Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2020, 23:11   #6
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację



Jedni pokonywali przeciwności dzięki odwadze i sile ramion, inni zaś dzięki wiedzy i roztropności... z kolei Lavena zawsze radziła sobie z problemami dzięki nadzwyczajnej urodzie i przebiegłości pomieszanej z niespotykanym szczęściem. Ledwie zbiegła z Absalomu do Sothis, goniona przez całe zastępy łotrów, czarnoksiężników i łowców nagród, a już wkrótce udało jej się nawiązać wiele ciekawych kontaktów i dobrze zarobić na paru ciekawych skokach. Po pewnym czasie, usłyszawszy o otwarciu przepełnionych bogactwami grobowców w Wati, wykorzystała swoje talenty, by załapać się na luksusowy rejs po rzece Sfinks w kierunku tejże miejscowości. Na łodzi nilowej byli głównie bogaci kupcy oraz przedstawiciele szlachetnych rodów, równie zainteresowani tymi plotkami co ona. Z niemal wszystkimi udało się jej dość szybko nawiązać dobre relacje, między innymi składając, każdemu z osobna, poufną obietnicę dostarczenia ekskluzywnych artefaktów z watiańskich grobowców. Jakimś cudem prawie każdy z nich kupił piękną bajeczkę o „Pustynnej Lisicy”, słynnej łupieżczyni grobowców, z którą w kwestii zdobywania cennych przedmiotów nie mógł równać się żaden inny awanturnik.

Rejs po Sfinksie przebiegał bardzo spokojnie, zaś sybarycka półelfka w trakcie podróży korzystała nieumiarkowanie z wygód wszelakich. Ledwo oganiając się od zachwyconych jej urodą i jasną cerą Osiriańczyków, raczyła się drogimi likworami i wykwintnymi smakołykami, wylegując na wygodnych otomanach i atłasowych poduszkach, wachlowana przez muskularnych niewolników lub zwykłe sługi. W końcu jednak dobili do Wati. A tam musiała każdemu adoratorowi z osobna wyjaśnić, jak bardzo jej na nim zależy i jak wielki interes ma zamiar z nim rozkręcić. Zachowanie tego w poufności przed innymi wymagało niebywałej charyzmy i szczęścia. Ostatecznie jednak wymówiła się tym, że musi oddać się obowiązkom, na co miało składać się rozpoznanie metropolii i zasięgnięcie wiedzy z tutejszej biblioteki. Koniecznie samotnie i bez obstawy sług, czy ochroniarzy. Znowuż wyłącznie cudem udało jej się wyciągnąć szyję z pętli, którą sama na siebie ukręciła. Ale dopóki żaden z jej kontrahentów nie wiedział o pozostałych, czy jej prawdziwych uczuciach, mogła liczyć na korzystne ceny w kwestii sprzedaży cennych przedmiotów złupionych z grobowców.


Po drodze przez miasto zasięgnęła nieco języka od tutejszych prostaczków. Okazało się, że sprawa nie jest taka prosta, jak się jej z początku wydawało. Nie można było sobie po prostu bezceremonialnie wkroczyć na świętą ziemię Pharasmy. Trzeba było zebrać grupkę śmiałków i wygrać jakąś śmieszną loterię. Gdy wiśniowowłosa zapytała gdzie takowych znaleźć, skierowano ją do „Zęba i Sziszy”. Pospieszyła więc w tamtym kierunku.

Widoki z Wati nie robiły na niej szczególnego wrażenia po tym co widziała w Sothis, czy Absalomie. Ledwie rzuciła niedbałe spojrzenie na Wielkie Mauzoleum, wyraźnie odcinające się od reszty miasta monumentalnym wykonaniem, po czym ponowiła swój marsz. Niedawno uwolniona spod wachlarzy sług szybko zauważyła, że zaczyna doskwierać jej tutejszy gorąc i suche powietrze. Jak wielokrotnie wcześniej, ze zgrozą stwierdzając, jak bardzo fatalnie musi to oddziaływać na jej delikatną, różaną cerę. Pierwsze pieniądze, które wkrótce zarobi, postanowiła, że czym prędzej przeznaczy na środki, które pozwolą jej zachować nienaganną, młodzieńczą urodę. Inaczej wróci z tej parszywej, pustynnej dziury paskudna i wysuszona niczym jedna z tutejszych mumii... Na szczęście w kwestii zaduchu, to na statku otrzymała mały wachlarz, którym mogła zapewnić sobie odrobinę wytchnienia. Lavena wręcz niecierpiała tutejszego klimatu, tak brutalnie obchodzącego się z jej atutami. A także wstrętnego piasku, który wciskał się do każdego zakamarka jej ciała i ekwipunku. Tak w zasadzie, to posiadała zapasowe, zwiewne ubranie, bardziej przystające do osiriańskiego klimatu, nabyte swego czasu na sothisiańskim targowisku, lecz nie zbliżało się ono nawet w znikomym stopniu szykiem i klasą do jej obecnego przyodziewku. A jej zdaniem dla dobrego wyglądu wypadało pocierpieć, w końcu inni winni wiedzieć od pierwszego wejrzenia, że mają do czynienia z kimś lepszym.


Koniec końców wkroczyła do izby wspomnianej gospody. Nie spodobało jej się wnętrze, panujący tam duszny klimat ani zasiedlająca je barwna hałastra. Bardziej przypominało to spęd przekupniów i włóczęgów. Do tego ten krokodyl na środku izby! Ktoś obłąkany i pozbawiony gustu musiał założyć to miejsce. Ale uznała, że mus to mus. Inaczej nie dostałaby możliwości położenia rąk na kosztownościach tutejszych zmarłych. Zamówiła więc od niechcenia pokój i postanowiła nawiązać przyjazne stosunki z tutejszymi awanturnikami. Potrzebowała nająć się do drużyny paru biednych głupców, żeby zrobili najgorsze rzeczy za nią. I by mogła wziąć udział w jakimś absurdalnym losowaniu.

W końcu trafił się ktoś. Ognistolicy tropiciel mianujący się Bahadurem rozgłaszał wszem wobec, że potrzebuje kompanów do przedsięwzięcia, którego ona zamierzała się podjąć. Szybko poszła mu w sukurs i zagadnęła, używając pięknych słów i gestów, by zdobyć jego zaufanie. Przedstawiła się także jako „Najwybitniejsza iluzjonistka, eksploratorka podziemi i specjalistka od zabezpieczeń”. Musiało go to przekonać, bo dziwny mężczyzna zaraz zapoznał ją z Tabatem i Linnify. Parką niewiele mniej osobliwą niż on sam. Szmaragdowooka nie podzielała uprzedzeń na tle rasowym, jak już to klasowym, jednak skądinąd zaskoczyło ją tak cudaczne towarzystwo. Tak jakby bogactwa Wati przyciągnęły same najbarwniejsze osobliwości z całego Avistanu. Potem poznała się z bardziej typowymi przedstawicielami ras Golarionu, człowiekiem Jasarem i krasnoludem Jabbarem. Co stanowiło niezły komplet. Nie trzeba było dużo czasu, by wesoła zgraja postanowiła utworzyć drużynę, co ją niezmiernie ucieszyło („Tak, ci się nadadzą” skonstatowała ostatecznie). Po pierwsze, dlatego, że nie musiała się zbytnio wysilać, by ich namówić do współpracy, po drugie zaś, bo ich gorączkowy zapał sugerował, że mogli być skłonni do brawury i lekkomyślności. A to by oznaczało, że być może przydziały łupów okażą się większe, niż by pierwotnie zakładano. Z racji mniejszej liczby zdatnych do podziału...

Jednym z warunków udziału w losowaniu było wymyślenie jakiejś idiotycznej nazwy dla własnej drużyny. Lavena od razu pomyślała, że najbardziej pasowałoby „Absalomski Cyrk”, ale ostatecznie od niechcenia zaproponowała „Piękni i Zuchwali” i „Osiriańskie Lisy”. Jednak po burzy mózgów, choć sama by tego tak szumnie nie określiła, stanęło na „Pustynnych Skorpionach”. Co półelfka uznała to ewidentny dowód braku gustu jej nowych kompanów. Mimo to nie zaskoczyło jej to zbytnio, więcej się po losowej zgrai awanturników nie spodziewała. Zresztą, może ich tak, ale czy ją ktoś o zdrowych zmysłach porównałby do jakiegoś opancerzonego pająka z jadowitym ogonem? „Phi. Czerpią dumę ze swojej pomysłowości. Tak jak małpa ze znalezienia kija. Ale cóż, będę robić to, co oni. Do czasu...”


Następnego dnia razem ze wszystkimi w napięciu czekała na ogłoszenie wyników. Nie było to jednak zgodne z jedną z jej dewiz życiowych, która głosiła „Niektórzy czekają na swoją kolej. Inni zaś biorą to, co do nich należy!”. Stąd była niezwykle podminowana i poddenerwowana. Z rana Tabat zaniósł ich zgłoszenie, a gdy wrócił, rzekł, iż po południu powinni usłyszeć wyniki. Po dodaniu do tego nocy spędzonej w przybytku niższej klasy niż ta, do której przywykła, nie wspominając już nawet o jakości wyszynku, stała się wręcz nieznośna. Na szczęście siedziała na uboczu, więc jak dotychczas jej irytacja nie miała się na kim skanalizować. Drobne, niemal niezauważalne płomyczki jednak zaczynały tańczyć na końcu jej palców i kosmyków włosów. Co było ewidentnym znakiem nadchodzącego stanu wrzenia.

Łotrzyca nie lubiła przegrywać, zwłaszcza czekając bezczynnie i polegając na ślepym losie. Co by miała zrobić w razie porażki? Po prostu obrócić się na pięcie i odejść? Przez jakichś kopniętych kapłanów, którzy nawdychali się za dużo kadzideł i opracowali zupełnie durny sposób wyłonienia zwycięzców? Po drugie nawet nie wiedziała, po co ta cała farsa z wyborami. Czy nie była dość doskonała, by zakwalifikować się bez jakiś głupich testów? Jak mogli wątpić w jej geniusz?! Tak też siedziała przy stole w rogu izby, z nogą założoną na nogę, zaś jej uniesiona stopa poruszała się nerwowo, niby w takt rozlegającej się wokoło muzyki. Oblicze półelfki wyrażało skrajną niecierpliwość. Miała ściśnięte mięśnie twarzy, agresywnie wydęte usta i zadarty nosek, wypuszczający pospieszne strumienie rozgrzanego powietrza. „Po co te zbędne formalności? Wiadomo, że to my wygramy. My mamy Lavenę, a nasi wrogowie nie mają Laveny. Wynik jest zgoła oczywisty. Może wypadałoby pospieszyć nieco te klechy?!” przemknęło jej galopem przez myśl. Niespodziewanie usłyszała głos Bahadura.
A ty, moja droga, zamierzasz w tych drogich fatałaszkach iść do grobowca, czy masz coś praktyczniejszego i mniej rzucającego się w oczy na stanie? — zapytał beztrosko, uśmiechając się szeroko i zarazem popijając wina.
Wszystko działało jej na nerwy, atmosfera zabawy działała jej na nerwy, duszący dym z fajek wodnych działał jej na nerwy, wesołe gderanie i kupczenie wokoło działało jej na nerwy, no i samo oczekiwanie działało jej potwornie na nerwy. Ifryt nawet nie miał pojęcia jak źle trafił. Dziewczyna nabrała rumieńca, nadęła się jak balon i parsknęła.
— Uuhh... spójrz tylko na siebie! Sam masz mniej więcej tyle wdzięku, co niedźwiedź w rui. W czym przeszkadza ci mój ubiór? Przecież jest praktyczny! Do tego bardzo szykowny! Pierwszy raz widzisz prawdziwą profesjonalistkę? Spokojnie, w razie czego będę robić wszystko powoli, pozwolę ci nadążyć.
Nie wiadomo jak tamten to odebrał, lecz szybko zniknął. Zagadując potem wąsatego oberżystę. Szynkarz wkrótce i ją samą zagadnął, a także resztę jej towarzyszy. Wiśniowowłosa tylko prychnęła, widząc jego szeroki uśmiech. W wzburzonym stanie emocjonalnym wydał się jej wielce perfidny i szyderczy.
— Obejdzie się — rzuciła oschle — Jeśli naprawddę chcesz mi pomóc, to idź do Wielkiego Mauzoleum i kopnij centralnie w rzyć najwyższego kapłana Pharasmy. Ot co!
 
Alex Tyler jest offline