Yazzaer czuł się nieco zmęczony. Ostatnie dni i tygodnie spędził na walkach, ucieczkach, atakach i wycofywaniu się. I miał cichą nadzieję na dzień lub dwa odpoczynku - w ciszy i spokoju, by móc nabrać sił i ochoty na kontynuowanie mających odwlec nieuchronny koniec działań.
W tym obozie znalazł się po raz pierwszy i (jak sądził po pobieżnym rozejrzeniu się) nie znał tu nikogo, prócz (najpierw ze słyszenia, a teraz już osobiście) Terrtha Vuothreila. To jednak nie była znajomość, z którą można było cokolwiek zrobić w wolnej chwili - na przykład iść na piwo czy panienki.
Oczywiście było rzeczą jasną, że po dwóch-trzech dniach pobytu Yazzaer pozna większość z obecnych tu osób, na razie jednak nie dano mu na to szansy, bowiem został "zesłany" w towarzystwo podobnych sobie osobników bez przydziału i miał czekać nie wiadomo na co...
- Yazzaer Vrinn - przedstawił się, po czym wszedł do namiotu i zostawił tam swoje rzeczy, kładąc je obok jednego z dwóch wolnych posłań.
- Długo tu już jesteście? - spytał, gdy wrócił do ogniska i zajął miejsce obok pozostałej czwórki.
Zbyt wielu informacji i poglądów nie mogli wymienić, bowiem przy ich ognisku zjawił się nagle jasnoskóry elf z informacją i prezentem - zapowiedzią czegoś być może ciekawego, a z pewnością trudnego.
- Dziękujemy. - Yazzaer podziękował nie tylko słowami, ale i uśmiechem, do którego dołączył lekkie skinienie głową.
Gdy tylko elf sobie poszedł Yazzaer wyciągnął kubek i bez wahania napełnił go złocistym płynem.
- Z pewnością nadeszły dla nas ciekawe czasy - powiedział. - Za udane wspólne przygody - dodał unosząc kubek.