Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2020, 14:54   #2
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Qwerty stał na zielonym wzgórzu. Długa, nieskoszona trawa zarastała ogród. Było jasno jak w dzień i rzeczywiście na niebie widniała złota tarcza słońca. Mimo to wampir nie palił się. Jak to możliwe? Czyżby niepostrzeżenie osiągnął Golcondę? A może stał się na powrót człowiekiem? To wszystko zdawało się jednak mało prawdopodobne. Uiop podparł dłoń o biodro i zerknął raz jeszcze na roziskrzony owal. Słońce? Hmm… Może to było po prostu żółtko jaja? Wielkiego i lewitującego w przestworzach? Hipoteza wydawała się kusząca, lecz i z niej zrezygnował. Kiedy zmrużył oczy, dostrzegł, że kula wcale nie była do końca kulą. Posiadała osiem ramion. Prawie miała twarz oraz imię. Mi… Mitra? Qwerty podniósł dłoń, chcąc dotknąć blasku. Wspomnienia grały na skraju jego podświadomości, jednak wciąż były niedostępne. Smutek.

Kiedy zamrugał, złota plama nie była już słońcem, a ogromnym, przeraźliwie intensywnym reflektorem. Wiązka promieni biła po oczach. Qwerty czuł chłód oraz bliskość ciał innych Spokrewnionych. Wnet jednak powrócił na swoje zielone wzgórze. Czuł się na nim bezpieczniej.

Stał tutaj dom.


Qwerty opuścił na niego wzrok. Ściany wiły się i przemieszczały. Z każdym mrugnięciem rezydencja wypaczała się coraz bardziej. W pewnym momencie Uiop odniósł wrażenie, że pęknie na pół i wyleją się z niej wszystkie meble. Wtem jednak powróciła do wyjściowego stanu. Od nowa zaczęła wykręcać się i przekształcać z podobną, niespieszną dynamiką.

Wnet drzwi otworzyły się i wybiegły z niej różnorakie cienie. Miały wyciągnięte w jego stronę dłonie. Zdawały się całkiem przyjazne.
- Qwerty, Qwerty! – powtarzały. – Uiop Qwerty! Qwerty Uiop!
- Qwerty! Uiop! – krzyczały nadal. – Witaj z powrotem! Z powrotem w pajęczynie. W pajęczynie z powrotem!
- Uiop-Uiop. Uiop-Uiop. Długo cię nie było. Ale już jesteś z powrotem. Tęskniliśmy! Uiop!
- Sieć szaleństwa nie była taka sama bez ciebie, Qwerty! – rzucił jeszcze inny cień.
Jego imię i nazwisko z jakiegoś powodu zdawało się śmieszyć Malkavian.

Cieniste postacie chwyciły się za ręce i zaczęły tańczyć dookoła Uiopa. Ten natomiast podniósł dłoń i pomasował skroń. Rozbolała go nieco głowa.
- Ja… ja chyba byłem w torporze… - mruknął. – Tęskniłem za wami, bracia i siostry. Chyba. Nie pamiętam.
- Qwerty!
- Malkavian to najlepszy klan w całym wszechświecie! – ktoś niespodziewanie zapiał niczym kibic w trakcie meczu ulubionej drużyny. – W całym wszechświecie! I okolicach!
- Uiop! – zaskandowano.
- Oraz we wszystkich równoległych rzeczywistościach!
- Qwerty!
- I w naszych snach!
- Uiop!
- Oraz koszmarach... – szepnął nieco skonfundowany Kainita.
- Tańczmy-tańczmy! Tańczmy-tańczmy!

Qwerty wstąpił do kółka, chwytając ręce dwóch kolejnych cieni. Dołączył do grupy. Sieć rozrastała i kiedy Malkavian przymrużył oczy, prawie był w stanie dojrzeć kolejnych Spokrewnionych. Pajęczyna rozciągała się i obejmowała cały świat, a przynajmniej docierała tak daleko jak zasięgi klanu. Qwerty przeczuwał jednak, że kiedy tylko przebudzi się, poczucie tej wspólnoty zostanie zepchnięte głęboko do jego podświadomości. Może nawet nie będzie o niej pamiętał. Gromada tańczyła dookoła własnej osi, ale również kierowała się w stronę domu. W pewnym momencie Qwerty przekroczył jego próg, nie puszczając dłoni braci i sióstr…

Szkarłatna krew zalała wszystkie kondygnacje budynku. Ściany i sufit zaczęły nią ociekać, barwiąc wszystko tym jednym kolorem. Uiop obracał się dookoła własnej osi, czując coraz większą fascynację. W tle zagrzmiał donośny ryk Bestii.
Malkavian budził się.
Otworzył oczy.

Powrócił.


Qwerty oblizał wargi. Vitae zaczęła wsiąkać w jego ciało. Rozejrzał się dookoła. Ujrzał, że czarnoskóry ruszył napoić kolejną osobę leżącą na metalowych stołach.
- Nie… ćśś… Wróć tu… daj mi więcej… Nie potrzebujesz karmić nikogo więcej… Starczę ci tylko ja… Tylko daj mi… więcej…
Poruszył się w malignie. To była tortura. Jeden kielich na szóstkę Spokrewnionych? Bestia nie akceptowała takich głodowych porcji. Spróbował się wyswobodzić z więzów, ale był na to za słaby. Posiadał niezwykle atrakcyjne, proporcjonalne ciało. Był przystojnym mężczyzną, który zwracał uwagę swoim pięknem. To chyba nijak nie liczyło się dla czarnoskórego, bo ten najwyraźniej nie pragnął go dodatkowo odżywić. W jakim języku śpiewał? Malkavian starał się to ustalić. Może gdyby sam w nim przemówił, nieznajomy skłoniłby się ku jego prośbom? Qwerty rozpoznał łacinę. Co nie do końca pomogło, bo nie umiał mówić w tym języku.

Uiop rozejrzał się dookoła. Chciał spostrzec, czy w otoczeniu były jakieś inne osoby. Pragnął napotkać żywych ludzi. Qwerty miał nadzieję usłyszeć również jakieś głosy czy cokolwiek dobiegającego z sąsiednich pomieszczeń. O ile tu jakieś były. Każda, nawet najmniejsza przesłanka, że wkrótce zaspokoi Głód, ucieszyłaby go niezmiernie…
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 28-09-2020 o 17:40.
Ombrose jest offline