Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2020, 05:03   #3
Umai
 
Umai's Avatar
 
Reputacja: 1 Umai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputację
Teksas potrafił zaskoczyć człowieka upalną, wysysającą siły aurą. Lata były tam upalne i słoneczne, często zniechęcając do wychodzenia z przyjemnie chłodnego domu dalej niż na pięć kroków. Tamiel nie straszny był gorąc, ani prażące słońce, ale to, co wyprawiało się w tej okolicy, przekraczało jej normy tolerancji. Nie chodziło nawet o wysoką temperaturę, a o wysoką wilgotność powietrza, sprawiającą, że oddychało się ciężko i cały czas miało się wrażenie oblepienia ni to potem, ni skroploną z samej atmosfery wodą. Ciało szybciej się męczyło, łatwiej odwadniało, przez co każdy, nawet najmniejszy wysiłek, urastał do rangi spaceru zdrowia dawnych jednostek specjalnych… o Quirke dało się wiele powiedzieć, ale nie to, że aspiruje do miana przedwojennego komandosa, bądź jakiegokolwiek tytułu wojskowego. Dla niej poruszanie w parnych warunkach było czystą mordęgą i co dzień dziękowała Bogu za spotkanie Westa i jego bryki. Bez nich przedzieranie na piechotę po tropikalnym rejonie równałoby się samobójstwu.

Dobrze że znaleźli ten bar, nazwany na cześć dwóch postaci z kreskówki stworzonej jeszcze w XX wieku, przez duet rysowników Hanna & Barbera.
- Mam szczerą nadzieję, że jutro nie będzie lało - Tamiel uśmiechnęła się za plecy, tam gdzie drugi Teksańczyk grzebał w furze, wyciągając z niej ostatnie tobołki należące do dziewczyny. Przez całe zaaferowanie z wynajmowaniem pokoju i późniejszą “godziną dla urody”, podczas której blondynka siedziała w najciemniejszym kącie baru popijając zimny sok owocowy starając się nie poruszać i przestać pocić na potęgę, zabranie ekwipunku do pokoju zeszło na dalszy plan, aż do teraz. Oczywiście wystarczyła sama myśl, że musi w tej duchocie cokolwiek ciężkiego targać po schodach sprawiła, że już się zmęczyła. Zrobiła więc to, co w podobnych sytuacjach zawsze ratowało jej skórę: poprosiła kogoś, czy byłby tak miły i pomógł z relokacją sprzętu. Tak oto razem z Grimem wylądowali przed barem - on wyciągał toboły, a ona stała mu za plecami, spoglądając na pracę z zachwytem i wdzięcznością damy ratowanej z opresji.

- Dobra, to chodź. - Grim jak zwykle nie był zbyt wylewny. Gdy upewnił się, że mają klucz do wynajętego pokoju złapał za swoje i nieswoje torby i plecaki by dać znać, że czas ruszać na podbój własnego pokoju. Przechodząc obok baru zerkał z zaciekawieniem na to tubylcze towarzystwo co chyba właśnie zaczynało jakieś swoje wieczorne pląsy.

- Dziękuję, nie wiem jak bym sobie bez ciebie poradziła - Quirke szła za nim, uśmiechając do jego pleców i też zapatrzyła się na pierwsze oznaki szykujących się zabaw. O ile ludzie w tym klimacie jeszcze mieli siłę na spontaniczną zabawę.
- Brzmi dobrze - dodała, bo jej głowa sama zaczęła się kiwać w przód i w tył, mimo że muzyka była inna od tej z domu.

- No. Nieźle. Całkiem nieźle. - zgodził się Teksańczyk rzucając spojrzeniem na klaszczące i tańczące kelnerki oraz ich kolegów co nie wiadomo skąd jeden wyjął gitarę a drugi ustną harmonijkę co w połączeniu z klaskaniem i tupaniem w prawie magiczny sposób wyczarowywało całkiem udaną muzykę. Ale ta trochę przycichła gdy wyszli z głównego budynku i ruszyli na zewnątrz do wynajętego hotelu. Jak klasyczny motel były to rzędy dość krótkich, piętrowych budynków gdzie były pokoje do wynajęcia na parterze i na piętrze. Dobrą stroną było to, że pokojów było więcej niż gości więc można było sobie wynająć co się chciało.

- Chcesz tam wrócić? - zapytał gdy szli przez błotniste podwórko co wciąż było mokre po dopiero co zakończonej burzy. Burza jednak oczyściła ten zaduch jaki panował tu nieustannie i chociaż chwilowo było nieco lżej iść, oddychać i w ogóle być.

- Wypadałoby, prawda? - odpowiedź pytaniem na pytanie nie była zbyt kulturalną opcją, lecz Quirke po nią sięgnęła, żeby zyskać na czasie. Zbliżał się wieczór, niedługo nadejdzie noc i pora snu, a oni wynajęli jeden pokój, lecąc na znanym im schemacie trzymania się blisko podczas podróży. Ale to do końca nie sprawdzało się podczas postojów. Do tego muzyka grająca coraz ciszej za ich plecami nie pozwalała się tak do końca skupić. Przynajmniej zielonooka blondynka miała z tym problem, myśli ciągle uciekały jej do przodu, tak samo jak oczy.
- Niegrzecznie byłoby się zmyć i nie wypić z resztą chociaż jednego drinka - rzekła spokojnie, potrząsając głową. Upalny klimat miał też masę plusów, chociażby taki, że o wiele lepiej funkcjonowało się Grimowi w podkoszulku, niż ciężkiej, skórzanej kurtce z gwiazdą Texas Rangers w klapie nad sercem. Tamiel byłaby hipokrytką i kłamcą, gdyby udała że nie ma na co popatrzeć, a skoro szła z tyłu, bez skrępowania gapiła się na widoczne spod ubrania ciemne linie tatuaży… i wtedy wrócił temat noclegu.
- Tak sobie pomyślałam - zaczęła nie zmieniając intonacji - Z automatu wzięliśmy wspólny pokój, ale jeżeli cię to krępuje… porozmawiam z Ritą, albo Melody. Choć chyba lepiej z Melody - zaśmiała się cicho, wiedząc że ich ponura, bladolica towarzyszka prędzej sama się przebije nożem, niż im ściągnie do pokoju dodatkowe towarzystwo.

- Mówili, że to dwójka. Jak dwójka to w sam raz na nas. - zatrzymał się przed drzwiami pokoju jaki wynajęli. Położył jedną torbę i sięgnął po klucz aby otworzyć drzwi. Chwilę potem już byli w środku. Bez większej refleksji Grim położył wszystkie torby na bliższym łóżku. Wyglądało, że faktycznie dwójka, przynajmniej na dwa łóżka. Jakaś szafa, mała toaleta, jakby przymknąć oko na ablucje w misce i wiadrze można by udawać, że jest jak przed wojną. Do tego jeszcze ze dwa krzesła, stół i w ogóle jak na spędzenie postoju na jedną noc to wyglądało to całkiem obiecująco.

- Reszta chyba sobie poradzi z wynajęciem pokoju.
- mruknął gdy już mniej więcej obejrzał cały pokój i widocznie nie uważał by musieli kłopotać się kolegami i koleżankami z tym wynajęciem pokojów. A ten na ich dwójkę wydawał się w sam raz.

- To co? Wracamy? Czy chcesz coś na miejscu porobić? - zapytał kładąc dłonie na swoich biodrach. Właściwie to punkt z zostawieniem swoich rzeczy w swoim pokoju mieli właśnie odfajkowany.

