Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2020, 00:16   #8
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Krassenburg tymczasem czekał.

Krassenburg leżał na ważnym kiedyś szlaku handlowym, nad rzeką Maarten. Miasto korzystało na dobrym położeniu geograficznym, rozwijając się prężnie. Kwitła współpraca z krasnoludami, którzy tędy kierowali swoje karawany kupieckie w głąb Imperium. Pieniądze płynęły szerokim strumieniem, a Pfaffenberger zamartwiał się rosnącym znaczeniem Krassenburga. Do czasu.
Miasto z czasem zaczęło chylić się powoli ku upadkowi. Trasy karawan zmieniły się, przesunęły do Pfaffenbergu, głównie dzięki specjalnej wyciągarce wybudowanej przez krasnoludów pomiędzy dwoma pobliskim jeziorami. Barki są przeciągane na wózkach po ułożonych torach za pomocą silników parowych. Spora grupa mieszkańców o swoje problemy oskarża więc krasnoludów, nie zauważając przy tym głównego winowajcy, hrabiego Radegunda Olivera Thijmana von Pfaffenbergera, który jedną decyzją odciął od pieniędzy z handlu i podatków zagrażające jego pozycji i władzy miasto i przesunął te finanse do swojego skarbca.
Tam właśnie mieli się udać Pergunda, Gerhardt i Garil.

Pierwszy etap podróży zaczął się od niespodziewanie dobrej pogody. Droga na Krassenburg wiodła przez zagospodarowane pola i pomniejsze sioła otaczające Pfaffenberg, aż powóz dotarł do przeprawy na rzece.
Koniecznym okazało się wyjście z powozu, by woźnica wprowadził zwierzęta i pojazd na pokład promu. Potem Richter musiał uszczuplić służbową sakiewkę o opłaty za każdą nogę, w tym i końską, a także za każde koło. Gerhardt rozstawał się z monetami bez żalu, a nawet z pewną satysfakcją. Po pierwsze, pieniądze nie były jego. Po drugie - cieszył się, że jego pomysł racjonalizatorski dotyczący opłat przeszedł. Wcześniej płacone było od wozu, więc sprytni kupcy przed mostami i promami przypinali wszystkie wierzchowce do pojedynczego wozu, by płacić tylko za niego, a wszystkie juczne konie udawały pociągowe. Przewoźnik mógł zionąć alkoholem i lekko się zataczać, ale liczyć potrafił nadzwyczaj dobrze, jak się okazało. Dopiero wtedy pasażerowie mogli - oczywiście pieszo - opuścić pomost i zaokrętować się. To miał być krótki rejs po niezmąconej wiatrem tafli wody.
Krasnoludowi jednak niewymownie się dłużył. Miał pewne trudne do wytłumaczenia opory by zagaić rozmowę z piękną panną z wyższych sfer. Hrabianka zdawała się to w pewien sposób ułatwiać. Obaj mężczyźni nie spotkali jeszcze nikogo, kto w tak lekki i niezobowiązujący sposób potrafiłby “pierdolić o niczym”, jak to się zwyczajowo nazywało. Zwracała uwagę na kształt chmur, opisywała krajobraz słowami w rodzaju “ocean kwiatów”, choć było widać od razu, że to nie woda, albo chociaż bagno, ale zwyczajna łąka z zielskiem. Albo “strzeliści strażnicy dawnych dziejów”, co po pewnej chwili okazywało się topolami, które dodatkowo nie wyglądały, aby pilnowały czegokolwiek i oczywiście nie były uzbrojone. Kto z resztą uzbrajał by topole i po co? Pergunda cytowała też wiersze. Większość brzmiała jak w obcym języku, a jeden nawet był w takowym. Opisywał podobno piękno szumiących sosen i brzmiał mniej więcej:
szszszszszszssssszszszszszszsssszsssszsz
szszszszszszszssssszszszsz
szszszszszszszszszszszszsss
szszsszszszszssssszszszszszszssssssz

Garil z Gerhardtem mogli się też dowiedzieć że mieszkańcy jakiegoś dziwnego regionu Kislevu, mówiący w tym właśnie szeleszczącym dialekcie nader często od tego sosnowego szumu odbierali sobie życie. Wtedy to Garil skojarzył, że część z tego co Pergunda mówiła przypominało kislevskie słowa, takie jak “sosna”, “szelest” lub “szmer”, ale bez wątpienia, albo dialekt był dziwny, albo hrabianka nie miała pojęcia co mówi.
Wizyta na promie spowodowała kolejny wybuch entuzjazmu na temat “rześkiego wiewu chłodu” i “upojnie dalekiego horyzontu” oraz nad wyraz głośnej uwagi, że “ostry cień mgły” to metafora pusta i pozbawiona głębszego sensu.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline