Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2020, 09:52   #5
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Posiłek na Plebanii



Seebo właśnie nakładał do stołu, kiedy kapłan przyprowadził dwójkę Skandynawów.
- Hmm, a gdzie podział się wasz zamaskowany towarzysz? - Zapytał Maxim, zapraszając was równocześnie gestem ręki do stołu.


- A kto go tam wie. - wzruszył ramionami Seebo - Zgłodnieje to sam się znajdzie.

- Poszedł się pomodlić. Być może, ze względu na swoją dolegliwość woli jeść samotnie? Wszystko wygląda pysznie. - Uthred pochwalił posiłek. Na statku w czasie rejsu jadało się raczej kiepsko. - Pamiętajmy, że o pierwszej mamy być u kapitana - dodał - To służbista co podkreślił nam strażnik. Musimy tam być przed czasem inaczej najpewniej nas nie przyjmie lub zapłaci nam gorzej.

- Spróbujcie zmieniaczków, sam robiłem. A o czas się nie martwmy, kapitan nam nie ucieknie - Rzekł Seebo pałaszujac z apetytem.

Uthred zaczął jeść obiad. Który faktycznie smakował bardzo dobrze.

- Pastorze zauważyłem, że ludzie patrzą na nas Skandynawów nieprzychylnie. Coś się stało ostatnimi czasy czy zawsze tak jest w tych okolicach?

Ksiądz skinął głową na wieści o Łazarzu.
- Do pierwszej jeszcze trochę czasu jest, a stąd do fortu rzut kamieniem - rzekł i po chwili zastanowienia kontynuował. - Nie nazwałbym Kapitana Aidana służbistą. Kapitan jest osobą, która robi wszystko po prostu dobrze. Mieliśmy wielu kapitanów, którzy rozgramiali armie nieprzyjaciół czy odznaczali się wielkimi czynami, jednak wciąż uważam, że spośród nich, to Aidan jest najlepszy, mimo, że nie może pochwalić się takimi czynami. Zresztą, nie bez powodu, powstała tutaj szkoła oficerska, którą on nadzoruje. Ale co ja tam będę wam o nim opowiadał, sami go wkrótce poznacie.

Następnie kapłan zasępił się trochę. Najwyraźniej swoją opowieścią o Kapitanie chciał jak najbardziej odciągnąć w czasie odpowiedź na niewygodne pytanie, które zadał Skandynaw.

- Kilka miesięcy temu... mieliśmy tu pewną przykrą sytuację. Do miasta przybyła pewna grupa północnych, którzy sami nazywali się Wikingami. Wiem, że to określenie w stosunku do was, Skandynawów, wyszło już z powszechnego użycia, jednak oni sami się tak nazywali. Zresztą nie bez powodu. Wyglądem bez dwóch zdań przypominali tych legendarnych wikingów, o których legendy krążą po całej Europie. Zbroje, ekwipunek, rogate hełmy... Jakby przybyli tu z dawnych dziejów.

- Było ich sześcioro. Jak wy, wydawali się zwykłą grupą poszukiwaczy przygód. Początkowo nie sprawiali problemów. Zostali wpuszczeni do miasta. Przysiedli się w karczmie "Nowy Początek", gdzie wszystkim, przez całą noc stawiali. Ich przywódca, Einar "Stalowy" bardzo otwarcie mówił, że pragnie pomóc mieszkańcom tego miasta w ich problemach.

- Jednak to wszystko było tylko po to, by uśpić wszystkich czujność.

Kapłan zawahał się przez chwilę. Widać, że mimo wieku, nie był wcale zgorzkniałym starcem i troszczył się o mieszkańców miasta. Dlatego tak trudno mu było opowiadać o tragedii, która się tu wydarzyła.

- Tej nocy obudzili mnie strażnicy, proszą o pomoc. Byłem zdezorientowany, jednak zrozumiałem, że stało się coś strasznego. Ktoś był ranny. Zaprowadzono mnie, do wschodniej części miasta, gdzie znajdowała się posiadłość Barona Winterton, właściciela tego miasta i okolic. Przerażony ujrzałem, że cały dom stał w płomieniach. Słyszałem krzyki, widziałem wszędzie krew. Starałem się jak mogłem, jednak nie byłem w stanie pomóc wszystkim.

- Ponad tuzin mieszkańców zostało zabitych, głównie służby, która opiekowała się posiadłościom, bowiem baron wraz z rodziną odwiedzali wówczas Londyn. Zostali wymordowani przez owych Wikingów. Torując sobie drogę ucieczki, bandyci zamordowali kolejny tuzin strażników, nim w końcu zostali powstrzymani i zabici. Wszyscy z wyjątkiem ich przywódcy, który zdołał uciec. Jakimś cudem przedostał się przez mury miasta, gdzie czekała na niego reszta jego ludzi.

Proboszcz zamilkł, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa, którym mógłby opisać tą tragedię. Po chwili przestał próbować i wykonał jedynie znak krzyża.

- Przeżyłem i widziałem już wiele tragedii w życiu, jednak to... Mieszkańcy miasta nigdy nie mieli nic do obcych. Jednak po tych wydarzeniach stali się bardziej nieufni. Zwłaszcza w stosunku do ludzi z północy.


- Dobrze było usłyszeć tę opowieść. Dziękujemy zatem ze zdwojoną siłą za zaufanie i gościnę - rzekł Uthred. - Zna Pastor tych duchownych którzy dzielą z nami pokój?

- Są to pielgrzymi, którzy podróżują wraz z Księdzem Georgiusem Cariusem z kultu św. Edwarda. Nie są to duchowni, jednak ich wiara i oddanie Bogu są równie wielkie. Mam nadzieję, że nie doznaliście z ich strony żadnej przykrości?

- Nie absolutnie. Wydawali się jedynie jacyś dziwni. Patrzyli na mnie i Morvana z ukosa szeptali. Najpewniej to skutek tej historii o ile ją słyszeli i naturalnych obaw. Chciałem się jedynie upewnić, że ich tożsamość jest znana. Wyglądali jakby coś kombinowali. Wybaczy Pastor szczerość.

- Nie musicie się o nich martwić - rzekł Proboszcz. - Mogą wydawać się niepokojący, ale to dobrzy ludzie.


Uthred skinął głową z uśmiechem Pastorowi na te słowa.
- Podzielę się z Pastorem opowieścią z dnia dzisiejszego. Widzieliśmy trzech centaurów, wiozło ciało strażnika które niestety spadło im po drodze. Miało jakieś dziwne mroczne znaki wyryte na ciele. Morvan pewnie opisze sprawę lepiej. To jednak znak, że coś dziwnego dzieje się w okolicy. Nigdy a walczę od dziecka z różnymi siłami, czegoś takiego nie widziałem.

- Ah, tak. Seebo wspominał mi nieco o tej przykrej sytuacji. Nawet pokazał mi ten symbol. Wydaje mi się, że to jakiś pradawny celtycki znak. Jednak nie mam pojęcia, co on mógłby oznaczać. Natomiast jeżeli chodzi o centaury, to odwiedzają one Kapitana Aidana co jakiś czas. Podobno przychodzą do niego z wieściami, co dzieje się w okolicy. Kapitan słono im za to płaci, ponieważ istoty te stronią od ludzi. Niedobrze ostatnio się dzieje w Hastings... Coś wisi w powietrzu.

- Myślałem chwile ojcze nad opowieścią o Einarze "Stalowym". - rzekł po chwili Uthred. - Słyszałem o nim. Tylko ten przywódca Wikingów zmarł jakieś trzy-cztery stulecia temu. Ktoś się pod niego podszywał, być może tylko dla zatajenia własnej tożsamości. Być może by zrzucić winę na Skandynawów. Musimy zobaczyć list gończy za nim i być czujni. Nigdy nie wiadomo kogo i gdzie spotka się na drodze.

- To nie był by pierwszy raz jak ktoś przyjął przydomek po jakiejś legendzie - odezwał się w końcu Morvan. - Cóż... przynajmniej wiemy za co nas nie lubią a więc i czego się można spodziewać. Kto wie, może uda nam się zmyć złe wspomnienia miasteczka. Ale mieszakańcy muszą uważać. Centaury wyraźnie przyniosły ofiarę jakiegoś kultu... ale o takich rzeczach nie przy jedzeniu. Po prostu może warto było by wspomnieć na kazaniu, aby nie chodzić samemju po zmroku. Czystko prewencyjnie. Cokolwiek się wydarzyło pewnie i tak wydarzyło się daleko za murami.

Gnom tylko pokiwał głową. Ludzie nie byli głupi. Wyczuwali niebezpieczeństwo i potrafili o siebie zadbać.

Proboszcz wolno pokiwał głową.
- Ale po cóż ktoś chciałby robić coś takiego? Naprawdę nie rozumiem, a swoje już w życiu widziałem. Mam nadzieję, że uda wam się rozwikłać tą zagadkę i pomóc naszemu miasteczku. Na pewno zostaniecie hojnie za to wynagrodzeni, i nie mówię tutaj tylko o złocie. Ten tam w górze przychylnie spogląda na akt altruizmu. I jestem pewien, że wasi Bogowie również nie przymrużą na to oka - ostatnie zdanie ksiądz skierował do dwójki północnych, po czym wstał.
- Jednak z pewnością się wam to nie uda na pusty żołądek. Pójdę po waszego towarzysza. Wiara sprawia cuda, jednak sama modlitwa głodu nie zaspokoi.

Kapłan zaśmiał się cicho na te słowa i wyszedł, zostawiając was samych. Po dłuższej chwili wrócił. Wyraz twarzy miał przepraszający, a w ręce trzymał kawałek papieru. Był to glejt, który Łazarz otrzymał od strażnika, umożliwiający wam wejście do zamku. Po rycerzu nie było śladu.

Wkrótce potem pożegnaliście się z Księdzem. Wychodząc, zauważyliście, że dwójki pielgrzymów w waszym pokoju również już nie było. Ruszyliście w stronę fortu.

 
Hazard jest offline