Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2020, 10:39   #55
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Poranek zaczął się ciepło… wtulone ciała dwóch dziewcząt, sprawiły że pobudka była miękka i przyjemna. Służki były pewnie równie zmęczone co ona, skoro ewidentnie zaspały. Wszak powinny być na nogach zanim ich pani wstanie.
Barbara uniosła się i potrząsnęła nimi.
- Dziewczęta… czas mnie wyszykować. - Jej złość zniknęła po chwili snu.
- Tak pani..- Ewka zerwała się szybko, po czym poganiała zaspaną Zuzannę do ubrania się.
Magnatka obserwowała je z rozbawieniem.
- Poleżę jeszcze chwilę, przygotujcie co trzeba. Kąpiel może być chłodna, śniadanie… odpowiedni strój.
- Tak pani… tak pani.- mówiły jedna przez drugą ubierając się nerwowo i w pośpiechu. Wyglądały jak dwójka spłoszonych kurcząt.
- Kochane… to była ciężka noc. Michał się pewnie cieszy, że mu nie przeszkadzamy. - Magnatka zaśmiała się i ułożyła na sienniku.
- Dobrze pani.- mruknęły zawstydzone razem i trochę wolniej się poczeły ubierać. Uspokoiły nieco.
- Zaraz przyniosę waćpannie… odpowiedni strój.- zapewniła po chwili Ewka.
- Dobrze. - Barbara przymknęła oczy planując jeszcze wypocząć. I zasnęła ponownie. Pobudka nie nadeszła… sama Basia musiała się obudzić i dostrzec obie służki siedzące przy jej łożu. Czekające cicho.
- Och… na długo zasnęłam. - Magnatka usiadła na łóżku a potem wstała by dać się ubrać.
- Minęła jutrznia i jeszcze kilka pacierzy. Pan Michał zabronił budzić. - odparła Ewka podając strój.
- Nie dziwię się, nie chce bym mu przeszkadzała. - Barbara westchnęła. - Są miejskie straże?
- Już były…- przyznała Ewka i dodała ciszej.- Pan Michał obciążył je sporą sakiewką.
- Yhym… - Barbara dała się ubrać. - Gdzie zjem śniadanie?
- Na górze w osobnej jadalni.- odparła cicho Ewka i spojrzała na Zuzannę.- Idź już. Każ im nakryć do stołu.
Zuzanna poderwała się na nogi i wyszła pospiesznie.
Będąc sam na sam z Ewą, Barbara pozwoliła sobie na nieco smutniejszą minę. Czuła jak służka ściska jej gorset, unosząc przy tym piersi. Stroje od Cosette miały wyeksponować jej ciało, a Michał kazał jej nie obnosić się z jej urodą.
W każdym razie… nie tutaj. Na szczęście nie będzie wiecznie w tym mieście. A gdy już była ubrana Ewka zaprowadziła ją na piętro, gdzie komnata jadalna była… pod strażą. Barbara pozwoliła sobie na kolejne ciężkie westchnienie i weszła do środka.
- Ewo.. zapytaj Michała czy zaszczyci mnie swą obecnością.
- Eeemm… dobrze pani.- odparła cicho dziewczyna i dygnęła wychodząc. W komnacie był już suto zastawiony stół i butelka wina.
Magnatka usiadła przy nim, nalała sobie wina. Nieco niechętnie spojrzała na posiłek, wiedziała jednak, że potrzebować sił. Musiała przez dłuższą chwilę jeść tak, bo minęło sporo czasu nim Michał zjawił się w komnacie… z wyraźnymi cieniami pod oczami. On, w przeciwieństwie do Basi, chyba nie spał tej nocy. Skłonił się jej do pasa pytając.
- Waćpanna już w lepszym humorze?
- Czy dowiedziawszy się, że podwładny chcę tobą rozkazywać można być w dobrym humorze? - Basia wskazała miejsce naprzeciwko siebie. - Zjedz trochę, wyglądasz okropnie.
- Moim celem jest twoje bezpieczeństwo pani i nie mogę patrzeć bezczynnie, gdy się sama narażasz.- mruknął szlachcic i siadł dodając.- A takim narażeniem jest okazywanie słabości. Chcesz li, żeby jakiś magnat skorzystał z okazji i wziął cię pod opiekę?
- Myślę, że czuję się na siłach odmówić. - Barbara nalała mężczyźnie nieco wina. - Jak narazie to ja zwróciłam twoją uwagę na dachy… i nie mówię, że będę kłócić się z twym doświadczeniem. Po prostu żądam informacji, a nie zamykania bez słowa pod kluczem.
- Nie jeśli zostaniesz oddana przez króla w opiekę. Zdarzają się czasem takie przypadki.- zaprzeczył Michał i potarł brodę.- Nie zamierzam nic przed tobą zatajać moja pani, ale jest czas i miejsce na takie rozmowy. Wczoraj… ze strażą na karku i trupami w komnacie… czasu na rozmowy nie było. Te mogły poczekać do dziś.
- I wyobrażałeś sobie, że ot tak usnę? - Barbara sięgnęła po kawałek mięsa. - Martwiłam się o ciebie. Bałam się, że może zostałeś ranny.
- A ja o ciebie.- westchnął Michał i pokręcił głową.- Wybacz pani, ale… sama nie widziałaś, nie miałem czasu. Najpierw należało ugasić pożar… by ta sprawa nie wypłynęła zanim się oddalimy z miasta.
- Zjedz nieco. Odpocznij. - Basia podkręciła głową z niedowierzaniem. - Potrzebuję cię…- Dodała cicho.
- I będę tu dla ciebie pani.- odparł cicho Michał dodając.- A więc.. wczoraj wspięli się na kamienicę ku oknu i wdarli się przez nie do środka. Zaskoczyli bliźniaków, a i sami byli zaskoczeni. Niemniej to zbóje byli i porywacze… nie wojacy. Jeden umknął, reszta zaszlachtowana została.
