwyraźniej dostała się po nie do jego mieszkania. Za słychać było, że Sebastian opuszcza właśnie łazienkę.
Mogło jej to chwilę zająć. Mogła chcieć wziąć kilka rzeczy po drodze. Jakieś ładowarki, kosmetyczkę i inne ważne rzeczy.
- Nie do końca mam wrażenie, że Marta jest kogoś, kogo się ma - odpowiedział Marcie. - Bardziej sprawia wrażenie osoby, którą się kocha. I która niektórym pozwala się kochać. Zdaje się, że jestem jedną z tych osób. Później pójdziemy na spacer - dodał.
Zerknął na Sebastiana. Nic nie mówił, czekając aż on pierwszy coś powie.
- Łazienka wolna - oznajmił zerkając na Igę. Siostra Marcela skinęła mu głową, po czym wstała by skorzystać z wolnego pomieszczenia. Sebastian za to skierował się do ekspresu. Był tu tyle razy i na tyle często, że nie musiał pytać gdzie są szklanki.

Marcel ruszył za przyjacielem. Sam również pragnął kawy. Pamiętał, jak przez tydzień znajdował się w innym mieście na wernisażu. Nie miał tam swojego ukochanego ekspresu do kawy. Pił zwyczajną rozpuszczalną i to jeden raz dziennie. Wysypiał się dziesięć godzin dziennie, a i tak chodził przez cały dzień niczym zombie.
- Co słychać? - rzucił w stronę Sebastiana dość charakterystycznym tonem.
Było jasne, że to było zaproszenie do głębszej rozmowy. Wyjął swój ulubiony, brązowy kubek i gładząc go, oparł się o kontuar.
Sebastian rozejrzał się, ewidentnie w poszukiwaniu niechcianych świadków ich rozmowy.
- Słuchaj stary… - zaczął, przepraszającym tonem - wiem, że to twoja siostra i jak już, to najpierw powinienem zapytać ciebie jako mojego przyjaciela, czy nie masz nic przeciwko… - mówił Sebastian, a w jego wypowiedzi czaiło się jakieś "ale". W tym jednak momencie usłyszeli drzwi wejściowe do mieszkania, które ktoś otworzył i zamknął. Przy zamknięciu lekko trzasnęły. Sebastian urwał wypowiedź.
- No powinieneś był - odpowiedział Marcel. - W sensie nie musisz mi się spowiadać ze swoich planów, ale jeżeli podobała ci się moja siostra… to mogłeś cokolwiek kiedyś powiedzieć… Nawet nie mówię, że na trzeźwo, ale chociażby kiedy byliśmy pijani - rzucił. - To dla mnie było ogromne zaskoczenie. Takie zupełne. Ostateczne. Na serio.
Przybliżył się do niego i zniżył głos.
- Co razem robiliście w nocy? - zapytał. - Znaczy bez szczegółów - szybko dodał.
Ciekawiło go, czy Iga go okłamała, gdy powiedziała, że nie uprawiali z sobą seksu.
Sebastian westchnął głęboko.
- Chcieliśmy się kochać. Nawet znaleźliśmy jakąś paczkę prezerwatyw u Igi w torebce. Była tam jedna gumka… - Sebastian urwał. - Jest mi niezręcznie, bo mówię o twojej siostrze - mężczyzna mówił cicho, a teraz jeszcze ściszył głos i patrzył czy Marta (zakładając, że to ona wróciła) nie wchodzi do kuchni. - Ale gdy byliśmy już gotowi, Iga zaczęła wymiotować. I tyle… myślę, że…

Marcel nie wchodził w rolę brata obrońcy. Jeżeli Iga wyrażała zgodę, to nie było w tym nic złego. Zrobiło mu się tylko trochę szkoda Sebastiana. Pewnie żaden mężczyzna nie pragnął tego, aby kobieta zaczęła wymiotować na myśl o uprawianiu z nim seksu. Znaczy najprawdopodobniej wcale tak nie było, ale mężczyzna mógł to tak odebrać. Niekiedy ludzie brali bardzo do siebie różne rzeczy i lubili źle interpretować kompletnie niezwiązane z nimi sytuacje. Iga najpewniej po prostu zjadła coś nieświeżego. Marcel jednak przestał rozmyślać i spojrzał na zielonowłosą, która pojawiła się w zasięgu wzroku.

- Hej! - Marta weszła do kuchni. Była ubrana w kolejną zieloną sukienkę. Ta teraz, nie była w kwiaty. Odcienie zielonego na niej od góry do dołu robiły się na niej coraz ciemniejsze. Była boso. W rękach trzymała spory talerz pełen kanapek z różnego rodzaju chleba i tak samo różną jak i różnorodną zawartością. Uśmiechała się.
Krok za nią wszedł do kuchni Konrad.
- Pomyślałem, że możecie być głodni - po nim nie było widać w ogóle zmęczenia wczorajszą imprezą. Jak zwykle był szykownie ubrany i uśmiechnięty. Niósł miskę z sałatką i dużą butelkę soku pomarańczowego.
 
Ombrose jest offline