Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2020, 13:06   #2
Sepia
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=E17hqs4Un-k[/MEDIA]
Rozbrzmiało pojedyncze bipnięcie sugerujące koniec wiadomości, po której zapanowała cisza: ciężka, duszna i przytłaczająca. Taka, która wrzyna się pod skórę przez rozszerzone powieki i uchylone usta, nicując mrozem aż do kości. Cisza, w której Nev przez nieskończenie długą sekundę chwytała wszystkie warianty własnych rozterek i niepokojów.
Czuła się, jakby ktoś zdzielił ją obuchem przez głowę: obraz się dwoił przed oczami, w uszach szumiało, a usta nagle zrobiły się suche jak na ciężkim kacu. Jeszcze chwilę temu zastygłą w bezruchu sylwetkę młodej kobiety rozsadzał gniew, tym większy gdy patrzyła na pospiesznie pisanego maila od… niego. Mieszanka wściekłości, wstydu, bólu i upokorzenia podniosła jej ciśnienie aż do nieznośnie dudniącego poziomu, gdy nie słyszy się nic poza nim… aż nadszedł moment zwrotny, nagrany na staromodną, stacjonarną, automatyczną sekretarkę.

W pierwszej chwili słowa płynące z głośnika wydawały się czytane z kartki, znajomym głosem dźwięczącym pustką. Przed oczami od razu stawał obraz bladej, poważnej na granicy ponuractwa twarzy Kiary, oznaczonej masą drobnych piegów, z lekko zadartym nosem, wydatnych ustach i spojrzeniu pasującym bardziej do staruszki niż kogoś mającego na karku ledwo ćwierć wieku.

Wiele je ze sobą łączyło, obie miały swoje własne, osobne, milczące światy i szanowały nawzajem prywatną ciszę. Powaga i smutek, dojrzałość ponad wiek… tendencja do patrzenia przed siebie niewidzącym wzrokiem wbitym w coś znajdującego się tysiące mil za horyzontem. Zarówno Kiara O’Loingsigh jak i Nevaeh Hermansen, na własnej skórze przekonały się, że przychodzi czas w życiu, kiedy trzeba zmierzyć się z czymś tak strasznym, po czym człowiek czuje, że nigdy nie będzie już taki sam. Tak jakby coś mrocznego opadło, kradnąc każdą drobinę szczęścia, którą kiedykolwiek czuł, i jedyne, do czego jest się zdolnym, to patrzeć i czuć, wiedząc, że bez względu na to, co próbuje się zrobić, nigdy nie będzie w stanie odzyskać tej najcenniejszej straty. Niektórych to przerastało, pchając w szpony nałogów. Inni popadali w marazm. Jeszcze inni ruszali za tym co utracili, zostawiając bliskich i fundując im podobną wyrwę w duszy, jaką uczyniono im.

W głowie Hermansen twarz przyjaciółki zastąpiła twarz siostry - ta sama przez którą nie mogła bez rozpaczy patrzeć w lustro, a każdą próbę pomalowania się kończyła zwinięta w kłębek i zapłakana obok toaletki Zoe… a teraz jeszcze miała stracić Kiarę?

Krótki przebłysk, gdy stoi nad kolejnym grobem, sypiąc symboliczną garść ziemi na dębową trumnę spoczywającą w chłodnej, wilgotnej jamie ziemi, pozwolił przełamać zastój. Zapomniała o wściekłości spowodowanej mailem Asifa, na bok poszedł strach że zaraz stanie przed jej progiem, wiedziony tylko sobie znanym impulsem jakiego nie miała ochoty poznawać. Nie teraz, nie w tej chwili. Nie, gdy nieszczęścia przyzwyczajone do schematu wbitego w materię wszechświata, przychodziły parami.

Poderwała się z łóżka, zrzucając z siebie ciepły, miękki koc pachnący siostrą i od razu poczuła znajomy chłód, jej ruchy straciły impet jakby zderzyła się z niewidzialną ścianą. Straciła oddech, zawroty głowy zmusiły ją do oparcia ramieniem o ścianę i potrząśnięcia karkiem. Gdzieś w głębi domu usłyszała stukot spadającego w korytarzu obrazka, to ją otrzeźwiło. Niczym pijana odepchnęła się ramieniem, stając na własnych nogach chwiejnie, lecz na tyle stabilnie, by zaryzykować wędrówkę do drzwi.