- Tak… wyraźnie przyszli po mnie. - Basia westchnęła. - Dobrze, że bliźniakom nic się poważnego nie stało.
- Zaprawdę sprawni są w karczemnych bójkach.- przyznał ze śmiechem Michał.
Basia uśmiechnęła się.
- Czy wszystko już załatwione? Czy ktoś jeszcze będzie nas niepokoił?
- Raczej nikt nie powinien się wtrącać. Choć uszczupliło nam to mocno kiesy jak zabrałem na podróż.- przyznał Michał.
- Cóż… po to ją wzięliśmy, czyż nie? - Barbara dolała mężczyźnie wina.
- Nie takie wydatki miałem w planie.- przyznał szlachcic upijając trunku.
- Cóż… mogę jeść o połowę mniej. - Barbara zaśmiała się. - Ale.. myślisz, że powinniśmy zawrócić? To się może powtórzyć.
- Nie możemy dać się zamknąć w zamku. Nie możemy dać zastraszyć, zresztą nikt nie zginął. - odparł Michał ciepło i poprawił po chwili.- Nikt z naszych w każdym razie.
- Nie chodzi mi o zastraszenie… tylko o nasze finanse. - Barbara uśmiechnęła się do szlachcica.
- Nie jest jeszcze aż tak źle, aczkolwiek wolałbym byś nie przesadzała z zakupami ksiąg. Są drogie.- odparł szlachcic.
- Dobrze… kupię co najwyżej jedną. - Barbara przytaknęła ruchem głowy.
- Cieszy mnie to. Kupiec wkrótce przyjdzie z towarami.- odparł cicho i ciepło Michał.
- Dziękuję. - Basia dolała im obojgu wina, upiła nieco i wstała od stołu by podejść do okna.
- A więc zajmę się przygotowani. Proszę o to byś poczekała tutaj na przybycie kupca. - odparł Michał wstając od stołu.
- Może wydaj polecenia i odpocznij nieco? Chyba czeka nas jeszcze nieco drogi. - Barbara wyjrzała przez okno już odruchowo szukając pewnego łysego mężczyzny. Na szczęście nikogo takiego nie dostrzegała.
- Zbytek łaski… odpocznę podczas podróży. Teraz nie powinienem pozwalać sobie na taki luksus.- odparł szlachcic uprzejmie.
- A ja bym wolała byś wypoczęty był w drodze… cały czas obawiam się kolejnej napaści. - Barbara spojrzała na Michała z niepokojem.
- Dobrze pani… położę się więc na chwilę.- zgodził się spolegliwie starzec.
- Poproszę.. myślę, że tyle straży powinno mi zapewnić bezpieczeństwo. - Magnatka uśmiechnęła się.
- Tak zatem będzie pani. Proszę jednakże byś karczmy nie opuszczała w ogóle. Poślę umyślnych po księdza. Prywatnie mszę odprawi.- zaproponował Michał.
- Dobrze… - Tu Barbara wyraźnie się zaniepokoiła. Czyżby miała być więźniem w tej karczmie? Niepewnie wyjrzała przez okno. - Choć przyznam, że marzyłam o spacerze.
- Poza miastem… jeśli nie będzie to kłopot.- poprosił cicho mężczyzna.
- Coś czuję, że raczej moje spacery byłyby kłopotem. - Magnatka zaśmiała się cicho. - Dobrze… poza miastem.
- Tak pani… jeszcze jakieś kaprysy?- spytał szlachcic kończąc posiłek i wodząc po postaci magnatki spojrzeniem.
- Jesteś pewien, że chcesz je słyszeć? - Barbara uniosła jedną brew spoglądając na szlachcica pytająco. - Odpocznij Michale.
- Tak pani.- odparł z uśmiechem mężczyzna i wstając od stołu rzekł.- Zawsze chcę je słyszeć.
- Czuję się zaniedbywana. - Barbara skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się zadziornie do szlachcica.
- No tak… waćpani potrzebuje satysfakcji po wczorajszym dniu i pocieszenia.- szlachcic ruszył ku niej i szepnął do ucha.- Zakradnij się waćpani do kuchni. Przegonię stamtąd służbę i upewnię, że nikt nie będzie waćpani przeszkadzał w piwniczce.
- Dobrze… zjem nieco i przyjdę. - Barbara poczuła przyjemny dreszcz czując bliskość szlachcica.
- Tak pani.- odparł Michał i oddalił się.- Pójdę wszystko zaaranżować.


Barbara odprowadziła go wzrokiem i jeszcze raz wyjrzała przez okno nim ponownie usiadła do jedzenia. Teraz czuła się odrobinę lepiej. Nie chciała sporów między nią, a Michałem. Wypiła nieco wina, przegryzła nieco lżejszych dań i postanowiła udać się na spacer.
Przemykając się mijała kłaniającym się jej strażników… obecnie gości było jakby mało. Czyżby jej opiekun przepędził… lub przekupił wypełniających karczmę bywalców, de facto przejmując ją tymczasowo?
Nie miała jednak problemu z dotarciem do kuchni, była tu możną panią. Na miejscu, było już pusto i cicho. W powietrzu unosiły się zapachy pieczonego mięsa, przypraw i czosnku.
Barbara rozejrzała się za zejściem do piwniczki. Czyżby Michał naprawdę na nią czekał?
I wybierał przy okazji zapasy na podróż… bo gdy magnatka otworzyła drzwiczki zeszła po schodkach do niedużej wykopanej w ziemi jamy o ścianach wzmacnianych półkami pełnymi słoi i wiszącymi z haków szynkami oraz baleronami, dostrzegła go myszkującego wśród słoi.
- Co dobrego dla nas wybierasz? - Odezwała się cicho idąc w kierunku mężczyzny.
- Parę szynek i jeden boczek już żem wybrał. I garniec piwa.- przyznał się szlachcic zerkając przez ramię.- A teraz śliczną perliczkę upatrzyłem.
- Planujesz mnie zjeść? - Barbara rozejrzała się po spiżarce z zaciekawieniem. Tutejsze zapachy pobudzały apetyt.
- Też… o tym myślałem… acz przypuszczam że będzie na odwrót.- przyznał starzec podchodząc bliżej Basi. O tyłu pochwycił jej kibić, począł piersi przez gorset ściskać, a ustami pieścisz szyję zachłannie.
- A zdawało się, że tak bardzo niemiła ci się stałam, wczoraj. - Barbara zamruczała z zadowoleniem czuąc tą napaść.
- Wiesz waćpani, że to nieprawda… acz winienem cię jakoś ukarać za jej działania.- zamruczał kąsając delikatnie jej szyję.
- Och.. za jakie? - Barbara jęknęła cicho czując ugryzienie.
- Za wczorajsze… gniewanie.- mocniej ścisnął piersi przez gorset, który okazywał się przekleństwem w takich sytuacjach… o wiele lepiej gdyby go nie miała. Barbara sięgnęła do jego sznurowania i poluzowała.
- Może to nieco… wynagrodzi. - Mruknęła uchylając gorsetu.
- Tak… odrobinę…- jęknął cicho mężczyzna, a Basie poczuła jak jego ręce się wślizgują pod niego. Boleśnie ściskają i miętoszą piersi powoli wydobywając obie krągłości ze stroju.
Magnatka poczułą chłód na swych krągłościach i zadrżała. Poczuła jak piersi napięły się, a ich szczytu stwardniały. A potem poczuła twarde chropowate palce je drażniące i lekko ściskające.
- To jakie kaprysy kryją się w tej ślicznej główce ?- szeptał tymczasem szlachcic nie zaprzestając zabawy krągłościami szlachcianki.
- Damie nie wypada mówić takich rzeczy. - Barbara zaśmiałą się cicho i nachyliłą do ucha szlachcica. Szepcząc dotknęła wargami jego skóry. - Byś mnie posiadł… gwałtownie.
- W takim razie waćpani… trzeba przygotować…- szepnął szlachcic puszczając krągłości piersi i podciągając pospiesznie suknię, jak i ukryte pod nią giezło, by pośladki odsłonić. Magnatka ujęła własną suknie by mu to nieco ułatwić.
Po chwili czekania, poczuła silne dłonie na pośladkach i mocny ruch bioder. Kobiecość uległa silnemu szturmowi… i Barbara zamiast trzymać sukni, musiała pochwycić się półki by utrzymać równowagę. Nieważne to było… czuła twardość Michała, tam gdzie czuć powinna.
Opierając się jedną ręką, drugą zasłoniła usta. Czuła jak każdy szturm wprawia ją w przyjemne drżenie i próbuje wyrwać jęki z jej ust. A Michał dawał jej powody do zasłonięcia usta, mocno ściskając pośladki i zachłannie poruszając biodrami, by przeszywać jej intymny zakątek raz po raz. Dookoła paliło się ledwie kilka łojowych świec, zapach mięsa mieszał się z przyprawami i zapachami korzeni. Basia… łatwo jej było sobie wyobrazić, iż jest podkuchenną braną przez swojego kochanka stajennego… i że w każdej chwili może ktoś wejść. Bo wszak zatechła piwniczka to nie miejsce dla figli potężnej magnatki i je kapitana straży… prawda? Doszła intensywnie, jedynie ledwo tłumiąc okrzyk rozkoszy. I po kilku ruchach poczuła iż jej ciało sprawiło rozkosz Michałowi.
Oparła się obiema dłońmi o półkę, czując swoją i kochanka wilgoć, spływającą po jej rozpalonych udach. Z trudem łapała oddech po tym gwałtownym akcie.
- Co dalej pani?- jego słowom towarzyszyło delikatne klepnięcie w pośladek.
- Powinnam sprawdzić, czy nie czeka na mnie kupiec.. nim ktoś zacznie mnie szukać. - Barbara odetchnęła i drżącymi palcami sięgnęła do wiązania swego gorsetu, układając w nim pierwej swoje piersi.
- Tak pani… a ja pójdę odpocząć.- odparł szlachcic i dodał z uśmiechem.- Czekam też… na kolejne kaprysy.
- Yhym… - Oparła się o beczkę jeszcze łapiąc oddech.


Gdy odpoczęła udała się z powrotem do komnaty, w której podano jej posiłek. Musiała tam chwilę poczekać, nim zjawił się gnący w pokłonach Ormianin niosący w dłoniach ciężki pakunek owinięty kilkoma warstwami atłasu. Położył go na stole mówiąc.
- Oto moje skarby dobrodziejko. Nie dostaniesz takich pani nigdzie w okolicy.
- Zaprezentuj je proszę… ciekawa jestem czy nie mam ich w swojej bibliotece. - Barbara uśmiechnęła się do mężczyzny. Spod sukna Ormianin wyjął dwie księgi. W zdobionej złotem i kamieniami szlachetnymi oprawie. Tekst pierwszej choć zdobionymi ślicznymi miniaturami, ale zupełnie… nieczytelna, bo napisana szlaczkami.
- Piękna acz… nie na czymś takim mi zależy. - Barbara uśmiechnęła się niepewnie.
- No to mam jeszcze drugą…- mruknął niezrażony tym niepowodzeniem kupiec wyciągając spod tkanin łaciński zielnik, pięknie ilustrowany, pasujący bardziej do klasztoru niż do rąk Ormianina. Skąd w ogóle kupiec miał takie księgi?
Barbara z zaciekawieniem przyjrzała się księdze.
- Och… jak udało się panu to zdobyć?
- Takie rzeczy czasem można kupić na targach w Krymie. - przyznał się kupiec, co oznaczało że ta księga przynajmniej została złupiona przez Tatarów gdzieś na kresach Rzeczypospolitej, albo na Mołdawii lub na Węgrzech. - Lepiej w moich rękach, niż u niewiernego.
- Prawda to… - Barbara obejrzała księgę, po czym odłożyła ją i spojrzała na kupca. - Cóż jeszcze pan przyniósł?
- Nic więcej pani. Księgi są rzadkim i trudnym do sprzedania towarem.- przyznał Ormianin.- Zwłaszcza te, które mają kilka lat na karku. Te woluminy zostały napisane w czasach, gdy mu szlachetny pradziad… świeć panie nad jego duszą, ssał cyca swojej mamusi.
Barbara bo przytaknęła i powróciła do przeglądania zielnika. Bardzo ją ciekawił.
- Ile chcesz za tą? - Spojrzała na kupca starając się udać znudzenie.
- Ten rzadki egzemplarz z pewnością jest wart co najmniej pięćset denarów.- odparł z uśmiechem kupiec.
- Och.. nie wątpię.. choć mam w swojej bibliotece już dwa zielniki. Ten mógłby rzeczywiście być.. ciekawostką. - Powiedziała cicho, przewracając strony księgi i spoglądając na kolejne rysunki roślin.
-Z pewnością nie takie jak ten. To unikat mogący być ozdobą każdej kolekcji.- stwierdził z niezachwianą pewnością kupiec.
- Och tak Pan sądzi.. - Barbara uśmiechnęła się pobłażliwie do kupca dając mu znać, że nie ma pojęcia o zawartości jej kolekcji. Sama też nie była jej pewna, ale Michał zapewne by chciał by zapłaciła jak najmniej za swoje widzimisie.
- Klnę się na mój kupiecki honor. - przekonywał Ormianin z całą żarliwością.
Magnatka odłożyła księgę na stole.
- Hm… może trzysta denarów byłaby i ona warta. - Magnatka spoglądała to na wolumin to na kupca.
- Ależ waćpani… toż to potwarz… tak nisko wyceniać tak piękną księgę. Potwarz i skandal.- oburzył się Ormianin.
- Może… - Barbara wzruszyła ramionami. Z przyjemnością poznałaby sie z zawartością tej księgi. Coś podobnego acz znacznie mniej ozdobnego miała w zakonie. Ale czy naprawdę jej potrzebowała? - Czterysta. To piękna księga, ale nadal nie będzie jedyna taką w miej kolekcji.
- Niech stracę… dla pięknej pani. - zgodził się pokornie kupiec.- Czterysta.
- Dowódca mojej straży ci zapłaci. - Barbara przytaknęła ruchem głowy. - Niech któryś ze strażników przy komnacie cię zaprowadzi.
- Tak pani… dziękuję za uwagę pani, polecam się na przyszłość dobrodziejce… oby Bóg opromieniał łaską drogę waćpani.- Ormian giął się w pokłonach wychodząc tyłem wraz z drugą księgą owiniętą już atłasem.
Magnatka sięgnęła po swój zakup i zaczęła go niespiesznie przyglądać, starając się sobie przypomnieć łacinę. Niewiele pisała ostatnimi czasy.
Nie było to jednak łatwe nie tylko dlatego, że łaciny ostatnio nie używała. Także z tego powodu iż księga ta zapisana była średniowieczną wersją łaciny i to przez kogoś kto lepiej znał się na ziołach niż na literaturze. To była łacina kuchenna, pełna błędów i “spolszczeń”... prawdziwa łamigłówka.
To sprawiło Barbarze jeszcze więcej radości, przynajmniej będzie zajęcie i nie będzie kusić losu, drażniąc tym Michała. Gdzieś spakowała pergamin i tusz… teraz czasu nie było go wyciągać, odnalazła więc jakąś znajomą roślinę by zobaczyć jak ją opisał autor.


To wszystko wciągnęło ją na dłużej niż się spodziewała. Oderwała się od tego dopiero, gdy zjawiły się jej służki z sukniami i kasetkami z biżuterią co by mogła wyszykować się na mszę.
Barbara niechętnie odłożyła lekturę i oddała swoje ciało służkom by te ją naszykowały.
Sama msza rozpoczęła się w głównej jadalni i oprócz Basi i jej służby uczestniczyli w niej goście w karczmie, oraz pracownicy przybytku. Potem zaś rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu, bo Michałowi zależało na tym, by jak najszybciej opuścić miasto.
Podróż… rozpoczęła się monotonnie i trwała tak do południa.Zatrzymano się wtedy na postój, zjedzono posiłek i wyruszono dalej. Później… serce Barbary zaczynało bić mocniej z każdym przebytym metrem. Zaczynała bowiem rozpoznawać okolicę… była coraz bliżej domu. Odłożyła księgę, która towarzyszyła przez cały ten czas i coraz częściej spoglądała przez okno by w końcu utkwić wzrok w mijanej okolicy. Gdy była tu ostatnio, nie było czasu nawet na spacer. Był pogrzeb… potem sprawy z długami. Teraz.. znajdzie czas.
Na razie nadchodził zmrok i z tego co wiedziała magnatka, karczma która dawałaby schronienie podróżnym na noc spłonęła trzy miesiące temu. I nikt jej planował odbudowywać. Za mało podróżnych zapuszczało się w te strony. Czyżby mieli nocować pod namiotami? Barbara rozejrzała się wychylając się nieco z kolaski i szukając wzrokiem Michała. Nie miała nic przeciwko spaniu w szczerym polu. Jej namiot był duży, a siennik w nim wygodny.
Michał miał chyba jakieś inne plany, ale też i nie znał okolicy rozsyłając sługi by znaleźli miejsce na nocleg. Barbara ukryła się więc ponownie w kolasce, oczekując postoju. Marzyła o rozprostowaniu nóg i chwili spaceru.. choćby po obozie. Bycie zamkniętym w karczmie, bardzo ją zmęczyło.
Minęło trochę czasu nim wreszcie wrócili słudzy. Orszak ruszył polną drogą kierując się ku opuszczonemu pastwisku, by tam w blasku ognisk i pochodni pospiesznie rozbijać obozowisko. Gdy tylko zarysował się już obszar obozu, Barbara wyszła z kolaski i odetchnęła pełną piersią.
- Przygotujcie nam posiłek. - Zwróciła się do dziewcząt, sama obserwując poczynania swoich ludzi.
- Tak pani.- służki od razu zabrały się do roboty, podczas gdy pan Michał rozstawiał ludzi na wypadek niespodziewanej nocnej wizyty. Wydawało się że szykuje obozowisko do oblężenia. Barbara zaś czuła się tu… niepotrzebna. Choć była delikatnym jajeczkiem o które wszyscy się troszczyli, jej opinia nie miała tu znaczenia. Nic od niej nie zależało i nikt nic od niej nie wymagał. Nieco przygnębiona tym faktem, otuliła się mocniej kocem. Starała się powstrzymać smutek, który uparcie chciał wypłynąć na jej twarz. Co mogła uczynić by stać się potrzebną? Nie zostanie wojem. Gdyby zabrała sie z aprozaiczne czynności, mogłaby przynieść hańbę MIchałowi i Cosette. Jednak… może było coś? Rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu zagajników i innych miejsc, gdzie skryć by się mogli ewentualni najeźdźcy.
Takich w okolicy nie wypatrzyła niestety. Albo na szczęście, bo przecież wcale nie chciała być porwana, prawda?
Pozostawało więc Basi być piękną i inspirować swoich podwładnych… tak jak inspirowała bliźniaków, którzy to raz po raz zerkali w jej kierunku. Wkrótce namiot był już postawiony, a magnatce pozostało czekać na już bulgoczącą nad ogniskiem pożywną polewkę. Barbara widząc, że powoli podnoszą się namioty udała się na krótki spacer po obozie by chwilę postać i posłuchać jak Michał dyryguje podwładnymi. Wiedziała, że Ewa zawoła ją na posiłek, gdy przyjdzie pora.

Spacer przyniósł tyle wspomnień, miłych i nieprzyjemnych. Wróciła do domu, ale jako kto? Nie była już przecie córką Bogumysła jaką miejscowi znali. Była wielką damą, wdową po magnacie… była… inna. Ostatnie dni całkiem zmieniły jej podejście do życia i do ludzi.
- Pani… posiłek już gotów. - Ewka osobiście powiadomiła swoją panią o tym fakcie.
- Och… już idę. - Barbara powoli ruszyła za służącą, czując przytłaczający ją smutek. Niby była wolna, mogła więcej niż kiedykolwiek, a jednak… czuła się więźniem.
- Czy wszystko w porządku… pani?- zapytała służka zauważając jej nastrój.- Może i potrawa nie jest wyrafinowana, ale za to wino pan Michał zakupił przednie.
- To.. nieistotne. - Barbara uśmiechnęła się słabo do służącej i przysiadła do posiłku. - Strawa na pewno będzie sycąca.
- Postarałyśmy się.- przyznała Ewka, gdy doszły we dwie do stoliczka rozłożonego przed namiotem Basi na którym to stał skromny posiłek. Pod stoliczkiem był rozłożony koc, na którym stało niskie siedzisko by jaśnie pani mogła się posilić zachowując godną postawę.
Barbara zajęła przeznaczone dla siebie miejsce.
- Nalejcie wina i… zjedzcie ze mną.
- Tak pani.- mówiąc to chórkiem służki usiadły naprzeciwko niej i gdy Basia zaczęła się pożywiać to i one wzięły się za jedzenie. Magnatka nie jadła dużo.
Popijając wino, spoglądała to na służące to na obóz. Czy byli tu bezpieczni? Czy gdziekolwiek byli?
Na razie panował spokój, choć Basia widziała napięcie i czujność w spojrzeniach strażników. Po wydarzeniach z karczmy znikł już całkiem beztroski nastrój wśród jej obrońców. Byli świadomi zagrożenia. Więc… ona chyba mogła czuć się bezpiecznie. Bezpieczna i bezużyteczna….
- Naszykujcie mi sekretarzyk do pisania po posiłku… i przyzwoicie do mnie Michała. - Magnatka zjadła kolejnego kęsa.
- Tak pani.- Ewka szybko powstała i nakazała Zuzannie.- Idź po pana Gierałtowicza i powiedz mu co by przybył do jaśnie pani.
Druga służka ruszyła wykonać polecenie, a Ewka zabrała się za szykowanie stolika.
Barbara zjadła jeszcze kęsa i przeszła do namiotu by tam spisać swoje spostrzeżenia z czytanego zielnika.
Gdy tak pisała, przybył do niej Michał. Skłonił się przed nią i cierpliwie czekał aż skończy pisać. Barbara zapisała kilka wyrazów, przysypała tusz piaskiem i spojrzała na szlachcica.
- Potrzebuję spaceru. - Powiedziała cicho.
- Teraz jest… trochę ciemno.- przyznał Michał i dodał.- Będzie honorem ci towarzyszyć. Tylko zorganizuję eskortę.
- Eskortę… - Barbara westchnęła ciężko. - Myślisz, że to konieczne? Wróg nawet nie ma się gdzie zaczaić.
