Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2020, 21:40   #1
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Bastion - przez ostępy Ostlandu, jesień

Miejsce: Ostland; Zamek Lenkster; karczma “U Madeja”
Czas: 2519.VIII.33 Agnestag (7/8); popołudnie
Warunki: gwar karczmy, jasno, umiarkowanie na zewnątrz pogodnie, zimno, umi.wiatr


Wszyscy



Zbliżał się festyn. Tego nie dało się przegapić. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że nadchodzący dzień będzie odmienny nawet w skali roku niż zwykły Festag. W końcu jesienna równonoc była tylko raz w roku. Symboliczny i mistyczny koniec lata a początek jesieni. Po tym dniu kawałek po kawałku noc, ciemność i chłód będzie zdobywać coraz większą przewagę nad dniem, światłem i ciepłem. Będą jeszcze ciepłe dni, będą słoneczne ale coraz wyraźniej będzie też odczuwalna jesienna szaruga.

I cały Stary Świat szykował się na ten jutrzejszy dzień by oddać hołd dobrym bogom. Pojednać się z nimi, zyskać sobie ich przychylność w nadchodzącej słocie oraz zimie jaka przyjdzie jeszcze później. Każdy więc szykował się na swój sposób. Gospodynie piekły ciasta i słodkości na jutrzejsze święta, sprzątano domy i zagrody, przystrajano je jesiennymi kwiatami, wstążkami i gałązkami. Ci bardziej pobożni wznosili modły i pościli aby naszykować ciało i ducha na jutrzejszy dzień święty. Znoszono też drwa na tradycyjne stosy ofiarne jakie miały zapłonąć jutro aby uczcić Rhyę Matkę Jesiennych Zbiorów. Na podgrodziu Lenkster i na samym zamku szykowano miejsce gdzie miały się odbyć tradycyjne procesje przekazania władzy nad światem. Czas Taala i Rhyi się kończył a zaczynał czas Ulryka.

Wydawało się, że zwłaszcza na podgrodzie tłumy gęstnieją z każdą godziną. Zwłaszcza ostatniego dnia przybywali podróżni i ci z okolicy aby oddać cześć bogom, skorzystać z okazji do odwiedzin czy załatwienia interesów. Zjeżdżali się więc lokalni chłopi jak i cyrkowcy, pielgrzymi jak i kapłani, za dużymi i małymi sprawami. Cała pstrokacizna powoli spływała i osiadała w Lenkster, zwłaszcza na podgrodziu. Więc się robiło ludniej, ciaśniej, gwarniej i weselej. Zaczynała się ostatnia noc tego lata. Pogoda sprzyjała bo od rana była całkiem ładna, słoneczna pogoda. Chociaż już dość chłodna, dało się wyczuć oddech jesieni na karku.

Wszystko wskazywało na to, że wynajęci przez wolfenburski ratusz śmiałkowie ruszą wkrótce dalej po Przekwitaniu. Dzień, dwa, tydzień po jesiennej równonocy. Gdy zbiorą odpowiednią ilość wskazówek gdzie powinni szukać drogi do zaginionej przed wiekami twierdzy. Ale na razie jak przystało na uczciwych i bogobojnych poddanych imperatora to zostało im święcić dzień święty jaki miał się zacząć jutro. Tym bardziej, że w dzień święty poza gospodami, burdelami i świątyniami to reszta i tak będzie zamknięta. Na razie mogli odpocząć, pomodlić się i przygotować by oddać cześć bogom w ręce których mieli w najbliższych tygodniach złożyć swój los śmiertelnych zmagając się z leśnymi i górskimi bezdrożami podczas coraz krótszych dni.


Karl



Na dziś już można było sobie dać spokój ze ślęczeniem nad papierzyskami. Nawet Stephan dał sobie już siana. A poniekąd ich grzecznie ale stanowczo wyproszono z biblioteki bo uczeni też musieli się przygotować do jutrzejszego święta. Dlatego jutro biblioteka jak i większość urzędów będzie zamknięto. Dzień święty w końcu. I niejako dlatego dzisiaj u Madeja wylądowali trochę wcześniej niż ostatnio i byli w komplecie.

Wczoraj i dzisiaj przesiedzieli nad stołami w zamkowej bibliotece. Głównie Karl i Stephen bo reszta jako niepiśmienna nie była zbyt pomocna w takich poszukiwaniach. Za to życzliwość okazywali ludzie nauki którzy pracowali w tym miejscu jak tylko mogli okazywali swoją pomoc w tych poszukiwaniu dawno zaginionej wiedzy.