Pierwsze kroki przypominały taniec z diabłem do dźwięków paranoi. Cienie w kątach pokoju przyglądały się tym pokracznym wysiłkom w milczeniu, przelewając czerń na samej granicy postrzegania. Powinna wychodzić? Co jeśli po powrocie nie zastanie już widmowej obecności działającej na zasadzie ostatniej, cienkiej liny, trzymającej ją na powierzchni?
Nie chciała nigdzie jechać, w ogóle wychodzić poza znajomy, cichy dom przesiąknięty żałobą… ale musiała.

Krok po kroku przypominała sobie poprawną procedurę poruszania, gdy dopadła do schodów praktycznie już nie trzymała się ścian. Przyświecając sobie telefonem zeszła pospiesznie na parter, jednocześnie biorąc w garść resztki świadomości charczące pod wpływem kolejnej nawały stresu. Musiała się skupić i działać, metodycznie… rozsądnie.
Do domu Kiary w linii prostej było dosłownie rzut beretem, gdyby nie rzeka byłaby tam w 10 minut biegiem i to niecałe, należało więc dojechać do Dundrum Road, przekroczyć most, a potem prosto główną drogą Milltown dostać się na Glenmalure Square - najszybsza, pokonywana setki razy trasa. Łapiąc za kluczyki od auta Hermansen zatrzymała się nagle, wzięła głęboki wdech i pędem pobiegła do łazienki na parterze. Wpadła do niej z impetem, od razu doskakując do szafki pod zlewem. Otworzyła skrzypiące drzwiczki prawie je wyrywając i chwyciła czerwoną torbę medyczną. Przewieszając ją przez ramię ruszyła z powrotem do drzwi wejściowych, po drodze wybierając numer z listy kontaktów, wydający się najbardziej odpowiedni na podobne sytuacje.
- Odbierz Teagan, nie rób mi tego - zaklinając rzeczywistość, ze smartfonem przy twarzy założyła buty, nie kłopocząc się wiązaniem sznurowadeł.

Teagan na pewno nie spodziewał się telefonu od Nev. Po jej rozwodzie byli na paru kawach, a raz nawet spotkali się na obiedzie w barze szybkiej obsługi. Mimo to na pewno nie dzwonili do siebie wieczorami. Policjant był już po służbie i kiedy nacisnął zieloną słuchawkę, Hermansen usłyszała w tle szum telewizora. Mężczyzna pewnie znów miał problem z anteną satelitarną.
- Tak? - zapytał zirytowany.
Nev odniosła wrażenie, że nie był zły na nią, tylko bardziej na rzeczy martwe w swoim otoczeniu. Być może Teagan był przeklęty, ale co chwilę coś mu się psuło lub nie chciało dobrze skonfigurować. Być może był przeklęty… a może po prostu biedny.
- Nevaeh? - kontynuował, gdy dotarło do niego, czyje nazwisko pojawiło się na wyświetlaczu starej Nokii. - Wszystko w porządku? - zapytał, po czym zamilkł na chwilę. - Czy Asif znowu coś odpierdala?
Był bardzo blisko… tak właściwie nie pomylił się. Ale nie o to w pierwszej kolejności chodziło Nev.

Powinna go przeprosić za zawracanie głowy i naruszanie świętości jaką był czas wolny po pracy, wyjaśnić spokojnym, rzeczowym tonem o co chodzi. Znowu przeprosić, że nie odzywa się od czterech dni choćby smsem, a przy ponownym kontakcie czegoś chce. Emocje jednak wygrały.
- Kiara coś sobie zrobiła - wydusiła trzęsącym się głosem, mocując z drzwiami wejściowymi. Zamki antywłamaniowe miały wiele plusów, niestety minusem pozostawała konieczność pamiętania ile razy należy przekręcić mechanizm w prawo i lewo, aby się otworzyły od wewnątrz. - Proszę… ona… nagrała mi pożegnanie na sekretarkę Zoe, może już… proszę, nie dam rady. Jeżeli coś sobie zrobiła... - przełknęła gorzką żółć zalegającą w ustach - Jadę do niej… przepraszam, nie… Glenmalure Square 16. Przyjedź. Nie mogę… nie chcę… jeżeli nie żyje - zamrugała odganiając łzy z oczu i szarpnęła ze złością drzwiami, a te wreszcie się otworzyły - Pomóż mi, odwdzięczę się.
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline