Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2020, 23:02   #5
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Muzyka


Rozłożona pod rozgwieżdżonym niebem karawana szykowała się do snu. Warty udały się na skraj obozowiska, a strażnicy ognisk gromadzili opał by nie zabrakło ognia w zimną pustynną noc. Duchowni odprawiali ostatnie wieczorne modły do strzegących ich bogów, by odgonić duchy pustyni.

Noc mijała spokojnie. Opatuleni w płaszcze strażnicy przemierzali skraj obozowiska od czasu do czasu podchodząc do ogniska żeby się ogrzać. Pogoda była bezwietrzna, a noc rozbrzmiewała odgłosami nocnych zwierząt i owadów.

Nieznajomy nadszedł pod koniec drugiej warty nie kryjąc się przed wzrokiem strażników. Szedł ku obozowisku spokojnym krokiem

- Subakh ul kuhar? - pozdrowił śledzących jego wędrówkę strażników, zatrzymując się kilkadziesiąt krokóœ przed nimi.

- Subakh un nar? - odpowiedział jeden ze strażników zaznajomiony ze zwyczajami nomadów.

Koczownik skinął powoli. Zabarwiony na intensywną czerwień zawój zasłaniał mu twarz, głowę i ramiona, lecz po szerokich barkach i wzroście dało się poznać że był krasnoludem, choć ponad półtorej metra wzrostu jakim mógł się poszczycić było czymś wyjątkowym wśród jego pobratymców. Stał wsparty na toporze o długim stylisku i pięknie grawerowanym ostrzu.

- Wszystko w porządku. Z woli Przodków wędruję przez piachy Osirionu nie niepokojony przez złe duchy. - rzekł, odsłaniając brodatą twarz - Czy znajdzie się miejsce przy waszym ogniu?

***

Z ludami żyjącymi na głębokiej pustyni różnie bywało, lecz nie skrywali zwykle swoich zamiarów. Pustynia czyniła życie ciężkim, ale i hartowała ducha, jak i same społeczności. Rodziły się w ten sposób dziwne zwyczaje, ale większość podróżujących przez bezmiar piasku była wobec siebie życzliwa. Dziwnie było spotkać kogoś idącego samotnie pustynią kto przywita się, życzy dobrego dnia, a po wymianie uprzejmości uda się dalej w swoją stronę jakby nie znajdował się na środku suchego morza, lecz na ulicy wielkiego miasta.

Grimm al-Jabbar z klanu Słonecznych Toporów zapytał tylko dokąd zmierza karawana, a słysząc że do Wati stwierdził że zabierze się z nimi. Żaden rozsądny karawaniarz nie odmówi towarzystwa kogoś dla kogo pustynia jest domem. Al-Jabbar był uprzejmy i życzliwy, choć mówił niewiele. Chętnie pomagał innym, a rozgadywał się tylko gdy proszono go o poradę lub wyjaśnienie jakiejś kwestii. Okazało się bowiem że jest uczonym klerykiem Angradda, krasnoludzkiego boga wojny i obrońcy zaświatów.
W trakcie podróży Grimm szybko się zaprzyjaźnił z Jasarem i Bahadurem - dwójką awanturników która również podróżowała do Wati w podobnym celu co on. Wielka nekropolia, jej tajemnice i skarby. I chociaż motywacje były różne to droga była ta sama, a towarzystwo chętnych i solidnych wędrowców jak najbardziej pożądane.

***

Choć Grimm sądził ze spokojnie z Jasarem i Bahadurem mogliby sobie poradzić w nekropolii przystał na zawiązanie drużyny z kolejnymi śmiałkami. Lavena, Linnify oraz Tabat byli niczym przeciwwaga w grupie, choć Jasar wydawał się tak jak ta trójka przywykły do miejskiego otoczenia. Al-Jabbar nie był zbyt wylewny w przedstawianiu swojej osoby - ot wspomniał że służy Angraddowi i ze skarbów nekropolii interesuje go przede wszystkim wiedza (co mogło być dziwne jak na kapłana boga wojny). Gdy zaczęła się dyskusja o nazwie zapytany rzucił kilkoma zwrotami z pustynnych dialektów. Ostatecznie wybrano "Pustynne Skorpiony", co Grimmowi pasowało - dla postronnych i nie obeznanych z pustynią nazwa ta brzmiała groźnie i złowieszczo jak to stwierdził ich ognisty towarzysz.
Cała ich grupka wyglądała dość malowniczo. Szczególnie półelfka i undine przykuły wzrok al-Jabbara swoim wyglądem i sposobem bycia tak bardzo różniąc się od istot ukształtowanych przez surową naturę pustyni. W porównaniu z kobietami z jego klanu były delikatne i "pełne wody" jak to się mawiało, a ich twarze wydawały się nie znać spiekoty słońca. Nie rzucał jednak żadnymi komentarzami w tej kwestii, zdając sobie po prostu sprawę ile rzeczy jeszcze w życiu nie widział i ile jeszcze rzeczy jest do poznania.
Gdy właściciel przybytku przyszedł i zagadał krasnolud spojrzał na niego przeciągle.

- Póki co dzbanek labanu z kawałkiem ciasta... i butelka araku, jeśli macie mości gospodarzu, by była pod ręką gdy już kapłani orzekną wolę Pani Grobów. - powiedział



 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 25-11-2020 o 23:05.
Stalowy jest offline