- Tak… - w ostatniej chwili dziewczyna ugryzła się w język, aby nie powiedzieć tego, co naprawdę chodziło jej po głowie, gdy patrzyła mu w twarz. Przełknęła ślinę, przechodząc szybko pod łóżko i zgarnęła jedną z toreb po drodze. Długie blond włosy po części zasłoniły czerwone policzki i delikatną twarz ozdobioną zażenowanym uśmiechem.
- Znaczy tak, wracamy… jeśli chcesz - odpowiedziała wreszcie pełnym zdaniem, schylając się nad tobołem - Pozwolisz że się przebiorę i czy byłbyś… - zająknęła się, odchrząknęła i wyprostowała plecy, mnąc w palcach białą kulkę materiału.
- Odwrócisz się z łaski swojej? - poprosiła czując jak palą ją policzki - Jeśli chcesz… znaczy wracać. Chyba jestem ci winna drinka i naprawdę nieźle grają. Trochę jak w domu, co? Brakuje skrzypiec, ale i tak… jesteś głodny? - zalała go potokiem słów, maskując własne zdenerwowanie. Z jednej strony wypadało aby wyszedł. Z drugiej nie miałaby nic przeciwko…
- Naprawdę mogę pogadać z Melody, to nie problem. Nie chcę ci przeszkadzać, a widziałam jak parę kelnerek się na ciebie patrzyło. Będzie niezręcznie jeśli jakaś tu zakradnie się w nocy… do ciebie. Bo przecież nie do mnie - parsknęła zestresowana, chociaż udawała że wcale nie.

- No tak. Co my byśmy mogli robić tutaj w nocy we trójkę z jakąś kelnerką. - popatrzył na nią z lekkim i dość dyskretnym uśmiechem. Ze sporą dawką rozbawienia i ironii. Ale jednak odwrócił się plecami do niej i większości pokoju. Oparł się ramieniem o ścianę i prawie ostentacyjnie wyglądał przez okno na zajazd przed lokalem.

- Danny! - lekarka spiorunowała go wzrokiem i na chwilę się zapowietrzyła. Dla podkreślenia poziomu swojej bulwersacji, rzuciła w niego zmiętą koszulą dopiero co ściągniętą z pleców. zielony ciuch z naszytym nań czerwonym, szwajcarskim krzyżem uderzył Teksańczyka w plecy.
- Co ty za bezeceństwa wygadujesz… że niby… daj spokój - burknęła, zdejmując szybko resztę ubrań. Rzucała je na łóżko, aż została w bieliźnie. Wtedy dopiero wciągnęła przez głowę krótką, przewiewną biała sukienkę do połowy uda. Od razu zrobiło się lepiej.. niż w spodniach, butach i całej reszcie podróżnych ciuchów.
- Nie wiedziałam że tak się bawicie w tych Rangersach - prychnęła, wygładzając jasny materiał na brzuchu i obciągając go aby się dobrze ułożył - A tacy porządni i praworządni… kto by się spodziewał. Możesz się odwrócić.

Danny trochę się schylił jak oberwał w plecy rzuconą koszulką. Ale nie bardzo. W końcu nie był to poważny atak a jedynie wzmocnienie oburzonej wypowiedzi. Sprytnie jednak złapał spadający ciuch nie dając mu spaść na podłogę i go sobie rozwinął przed sobą jakby chciał się na spokojnie przyjrzeć temu ciuchowi. Sama dyskusja chyba bawiła go coraz bardziej bo się tylko roześmiał na to besztanie jakim blondynka próbowała go uraczyć.

- Oj tam tylko tak sami z kolegami, na wieczór kawalerski czy tam inną okazję. To która ci najbardziej przypadła do gustu? - zapytał bezczelnie dalej tocząc ten temat jaki widocznie go bawił niemożebnie. Korzystając z tego zaproszenia odbił się od ściany jaką dotąd podpierał i odwrócił się twarzą do współlokatorki i reszty pokoju.
- No. Bardzo ładnie. - pokiwał głową gdy ocenił wygląd anioła miłosierdzia w tej nowej kreacji. W końcu skłonił się lekko kapeluszem jak dżentelmenowi z południa wypadało na powitanie pięknej damy i wymownie podał jej swoją prawicę gotów aby ją wziąć do siebie i tak razem wymaszerować z pokoju.

