Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-08-2020, 22:36   #4
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wcześniej...

Wolken, w nieokiełznanym amoku myśli, krążył po ulicach i zaułkach Altdorfu. Istotnie miał wątpliwości, co do sensu ich misji. Był wściekły na los, który zdawał się drwić z ich drużyny. Poprzednia noc w gospodzie była wyczerpująca, już wtedy na szali kładł swój udział w dalszych poszukiwaniach. Czara goryczy została przelana. Wiara w powodzenie misji opuściła go i nie sądził, że zdoła jeszcze skrzesać ogień, który pozwoli mu spojrzeć na sprawę inaczej.

Miał dosyć towarzyszy, desperacko pragnął pobyć sam. Zmierzyć się z najgorszymi demonami. Nosił je przecież w sobie od dawna, a przelana krew kultystów i upiorny karmazynowy księżyc, dopełniły tego infernalnego obrazu duszy. Nieuleczona spaczona rana i niewytłumaczalne całkiem świeże stygmaty, powodowały, że miał ochotę przekląć świat i wszystkich bogów. Nawet miłosierną Shallyię od której służek otrzymał największe wsparcie i dobroć...

Spakował skromny dobytek i opuścił miasto. Skierował się na drogę, którą nie tak dawno pokonywał tyle, że w przeciwnym kierunku. Ten fakt prowokował do rozmyślań nad świeżo podjętą decyzją. Co pocznie dalej? Czy ma dokąd wrócić? Świadomie będzie pogrążał się w bólu i depresji? Gdzie szukać odkupienia? Czy warto? A może... może by tak powrócić na niehonorową, bandycką ścieżkę... Głupcze! - krzyknął na siebie, ugodzony niecną pokusą...
Przecież ta sprawa ze złodziejką artefaktu miała wyznaczyć mu nowy cel? Nadać sens żywotowi zabijaki, którym szczerze pogardzał.

W miarę upływu czasu porywcza decyzja wydała mu się nazbyt pochopna... Wiedział jednocześnie, że jest zbyt uparty, by rychło wrócić do kompanów. Drużyna jawiła mu się jako zlepek charakterów, niezdarnie sklejony gliniak, wypalony i pusty w środku. Nie sądził, że zdołają przetrwać kolejną zawieruchę. Mieli jednak poczucie obowiązku i odpowiedzialności. Tymczasem on... jak bezpański , okaleczony pies włóczył się po trakcie... renegat bez stada... A przecież samotność w tych czasach przeczyła zdrowemu rozsądkowi. Przeczuwał, że wydarzy się coś złego... Szukał źródła tego niepokoju i przyszedł mu na myśl tylko jeden człowiek. Człowiek, który mógł zawrócić go ze straceńczej drogi lub strącić w otchłań. Nie wiedział tylko czy jest on aniołem, czy zaś demonem? Musiał się o tym ostatecznie przekonać. Spiął wierzchowca i z dzikim grymasem na bladym obliczu ruszył w ciemność.

„Chaos naznaczył cię w mroku, ale to ty zdecydujesz,
czy chcesz pozostać w ciemnościach czy pójdziesz w stronę światła. To twój wybór, ale wiedz, że swego przeznaczenia nie zmienisz”.


Teraz...

Podróżował z towarzyszem, z którym zbratały go ścieżki przeznaczenia. Choć należeli do innych ras, nawiązała się między nimi nić porozumienia. Obaj stanęli przeciwko siłom Chaosu, obaj czuli powołanie w tej walce, obaj nie mieli litości... Bezwzględni dla wrogów. Wolkenowi ciągle doskwierała myśl, że zostawił drużynę. Zawiódł ich, siebie i mniszki z klasztoru św. Margarity. Gniew na wyroki losu stopniowo mijał, wiara tliła się jeszcze w sercu grzesznika. Chociaż jej płomień był chwilami wątły, narażony na powiew nieczystych sił, to Ostlandczyk nieustannie opierał się i nie poddawał spaczonym podszeptom. Gniew przekuł w oręż, nienawiść splamiła zbrocze miecza krwią kultu zepsucia, choroby i rozpusty. Wstrzemięźliwość, niezłomność i mężny duch, przeczyły zmęczonemu ciału i zgnębionemu umysłowi. Nie pozwoliły, by wojownik pogrążył się w szaleństwie i desperacji. Chciał ugruntować tę zmianę, dlatego podążał do Nuln, usilnie pragnąc odzyskać szacunek kompanów, jednak przede wszystkim - szacunek do samego siebie.

Dotarcie do miasta okazało się trudniejsze niż przypuszczał. Proporce imperialnych prowincji łopotały na wietrze. Szukał wzrokiem krwistoczerwonej głowy byka, lecz chwilowo nie dostrzegł znaku swej rodzimej ziemi. Próbował rozmówić się z żołdakami, choć wiedział, że wykonywali jedynie rozkazy wyższych rangą przełożonych.

- Miasto jest poddane kwarantannie? - zapytał jednego z wojskowych o mniej hardym obliczu. - Szukam swoich towarzyszy, którzy tam przebywali. Jeden z nich jest kapłanem, wiernym sługą Sigmara. Czy jakieś wieści z miasta, listy są przesyłane do posterunków? Poczta świątynna działa?

Zamierzał również rozejrzeć się po obozowisku. Posłuchać plotek, wszak za wojskiem zwykle ciągnęły tabuny różnej maści łotrzyków, handlarzy, pachołków, wszetecznic i innych maruderów. W takim barwnym tłumie nawet elf i albinos nie powinni szczególnie rzucać się w oczy. Rozeznanie się w aktualnej sytuacji powinno być pierwszym zadaniem, a ludzie mieli skłonności, by memlać jęzorami. Trochę alkoholu, żyłka hazardu zachęcało i wielce sprzyjało gadulstwu. Należało jedynie bacznie słuchać i wyłowić informacje przydatne, choćby o ostatnich grupach uciekinierów z Nuln.

Kiwnął w stronę Marvala. Zdążył przyzwyczaić się do nowego kompana, który także zdawał się wnikliwym obserwatorem ludzi i charakterów. To tylko mogło im pomóc w obecnej sytuacji.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 05-08-2020 o 23:00.
Deszatie jest offline