Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2020, 08:54   #2
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Lucjusz postarał się przyswoić nowe fakty: Czyli prawdopodobnie lord i jego prawa ręka uciekli tunelami z posiadłości w trakcie pożaru i z jakiegoś powodu akurat rycerz tam został... w wyjątkowo plugawym stanie. Zaginięcie syna mogłoby być motywacją do parania się okultyzmem. Wie siostra, czy plotki na temat lorda zaczęły pojawiać się przed czy po zaginięciu jego syna? - Mówiąc to Lucjusz przesuwał latarnią wzdłuż wnęk, szukając poszlak, zarówno nietypowych elementów, jak i charakterystycznych cech wspólnych między zmarłymi.

Grim przyglądał się ścianom krypty. Co jakiś czas zatrzymywał wzrok na dłuższą chwilę, żeby przyczepić się do detali i skomentować - według niego - lichą konstrukcję, którą wykonałby lepiej każdy krasnolud. - Oni to po szybkości robili. Widać tu. I tu. Byle jak i na odpierdol, typowe dla elfów.

Kurtius przyglądał się "robocie" krasnoluda, tego z jaką gracją pozyskuje najlepszych z najlepszych. Szczerze mówiąc, to zaoszczędzony brzdęk można zdecydowanie lepiej spożytkować. Za to nie odmówiłby sobie siostry Aurëlyn. Nie była żoną młynarza. Gdyby tylko śluby zakonne nie przeszkadzały. Choć z drugiej strony... na co konkretnie nie pozwalały? Gdy udało się zebrać chętnych na wieczorny spacer Kurtius wyruszył w kierunku cmentarza. Tak jak się spodziewał, niczego ciekawego nie zobaczyli, ale mogli zwiedzić stary elfi cmentarz. Może gdyby Kurtius bardziej uważał na lekcjach historii i sztuki potrafiłby docenić piękno zaklęte w starożytnych kamieniach, ale niestety. Nie był zbyt uważnym uczniem woląc gołe dziewczyny, od nagich kamieni. Co nieco jednak z tych lekcji wyniósł, bowiem spojrzał na krasnoluda wytykającego prace elfów... Niemal można było usłyszeć przewracanie oczami. - Daj spokój Grim. Wszyscy wiemy, że krasnoludy są najlepsze w rzeźbieniu w kamieniu. - Skoro już tu wszedł, to należało coś zrobić. Lekko znudzony Kurtius starał się przeczytać kto leży w kryptach. A nóż, przyda mu się kiedyś ta wiedza? - Jak nic tu nie ma, to chodźmy się wyspać. Jutro mamy jeszcze dwa miejsca do obskoczenia. - Powiedział pozostałym. Sam miał jeszcze ochotę skoczyć pokręcić się po okolicy, zobaczyć czy nikt nie ma schadzki pod mostem, oraz czy w okolicy nie ma samotnej i zaniedbanej młodej niewiasty, którą mógłby uratować od samotności.

- Przed czy po zaginięciu jego syna… - Zastanawiała się głośno Celena, trawiąc słowa Lucjusza. - Wiecie, to wszystko wydarzyło się wiele wieków temu, dwadzieścia jeśli nie więcej przed nastaniem rządów pierwszego tarkauna, Audariusa Valeriana! Ciężko wypowiadać się z precyzją o tak dawnych czasach.

Kiedy krasnolud i Lucjusz weszli w głąb krypty, a za nimi pozostali, skromny na pierwszy rzut oka grobowiec ożył. Tam, gdzie akurat czyniliście ruch, niezrozumiałe dla was argollańskie inskrypcje i wzory dawno zaklęta magia rozświetlała na niebiesko, nadając prostym, białym ścianom misterność tak charakterystyczną dla elfiej kultury. Zmarłych zawinięto od stóp do głów w biały len i niewiele bylibyście w stanie o nich wywnioskować bez zniżania się do czynów godnych hien cmentarnych czy porywaczy zwłok. Jednak to nie oni przykuli najbardziej uwagę czujnego Karla i Grima. A coś znacznie bardziej prozaicznego. Mianowicie, karaluch. Jeden, pojedynczy karaluch. Wyszedł... zza ściany. Dokładnie zza płaskorzeźby, w miejscu, w którym dzieło murarskiej sztuki przedstawiało koło wozu, koło o siedmiu szprychach. Był to symbol Calefy - Pani Fortuny i Matki Żałoby, patronki szczęścia, bogactwa i pogrzebów - czczonej już tysiąclecia temu przez elfów, tyle że pod imieniem Cailleach.

Skoro karaluch wyszedł zza płaskorzeźby to znaczy, że jest w nim jakaś dziura albo nawet zasłania jakąś pustą przestrzeń czy zasłania jakiś mechanizm. Idąc za tym tokiem myślenia Karl podszedł do podejrzanego miejsca, aby uważniej mu się przyjrzeć.

- Mówiłem, partacze. - Krasnolud zaczął obmacywać zdobioną ścianę szukając przycisku do jej przesunięcia.

Naciśnięcie przez Grima innej płaskorzeźby na tej samej ścianie, płaskorzeźby przedstawiającej zaćmione słońce - drugi ze znanych od wieków symboli Pani Fortuny i Matki Żałoby - sprawiło, że ściana za symbolem koła delikatnie odskoczyła, ukazując po drugiej stronie ciemny, długi tunel naturalnej jaskini. Kilka karaluchów rozbiegło się po białej, kamiennej posadzce grobowca, przyprawiając o paniczny strach i nerwy dużą Celene.

- Mordo ty sprytna! - Pijaczek Luscus był wyraźnie pod wrażeniem bystrości jego nowego pracodawcy. Aż klasnął.

- Dołożyłyście Siostry wszelkich starań, aby zachować spokoju leżącym tu ciałom, ale jak widać nie na wszystko miałyście wpływ. A w obliczu tego czego właśnie staliśmy się świadkami wnioskuję, że najlepiej żebyśmy porozmawiali z Siostrą Przełożoną... chodzi o to, żebyśmy pozyskali jak najwięcej informacji przed ekspedycją, którą jutro planujemy. No i potrzebujemy jakiegoś miejsca na rozbicie obozu tak, aby nie naruszyć godności tego miejsca.