Quirke stanęła w miejscu czerwona jak burak. Wciągnęła ze świstem powietrze, marszcząc brwi w groźnej minie. Która kelnerka się jej podobała? Co za niedorzeczność!
- Żadna, na litość boską! - fuknęła, uciekając oczami za okno, odruchowo tupnęła nogą i nerwowym ruchem zgarnęła jasne włosy za plecy - Nie… nie gustuję w kobietach panie Toth, nie w sensie… matrymonialnym i… Jezu Chryste, to nie na mnie się gapiły! Nie żartuj ze mnie! Że niby ja… i któraś z nich - pokręciła głową na tę niedorzeczność, patrząc skonsternowana na wyciągniętą dłoń kowboja - Nie podoba mi się żadna z nich, wolę cie… ekhm. - wzruszyła ramionami - Mam inne gusta. Wybacz proszę, że cię rozczarowałam.

Nie odezwał się z początku. Chociaż dalej miał minę jakby bawił się przednie. Ale po dżentelmeńsku nie komentował wypowiedzi blond koleżanki. Za to pozwolił sobie objąć jej ramię i tak ruszyli we dwójkę. Chociaż krok dalej musieli się zatrzymać. Jak na południowca przystało przepuścił partnerkę pierwszą i na trochę posypał im się ten zgrany duet gdy musiał zamknąć pokój. Ale gdy już to zrobił znów mogli wznowić marsz w kierunku głównego budynku tego obwarowanego lokalu. Znów słyszeli odgłosy muzyki, tym razem stopniowo coraz głośniejszą w miarę jak skracali dystans.

- Jesteś pewna? - zagaił jakby przez ten kawałek dumał nad tym co powiedziała wychodząc z pokoju. - Bo jak wiesz na kogo się one gapiły to by znaczyło, że chyba rzuciłaś na nie okiem. Raz czy dwa. Nie w sensie matrymonialnym oczywiście. - dorzucił aby uwzględnić zastrzeżenia jakie zdążyła zgłosić przed wyjściem z pokoju.

- Nie patrzyłam na nie - burknęła zła i zanim pomyślała co gada. Drgnęła, szczękami kłapiąc głucho zanim bardziej się skompromitowała. Szła sztywno obok Rangera, wzrok wbijając w ziemię i tylko oblizywała wargi co parę metrów.

- Aha. - pokiwał głową i znów ją przepuścił w drzwiach gdy wrócili do sali głównej. W międzyczasie impreza zaczęła się rozkręcać. Do dwóch muzyków doszedł trzeci jaki całkiem nieźle wybijał rytm zwykłymi kubeczkami uderzając nimi o kontuar. Trzy kelnerki nieświadome pewnie, że stały się podmiotem dyskusji powracającej do sali dwójki Teksańczyków nie mając partnerów do tańca utworzyły kanciaste kółko gdzie każda wesoło tańczyła sama ze sobą. Zgrabnie wywijając rączkami, nóżkami i biodrami. Tych paru gości których również zatrzymała popołudniowa burza w większości siedziało nadal przy swoich stołach albo rozmawiając ze sobą albo obserwując tą improwizowaną zabawę.

- To jak panno Quirke? Mogę zaproponować pannie drinka? - Danny gdy mniej więcej rozejrzał się po tej scenerii zwrócił się do swojej partnerki wskazując brodą na bar z kolorowymi drinkami.

