Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2020, 08:36   #4
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Na Plebanii

Niedługo po incydencie z centaurami dotarliście do kościoła. Był to dość skromny przybytek.

Kiedy wkroczyliście do wnętrza surowej budowli, której ściany nie zdobione były niczym, dostrzegliście od razu łysawego starca w kapłańskich szatach. Kapłan klęczał przy niewielkiej kapliczce, w prawej części przestronnej sali. Modlił się.

Dźwięki ciężkich butów, które przebyły już wiele kilometrów, rozbrzmiały w kościele, obwieszczając waszą wizytę kapłanowi. Ten przeżegnał się niespiesznie i zbliżył się do gości.

- Szczęść Boże podróżnicy. Bardzo miło, w imię Boga, was gościć w tym skromnym przybytku. Nazywam się Maxim Chaucer i jestem tutejszym proboszczem. W czym mogę wam służyć?


Uthred wymownie i z uśmiechem spojrzał na Seebo i ustawił się na końcu grupy.

- Witaj czcigodny Maximie. - gnom skłonił głowę - Niech Bóg ma Cię i Twój przybytek w opiece. Zowią mnie Seebo Cattani. Jesteśmy strudzonymi pielgrzymami, którzy proszą Cię o strawę i nocleg. W podzięce oferujemy pomoc w przyświątynnych pracach.

- Strudzeni pielgrzymi wielkiej wiary zawsze znajdą schronienie w domu Boga - rzekł proboszcz spoglądając na was przychylnie. - Chodźcie za mną. Zaprowadzę was do komnat. Rozgościcie się, a w tym czasie przygotuję jakiś posiłek.

Maxim zaprowadził na tyły kościoła, gdzie znajdowała się kamienna dobudówka. Wprowadził was do sali, gdzie znajdowało się sześć łóżek. Dwa z nich zdawały się zajęte już przez kogoś, biorąc pod uwagę śpiwory i kilka niewiele wartych przedmiotów leżących obok.

- Obecnie nocuje tu również dwójka innych pielgrzymów. Mam nadzieję, że nie będzie to wam przeszkadzać. Rozgośćcie się, a ja pójdę przygotować strawę w sali obok. Za pół godzinny powinna być gotowa.


Skrzat odczekał chwilę, rzucił tobołek na wolne łózko i wybiegł za kapłanem.

- Ojcze! Zaczekaj chwilę, proszę! Moglibyśmy zamienić słowko? Pomógłbym w przygotowaniu posiłku.

Starzec odwrócił się do gnoma.
- Bardzo dobrze, chodź więc.

- Ooo, widzę że wróciliście - rzekł proboszcz do kogoś, kto był poza zasięgiem waszego wzroku. - Głodni?

Do sali wkroczyło nagle dwoje mężczyzn w szarych szatach. Przez szyje przewieszone mieli kawałki kawałki szarego sznurka, na którego zakończeniu wisiał drewniany krzyż. Spojrzeli się po zebranych niepewnie, trochę dłużej zawieszając wzrok na dwójce północnych, po czym skinęli głową. A jeden z nich rzekł:

- Dziękujemy za łaskę ojcze, jednak dziś mamy odbywamy post w intencji świętego Edwarda. Spoczniemy tu tylko przez chwilę.

Proboszcz skinął im głową w geście zrozumienia, po czym wyszedł wraz z Gnomem. Zaraz za nimi wstał Łazarz.

- Ja w międzyczasie oddam się modlitwie. Jeżeli bym się spóźnił, to zacznijcie posiłek beze mnie.


Morvan I Uthred


Zostaliście sami. No, prawie sami. Dwójka przybyłych pielgrzymów usiadła bowiem w drugim końcu sali, rozmawiając o czymś cicho. Nie wiedzieć dlaczego, sprawiali na was jakieś dziwne wrażenie. Było w nich coś niepokojącego.

Uthred stanął tak, żeby słyszał go tylko Morvan.

- Ci dwaj duchowni też nas obcieli wzrokiem. Mają coś do nas byli zdegustowani. Trzeba by rozpytać może tego księdza co się stało? Niechęć nie bierze się znikąd. Miejmy ich też na oku na wszelki wypadek są jacyś dziwni.

- Możliwe, że masz rację, ale wcale nie musisz. Niechęć może brać się z tego, że widać, żeśmy nie-miejscowi. Po naszych rysach i północy wiejącej w naszych płucach i lodowatej wodzie płynącej w żyłach. Aczkolwiek zgadzam się. Odyn nie czekał by wiedza sama na niego spłynęła. Powiedz mi, bracie... uważam, że należało by się zaangażować w tę sprawę ze zwłokami. Coś złego się tu dzieje, a symboil na twarzy martwego był w celtyckim staro-druidzkim, ale tortury czy okaleczanie zwłok nie są drogą druidów, nawet tych idących

- Porozmawiajmy z kapitanem możliwe, że będzie chciał nas w to zaangażować. Jeśli sam nie zaproponuje akurat tego zadania, możemy sami zapytać. To wyjątkowo mroczna sprawa. Jeśli nas dopuszczą też uważam, że interwencja jest wskazana. Kapłanów miejmy na oku na wszelki wypadek. Nie zaszkodzi to nam. Oczywiście tylko w czasie kiedy tu jesteśmy.

- Tak właśnie myślałem. Poza tym masz rację... miejmy się na baczności. Po minach... publiki... można by pomyśleć, że to nas oskarżą o to co spotkało tego nieszczęśnika.

- Nie wykluczałbym tego. Brak znalezienia winnego, z reguły oznacza konieczność znalezienia kozła ofiarnego. Liczmy, że nie padnie na nas. Ta pielgrzymka o której mówiłeś strażnikowi. To prawda?

- Albo bądźmy gotowi do szybkiego ulotnienia się. I tak. Odwiedzam święte miejsca startej wiary. Zostało mi Avenbury i Stonehenge. A ty, rozumiem, jesteś tu zarobić? Zapytał Morvan bez cienia jadu w głosie, siadając na łóżku i drapiąc się po poprzecinanej siwizną brodzie

- Zarobić i uciec od problemów.

Przez chwilę Uthred się wahał jednak przełamał się i zaufał druidowi chyba musiał się wygadać.

- Zabiłem syna Jarla Islandii. Wypił za dużo i chciał poużywać sobie z moją siostrą. Nie wiem do końca co się stało był głupcem bo posunął się za daleko. Użył też za dużo siły i chyba rozbił jej głowę o coś twardego. Gdy tam wszedłem już nie żyła. Ogarnął mnie gniew, chwilę wcześniej słyszałem jej krzyki więc... Uporałem się z dwoma strażnikami i synem Jarla. Jestem berserkerem w takich chwilach nie ma przebacz. Zresztą zrobiłbym to jeszcze raz. Po zabiciu tej trójki musiałem uciekać. Jestem pewien, że będą mnie szukać. Więc im więcej zarobię, im bardziej zmężnieje i dorobię się ziemi, sług i tytułów. Tym większa szansa, że przetrwam zawieruchę. Mówię ci to bo nikomu o tym nie opowiadałem. Pewnie to lekkomyślne, co teraz zrobiłem ale czasami masz ciężar który musisz zrzucić. Wydajesz się godny zaufania.

- Rozumiem. Śmierć za śmierć. Skoro rozbił jej głowę to najwyraźniej się broniła. Będę sobie wyobrażał, że zginęła jako wojowniczka i została walkirią, a ten tchórz co potrzebował dwójki strażników aby czuć się pewnie przy kobiecie błaga teraz o łaskę Hel. Rzeczywiście było lekkomyślne, że mi powiedziałeś, ale nie martw się... Twój sekret jest bezpieczny. Obaj jesteśmy z dalekiej północy i w sercu niesiemy mądrość Odyna i najwyraźniej obaj jesteśmy tu niechciani. Więc myślę, że najlepiej będzie trzymać się razem.

Po chwili Morvan kontynuował:
- Niestety nie mam wielkiego sekretu który mógłbym ci wyjawić o sobie aby odpłacić się zaufaniem za zaufanie... moja historia to powieść o poszukiwaniu sensu. Przemierzyłem stary kontynent wzdłuż i wszerz. Zaczynając na mroźnej północy, dochodząc do złotych mórz piasku i teraz jestem tu... wiedziony czczą obietnicą samozwańczego mędrca, że gdy zasadzę żołędzie w El Torca, w litewskiej Satriji pod germańskimi Externsteine i teraz właśnie w Stonehenge i Avenbury... gdy to ukończę mam poznać odpowiedzi na moje pytania...

- A jakie masz pytania by zadawać sobie taki trud w ich zdobyciu?

Uthred oparł się o ścianę na łóżku i lekko się przeciągnął. Trudy podróży dały o sobie znać.

Morvan uśmiechnął się nieco tajemniczo... założył ręce za głową i położył na łóżku

- Tego mi ten mędrzec nie raczył powiedzieć. Wiem tyle, że od zawsze coś mnie gna. Nie potrfię usiedzieć w miejscu. Zawsze chcę zobaczyć co jest za kolejnym wzgórzem. Za kolejnym lasem. Za kolejną górą i rzeką. Dopiero morza pisaku nie udało mi się przebyć, ale wydaje mi się, że za nim już niczego nie ma.

- Na Islandi mówi się, że płynąć na północ a później wzdłuż krainy wiecznego lodu. Można dotrzeć do krain niczym Valhalla za życia. Tam bym popłynął, tam też Cię nie było przyjacielu.

- No tak. W nie tym kierunku podróżowałem. Cóż... plan dobry jak każdy inny, więc jeśli okażę się głupcem i samozwańczy mędrzec wyssał z palca swoje bajania to mogę i tam skierować swoje kroki. Ale to przyszłość... może Valhalla wezwie mnie przed tym jak będę miał okazję tam dotrzeć. Nazwij mnie przesądnym, ale mam przeczucie... mówi ono, że teraz rozgrywa się to co bardowie za dekadę nazwą prologiem dla naszej sagi. Więc wiele może się jeszcze zmienić.

- Mi się marzy podróż w nieznane, która by zacząć trzeba by mieć okręt i niesamowite środki w złocie. Nawet wtedy to wyprawa szaleńca. Tobie Morvan przyjacielu marzą się od razu Sagi... Cóż dobraliśmy się, bez dwóch zdań.

Wasze rozważania o wielkich podróżach, przeznaczeniu i przygodach mogłyby ciągnąć się w nieskończoność. Bo któż nie lubi marzyć? Jednak szara rzeczywistość coraz natarczywiej próbowała przysłonić wam owe rozważania. A, tym razem, rzeczywistością dla was okazał się głód. Na całe szczęście, Maxim był w samą porę.

Kiedy opuszczaliście pomieszczenie, dwójka pielgrzymów wciąż dyskutowała o czymś cicho, nie zwracając na was uwagi.


Seebo

Weszliście do niewielkiej kuchni. Palenisko dogasało powoli, jednak kapłan dorzucił do niego od razu drwa. Następnie poszperał gdzieś po półkach i wyciągnął kosz pełen warzyw. Zaczęliście przygotowywać posiłek.

- A więc skoro już tu jesteśmy, to może uraczysz mnie mój przyjacielu opowieścią, co was sprowadziło do naszej mieściny?


- Towarzysze to pielgrzymi. Starej wiary, ale widzę nad nimi opatrzność Bożą, myślę, że przejrzą na oczy, w swoim czasie. Natomiast mnie przysyła kardynał Orsini, zwierzchnik papieski. Słyszeliście o nim może?

Maxim zastanowił się przez chwilę.

- Tak, kojarzę, że kilka lat temu otrzymaliśmy za pośrednictwem Diecezji w Londynie list z kazaniem właśnie od kardynała Orsiniego. Czyli twoi towarzysze nie są Chrześcijanami?

Kapłan odwrócił się trochę niepewnie w stronę sali sypialnej.


Skrzat wyjął Biblię, chwilę gmerał przy okładce i wyciągnął złożoną na wpól kartę. Pist polecający z pieczęcią kardynała.

- Proszę, oto moje pełnomocnictwa. Mym zadaniem jest pomóc kościołowi rozwinąc się w tym kraju. Czy macie tu jakieś problemy, o których powinien wiedzieć papież?

Gnom spojrzał w kierunku sali sypialnej a następnie przyjrzał się przenikliwie kapłanowi.

- Św. Edward?... - pytanie zawisło w powietrzu.

- Jesteśmy zbyt małym kościołem, by mieć tu własne problemy - zaśmiał się proboszcz. - Jednak problemy miasta, to nasze również i problemy tego kościoła. A tych niestety nigdy nie brakuje.

Natomiast na ostatnie pytanie gnoma, pastor ponownie odwrócił się niepewnie.

- To dobrzy ludzie... Ich wiara jest wielka. Jednak obawiam się, że właśnie przez to, mogą nieprzychylnie patrzeć na ludzi innego wyznania. W dodatku twoi towarzysze są z północy, prawda? Widać na pierwszy rzut oka. Kilka miesięcy temu mieliśmy tu pewien incydent z kilkoma północnymi. Ludzie niestety mają do nich uraz od tego czasu.


- Prawda, prawda. Co się stało, opowiadajcie.

Ciekawość była cechą przewodnią gnoma, mógłby siedzieć i słuchać cały dzień.

Proboszcz zamyślił się przez chwilę.

- Myślę, że możemy odłożyć tą opowieść na później. Twoi towarzysze powinni również ją usłyszeć. Nie chciałbym, by odnieśli złe wrażenie odnośnie mieszkańców miasta.


- Masz rację, poczekajmy i na nich.

Ziemniaki wręcz znikały w zwinnych dłoniach mikrusa.

- Ah, jeszcze jedno, zanim wrócimy. Czy znasz ten symbol?

Ręce gnoma zawirowały. Na dłoni pojawił się jarzacy blaskiem glif. Przedstawiający symbol widziany na zwłokach strażnika.

Proboszcz zrobił krok w tył. Nie spodziewał się z pewnością takich sztuczek po gnomie. Zaraz jednak podszedł bliżej, by przyjrzeć się lewitującemu symbolowi.

- Hmmm... Przypomina mi to jakiś pradawny, celtycki symbol. Podobne można czasem znaleźć na pozostałościach po pradawnych ludach które tu żyły przed wieki. Jednak nie mam pojęcia co on może oznaczać.

- Gdzie się z nim spotkałeś?


- Widziałem na zwłokach strażnika przyniesionego przez centaury. Nie rozpowiadaj proszę nikomu, ludzie mogliby się niepokoić - Seebo był wyjatkowo poważny.

Ksiądz widocznie sposępniał na twarzy, a następnie przeżegnał się.

- Świeć, Panie, nad jego duszą. Bardzo smutna nowina - westchnął. - Skoro wy wiecie, to w mieście już na pewno krążą wieści na ten temat.


Gnom także wykonał znak krzyża.

- Szczerz to nie wiemy, pierwsze kroki poczylinyśmy do Was.

- Jestem pewien, że skoro wam udało się to zobaczyć, to mieszkańcom miasta tym bardziej. To bardzo ciekawscy ludzie.

Jestem pewien, że skoro wam udało się to zobaczyć, to mieszkańcom miasta tym bardziej. To bardzo ciekawscy ludzie.

Resztę posiłek dwójka skończyła przygotowywać w ciszy. Gnom dostrzegł, że ksiądz odprawiał pod nosem cichą modlitwę za nieszczęsnego strażnika. Seebo domyślił się, że to na proboszcza spadnie obowiązek przeprowadzenia ostatniego obrządku zmarłemu.
 
Hazard jest offline