Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2020, 12:57   #1
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[21+] IBPI: Milltown

Kiedy Nevaeh tego dnia obudziła się, nie miała żadnych złych przeczuć.
Nawet jednego pojedynczego. Najdrobniejszego. Nic nie wskazywało na to, że ten dzień zepsuje się aż tak bardzo. Chmary kruków nie krążyły nad domem jej zmarłej siostry. Czarne koty nie przysiadły na wszystkich okolicznych murkach. W powietrzu nie unosił się zapach zgnilizny, pleśń nie pokryła ścian, a robactwo nie zaczęło obłazić podłóg.

Dzień zaczął się kompletnie normalnie. Zdołała przywyknąć do domu siostry w Milltown. Było tutaj cicho i spokojnie. Naprawdę wygodnie. Posiadłość znajdowała się przy niewielkim rondzie. Wokoło co prawda znajdowało się trochę sąsiadów, ale wysokie żywopłoty i ogrodzenia dobrze odgradzały wszystkich od siebie. Niedaleko płynęła rzeka Dodder. To było urokliwe miejsce. Nawet bardzo. Nev czuła się w nim jak ćpunka. Wdychała zapach siostry unoszący się nieprzerwanie w powietrzu. Nieważne ile czasu by nie minęło… on nadal pozostawał. Unosił się z ręczników w łazience. Przenikał przez drzwi szafy, w której wciąż znajdowało się tak wiele ubrań Zoe. Jej może już nie było, ale duch… duch siostry bliźniaczki pozostał. Był dla Nevaeh swoistego rodzaju narkotykiem. Dlatego też wkrótce zaczęła obawiać się wychodzić z domu. Obawiała się, że po powrocie nie wyczuje już Zoe. Że pod jej nieobecność siostra naprawdę odejdzie, a ona pozostanie sama. Kompletnie sama. Jeszcze nie była na to gotowa.

Problemem było również to, że wiele przypadkowych, tępych osób w okolicy myliło ją z Zoe. No cóż, wyglądały praktycznie identycznie. To jednak nie było żadną wymówką. Czasami zdawało się, że w okolicy mieszkają wyłącznie okrutni idioci. „Zoe, wieki cię nie widziałam! Myślałam już nawet, że umarłaś!” Albo… „Zoe, jak dobrze cię widzieć! Nie uwierzysz, jakie paskudne plotki panoszą się na twój temat!” Albo… „Zoe, wpadniesz może na imprezę u mnie w piątek?! Mam wrażenie, że się na mnie obraziłaś, przestałaś mi odpisywać!”
To było paskudne. Zwłaszcza że Nev przecież mieszkała tutaj wcześniej, więc ludziom powinno być łatwiej je rozgraniczać, zwłaszcza po śmierci Zoe. Tymczasem… nie. Tak wcale nie było. Po prostu nie.

Nevaeh myślała o tym wszystkim w trakcie śniadania. Potem otworzyła komputer i zaczęła przeglądać ulubione strony. Nie musiała pracować przez najbliższe dwa miesiące, miała zwolnienie. Szef był wyrozumiały. Przynajmniej ten jeden raz. Potem zaczęła czytać książkę, ale nie mogła się skoncentrować, więc włączyła serial. Obejrzała kilka odcinków owinięta kocem Zoe. To było prawie tak, jak gdyby siostra ją przytulała. Czuła wokół siebie jej ciepło.
Tyle że Zoe nie była wcale ciepła. Wręcz przeciwnie, leżała zimna w nieprzyjemnym, niewygodnym grobie. Gniła, całe jej ciało napuchło… głównie brzuch pod wpływem tych wszystkich gazów jelitowych. Skóra odchodziła z jej ciała, a oczy wpatrywały się nieruchomo w przestrzeń. Niezbyt rozległą. Bo przecież wręcz odwrotnie… Klaustrofobiczną. Trumienną.

Nev zamyśliła się i straciła wątek. Już miała przewinąć kilkanaście minut wstecz, ale wtedy na ekranie jej laptopa pojawiło się okno aplikacji mailowej. Już miała zignorować. Zazwyczaj otrzymywała tylko nieistotne powiadomienia z YouTube, albo serwisów aukcyjnych. Przyjaciele nie pisali do niej maili, natomiast nie spodziewała się wiadomości z pracy.
Jednak jeszcze bardziej nie spodziewała się wiadomości od swojego byłego męża, Asifa Halimiego.

Była krótka i rzeczowa.