- Dobrze pani… wystarczy tylko moje towarzystwo.- odparł ciepło Michał.
Magnatka odetchnęła.
- Wezmę płaszcz. - Powoli podniosła się że stołeczka. - Możemy się też wybrać konno, choć pewnie nie mamy siodła damskiego.
- Nie znam okolicy… wolałbym też nie jeździć po nocy.- przyznał się starzec.
- Och no tak… - Barbara narzuciła płaszcz i była gotowa do drogi. - Ja.. biegałam po okolicy będąc małą dziewczynką… gdy jeszcze nie było tylu kłopotów.
- Myślę że też ich teraz nie będzie. Przestrzegałbym jednak przed bieganiem w długiej ciężkiej sukni i delikatnych ciżemkach.- zaśmiał się rubasznie Michał i dodał.- Prowadź pani.
Barbara zaśmiała się i ruszyła w kierunku znanych sobie pól by odnaleźć zapamiętane ścieżki. Nieopodal była żabianka… niewielkie bajorko, pytanie czy nadal istniało. Gdy opuścili obóz odezwała się cicho.
- Wolałabyś bym biegała boso w cienkiej sukni?
- Hmm… tak? - rzekł cicho szlachcic.- Widok byłby równie piękny co teraz.
- Och moje lekkie suknie nie mają takich dekoltów. - Barbara zaśmiała się i nieco uniosła suknię, by swobodnie przejść przez skiby. Minęli straże podążając w kierunku bajorka.
- Prawda.- przyznał Michał zerkając na jej dekolt.
- Ale nie mają też gorsetów. - Magnatka westchnęła i przeskoczyła na miedzę. - Michale… co by było gdybym zniknęła?
- Zniknęła? - zdziwił się szlachcic zupełnie nie rozumiejąc jej pytania. - Jakże to?
- Porwanoby mnie, stałoby się ze mną to co z Janem… odeszłabym? - Barbara usłyszała z oddali rechotanie żab i uśmiechnęła się. Ciekawe jak bardzo urosła tamta Wierzba.
- Ja… nie wiem pani. Obawiam się żem nie jest aż tak bystry jak Cosette.- przyznał szczerze Michał.
- Radzisz sobie lepiej niż ja. - Magnatka zaśmiała się.
- Niemniej rozgrywki dworskie i polityka to domena twojej ochmistrzyni pani. I twojego nieboszczyka męża. Nie moja.- przyznał Michał.
- A jakie rozgrywki będą gdy mnie zabraknie? - Barbara obejrzała się na szlachcica. - Już niedaleko.
- Spór o majątek rozkwitnie. Bez… dziedzica… chętnych będzie wielu, a każdy mający w ręku słabe karty. Dalsza rodzina… biskup też pewnie. Wiesz pani, iż nie masz żadnych krewnych, prawda? To był kolejny powód, by się z tobą ożenić. Nikt nie zagrażałby synowi twemu od strony matki… nie było żadnych krewnych mogących przejąć opiekę nad twoim synem, gdyby tobie się zmarło. - westchnął Michał.
- Cóż byłam młoda, w wieku nadającym się do rodzenia dzieci i bez wyboru. To tutaj. - Barbara podeszła do znacznych już rozmiarów wierzby i przysiadła na konarze, wsłuchując się w rechotanie żab z pobliskiego bajorka. - Zaniepokoiło mnie to co rzekłeś o wiązaniu i zamykaniu mnie. Bardzo mi to nie odpowiada.
- Wolałbym tego uniknąć pani… acz zrobię wszystko, by cię obronić.- wyjaśnił szlachcic stając obok drzewa.
- Nie odpowiada mi to i znam pewną dwórkę, która ma zwyczaj wymykać się przez okno zamkowe. - Barbara obróciła się w stronę szlachcica przez co ten mógł zobaczyć jej wyeksponowany dekolt.
- Nie myślałem o tak długim zamykaniu, pani. Nie więcej niż kilka godzin, góra dzień. - westchnął w odpowiedzi pan Michał.
- Jestem dziewczyną…może szlachcianką, ale nadal chowaną w takiej okolicy. - Barbara machnęła dłonią. - Pomyśl jak czuję się w jakimkolwiek zamknięciu.
- Nie mówimy przecie o celi w loszku.- żachnął się Michał.- Ani też o długim pobycie w zamknięciu.
- Wiązanie zabrzmiało brutalnie. - Magnatka obróciła się w stronę bajorka.
- I może niepotrzebnie… uniosłem się gniewem.- przyznał potulnie Michał.
- Może niepotrzebnie to rzeknę.. może osobie o mym statusie nie wypada lecz… nie jest mi komfortowo w tej sytuacji. Do zakonnej strawy przywykłam, do pracy także. A tam nic mi nie groziło… nikt mi nie groził. - Magnatka westchnęła i otuliła się mocniej płaszczem. - W dworze mego ojca robiłam wszystko sama. I nie odpowiada mi, że z Cosette od wszystkiego mnie odciągacie, mimo żem świadoma braków mego doświadczenia. - Basia wstała z konara i podeszła do szlachcica.
- Waćpani.. żywol ludzki jest kruchy czy to w magnackiej pościeli, czy w królewskim łożu, czy to na polu bitwy, czy w klasztornej celi. Ot jeno świadoma zagrożeń nie byłaś. Mało to widziałem spalonych klasztorów, zwłaszcza na pograniczu Rzeczypospolitej naszej? - odparł filozoficznie Michał.
- Mało? - Barbara spojrzała na szlachcica z zaciekawieniem. Nie wiedziała po co kto miałby palić klasztor, w którym przebywała.
- Wiele… jasyr z klasztoru się bierze, złoto z ołtarza i wotów.- wzruszył ramionami Michał.
- Siostry biedne są. - Magnatka wzruszyła ramionami. - Choć pewnie wojacy o tym czy zakon żeński czy męski dowiedzą się dopiero gdy pod habit zajrzą.
- Siostry bywają biedne, ale klasztory już niekoniecznie. Kościoły bywają pełne wartościowych przedmiotów… na które co prawda tylko bezbożnik dłoń może podnieść. Tych jest jednak sporo na Krymie.- wzruszył ramionami Michał.- A i niewolnice też są tam w cenie.
Barbara przyglądała się mężczyźnie przez chwilę w zamyśleniu. Niewolnice. Słowo wywołało w niej nieprzyjemny dreszcz. Ale czy nie tym też trochę była? Bardzo rozpieszczaną niewolnicą.
- A ty… na czym chciałbyś położyć dłonie?
- Co? Ja… właściwie nie wiem.. co powiedzieć, waćpani.- wyraźnie zaskoczyła go tym pytaniem.
- Och nie istotne. Myślałam, że może na mnie. - Barbara zaśmiała się. - Wracajmy. - Obróciła się gotowa ruszyć w kierunku obozu.
- Oczywiście, że na waćpani… ino szczegóły wolałbym zachować… dla siebie.- wybąkał Michał.
Magnatka ruszyła idąc miedzą.
- Nie mam mocy by to z ciebie wyciągnąć Michale. - Zetknęła ponad ramieniem uśmiechając się i ponownie uniosła spódnicę by nie zawadzała.
- Mam wrażenie że nie siły stosujesz pani. Tylko podstępy… jak Cosette. - westchnął ciężko stary szlachcic. - I równie skutecznie.
- A jakiż to podstęp teraz stosuję. - Basia obejrzała się na szlachcica i prawie się potknęła.
- Dobrze wiesz…- dobrze czuła złapana mocno za pośladki, lekko pochylona. Bowiem oczywiście szlachcic przybył jej z pomocą ratując przed upadkiem.
- To… tylko twój apetyt. - Barbara zadrżała. - I może efekty, które dają suknie od Cosset.
- I tym apetytem wodzisz mnie za nos.- dłonie mężczyzny zacisnąwszy się pewnie na pośladkach magnatki poczęły pospiesznie miętosić jej krągłości. Po chwili przyciągnął ją ku sobie. Oparta plecami poczuła jak jedna dłoń zaciska się mocno na krągłej piersi, a drugą Michał podciągać począł suknię z przodu.
- Och ja okrutna. - Barbara zaśmiała się cicho mimo iż i w jej podbrzuszu rosła gorąca kula. Delikatnie poruszyła biodrami ocierając się pupą o krocze mężczyzny.
Odsłoniwszy podbrzusze jego palce sięgnęły mocno i władczo między uda Basi, z mlaśnięciem wdarły się jej intymny zakątek. Poruszały się tam niezgrabnie, ale mocno i władczo. Usta Michała podążały po szyi szlachcianki, zęby delikatnie skubały skórę.
Barbara pomrukiwała rozkosznie czując tę napaść. Jej wzrok przesunął się po polach pośród których stanęli.
Było ciemno… obóz daleko… w okolicy żadnego światła. Żadnego dworku w którym się mogli się schronić, żadnej wsi z której to ciekawcy chłopi mogli przybyć. Palce poruszały się mocno między jej udami. Siłą nadrabiały brak subtelności. Pragnął jej mocno… gdyby nie maniery to rzuciłby ją na trawę, zadarł suknię i posiadł ją dziko.
A ona… czy nie tego pragnęła? Składałaby mówiąc, że czasem gdy spoglądała z dworu na pola… ciekawiło ją.
- Och Michale… weź mnie.
- Oprzyj się dłońmi o pień drzewa.- sapnął jej do ucha kochanek. Magnatka uczyniła jak polecił, czując jak jej ciało drży z podniecenia. Byli… byli na polu. Robili to… na polu. Nie mogła się doczekać gdy ją wypełni.
Chłód nocy wprawił jej ciało w drżenie, gdy poczuła je na nagiej skórze wystawianej na widok stworzeń nocnych i kochanka. Ten chwycił ją za pośladki i szturmem posiadł jej ciało mocnym pchnięciem wypełniając jej kobiecość. Nie był delikatny, spieszył się… ruchy były mocne i szybko, lekko bolesne przez jego niecierpliwość i żądzę. Wystarczyło kilka ruchów by Basia doszła zasłaniając usta dłonią. A jej kochanek nadal trzymał ją za pośladki, nadal nie dawał odpocząć, nadal czuła jego… twardą obecność, mocne ruchy, zbliżającą się eksplozję. Twarde palce na pośladkach lekko drżących od nocnego chłodu przypominały magnatce, na jakie to szaleństwo sobie pozwoliła.
Barbara jęknęła cicho, czując trybut kochanka. Oparła się rozpalonym czołem o chłodną korę z trudem łapiąc oddech.
- Powinniśmy wrócić… pani.- szepnął Michał cicho.
- Tak… powinniśmy. - Magnatka odetchnęła gdy mężczyzna opuścił jej ciało i oparła się plecami o drzewo. Uśmiechnęła się ciepło do Michała spoglądając na pola. Była ciekawa, czy gdzieś tam kryli się bliźniacy i podejrzeli ich podczas schadzki. - Pozwól tylko, że… rumieniec opuści me oblicze.
- Oczywiście pani.- rzekł cicho szlachcic i sam odwrócił się do niej tyłem by poprawić własny ubiór i schować swoje “szablisko”.
Barbara obserwowała go dłuższą chwilę porządkując swój strój i fryzurę. Cały czas męczyło ją czy odpowiada jej sytuacja w jakiej się znalazła. Nie było jej źle… tak jak wspomniał Michał, to nie tak, że dotychczas nic jej nie zagrażało.
- Ruszajmy. - Powiedziała w końcu, wyminęła szlachcica i skierowała swe kroki w kierunku obozu.


Tam panowała cisza i spokój. Część jej obrońców jadła, reszta stróżowała. Służki kończyły porządkowanie po posiłku. Czuć było odrobinę rozluźnienia wśród obozowiczów, najwyraźniej uznali że skoro dotąd nie nastąpił atak, to może dziś będzie spokój? Nie znaczy to, że w ogóle zatracono czujność, ale nie czuć już było tego nerwowego napięcia.
- Udam się na spoczynek… Dziękuję za spacer. - Barbara dygnęła nieznacznie przed szlachcicem.

Pożegnawszy się z Michałem udała się do swojego namiotu. Poprosiła służące by nagotowano jej wody by mogła się obmyć przy misie, poprosiła o wino i usiadła na powrót do spisywania swoich spostrzeżeń.
Służki zabrały się za spełnianie jej poleceń, a Michał zaś przejął znów władzę nad obozem popędzając i pokrzykując na strażników. Co by spokój wieczoru nie uśpił ich czujności. Barbara zaczekała aż Ewa i Zuzanna jej przyniosą to czego potrzebuje, po czym odesłała je by odpoczęły. Miała ochotę chwilę popracować w spokoju i wkrótce jej życzenie się spełniło. Obóz powoli robił się coraz cichszy. Ci którzy nie wartowali, kładli się spać by wypocząć przed następnym dniem, lub następną wartą.

Gdy przyniesiono jej wodę, Barbara rozebrała się upewniwszy się, że wejście do namiotu jest zasłonięte i obmyła się dokładnie. Szczególnie uda, na których pozostał ślad po nasieniu Michała. Skończywszy założyła koszulę nocną i ułożyła się na sienniku pod kołdrą by ponownie sięgnąć po lekturę od Cosette. Nie zauważyła kiedy sen nadszedł niczym złodziej, nie zauważyła kiedy zasnęła. Pobudka zaś przyszła dość późnym rankiem. Oczywiście obudziła się sama, nikt nie ośmielił się jej wybudzać z drzemki. Barbara obudziła się i przeciągnęła. Była… wypoczęta. Chłodne powietrze i szum pół za namiotem sprawiły iż był to przyjemny sen.
- Ewo. - Odezwała się nieco głośniej.
- Tak pani? - poła namiotu się odchyliła. Ewka zerknęła do środka gotowa służyć.
- Niech Zuzanna przyniesie mi śniadanie, a ty pomóż mi się ubrać. - Magnatka wstała z łóżka ukazując służce, przesłoniętą delikatną koszulą nocną, sylwetkę.
- Tak pani.- Ewka opuściła namiot i po chwili wróciła z ubraniami dla magnatki, rumieniąc się na widok Basi.
- Jak minęła ci noc? - Barbara zdjęła koszulę, gdy już wejście do namiotu zostało zasłonięte i na rozrzuconych na ziemi dywanach stanęła zupełnie naga z włosami splecionymi w prosty warkocz.
- Dobrze pani. Wszyscy czekają na twoje polecenia.- rzekła w odpowiedzi Ewka zabierając się za ubieranie Basi, muskając od czasu do czasu jej skórę opuszkami.
- Niech szykują się do drogi. - Barbara westchnęła gdy Ewa zacisnęła jej gorset unosząc wyraźnie piersi Magnatka. - Zjem i wyruszamy.
- Chodzi o to, że nie wiadomo gdzie ruszać.- mruknęła cicho rudowłosa pomagając magnatce.
- Och… toż Pan Michał był w mym dworze, osobiście przywiózł mi … list. - Barbara spojrzała zaskoczona na Ewę. I przesunęła dłonią po swych włosach. - Niech tu przyjdzie.
- Tak pani.- odparła dziewczyna i opuściła namiot.
Po chwili zaś wszedł do środka Michał kłaniając się nisko.
Barbara siedziała przy stoliku czekając na śniadanie.
- Podobno nie wiemy gdzie jechać… a toż byłeś w mym dworze. Czyżby coś się stało? - Spojrzała na szlachcica niepewnie.
- Nie. Nic pani. Niemniej… jesteśmy w twoich rodzinnych stronach. Ruszymy więc tam gdzie zechcesz.- odparł spokojnie Michał.
- Chcę pierwej dojechać do dworu. - Barbara przyjrzała się szlachcicowi niepewnie. Zdawało się jej, że cały czas taki był plan. - Tam… chyba będzie najbezpieczniej, czyż nie?
- Tak pani… choć wątpię by coś ci groziło. Noc minęła spokojnie, a dalej przecież są szlacheckie majątki i chłopskie wsie.- przypomniał starzec.
- Tak ale i poza dworem nie ma tu nic co chciałabym zobaczyć… może wybrać się na przejażdżkę. - Basia uśmiechnęła się odrobinę smutno. - Zjem śniadanie i ruszamy.
- Jak sobie życzysz pani.- odparł szlachcic kłaniając się magnatce.- Zaraz nakażę przygotowania.
- Dziękuję. - Barbara uśmiechnęła się do szlachcica.
Michał skinął głową i cofnął się pospiesznie do wyjścia. Barbara zaczekała, aż podane zostanie jej śniadanie, zjadła i gotowa była do drogi. Pozostało zaczekać aż spakowany zostanie jej namiot i rzeczy i pochód mógł ruszyć. Czekając na załadunek, Barbara opowiedziała Michałowi o pewnej znanej sobie drodze, która prowadziła do dworu. Jej pradziadkowie wysadzili ją bukami, które dawał cień latem i chroniły pola przed wiatrem.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 17-11-2020 o 10:42.
Aiko jest offline