Wydawało się, że Stephen jest w swoim żywiole w tej bibliotece i mógłby tu zostać na stałe. Tladin też znikał na całe dnie celebrując okazje ze spotkanymi tutaj khazadami. Nawet coś proponował, że mógłby zostać by założyć tutaj jakiś punkt kontaktowy tak w połowie drogi do Wolfenburga i gdzieś w górskie ostępy. Gdzie dokładnie był kiedyś ten bastion to nadal niezbyt dokładnie wiedzieli. Mapy nie okazały się zbyt pomocne. W większości na nich nie było żadnej górskiej twierdzy a te na których coś było to gdyby traktować je poważnie to ów górska twierdza wędrowałaby po całych górach. Raz była przy samej ostlandzkiej granicy, raz przy hochlandzkiej albo jeszcze przy Middelandzie. Ot, gdzie kartograf miał fantazję sobie walnąć ten zameczek to go tam sobie malował. O ile w ogóle zawracał sobie nim głowę by go malować bo przecież w tych pustych górach można było walnąć jakąś maszkarę albo mądrą sentencję a nie coś tak legendarnego jak górski zamek.

Dużo bardziej obiecujące wydawały się ówczesne kroniki i latopisy. To jednak było bardzo żmudne zajęcie, trzeba było mieć iście mnisią cierpliwość. Do tego nie zawsze było oczywiste jakie wydarzenia i miejsca są opisywane na kartach historii. Niemniej przez ostatnie dwa dni obaj ze Stephenem zaczęli robić jakieś postępy. Może jeszcze parę dni ślęczenia nad starymi księgami, rozmów z bibliotekarzami którzy okazywali się bardzo pomocni w tłumaczeniu co jest co w tych opisach zdarzeń, miejsc i osób i coś się wyklaruje. To taki dzień rozrywki jak dzisiejszy wieczór i jutrzejsze święto nawet by się przydał zająć się czymś przyziemnym i dać oczom odpocząć. Właśnie siedzieli razem przy stole gdy okazało się, że do baru podszedł jakiś zbrojny legitymujący się listem żelaznym z wolfenburskiego ratusza. Zresztą może i ich szukał bo Madej wskazał właśnie na ich stół.



Anthon



Anthon nie miał większych kłopotów by dołączyć do tej części wyprawy jaka wyruszyła z Wolfenburga w czasie żniw. Co prawda w ratuszu nikt nie miał pojęcia jaką dokładnie trasę obrała wyprawa w góry ale wiedzieli, że zrezygnowali z opcji rzecznej i ruszyli traktem. Coś co Ostlandczycy nazywali tutaj traktem w Reiklandzie wołałoby o pomstę do nieba. Chyba między wioskowe drogi bywały lepiej utrzymane niż ten “trakt” co to wyglądał jakby po prostu wozy i reszta dotąd jeździły przez las aż się zrobiła błotnisa przesieka. Z prawdziwym traktem to zbyt wiele nie miało wspólnego. A zwłaszcza jak się robiła słotna pora roku to się robiło to uciążliwe.

No ale jakoś podróżował. Pieszo, czasem ktoś go podrzucił kawałek ale głównie pieszo. Jak pieszo to wcale nie było łatwo iść przez te błoto zalegające na “trakcie” i ciężkiej kolczudze, pawęży, włóczni i całej reszcie ekwipunku który nie był jakoś specjalnie ciężki jak leżał w pokoju, karczmie czy na wozie ale jak go się dźwigało na grzbiecie to już było co dźwigać i zaczynało się robić nieprzyjemnie. Zostawała nadzieja, że jak w końcu dogoni swoich poprzedników to się załapie na wożenie tyłka dwukółką. Wiedział, że powinien kierować się na zachód, do Lenkster. Tam powinny być archiwa i tam w wolfenburskim ratuszu spodziewano się, że ruszy wyprawa śmiałków aby zasięgnąć jakichś informacji o owym Bastionie. Ostatnie dni podróżowało się o tyle pewniej, że jego poprzednicy zostawili po sobie wyraźny ślad żelaznego glejtu po gospodach w jakich żądają prawa gościny. No i gdy jeszcze sam okazywał podobny glejt robiło się to dość proste. Zbliżał się do nich gdy już wjeżdżał do Lenkster to tamci mieli może dwa czy trzy dni przewagi. A należało się spodziewać, że zbliżający się jesienny festyn zatrzyma ich co nieco.

Gdy dzisiaj pod koniec dnia wszedł na to podgrodzie ujrzał ponurą bryłę potężnej twierdzy Lenkster. I mrowie takich jak on przybyszów co przybyli oddać cześć dobrym bogom, podziękować za dotychczasowe plony i poprosić o opiekę na zimowy sezon jaki symbolicznie zaczynał się po jutrzejszym dniu. Można powiedzieć, że dotarł do zamku w ostatniej chwili. W sam raz by spróbować znaleźć wolne miejsce dla siebie i jutro oddać cześć bogom jak należy.

Koniec końców szukając swojego miejsca w życiu, przynajmniej w tym wycinku, trafił do Madeja. Przy okazji odkrył, że w okolicznych karczmach jego żelazny list respektują chociaż wrażenia on jakoś specjalnego nie robi. Zresztą jak na razie od wyruszenia z Wolfenburga jeszcze nie natrafił na karczmę gdzie by nie respektowali tego glejtu z ratusza. No a u Madeja właśnie jak pokazał ten glejt to karczmarz wskazał mu na jeden ze stołów obsadzonych przez pstrokate towarzystwo co niby też miało taki ratuszowy glejt.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline