Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2020, 09:48   #4
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Finał tego pokazu dewiacji seksualnych prezbitera zdawał się przyćmić nie tylko jego umysł, ale i umysł opata stojącego przed wielkim biurkiem. Zupełnie umknął im moment, w którym odgłosy śpiewów zamieniły się w mrożącą krew w żyłach ciszę. Jednocześnie nie usłyszeli również jak cisza zamieniła się w odgłos zbliżających się kroków. Pewnych i zdecydowanych, który mógł jedynie sugerować kłopoty.

Nagle drzwi otworzyły się i do środka wskoczyło trzech inkwizytorów ubranych w czerwone szaty. Jakby ktoś bliżej przyjrzał się to może zauważyłby świeże plamy krwi ożywiające kolor ich szat. To nie była ich krew, a wyraz fanatycznej nienawiści (a w jednym przypadku i głupoty) nie znikał z ich twarzy. Ten, którego oczy szukały mózgu nosił na głowie dziwną, skórzaną czapkę. Kolejni mieli standardowe, czerwone kapelusze. Przy czym ostatnich z nich miał ostry przypadek złego oka - jedno oko zdawało się być martwe, ale drugie patrzyło ze zdwojoną nienawiścią.

Opat odskoczył na bok, ale wówczas poczuł na swojej szyi od tyłu czyjąś dłoń. Został podniesiony pół metra do góry niczym byłby jedynie szmacianą lalką. O dziwo postać trzymająca go nie była wcale wyższa od niego. Natomiast jego bicepsy były większe niż uda opata. Wulgarnymi słowami jegomość odezwał się, aby opat nigdzie nie ruszał się. Zwisając za bardzo nie miał innej opcji. Nie był zresztą typem osoby odważnej, a co tu dużo mówić - był wyjątkowo tchórzliwy, więc jedynie słysząc głos adwersarza popuścił w gacie. Była to pewnego rodzaju tradycja, o której jednak opat nie słyszał.

Drab podnoszący opata nie był sam. Miał jeszcze dwóch towarzyszy - jednego grubasa o złośliwie uśmiechniętym wyrazie twarzy (jakby chciał wyrazić w sposób wulgarny, że opat i prezbiter mają problem), a drugi tak chudy i drobny, że gdyby nie wielki nos to hełm przysłaniałby mu oczy. Swoją drogą ten drugi kiedyś był świadkiem ataku skavenów i ci go ominęli myśląc, że to jeden z nich. Z pewnością pomógł mu też smród jaki ze sobą ciągnął gdziekolwiek szedł.

Normalnie prezbiter powiedziałby tej zbieraninie - wulgarnie - żeby poszli sobie poszli. Ale zaskoczył go widok kolejnej osoby. Nie znał go, ale wiedział kto to jest. Zwali go Rzeźnikiem. On i jego pomagierzy zwiastowali Zagładę. Niektórzy próbowali z nimi walczyć, inni negocjować - ale wszyscy kończyli zniknięciem. Bo Rzeźnik nie tylko zabijał - on również pozbywał się zwłok. Nie było pogrzebów, nie było niczego. A jak ktoś zadawał zbyt wiele pytań to też znikał.

- Jak mógłbym pomóc? - prezbiter zdecydował się udawać głupa. Wiedział, że po niego przyszli, ale był jeszcze cień nadziei. Wszakże tak długo pracował dla religii... zasłużył się... być może inkwizytorzy i Rzeźnik jedynie chcieli jego pomocy. Prezbiter zaczął mówić. Zachwalać przejrzystość swoich ksiąg finansowych i postępów w zbieraniu wiernych. W pewnym momencie grubszy z żołnierzy wyciągnął swój miecz i jednym zdecydowanym pchnięciem włożył ostrze w podbródek opata, przeciął jego podniebienie, mózg i przebił czaszkę. Truchło nadal było trzymane przez draba. Prezbiter widząc to zaniemówił.
- Przepraszam, czy przerwałem ci skupienie? Proszę kontynuuj. - powiedział gruby, ale odpowiedział mu jedynie pisk nowicjusza ukrytego między nogami prezbitera.

Dziesięć minut później inkwizytorzy przeglądali dokumenty prezbitera, a pozostałości jego, opata i nowicjusza były cięte na kawałki i pakowane do worków. Pozostała część oddziału kończyła ćwiartowanie tego co zostało z chóru.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 03-12-2020 o 08:02.
Anonim jest offline