Cytat:
Nev… musimy się spotkać. Dzisiaj. Jesteś… w niebezpieczeństwie. Jestem tego pewien. Proszę Cię, uważaj. Pod żadnym pozorem nie wychodź z domu! Proszę, nie kasuj tego maila… Nie pisałbym, gdyby nie było takiej absolutnej konieczności. Wiem, że nie odzywałem się od naprawdę długiego czasu i mnie nienawidzisz… ale tu nie chodzi o mnie. Ani nawet o nas. Tylko o Ciebie. Niedługo będę w Milltown. Muszę z Tobą porozmawiać! Wiem, że zatrzymałaś się w domu swojej siostry. Będę w okolicy o 22. Proszę, zaufaj mi… tylko na tę jedną noc...
Nevaeh i Asif zablokowali się na wszystkich możliwych komunikatorach. Zdawało się, że jeżeli chciał do niej dotrzeć, to został mu naprawdę tylko i wyłącznie mail, którego zmienić nie mogła. Zerknęła na zegar. Była dwudziesta pierwsza...

Hermansen wpatrywała się w treść wiadomości i nawet nie dosłyszała, że jej telefon dzwonił. Tak właściwie to był stacjonarny Zoe, ale zdążyła się już do niego przyzwyczaić. To było dziwne, bo przecież miała swoją własną komórkę. Jednak nie mogła zaprzeczyć, że dostrzegała w oldschoolowym aparacie coś naprawdę pociągającego. Nie był on jednak prawdziwie antyczny i miał wbudowaną automatyczną sekretarkę. Ta włączyła się i wnet rozległ się donośny głos Kiary. Dziewczyna była młodą, zdolną hakerką, która dorabiała sobie w szpitalu. Prywatnie miała jednak fioła na punkcie mitologii. Była niezależna i zamknięta w sobie, dlatego jakiekolwiek telefony z jej strony zdawały się dodatkowo nieprawdopodobne.

Cytat:
Oczywiście, że wcześniej czułam się źle w moim życiu. Byłam smutna, byłam zła, byłam wściekła. Przeżywałam wiele emocji i niejednokrotnie nie mogłam ich znieść. Ale jednak je znosiłam, nawet jeśli nie wiedziałam dlaczego. Teraz wiem. Otóż miałam coś, co było dla mnie niewidoczne i nawet o tym nie myślałam. Było częścią mnie, choć nawet nie byłam tego świadoma. Nadzieja. Jakkolwiek życie nie dałoby mi w kość, nieważne ile kolejnych testów napotykałam na mojej drodze, ile łez wypłakałam i o jak wielu sprawach nie mogłam rozmawiać nawet z najbliższymi… Zawsze miałam nadzieję, że będzie lepiej. Że jak będę się dostatecznie starała, to dotrę do właściwego, wymarzonego miejsca w moim życiu. Że naprawdę mogę być szczęśliwa. Pandora uwolniła ze swojego pudełka morze najróżniejszych plugastw, jednak na samym końcu wypuściła na świat również Nadzieję. Ja ją straciłam. Choć plugastwa pozostały.

Życie jest puste i czarnobiałe bez Nadziei. Nie mam siły, aby zrobić cokolwiek. Płaczę co chwilę. Nic mi nie sprawia przyjemności. Mam wrażenie, że nawet nie ma sensu zaczynać czegokolwiek, bo to i tak prędzej czy później spłonie. Nie cieszę się z uśmiechu wymierzonego w moją stronę, bo spodziewam się sztyletu wsuniętego w plecy chwilę potem. Nad wszystkim wisi przerażające fatum. Mogę uciekać, mogę miotać się, mogę płakać. Nie zmienię jednak losu.

Myślę, że niektórzy ludzie nie powinni się narodzić. Mam tu na myśli siebie. Zdaje mi się, że nie mam w sobie wszystkich niezbędnych sterowników, które zostały wgrane w pozostałych ludzi. A może miałam je, ale straciłam. Zostały skasowane z mojego kodu źródłowego. Cokolwiek. Nie jestem nastolatką, aby tworzyć metafory. Czuję się dużo, dużo starsza. Zbyt stara, aby żyć.

Dlatego proszę, nie bierzcie tego wszystkiego do siebie. Jesteście wspaniałymi, kochanymi osobami. Nie wińcie się. Możecie winić mnie, że nie potrafiłam prosić Was o pomoc. Że nie potrafiłam komunikować się. Pewnie w życiu nie usłyszeliście ode mnie tak wiele słów, jak w tej chwili. No cóż, skoro to moja ostatnia wiadomość, to pasuje ją jakoś uświetnić…

Trochę ciężko mi kończyć to nagranie, bo wiem, że już nic więcej Wam w życiu nie powiem.
Z drugiej strony naprawdę nie mam Nadziei, że słowa, które powiedziałam, wydadzą się Wam sensowne. Szczerze mówiąc nie mam też Nadziei, że mnie zrozumiecie i uszanujecie moją wolę. Liczę tylko na to, że nie będzie Was bolało, zapomnicie szybko o mnie i dacie mi odejść.
Kocham Was. Tak, jak tylko kochać… potrafię…
Wasza, Kiara.
Planuje tak ustawić program, aby zadzwonił do Was punktualnie o dwudziestej pierwszej. Wtedy… mam nadzieję, że mnie już nie będzie. Trzymajcie się kochani
 
Ombrose jest offline