- Świetna robota krasnoludzie. Symbol bogini żałoby, tak? W takim razie trzymam się swojej teorii, choć nie, żeby motywacja usprawiedliwiała kogokolwiek, kto para się plugawą magią.

Wystraszona karaluchami wielgachna Celena nawet nie wysłuchała do końca wypowiedzi Karla. Ruszyła czym prędzej do klasztoru, wracając po dłuższej chwili z siostrami - piękną Aurëlyn, ale także drugą, jeszcze wam nieznaną z imienia, najstarszą z trzech i o surowym wyrazie twarzy otoczonej czarnymi, siwiejącymi lokami, który stał się jeszcze surowszy na widok mężczyzn, szczególnie pijaczka Luscusa i hałaśliwego krasnoluda. Przedstawiła się imieniem Istria. Prowadziły niską, wiekową staruszkę w śnieżnobiałej szacie - przeoryszę Zeodarë. Przełożona klasztoru zeszła powoli po schodach, wspierając się o ramię Celeny.

- Jeszcze jedna tajemnica, a może tylko inna nić tej samej pajęczyny...? Powiedziała do siebie, zerkając w ciemność odkrytego przez was tunelu. - Musimy zamurować przejście. Tak będzie najrozsądniej. Do tego czasu macie moje pozwolenie na zbadanie, co kryją te jaskinie, jeśli wasze działania zapewnią spokój tu spoczywającym, a mnie i moim podopiecznym - bezpieczeństwo.

- Dziękujemy przeoryszo. Najpierw chcielibyśmy dowiedzieć się jak najwięcej o pajęczynie tajemnic, o której wspomniałaś. No i musimy gdzieś przenocować... w miejscu, gdzie zachowamy godność tego miejsca, a będziemy mieli łatwy dostęp do tego tunelu.

Sędziwa przeorysza usiadła na kamiennej ławce przeznaczonej dla odwiedzających grobowiec i powtórzyła mniej więcej te same informacje, które już słyszeliście, snując powoli opowieść. Lord Lirasel. Herbu kwitnącej wiśni. Praktykujący czarną magię. Może w zmowie z czarnymi siłami zamieszkującymi starożytny las. Zaginiony syn Eadan. Spalenie posiadłości czarnoksiężnika przez elfów, kiedy zaczęły znikać inne dzieci. Wiele więcej nie dało się powiedzieć. Brakowało źródeł.

Miejsce, w którym możecie przenocować - została wskazana wam... karczma. Sądząc po ostrym wyrazie twarzy siostry Istrii ta kwestia nie podlegała dyskusji.

- Oczywiście. Teraz jeśli przeorysza pozwoli zamkniemy te przejście i udamy się na spoczynek. - Odrzekł Karl i zaczął się uważnie rozglądać za mechanizmem zamykającym. Po zorientowaniu się, że płaskorzeźbę po prostu się przesuwa Karl wykonał gest sugerujący, że chce ją zasunąć.

- Po co jutro? Założę się o flaszkę wiśniówki, że dziura prowadzi do spalonej chałupy. Chyba, że skręca... To wtedy nie. - Grim podrapał się po głowie, dawno tak dużo nie myślał.

Karl rozejrzał się po towarzyszach: - Na pewno nie chcecie się najpierw wyspać?

- Albo się rozwidla. - Przytaknął Kurtius hamując się przed bardziej grubiańskim określeniem sytuacji przy pięknej siostrze Aurëlyn. - Tak, czy siak, możemy tam zajrzeć teraz, skoro i tak tu jesteśmy i zobaczyć jak daleko się ciągnie. Nie ma sensu odkładać tego na jutro, jeśli cokolwiek to jest ma ledwie kilka metrów w głąb. Dajcie latarnię.

- Załatanie dwóch dziur nie oznacza, że nie ma trzeciej, a potem może i czwartej lub piątej. Tunele trzeba zbadać i unieszkodliwić. Potem można łatać albo i zagospodarować ale na to przyjdzie czas. Jestem prawie pewien, że kolejne wejście jest w ruinach posiadłości. Tam tunel by się zaczynał, a pod zrujnowanym drzewem kończył. Wobec tego to wejście prowadzi do odrębnego fragmentu podziemia. Sugerowałbym zacząć wędrówkę idąc od wejścia lub wyjścia. Wchodząc od środka łatwiej będzie się nam zgubić. Przemyślcie to, dostosuję się. - Mówiąc to, przetarł oczy w zamyśleniu. Lucjusz był pracoholikiem, gdy tego typu tajemnica stanęła przed nim, po głowie chodziło mu tylko to, jak może się nią dalej zająć, mając do dyspozycji karczmę i wiele godzin przerwy przed samą wyprawą w głąb. - Poczekam, aż skończycie oglądać tunel, aby przysłużyć się lampą. Potem planuję przejść się po mieście, poszukać opuszczonych chałup czy suchych studni, na wypadek, gdyby było więcej wejść... może uda mi się zrobić szkic możliwego rozkładu podziemia, choć mamy na to dość mało informacji... O reszcie pomyślimy rano.

Kurtius wzruszył ramionami. - Moim zdaniem g... nic w ten sposób nie znajdziesz, ale nie zamierzam ci zabraniać spacerów. Dawaj latarnię.

Powietrze w tunelu było raczej stęchłe niż świeże. Nawet po zrobieniu kilku kroków w głąb z latarnią, jaskinia ciągnęła się dalej w ciemność. Tu i tam zauważyliście kilka karaluchów, które przegoniło światło.

Kurtius poświecił do środka tunelu robiąc kilka kroków w przód. - Śmierdzi. - Stwierdził nasłuchując ewentualnego echa. Podniósł latarnię wyżej przyglądając się ścianom. - Czyli raczej nie prowadzi nie wiadomo gdzie.

Kurtius nic szczególnego na ścianach nie zauważył. Co jakiś odcinek strop tunelu wsparto kasztem podobnie jak w kopalni. Niektóre były poważnie nadwyrężone. Z punktu widzenia krasnoluda robota była licha, ale w miarę stabilna. Skoro klamka zapadła Karl także podszedł do otworu biorąc w rękę włócznię zaczął się szykować do wstąpienia do tunelu, a następnie ruszył z towarzyszami w jego głąb.

Po pewnym czasie, cały czas podążając prosto przed siebie, doszliście do miejsca, w którym tunel był wyraźnie zawalony. Aby przejść dalej, musielibyście wspiąć się na stertę i przecisnąć na drugą stronę albo cierpliwie i powoli odgruzować korytarz. W świetle latarni niesionej przez Kurtiusa błysnęło złoto. To spod załamanego kasztu wystawała koścista dłoń. Błyszczał sygnet znajdujący się na paliczku palca wskazującego. Oczko ozdobiono znajomym już wam herbem kwitnącej wiśni. Dłoń przywalonego masą ziemi, drewna i kamieni szkieleta trzymała niewielką, drewnianą szkatułę ozdobioną brązem, który zdążył zaśniedzieć. W środku pudełka znajdował się zapisany po argollańsku, oprawiony w skórę dziennik oraz fiolka z jakąś zielonkawą miksturą.

- Wygląda na to, że jest Eadan… - Mruknął Karl, a następnie pozostałych: - Powiadomimy o tym siostrzyczki? - Gdy powiedział co miał do powiedzenia zainteresował się zawartością fiolki. Karl niewiele mógł powiedzieć o przeznaczeniu zawartości fiolki. Czuł płatki róży, piołun, len i piwonię. Zastanawiając się nad zawartością fiolki wziął ją do ręki i postanowił pokazać ją zakonnicy, która zajmuje się takimi sprawami.

- Chuj wie kto to, ale warto sprawdzić co tu się stało. Macie więcej światła?

- Trzeba by odgruzować przejście... Może zawołamy kogoś do pomocy?

- Grim, ty się znasz na tym. Co tu się stało i czy da się to odgruzować? - Krasnolud bez trudu stwierdził, że tunel musiał zawalić się podczas pożaru, który miał tu miejsce dawno temu. Dało się odgruzować bez ryzyka.

Przyjrzawszy się znaleźnemu, Kurtius wspiął się na gruzowisko i przyświecał latarnią przez szczelinę w gorze. Skierował latarnię tak, by oświetlać punktowo i sprawdził co jest dalej. Tunel ciągnął się jeszcze trochę dalej i kończył zamkniętymi drzwiami z drewna. Światło lampy przepędziło kilka karaluchów.

- Widzę przysporzyło nam sporo szczęścia. Mógłbym przejąć tę księgę? Jeżeli chcecie odgradzać przejście, to równie dobrze moglibyśmy zapuścić się w głąb dzisiaj. Jeżeli nie, mamy łatwiejszą drogę wejścia pod drzewem. Ten tunel będzie najpewniej prowadził do posiadłości oraz drugiej trasy, właśnie pod drzewo. Między jednym a drugim mogą być jakieś plugawe pracownie.

- Daj powiedzieć Kurtiusowi co tam widzi! - Karl powiedział na tyle głośno, aby Kurtius usłyszał.

- Widzę... widzę jakieś drzwi. Grim, idziemy w kierunku dębu, czy bardziej w stronę dworu? Jesteś w stanie to określić? - Kurtius zszedł na dół. Krasnolud stwierdził, że znajdowaliście się dokładnie pod ruinami posiadłości lorda Lirasel. - Proponuję przegadać co powiemy na zewnątrz. Pierścień jest sporo wart, dziennik pozwoli nam sporo zrozumieć i na pewno ma wartość dla siostrzyczek. Ten pierścień to z ćwierć tysiąca może być wart, to jakbyśmy dostali ostatni łup z karczmy na głowę, a nie do podziału. - Przeliczył na tyle szybko, na ile umiał bez użycia palców.

- Sugerujesz zatem, aby sygnet zachować dla siebie... Wtedy nie powinienem pokazywać tej mikstury zakonnicom. - Zamyślił się Karl, a następnie sięgnął po pudełko, aby włożyć do niego fiolkę, a następnie rzekł: - Wrzuć tu sygnet i pokażmy im tylko księgę.

- Lepiej jak pokażemy im dziennik w tym pudełku.

Karl delikatnie przechylił pudełko, aby fiolka sturlała się do brzegu dna i rzekł: - Zatem schowajmy sygnet do worka.

Kurtius podszedł bliżej, na tyle na ile pozwalał mu wąski korytarz. Spojrzał w oczy Karlowi. - Czyżbyś mi nie ufał?

- Nie o to chodzi... jeśli będziemy chcieli go sprzedawać zakonnicom to okrzykną nas hienami cmentarnymi i nici z interesów.

Kurtius odetchnął z wyraźną ulgą. Nie chciał nieporozumień w gronie towarzyszy. Nie na początku przygody, nie z powodu dup, czy pieniędzy. - Dlatego musimy go sprzedać gdzieś indziej. Przepraszam, tak to zabrzmiało. Mam go w sakiewce, jak wrócimy do karczmy, to postanowimy co z nim zrobimy i kto go będzie trzymać. W porządku?

- Mi wszystko jedno... byle przyjaciel miał na niego oko. - Odrzekł Karl i wyciągnął rękę na zgodę.

- Przekopmy to, może być więcej skarbów niż z wierzchu.

- Nie prościej nie wezwać paru chłopa do pomocy?

- Już jednego mamy. Chyba, że boicie się brudu, to ktoś mi się jeszcze przyda.

- Jeśli za tymi drzwiami czeka jakaś mumia to powinniśmy być wypoczęci.

- Łopaty nie mam ale jeśli chcecie odgarniać gruz od razu, może to się przyda. - Widząc, że krasnolud jest najsilnieszym ze zgromadzonych, Lucjusz podał mu łom. - Jeżeli jesteśmy zaraz pod posiadłością, to brakuje mi przejścia, które łączyłoby nas z drzewem. Może w krypcie są jeszcze jedne ukryte drzwi?

Karl widząc, że reszta towarzyszy oparła się przeć naprzód zakasał rękawy i rzekł: - Strasznie się wam spieszy do tej fortuny. - A następnie zaczął odrzucać co większe kamienie na bok. Gdy zaczął już pracować powiedział: Za jakiś czas ktoś powinien nas zmienić przy tej robocie.

Rozebraliście stertę gruzu tak, żeby wam nie przeszkadzała w poruszaniu się po tunelu. Resztki wiekowego szkieletu zmiażdżonego w wyniku zawalenia stropu nie miały przy sobie nic więcej co by wzbudziło waszą ciekawość.

- No i chuj. Tyle pracy na nic

Pozostawały drzwi. Krasnolud obejrzał futrynę, gdy już nacieszył swoje oczy pociągnął za klamkę. - Ostatni stawia kolejkę!

- Prędzej nagrobki. - Powiedział Kurtius przepuszczając chętnych.

Wieki nieużytkowania odcisnęły swe piętno na kondycji zniekształconych, drewnianych drzwi, więc potrzebowaliście trochę siły, by je otworzyć, ale w końcu ustąpiły, głośno skrzypiąc i szurając. W świetle lampy olejnej - jedynego waszego źródła światła - dostrzegliście piwnicę służącą kiedyś elfim mieszkańcom tej posiadłości za jakiegoś rodzaju laboratorium alchemiczne. Masywne drewniane stoły i ławy pokryły się grubą warstwą kurzu, który nie ominął butelek, fiolek, słoików i innych pojemników różnego kształtu, w których mimo upływu lat coś jeszcze się znajdowało. Korytarz po przeciwnej stronie drzwi prowadził gdzieś dalej w podziemia.

Karl wkroczył do pomieszczenia, a następnie zrobił gest w stronę Lucjusza: - Chodź przyświecić. - I zaczął ostrożnie się zbliżać do regionu objętego ciemnościami.

Grim podpalił pochodnię od latarni towarzysza po czym podał ją pijaczkowi. - Świeć.

- Dobra, szefie, postaram się nie przypalić ci brody. - Pijaczek Luscus wziął płonącą pochodnię w lewą dłoń. Prawą zaciskał na wysłużonym sztylecie.

Podpity brodacz uśmiechnął się na uwagę powiernika pochodni. - Lepiej na włosy uważaj, bo idziesz za mną. - Uzbrojony w topory krasnolud udał się w stronę ciemnego korytarza.

Lucjusz przytaknął i podążał za towarzyszem, przyświecając. Rozglądał się po stołach i aparatach w sali, starając się wydedukować, jakie konkretnie badania bądź jaką produkcję prowadzono w tym laboratorium.

Przesuwaliście się ostrożnie po zakurzonej i zagraconej piwnicy, rozglądając się nie tylko za potencjalnym łupem, ale przede wszystkim w obawie przed zagrożeniami, jakie mogą tu na was czyhać. Niespodziewanie, spod jednego ze stołów, na myszkującego w miksturach Karla zaszarżowało monstrum w pancerzu z lśniącej, czarnej chityny. Karaluch, lecz nie taki zwykły, tylko przerośnięty stwór, wyhodowany na toksycznej mieszance pozostawionych tu eliksirów i niezużytych składników. Czujny Jutlandczyk uniknął ugryzienia w ostatniej chwili, odskakując do tyłu, prosto na inny stół zastawiony najróżniejszego rodzaju pojemnikami z gliny czy szkła. Komnatę wypełnił hałas nie tylko zaskoczonych okrzyków, ale również tłuczonych fiolek i butelek, z których zaczął unosić się podejrzany opar…


[media][/media]
wielki karaluch

Dwa Topory Grima spadły na wielkiego karalucha, kiedy ten dalej próbował bezskutecznie dopaść Karla, w unikach strącającego kolejne fiolki i mikstury z laboratoryjnych stołów. Karl chwycił włócznię i zszedł z linii, po której mógłby zostać zepchnięty na szkło, eliksiry i inne nieprzyjemne rzeczy, a następnie przepuścił atak na potwora. Grot włóczni Jutlandczyka przeszedł przez czarną chitynę. Od wysokiego pisku ciężko ranionego owada, z którego wyciekała czarna jucha, aż włos się jeżył. Z gniewnym okrzykiem Luscus zeskoczył z ławy wprost na wielkiego karalucha, usiłując przyszpilić go do ziemi długim sztyletem, ale mimo odniesionych ran atramentowe, sześcionogie owadzisko było wciąż szybsze. W pierwszej chwili Kurtius odskoczył na ławę. Nienawidził wszelkiego rodzaju robactwa, jednak chwilę później wyjął gladiusa i doskoczył do boku robaka próbując ściąć mu nogi. Awanturnik rąbał odnóża owadziska jedno po drugim, aż w końcu wielki karaluch znieruchomiał w rosnącej kałuży ciemnej krwi. Zapanowała cisza.

- Chłopaki, chodźmy stąd! Te zapachy nie wróżą niczego dobrego. Dajmy im czas na rozwianie się.

Kurtius skinął głową. Nie uśmiechało mu się umierać w jakimś zapomnianym laboratorium.

- Jak będziemy mieli pecha, to trujące lub łatwopalne. Do jutra się przerzedzi. Na dziś wystarczy. - Mówiąc to Lucjusz zaczął prowadzić przez korytarz którym weszli, przyświecając lampą.

W powietrzu istotnie unosiła się ostra, nieprzyjemna woń ze stłuczonych w trakcie walki przyborów alchemicznych. Karaluchów już nie widzieliście, nawet tych małych, choć wystraszone zmysły płatały wam figle na granicy światła rzucanego przez latarnię i pochodnię.

Widząc w jakim kierunku zmierza Lucjusz Karl zapytał: - Skoro wracamy to pokażmy ten dziennik, wtedy dowiemy się więcej co się tu działo za czasów lorda Lirasela. Pokażę też ten eliksir może, któraś z nich będzie wiedziała co to jest.

- Zgoda, ale o pierścieniu nic.

- Ze spieniężeniem pierścienia może nam pomóc spaślak Fullo. W środku tej łysej dyni tkwi jakiś talent do interesów i kilka znajomości. - Poradził pijaczek.

- Hmmm… - Mruknął Karl zastanawiając się czy karczmarz może być paserem.

Karl po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że najlepsze miejsca dla paserów to gildie złodziejskie w miastach i takie karczmy na ruchliwych traktach, a z takiego właśnie zeszli. - Masz na myśli, że ma on dojścia do gildii złodziejskich?

- Nie. Po prostu szybciej obraca monetami niż obracałby swoim tłustym kadłubem w walce. Byłby wolniejszy niż ten karaluch. Chociaż… Czasami w karczmie na dłużej zatrzymują się jakieś podejrzane, nieprzyjemne typki, chyba jego znajomi. A może wierzyciele. Nie wnikałem, bo wyglądali niebezpiecznie.

- No dobra... jeśli chłopaki zgodzą się wejść w ten interes już tutaj to się przekonamy jak z to nim jest.

- Śmierdzi tu elfią magią, chodźmy zanim ktoś się zmieni w robaka.

- W takim razie krasnoludy przodem!

Wróciliście do elfiego grobowca. Czekała na was tam tylko siostra Celena. Ucieszyła się na wasz widok. Pewnie nie chciała spędzać w krypcie ani chwili dłużej niż było to konieczne.

- Siostro możemy się ponownie spotkać z przeoryszą? Znaleźliśmy cenną pamiątkę, która rzuca więcej światła na historię lorda Lirasel. - Powiedział napotkaniu siostry Celeny Karl, a następnie otworzył pudełko znalezione w tunelu i pokazał jej elficki pamiętnik.

- Późno już… - Zauważyła ziewająca siostra, kartkując dziennik. Przeorysza do najmłodszych już nie należała i potrzebowała więcej odpoczynku niż kapłanki. Celena zatrzymała się dłużej na stronie przedstawiającej szkic ciemnowłosej piękności siedzącej pod rozłożystym dębem rosnącym nad wodą. - W staroargollańskim to wszystko spisane. Przetłumaczenie tych zapisków może zająć nam trochę czasu.

[media][/media]
szkic z pamiętnika elfiego lorda Lirasela

- To kto wszedł ostatni do tamtej ciupy? - Ostatni do laboratorium jak dobrze krasnolud zapamiętał wchodził Lucjusz, więc to on dzisiaj powinien postawić kolejkę. - Masz jakąś flaszkę? - krasnolud spytał się Luscusa w obawie przed zbliżającym się kacem.

Pijaczek poklepał się po sztylecie. - Czy ja wyglądam jakbym miał jakąś flaszkę? Jak legionista na warcie, tylko broń!

Siostra Celena widząc karczemny humor krasnoluda i pijaczka was do wyjścia z krypty. Opuścilicie cmentarz. Kapłanka zakluczyła za sobą bramę. - Pokażę dziennik przeoryszy, kiedy się obudzi. Jeśli dalej was interesuje ta historia, powinnyśmy niebawem ją przetłumaczyć.

Wyszli z cmentarza. Na dworze było już ciemno gdy skierowali się do karczmy. Kurtius zgarnął chłopaków na bok posyłając pijaczka do karczmy celem zamówienia kolacji. Gdy ten oddalił się, zagadał konspiracyjnie do chłopaków: - Z Fullo to prawda. Znam go z innego życia i choć nabrał tłuszczu, to niebezpieczny człowiek. Trzeba na niego uważać. - Kurtius zawahał się na moment. Czy mieli inne wyjście? Paser i tak weźmie pewnie niewiele mniej niż imperium.

- W takim wypadku twoja decyzja. Myślę, że raczej możemy zaryzykować, bo jesteśmy wiosce potrzebni w sprawie nieumarłych.

- Myślę podobnie.

- Pozbądźcie się tego i dzielimy się po równo. A teraz przepraszam, muszę się napić.

Przekroczyliście próg „Czerwonego Uśmiechu”. Bywalcy zresztą już się was spodziewali, zostaliście więc głośno powitani. Nie wiedzieliście, czy to dobrze, czy źle. Przy rozgadanym Luscusie pijącym darmową kolejkę wiśniówki zebrała się grupka słuchająca o dzisiejszej wyprawie na cmentarz, z karczmarzem Fullo włącznie. Wyglądało na to, że wasz kompan nie umiał trzymać języka za zębami albo to tutejsza wiśniówka potrafiła rozplątać każdy język.

Karl uważnie się przysłuchiwał temu co papla Luscus i czekał w gotowości na wypadek, gdyby niebezpiecznie zbliżał się do tematu sygnetu Liraselów i był gotowy delikatnie kopnąć pod stołem w kostkę, aby dać mu znak, żeby się opamiętał.

- Luscus, Ty łajzo! Sam zaczynasz świętować? Po tym jak zapomniałeś o flaszce na drogę?

- Wiedziałem że będą z nim same kłopoty.

- Miej Ty chociaż w sobie godność człowieka i polej mi w końcu. - Grim nie zważając na swoje rozmiary przepchał się przez zebranych w stronę nowego kompana. Rozgonił przy tym sporą część towarzystwa, by w końcu móc usiąść do upragnionego kieliszka.

Karl wykorzystując bezceremonialny manewr krasnoluda przyspieszył podchody do stołu, gdzie siedział Luscus. Zamierzał przy nim usiąść i zająć pozycję, gdzie ewentualny kopniak w kostkę pijaka byłby ukryty przed oczami gapiów. Kopnięty w kostkę Luscus zagonił jęzor do dziurawej zagrody zębnej, co nie uszło uwadze rozbawionego karczmarza.

- Spokojnie, starczy dla każdego... kto przy monecie, rzecz jasna. Bo kto wchodzi bez groszy, kij go wypłoszy! A wy nie dość, że przy monecie, to jeszcze słyszałem, że z interesem… - Dodał ciszej oberżysta.


Karl z zdziwieniem spojrzał na Luscusa i Kurtiusa, po krótkich poszukiwaniach śladów reakcji szepnął: - Poczekajmy aż towarzystwo się rozejdzie!

- ... ale to nie ma co na głodnego i o suchym gardle rozmów o pieniądzach zaczynać.

- Zgadzam się z Tobą, polej no gospodarzu.

Skoro cicha narada zeszła na temat kolacji co powinno rozrzedzić mieszkańców wioski skupionych wokół bohaterów Karl to wykorzystać i powiedział na głos: - Moi gospodarze chyba wszyscy chcemy, żebyśmy mieli siły do przeganiania maszkar, które czają się u Lirasela! Karczmarzu przygotuj nam posiłek.

W trakcie wieczornego posiłku usłyszeliście od miejscowych jeszcze kilka plotek, nie wiedzieć na ile prawdziwych i dokładnych. Tutejszy kowal potrafił ponoć nawet najgorszemu ostrzu nadać nowy blask. Siostrzysko Celena znała się nie tylko na leczeniu ran i chorób, ale również o uprawach wiedziała więcej niż którykolwiek z chłopów - na skwerze dzięki niej rosło wiele roślin sprowadzonych nieraz z dalekich stron. Młodych chłopców straszono wiedźmą, która żyła głęboko w lesie Viaspen i potrafiła zauroczyć każdego mężczyznę, aby został z nią tam na wieki… Robiło się już późno, w karczmie zostali tylko nieliczni ci, którzy zamierzali spędzić tu noc.

Kiedy zrobiło się już w głównej sali karczmy luźno Karl mruknął do Kurtiusa: - Proponujemy mu ten sygnet? Jeśli tak to takie interesy najlepiej robić w pokoju.

- Możemy, chyba że wam pieniądze niepotrzebne. Wtedy można zatrzymać na przyszłość. Słyszę jednak, że może być warto zostać tu na dłużej. - Lucjusz rozejrzał się na boki i lekko pochylił nad stołem. - Zainteresowały mnie te plotki o wiedźmie. Jeżeli będziemy mieli czas i siły po oględzinach tych podziemi, moglibyśmy jej poszukać. Choć nie jestem pewien, czy to przeciwnik na nasze umiejętności.

- Szukasz partii dla siebie Lucjusz? Zostaw biedną kobietę w spokoju. - Kurtius odwlekał rozmowę o sygnecie. Niechętnie patrzył na perspektywę wymiany z Fullo, ale zapewne nie mają zbyt dużego wyboru. Po pierwsze szukanie pasera w tym miejscu było ciężkie… - A może siostrzyczki byłyby zainteresowane? Dowiemy się ile są w stanie zapłacić za pamiątki, może więcej niż dostaniemy od Fullo?

- Okrzykną nas hienami cmentarnymi i będziemy mieli przechlapane. Jak ci Fullo nie pasuje to możemy poszukać pasera w Siadanos, a jeśli z kolei brakuje ci kasy to możemy sprzedawać wyposażenie eliksiry i wyposażenie labolatorium.

- Hmm, to najpierw zapytamy czy zbierać takie błyskotki, a potem z tym do nich przyjdziemy.

- Za zabicie tego suchego sukiennice nam zapłaciły - krasnolud odezwał się w końcu po intensywnym myśleniu - a ja się tylko kolejki w barze spodziewałem. Oddajmy te kółko kobiecinom i tak jest gówno warte.

- Gówno? To już lepiej rzucić je po prostu w krzaki!

Pijany brodacz powoli puknął się w czoło. - Skoro leśniczy był za darmo i tyle dostaliśmy to za błyskotkę będzie tak dużo, że... - zamilkł, w ciszy liczył na palcach. Doliczył się. - No dużo będzie…

- Problem jest taki, że wtedy nie wiedzieliśmy, że one chowają tych elfów w pełnym rynsztunku…

- Elfy mają być chowane z całym dobytkiem. Zabiorą trupa spod gruzu i zakopią go razem z pierścieniem i księgą. Dostaniemy za to najwyżej miejsce w pierwszym rzędzie na ceremonii. Zakonu w zapomnianej wsi nie będzie stać na skupowanie wszystkich błyskotek. Wyposażenie mamy, dojdziemy z nim do Siadanos jak będzie trzeba.

- Trzy czwarte wartości tego, o czym tam rozmawiacie. Niech stracę, ale takiemu główkowaniu to aż miło się przysłuchiwać, jak pieśni barda jakiego! Słychać, że myślicie, a nie tylko żelastwem machacie. Płatne dzisiaj w aureliusach, więc będziecie mogli zasnąć spokojnie... i z pełnymi sakiewkami. - Krzątający się po pustoszejącej sali karczmarz Fullo zasłyszał, a raczej może podsłuchał waszą rozmowę. "O czym tam rozmawiacie" sugerowało, że nie wiedział, w jakiego to elfiego skarbu posiadaniu się znaleźliście, ale pijaczek może zdążył już się wygadać…

Widząc, że w końcu Fullo sam wyszedł z propozycją interesu poczuł się zadowolony i odrzekł: - W taki razie chodźmy do pokoju, abyśmy mogli robić interesy z dala od ciekawskich oczu. A poza tym zapewne słyszałeś o laboratorium Lorda Lirasela. W związku z tym jesteś zainteresowany jakimiś truciznami albo coś w tym stylu?

- Ja? Truciznami? - Parsknął śmiechem, jakby nie dowierzając w propozycję Karla.

- Jak nie trucizny to może co innego? W labolatorium alchemicznym różne rzeczy można znaleźć…

- Ja tylko pomagam dobrym ludziom połączyć popyt z podażą innych dobrych ludzi. Za odpowiednią prowizją. Od ciemnych sprawek to się trzymam z daleka. - Oznajmił poważnie, zakluczając drzwi do karczmy. Sala była pusta. - To pokażcie, co tam macie dla Fullo. - Obracający w dłoni pierścień karczmarz wyraźnie sposępniał. Odłożył sygnet na porysowany szynkwas i przesunął palcami w waszą stronę. Przełknął głośno ślinę. - Obawiam się, że nie będę wam w stanie pomóc z tym cackiem. Trzy czwarte... przy dwóch trzecich ceny wciąż bym za wiele ryzykował.

- Układ wygląda na uczciwy. A swoją drogą gdybyś miał jakieś dojścia do handlarzy starzyzną to moglibyśmy po oczyszczeniu tych podziemi dostarczyć trochę mebli... stoły, krzesła i takie tam.

- Tylko jak traficie na coś naprawdę wartościowego, to wtedy przychodzicie do Fullo. Szkoda mojego i waszego czasu na drobne sumki. Dwie trzecie… - Podrapał się w łysą głowę niepewnie. - Niech będzie, zaryzykuję! - Otrzymaliście sakiewkę. Przeliczyliście złote monety. Sto siedemdziesiąt aureliusów.


Kolejny dzień miał się rozpocząć naprawdę ponuro. Nie była to tylko kwestia zgniłej pogody - mgły i mżawki. Obudził was krzyk. Kobiecy krzyk. Pełen matczynej rozpaczy. - Nauri! - Imię to wkrótce miało być na ustach całej wioski. - Nauri! - Słyszeliście przez okna powtarzane nawoływania. - Nauri!

- Karl po tej przykrej pobudce się zerwał z łóżka i ubrawszy się na tyle ile wymaga kultura szybko zbiegł do sali głównej, gdzie zamierzał zapytać pierwszą napotkaną osobę o przyczyny tych bolesnych okrzyków.

Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. Fullo rozwiązał dylemat Kurtiusa i sakiewka mężczyzny stała się miło ciężka. Wypiwszy wiśniówki poszedł spać. Poranek zbudził go w fatalnym hałasem. - Co do chuja? - Mruknął wciągając na siebie koszulę. Zbiegł z mieczem w ręku. - Co się dzieje?

Grim wstał z łóżka, ale to nie krzyki go wybudziły. Potrzeba wypróżnienia się okazała się silniejsza. Wybiegł z pokoju w samych spodniach wprost na tył karczmy.

Słysząc hałas na temat jakiejś tragedii, Lucjusz podniósł się z łóżka i wyjrzał przez okno, patrząc, czy coś się nie dzieje przed karczmą.

Przez okno karczemnej izby widać było wielu mieszkańców, w grupach czy indywidualnie poruszających niebo i ziemię w poszukiwaniu zaginionej dziewczynki.

- Dobrze, że już wstaliście. Miałem was właśnie budzić!

Kurtius wbiegł z powrotem na górę ubrać się i ponownie zbiegł na dół. - Fullo, co się dzieje? - Spytał karczmarza.

- W nocy zaginęła bez śladu córka jednego z tutejszych chłopów.

- Dokładnie tak jak Fullo mówi! Córka sąsiada przepadła jak kamień w wodę! A że wczoraj życie mi uratowaliście, w pierwszej kolejności pomyślałem, żeby do was się o pomoc zwrócić.

- A Gundus nie szukał wokół jej domu jakichś śladów?

- Nie było żadnych śladów. - Odpowiedział leśniczy, który akurat wszedł do karczmy.

- W tych okolicznościach, że można przyjąć, że przyczyną tego nieszczęścia jest część tego przed czym uratowaliśmy Otha… Ta dziewczynka mieszka niedaleko cmentarza elfów albo posiadłości Liraselów? - Zapytał Karl Gundusa, Otha i Fulla.

Zapytani pokręcili głowami, zaprzeczyli. - Zupełnie po przeciwnej stronie, niedaleko pól.

- Od dębu to też daleko. Przyjmując, że nie miała głupiego pomysłu, aby przed świtem wyjść się pobawić, to do jaskiń może być dodatkowe wejście gdzieś w mieście. Sprawdźcie studnie i najstarsze domy. Planowaliśmy zbadać podziemia tak czy siak, więc jeżeli coś ją tam zabrało, znajdziemy ją.

- Dobry pomysł... jak pójdziemy na ten cmentarz to możemy się zapytać zakonnice czy nie znalazły w pamiętniku czegoś co by nie pomogło w poszukiwaniach.

- Od dębu... wczoraj z chłopami zablokowałem odkrytą dziurę kilkoma dużymi głazami. - Poinformował leśniczy. - Sprawdzimy studnie i najstarsze domy.

- Lucjusz, zniknęła dziewczyna, a ty chcesz nadal iść badać podziemia? Ja pierdolę. Gdzie mogła zaginąć? W jakim była wieku? Gadajcie.

- Kurtius, dopóki nie pojawią się nowe tropy zakładamy, że dziewczyna została porwana właśnie do tych podziemi.

- Założenie złe jak każde inne. Jak nas proszą o pomoc, to ja pomogę w poszukiwaniach. Opiszcie dziewkę.

- No dobra... Ty koordynuj akcję na górze, a jak znajdziecie coś podejrzanego leć do nas… Będziemy pozostawiali ci znaki.

Chłop Otho, któremu udzielała się wasza nerwowość, usiłował opisać Nauri najlepiej jak umiał. - No taka mała, drobna, piegowata, włosy ciemne i długie, oczy zielone… Ile ona mogła mieć lat, co? - Podrapał się po głowie, szukając odpowiedzi w oczach Gundusa i Fullo.

- Z dziesięć? Wątpię, że więcej. Raczej mniej. Gdzie mogła zaginąć, dobre pytanie. - Zastanawiał się Gundus. Gdybyśmy chociaż mieli jakiś ślad… Wyparowała jak woda.

W tle było słychać głośno defekującego krasnoluda. - Ale ulga…

Kurtius spojrzał na swoich niedawnych towarzyszy z niedowierzaniem. Pokręcił glową. - Nie wiem jak można być tak… - Ugryzł się w język. Nie było rozsądnym zwyzywać ludzi z którymi się podróżuje. Nadal nie mieściło mu się w głowie z jakimi nieczułymi chujami podróżuje, nie dawał bowiem wiary by dziewczyna została porwana akurat do laboratorium. To najbardziej nieprawdopodobny scenariusz jaki przychodził mu do głowy. Na pewno chcą napchać swoje mieszki kasą mając w dupie losy dziewczyny. - Róbcie jak chcecie. - Mając opis dziewczyny wyszedł z karczmy w poszukiwaniu Nauri. W pierwszych krokach skierował się do jej domu. Nie miał wątpliwości, że wszystkie ślady zostały już zadeptane, jeśli jakiekolwiek były, ale należało zacząć od źródła.

Lucjusz wzruszył ramionami. - To my chodźmy w naszą stronę. Chcecie szukać najpierw sióstr? Wątpię, aby już teraz mieli gotowe tłumaczenia, ale jeszcze jest wcześnie.

Stanąwszy na progu karczmy, Kurtius zauważył pośród mgieł białą sylwetkę siostry Aurëlyn zmierzającą pospiesznie w waszą stronę, na skróty przez łąkę rozciągającą się między wiśniowym sadem a wioską. Skinęła głową na powitanie. - Ten dziennik, który wczoraj znaleźliście... Możemy porozmawiać? Tylko może nie tutaj. - Spojrzała zakłopotana na Fullo, Gundusa i Otho. Nie chciała mówić przy wszystkich, żeby nie dawać miejscowym powodu do plotek i domysłów.

- Właściwie jesteśmy jeszcze nie przygotowani do poszukiwań... Zatem może Siostra pójdzie z nami na górę? - A następnie ściszył głos: - Teraz najważniejsza wiadomość to potwierdzenie albo zaprzeczenie, że laboratorium Lirasela może mieć coś wspólnego z zaginięciem Nauri.

Poszliście na górę. Siostra przeczytała dziennik jeszcze wczoraj przy blasku świecy. Według niej mogła zacząć powtarzać się historia sprzed wieków. Kiedy Grzędy Mityary były jeszcze elfią osadą, dzieci jej mieszkańców zaczęły znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. Zbrojne patrole, godzina milicyjna i zbiorowe modlitwy do argollańskich bogów - wszystko to zorganizowane przez Lirasela, lokalnego lorda - nie przyniosły żadnego skutku. Aż w końcu syn samego władyki zaginął. Zdesperowany, wybrał się na wyprawę do lasu, aby zwrócić się o pomoc do jego starożytnych mieszkańców. Tam spotkał driadę o imieniu Kalyke. Zdradziła mu recepturę eliksiru, dzięki któremu miał posiąść moc konieczną do pokonania... Dzieciokrada. Przepis niestety nie został przepisany do dziennika. Ostatni wpis zaś brzmiał następująco…

Cytat:
Napisał Lord Lirasel
Opuścili mnie wszyscy moi słudzy z wyjątkiem Starego Piernika. Obawia się o moje życie i prosi żebym dzisiejszej nocy uciekł z wioski. Niech błogosławią ją wszyscy znani i nieznani bogowie za te wszystkie lata, które spędziła wychowując mnie jako chłopca, ale nie mogę tego zrobić. Nie, dopóki jest jeszcze szansa. Mogę uratować Eadana i inne dzieci. Eliksir już niedługo zostanie uwarzony. Piszę te słowa w oczekiwaniu na gotową miksturę. Mogę mieć tylko nadzieję, że…
- W tym miejscu dziennik się kończył. - Niestety nie mamy ani eliksiru, ani przepisu… A wyprawa do niebezpiecznego lasu, w poszukiwaniu tej całej Kalyke, to przerażająca perspektywa…

- I dużo straconego czasu. A co do eliksiru... to możliwe, że go znaleźliśmy.

- Jak to? - Zapytała się zaskoczona siostra.

Tu Karl szybko wszedł do pokoju i wyjmując szkatułkę z worka na łupy pokazał Aurëlyn fiolkę znalezioną w labolatorium: - Dajcie to siostrze znającej się na alchemii i zapytajcie się jej czy to nie może być jakiś nieznany rodzaj eliksiru.

Siostra spojrzała na ciebie nieufnie, pewnie zastanawiając się, co jeszcze wynieśliście z laboratorium, a ukryliście przed oczami kapłanek. - Dlaczego dajecie to nam dopiero teraz?!

- Nie wiedzieliśmy wtedy, że to ma znaczenie.

- Wczoraj było już późno… - Próbował usprawiedliwić się.

- Lucjusz ukłonił się lekko. - Nazywam się Lucjusz, jestem zwiadowcą na usługach Cohors Auxilaria Arcana. Jeżeli to niepotrzebne, wolę trzymać magiczne przedmioty z dala od rąk niewinnych. Chronienie was przed nimi to jeden z moich obowiązków. Niestety, jak widać, w tym momencie potrzebujemy pani wsparcia.

Dzięki kurwa. Pomyślał Kurtius. Mogłeś to powiedzieć zanim próbowałem nas wytłumaczyć. Bax posłał piorunujące spojrzenie Bluźniercy.

- Teraz rozumiem… - Wzięła fiolkę z eliksirem do drżącej ręki i spojrzała na zielonkawy płyn. - Takie badania siostrze Celenie mogą zająć nawet wiele tygodni. Wolę nawet nie wyobrażać sobie, ile dzieci jeszcze ucierpi przez ten czas... - Puknęła nerwowo białymi, smukłymi palcami w dziennik. - Dzieciokrad... - Zaczęła tłumaczyć resztę historii. - Według dziennika żyje w jaskiniach pod dębem. Do tej pory był uśpiony, ponieważ lord Lirasel otrzymał od driady Kalyke magiczny żołądź i zasadził zaklęte drzewo w wejściu do jego legowiska. Zanim dąb wyrósł, jeden z jego najwierniejszych rycerzy - Aodan - poprzysiągł na swoje życie pilnować tych jaskiń. - Otarła pojedynczą łzę. - Tak długo myliliśmy się co do charakterów lorda Lirasela i jego sługi. To byli prawdziwi bohaterowie, ale osamotnieni i niezrozumiani w swoim czasie. Takich osób już nie ma… - Podniosła się ze stołka i bez pożegnania wyszła z izby z dziennikiem i fiolką zanim się rozpłakała.

Karl, gdy upewnił się, że są sami najpierw zwrócił się do Lucjusza: - Naprawdę jesteś zakonny? I tak z lekką ręką pozwoliłeś na opylenie tego pierścienia? - A następnie: - Teraz mamy nowe informacje, zatem co proponujesz?

 

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 23-11-2020 o 22:26.
Lord Cluttermonkey jest offline