Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2020, 23:23   #10
Witch Slap
 
Witch Slap's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputacjęWitch Slap ma wspaniałą reputację
Miami Sunrise - Rita&Melody

Czas: 2051.03.02; czw; poranek
Miejsce: motel “Tom & Jerry”; pokój Rity
Ponoć dopiero z wiekiem człowiek uświadamiał sobie, że nie należy przechodzić przez wszystkie otwarte drzwi, ani dobijać się do tych zamkniętych, bo jeszcze pechowo po drugiej stronie znajdzie się ktoś, kogo za żadne gamble świata nie chciałoby się widzieć. Lane znała tę zasadę, tak jak wiele innych zasad, niestety również tę, że nie zawsze robiło się to, na co była ochota. Stała więc z samego rana, w dusznym i parnym powietrzu, synchronicznie i bez pośpiechu dobijając się do drzwi pokoju zajmowanego przez Ritę. Podobno, tak Federatka zapamięta, tylko czy pamięć nie była zawodna?

Złodziejka przedwojennych artefaktów nieśpiesznie podniosła się z łóżka. Z powodu nadużycia alkoholu i plądrowania cudzych pokojów oraz kieszeni, nie miała szansy na długi i spokojny sen. Odkuła się jednak w gamblach za rachunek i wszelkie zaznane na miejscu przyjemności.
Pukanie do drzwi musiało niewątpliwie oznaczać, że niedługo pora wyjazdu, ponieważ brunetka nie wierzyła by ktokolwiek namierzył ją jako winną drobnych materialnych ubytków. Wbrew samopoczuciu nie potrzebowała wiele czasu by się ubrać i podejść do drzwi. Przekręciła zamek i uchyliła je, dostrzegając sylwetkę Melody. Zdecydowanie wolałaby być obudzona przez któregoś z przystojniaków, niż niepokojącą mieszkankę Appalachów. Lane miała wzrok jakby przyszła się z nią rozprawić, ale Rita na szczęście zdążyła się już do niej przyzwyczaić i wiedziała, że to jej naturalny wyraz twarzy.
— Ach, czyli zaraz ruszamy? — zapytała — Jestem w zasadzie gotowa. A co z resztą? Chyba nie czekają wyłącznie na mnie?

- Witaj Rito. Piękny poranek nie sądzisz?
- bladolica przywitała się wpierw, prawie niezauważalnie kiwając głową jak nakazywało dobre wychowanie, bądź sztywniackie normy tresury za młodu. Ubrana w nieodłączny grobowy uniform czaiła się za progiem jak śmierć. Brakowało tylko kosy.
- Jeszcze czas, nie musisz się obawiać. Nie zaspałaś - chwila przerwy na oddech i rzucenie wcale nie ukrywanego spojrzenia szwendaczce za plecy, po których wątek ruszył dalej - Nie przeszkadzam. Pozwolisz że wejdę? - twarz Federatki przeciął cień uśmiechu. Zaspana Rita przypominała jej kogoś i były to dobre wspomnienia - Broń zostawiłam u siebie, chcę porozmawiać.

Stalkerka zmierzyła wzrokiem osobliwą towarzyszkę podróży. O czym ona niby mogła chcieć z nią porozmawiać na osobności? Chyba nie o wyborze trumny? I to, że zostawiła broń u siebie można było odebrać dwuznacznie. Bo skoro musiała ją o tym upewniać, to czy nie miało to wyrazu potencjalnej groźby? Że przyjście z kosą może kiedyś oznaczać chęć ataku?
— Spoko, właź — rzuciła brunetka otwierając drzwi na oścież i zostawiając Lane ich zamknięcie, podeszła do okna i uchyliła je szerzej. Pomieszczenie zdecydowanie potrzebowało więcej świeżego powietrza, chociaż na Florydzie otwieranie okna wpuszczało do środka więcej duchoty, wcale nie sprawiając, że pobyt wewnątrz stawał się bardziej komfortowy.
W następnej kolejności Rita walnęła się na nieogarniętym łóżku, czekając aż Melody do niej dołączy. Gdy to się stało, zapytała.
— No okej, ale dlaczego chciałaś do mnie wejść. Chcesz o czymś konkretnym porozmawiać?

Drzwi skrzypnęły, zachrobotał zamykany mechanizm zamka. Klamka chodziła ciężko, na miejscu właściciela Lane zainwestowałaby w odrobinę smaru, a najlepiej nowy skobel, bo ten wyraźnie rdzewiał w swoim wnętrzu. Nie drzwi jednak były celem wizyty kruczowłosej, a dziewczyna na łóżku, wpatrująca sie w nią z ostrożnością i uwagą. Melody potrafiła zrozumieć niechęć, wszak naszła stalkerkę w strefie pozornie należącej do tamtej i to z samego rana. Aby dać otoczeniu chwilę na oswojenie ze swoją obecnością, wymownie zwiedziła spojrzeniem pomieszczenie.
- Uroczo. Tak… ekhm, domowo - skomentowała, dochodząc do łóżka chociaż nie usiadła. - Nie zawracałabym ci głowy, gdyby chodziło o coś, o co mogę spytać przy reszcie - dodała i mimo kamiennej maski na twarzy po oczach dało się wyczytać uśmiech - Wydawało mi się, że na którymś z postojów wspominałaś o kimś stąd kogo znasz. To prawda?

— Domowo? Cóż, dla mnie dom wszędzie tam, gdzie usadzę chwilowo dupę. Nie musi być nawet pośród czterech ścian. Ale skoro tak mówisz… chociaż Federację Appalachów zapamiętałam inaczej —
stwierdziła niebieskooka sięgając nieco w dal pamięcią — Lecz wracając do twojego pytania, to tak. Słyszałam, że jeden znajomy geszefciarz sprowadził się podobno do Miami. Ale to mała płotka, czemu miałby ciebie interesować?

- Pamięć to okrutna dama, z którą wszyscy musimy nauczyć się tańczyć. Różni ludzie inaczej pamiętają różne rzeczy. Nie znajdziesz dwóch osób, które zapamiętałyby coś tak samo, nieważne, były tam czy nie. Choćbyście nawet stali obok siebie, równie dobrze moglibyście znaleźć się na różnych kontynentach. -
Melody uniosła odrobinę brwi i opuściła je zaraz potem. Dobre, racjonalne, zdroworozsądkowe i realistyczne podejście do życia popierała z całego serca, nie przyszła jednak prowadzić filozoficznych dywagacji. Chociaż we własnej pamięci zanotowała obecność Rity w Appalachach.
- Płotka czy duża ryba, jest stąd - powiedziała, cmokając niechętnie. - Dobrze, nie stąd. Kręci się po okolicy, zna tu parę kątów. Siedzi w mieście dłużej niż tydzień. Szukam kogoś, nie jego oczywiście - tym razem kącik ust skrzywił się Federatce ku dołowi - Ale jeśli ma oczy otwarte mógł mój cel widzieć. Choćby przelotem na ulicy. Znasz go, odpada konieczność wcześniejszej… myślisz, że w pierwszym odruchu puści cię kantem? - spytała, siadając wreszcie przy Ricie i złożyła dłonie na podołku, sztywno prostując plecy.

— Nie wiem co zrobi, zależy co mu się bardziej opłaci — skonstatowała ze szczerością rangerka — Ten łach sprzedałby własną matkę za setkę gambli. Tyle się znamy, co dobiliśmy paru interesów, żaden przyjaciel ani nawet kumpel. Ale w Miami chyba nie mam z nikim kosy, bo nigdy tam nie byłam, więc raczej nikomu nas nie wyda. A gość jest na tyle śliski i obrotny, że mógł coś słyszeć o twoim celu. A jeśli nie, to powinien być w stanie czegoś się dowiedzieć na dniach. Zatem jak bardzo ci zależy, to możemy do niego zawitać przy okazji. Tylko wtedy noża nie zapomnij — zażartowała i mrugnęła zawadiacko okiem.

- Na tę okazję wezmę ze sobą miecz - Federatka wyglądała na zadowoloną, przez ułamek sekundy pełnoprawnie się uśmiechnęła, zanim nie wróciła do ekspresji zwłok w stadium stężenia pośmiertnego. - A ciebie zapraszam na śniadanie, ja stawiam. Prawdziwa dama nie pije przed pierwszym posiłkiem - ściągnęła usta - Miejmy go więc za sobą. Przyda się znieczulić przed podróżą… - nabrała powietrza po czym wypuściła je powoli - Aby przypadkiem nie oskubać żadnego gołąbka za nadmiar ćwierkania.

Ujrzenie choćby cienia emocji na twarzy “Zjawy” było niespotykanym zdarzeniem, lepkopalca odebrała to jako oznakę dobrego humoru interlokutorki. Skinęła twierdząco głową Melody.
Skoro stawiasz, to nie wypada odmówić. Zwłaszcza komuś z wyższych sfer — ostatnie zdanie zaakcentowała krótkim i nieco suchym śmiechem — Po kielichu robactwo i żar jakoś mniej doskwierają... Ale! Pewnie reszta już się stołuje, więc chodźmy, by nie wyżarli nam najlepszych rzeczy z kuchni! - Pomysł padł na podatny grunt i nie minęło wiele czasu, gdy obie kobiety opuściły duszny pokój, wychodząc na parne podwórko.
 
__________________
'- Moi idole to Kylo Ren i Ojciec Dyrektor.'

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 03-10-2021 o 18:03. Powód: zamiana szatynki na brunetkę :P
Witch Slap jest offline