Wieczór - karczma "Dziki Pies"
Budynek karczmy był całkowicie drewniany. Z zewnątrz drzewo było już pociemniałe od zmian pogody, w środku jednak było jasne, niezniszczone. Starannie uporządkowana izba główna z rozstawionymi po bokach drewnianymi stołami i ławami sprawiała wrażenie bardzo przytulnego miejsca, zwłaszcza że w promieniu kilkunastu kilometrów nie było żadnego innego zajazdu, a ten tutaj cieszył się dobrą sławą. Nirel wszedł do środka, usiadł na jednej z ław i zamówił jedzenie: - Podaj mi no talerz ciepłej strawy. Będzie mięso to dobrze, dołóż porządną porcję. A i piwo nie zaszkodzi. Wezmę jedną pointę.
Chłopak uwinął sie szybko i po kilku chwilach przed sokolnikiem stał talerz z parującą strawą i kufel piwa. Kilka chwil później do budynku wszedł kolejny gość. Był to wysoki blondyn z tatuażem na twarzy. Wyglądał niczym artysta z jakiejś wędrownej trupy, takie przynajmniej sprawiał wrażenie jeśli chodzi o strój. Przeczył jednak temu bogato zdobiony wschodni miecz przewieszony przez plecy młodzieńca. - Arendarzu, kufel piwa, i miskę strawy – zakrzyknął do karczmarza po czym bezczelnie przysiadł się do sokolnika. - Witam nieznajomy, nazywam się Mi Raaz. Czy mogę Ci towarzyszyć w czasie posiłku?
- Siądźże druhu, dobre towarzystwo nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Zwą mnie Nirel. Jakieś wieści z podróży?
W chwili gdy kończył te słowa do karczmy zawitał kolejny gość, dość nietypowy gość można by powiedzieć. Był to bowiem całkowicie bezwłosy krasnolud o czerwonych oczach. Na widok przybysza ludzi zamilkli, a po chwili rozległy się szepty w stylu: To znamiona chaosu. Dziwoląg, wynaturzenie – czy też bardziej odważne – Demon, trzeba zwołać inkwizycję. Spalmy go – lecz jedno spojrzenie czerwonych oczy wystarczyło by ukrucić fantazje pozostałych gości. Jednak nasz cyrkowiec nie zważył na przybysza i kończył swą mowę. - Miło poznać. Eh, co tu dużo gadać, zapuściłem się w góry, zabrałem trochę za skromne zapasy i teraz muszę się zatrzymać. Przynajmniej pod dachem mnie wilcy nie zjedzą - zaśmiał się na samą myśl, że wilki mogły by go przestraszyć. - Wyście człowiek lasu, to widać od razu. Cóż zatem was przyciąga do siedliszcza ludzi? Czyż jedzenia nie macie dostatek pośród drzew? Słyszałem, że pono druidy to i kore wcinają coby głodu nie cierpieć, ale pewno więcej w tym miejskiej legendy niźli prawdy. - Mi Raaz odwrócił się, w stronę nowego przybysza.
- Ooo, toż nawet demony tę karczmę nawiedzają - uśmiech nawet na chwilę nie zniknął z jego twarzy[i] - Czyż tu tak dobre piwo serwują? Arendarz, co tam tak ślamazarnie z tą strawą, toż to w piekle czekają na gorące skwarki w kaszy! A ty biesie, może dołączysz do nas? Toć ciekaw jestem skąd ty u nas, bom jeszcze takiego diabelstwa nie widział.
Karczmarz trochę przestraszony widokiem dziwacznego krasnoluda chwilę się wahał po czym osobiście podał strawę i piwo nowoprzybyłym. - Gdyby trza było jeszcze czegoś, zawołajcie panowie – powiedział lekko trzęsącym się głosem i oddalił się za bar, obsługiwać pozostałych gości. A było ich kilku.
__________________ Szczęścia w mrokach... |