Tamiel rzuciła okiem na stolik gdzie siedziała reszta ekipy i pomachała im wesoło ręką. Nie wyglądali jakby mieli zaraz zejść na miejscu, ani uschnąć od braku obecności pary Teksańczyków.
- Skoro pan nalega, panie Toth, oczywiście że panu nie odmówię - uśmiechnęła się lżej gdy patrzyła do góry na twarz towarzysza i zamrugała, dodając - Drinka. Jednego. Przecież nie ma pan w planach spicia bezbronnej, nieświadomej i samotnej kobiety, nieprawdaż? Poza tym wydaje mi się, że to ja miałam panu owego drinka postawić. Za wybawienie z opresji noszenia bagażu… więc uczyni mi pan tę przyjemność i da się zaprosić na drinka? - teraz ona wskazała gestem na bar.

- Nie wiem czy to był taki dobry pomysł. - kowboj z Texas Rangers co prawda wspaniałomyślnie dał się zaprosić do baru na drinka. Lub patrząc z drugiej strony sam zaprosił smukłą blondynkę w krótkiej kiecce na tego drinka. Ale gdy się znaleźli przy barze okazało się, że jest pusty.

- Obawiam się, że bez pomocy jakiejś kelnerki się nie obejdzie. - wyjaśnił przepraszającym tonem gdy znów jakoś tak dziwnie wrócili do punktu wyjścia. Roztańczone dziewczyny nie były aż tak roztańczone by nie dostrzec potencjalnych klientów i rzeczywiście jedna oderwała się od tańca i ruszyła przez salę za bar aby móc obsłużyć gości. Zaraz znalazła się przed nimi obdarzając ich promiennym uśmiechem i zapytała wesoło czego sobie życzą.

- Chyba rzeczywiście któraś wpadła ci w oko, skoro ciągle do nich nawiązujesz. Z ciekawości która? - Quirke uprzejmie zapytała, ale zanim zyskała odpowiedź to od niej oczekiwano odpowiedzi.
- Poprosimy dwa razy to, czego sobie życzy ten przemiły pan - ni to wskazała, ni to zaprezentowała ruchem dłoni Grima, odwzajemniając uśmiech, bo tak wypadało.

- Tam widziałem coś takiego ciekawego z takimi zielonymi owocami. - kowboj wskazał kelnerce na jakiegoś drinka jakiego widział przy innym stoliku. Kelnerka spojrzała w tamtą stronę, pokiwała głową i odwróciła się aby zacząć szykować dwie szklanki. Danny chwilę obserwował ją jak zaczyna sięgać po butelkę z tym, albo z tamtym, wyjmuje jakieś włochate owoce i sprawnie je obiera widocznie miała niezłą wprawę w robieniu tych drinków.

- A jak to się nazywa? - zaciekawił się Teksańczyk obserwując jak te zgrabne rączki sprawnie szatkują kolorowy owoc co nawet nie wiedział jak się nazywa. Ale wyglądał soczyście i smakowicie.
- Sweet Green. - odparła pogodnie kelnerka wrzucając już pokrojone plastry do jednej i drugiej szklanki obdarzając ich znów tym promiennym uśmiechem.

- Nieźle wygląda. - pozwolił sobie na komentarz zerkając na te już prawie gotowe drinki. Właściwie to z pewną dozą złośliwości można by mieć obiekcje czy mówi tylko o drinku. Dziewczyna zaś skończyła i przesunęła obie, pełne, kolorowe szklanki w stronę klientów i popatrzyła na nich wesoło. Wydawała się mieć świetny nastrój po tych paru pląsach na sali.

- Jeszcze coś? - zapytała patrząc na nich oboje. Danny wziął swoją szklankę i spojrzał pytająco na Tamiel sprawdzając czy czegoś jeszcze im z baru potrzeba.

- Dziękujemy, to na razie wszystko - blondynka odpowiedziała automatycznie sięgając po szklankę. Zatrzymała się jednak i jakoś tak nagle całkiem inaczej spojrzała na kelnerkę. Nachyliła się nad nią żeby wyszeptać parę słów do ucha, a gdy wracała z powrotem do tyłu miała bardzo pytającą minę.

- Si. - pokiwała głową uśmiechając się promiennie do blondynki jakby nagle dzieląc się tą małą tajemnicą zrobiły się koleżankami. Danny popatrzył na nie obie podejrzliwie zwłaszcza, że ta latynoska dziewczyna śmiała się wesoło nie tylko oczami co łatwo można było wziąć, że sobie stroją we dwie z niego żarty.

- No nie? Zgodziłaś się? To ta kiecka? A wiesz, że mi mówiła, że wcale nie lata za kelnerkami? - Danny zrobił przesadnie rozczarowaną minę jakby we dwie nie miały nawet na tyle przyzwoitości by go obgadać jak sobie pójdzie albo upije się na tyle, że go to już nie będzie ruszać. Jego słowa nieco zaskoczyły kelnerkę bo spojrzała na niego zdziwiona trochę nie wiedząc pewnie o czym mówi ale jakby podejrzewała, że blondynka może być bardziej obyta w temacie. Więc trochę nie wiedziała czy może już odejść czy warto jeszcze zostać by wyjaśnić o co chodzi.

- Przepraszam, nie przejmuj się nim - Quirke popatrzyła na drugą dziewczynę zbolałym wzrokiem, a Grima trzepnęła łapą w ramię - Giez go chyba dziś ugryzł, nic wielkiego… - wróciła do piorunowania Teksańczyka wzrokiem aż w jednej chwili sapnęła, uspokajając się.
Ze zmęczoną miną podniosła szklankę do toastu.
- Za Miami które już za płotem - uśmiech na siłę wyszedł jej sztuczny - Gdzie wreszcie pozbędziesz się problemu.

- Smacznego.
- dziewczyna roześmiała się chyba biorąc te przekomarzanie się za dobrą monetę, pomachała im rączką i ruszyła w stronę wyjścia zza baru. - Jakbyście coś potrzebowali to zawołajcie. No i zapraszamy serdecznie! - zawołała już nieco głośniej odchodząc od baru do swoich koleżanek i kolegów. I zanim włączyła się w ugniatanie parkietu podeszła do kolegów i coś im krótko powiedziała. Danny obserwował to wszystko z zaciekawieniem po tym pierwszym wspólnym toaście.

- Niezłe. Całkiem niezłe. - powiedział zerkając do swojej szklanki i oglądając ją pod światło. Spojrzał na swoją rodaczkę i chwilę nad czymś medytował. - To powiesz co tam z nią knułaś na uszko? - zapytał wskazując szklanką na Latynoskę która dopiero co ich obsługiwała a już zdążyła wrócić do swoich koleżanek.

- Gdybym ci powiedziała, musiałbym cię zabić - blondynka pokiwała głową poważnie. Siorbnęła drinka, mruknęła coś zadowolona i zaraz wzięła kolejnego łyka.
- Ale pyszne - zmieniła z premedytacją temat, oblizując usta. Spoglądała na zielonego drinka, a zielony drink spoglądał na nią. Żałowała, że nie wzięli od razu po dwa, tylko wtedy szybko upiłaby się. Nie wypadało - Bez obaw, nie zaprosiłam jej do naszego pokoju na noc - dorzuciła ciężkim głosem i spojrzeniem, a jej twarz przybrała wyraz zmęczenia i rezygnacji - Spytałam się o co, niezwiązanego z tobą. O muzykę, tyle. Sprawa zamknięta, tym razem nikogo nie trzeba wieszać.

- Aha.
- Danny przyjął do wiadomości takie wyjaśnienia i też upił kolejny, zielony drink. Spojrzał na tańczące kelnerki jakby szacował słowa blondynki czy jest jak ona mówi. W końcu chyba nie zamierzał dalej drążyć tematu.

- Ładnie tańczą. - powiedział po chwili obserwacji. Faktycznie było czego posłuchać i popatrzeć. Głowa kowboja lekko kiwała się do rytmu wygrywanego przez gitarę, kubki i harmonijkę. - Trochę jak u nas. Ale jednak trochę inaczej. - dorzucił swój komentarz gdy się tak wsłuchał w te latynoskie rytmy. No brzmiało trochę jak country jakie zdawało się królować w ich ojczyźnie ale też jednak to nie było to samo. Jakoś tutaj ta gorąca, południowa spontaniczność wydawała się grać główne skrzypce. W końcu nie byli na żadnym koncercie ani zabawie a czymś co chyba by można za przerwę w pracy.

- U nas śpiewają więcej o Bogu i prerii. Koniach… - Tamiel powiedziała wesoło, dopijając swojego drinka. Humor też jej się skwasił gdy dodawała - I o Mamie - potrząsnęła głową i bez pytania wyjęła Grimowi jego szklankę z ręki. Szybko przechyliła ją do ust, dopijając na jeden spory łyk. Po chwili musiała kaszlnąć w pięść i odchrząknąć - U nas brzmi inaczej bo wiemy o czym śpiewają, tutaj to jeden bełkot w obcym języku. Stąd wydaje się inne - wzruszyła ramionami, odstawiając jego szklankę obok swojej szklanki. Gdzieś w tym momencie melodia się zmieniła. Szybki, skoczny rytm zastąpiła spokojna, wolna piosenka grana na gitarze przez gościa pod ścianą. Drugi też go wspomagał, kelnerki jakby osiadły i słuchały.
- Ale muzyka to muzyka - Quirke wstała, chwytając dłoń Rangera i pociągnęła w swoją stronę, samej kierując się do tyłu - Nie musi mieć słów.

Wydawał się zaskoczony. Gdy tak dopiła szybko oba drinki i pociągnęła go do siebie na środek parkietu. Miał minę jakby coś podejrzewał kogoś o co. I w końcu się domyślił.

- A to wy! Uknułyście to razem! - rzucił oskarżycielsko i do Tamiel i do tej kelnerki co dopiero co ich obsługiwała a teraz razem z koleżankami robiła za chórki i tło akustyczne aby im nie przeszkadzać. Ta zresztą bynajmniej nie protestowała. Roześmiała się wdzięcznie i wesoło jakby zaplanowany żarcik się udał. A jej koleżanki i koledzy też im zawtórowały. No ale chociaż Grim wydawał się zaskoczony znacznie bardziej niż niecnym atakiem podkoszulkiem jakim Quirke potraktowała go w pokoju to jednak stanął na wysokości zadania.

- Tylko bez takich wygibasów jak one. Na to nie licz. - powiedział jakby chciał zawczasu wybronić się przed utratą męskiej godności wskazując brodą na trzy kelnerki co teraz były ich pierwszą trójką widzów i kibiców. Te zaśmiały się wesoło rozbawione taką uwagą.

- Możemy was nauczyć takich wygibasów! - zawołała jedna z nich śmiejąc się serdecznie. Ale Grim zrobił taktowny odwrót akurat tak obracając partnerką, że był do nich tyłem. A jego partnerka mogła poczuć jego samego. Jak ją obejmuje pewnym, chwytem niosącym bezpieczeństwo i spokój. Czuć jego oddech gdzieś tam koło swojej głowy i to jak się jest tak przyjemnie kołysać we wspólnym rytmie do stonowanej melodii harmonijki, oklasków i gitary.

- Na nic nie liczę panie Toth - Quirke odpowiedziała cicho, z zamkniętymi oczami chłonąc magię chwili. Położyła mężczyźnie dłonie na ramionach, aby zaraz wyprostować je i skrzyżować w nadgarstkach za jego głową. Policzek za to oparła o pierś w ciemnym podkoszulku.
- Po prostu... dobrze że tu jesteś, niczego nie musisz udowadniać - uśmiechnęła się bezwiednie - Tak jest idealnie.
 
Umai jest offline