Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-12-2020, 13:10   #5
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Teagan pospieszył za nią.
- Nie mów tak, jesteś piękną kobietą - to akurat chciał jej w tej chwili przekazać. - Nie żadnym kaszalotem.
Następnie zamilkł i splunął w bok. Czuł, że z każdą kolejną wypowiedzią tylko się pogrążał. Może jednak miał problemy z kontaktami międzyludzkimi. Czasami miał wrażenie, że im bardziej starał się, tym gorzej mu wychodziło.
- A zresztą… - burknął. - Nieważne.
Maria Teresa również wyszła na zewnątrz. Może nie miała kieszeni na komórkę, ale papierosy z zapalniczką cudownie przemyciła w prawym kozaku. Zapaliła błyskawicznie dwa papierosy i zaciągnęła się od razu. Wiatr zaczął smagać jej półnagie ciało. Żuchwa Teagana mimowolnie opadła.
- Nev, to ty zamówiłaś tutaj tego zboka? - rzuciła Sabbatini.

- Zwykle jest bardziej stonowany, ale dziwisz mu się? Gdybym cię już w tym nie widziała, reagowałabym podobnie - odpowiedziała, biorąc drugiego fajka i też się zaciągnęła ile sił w płucach. Uderzenie nikotyny zadziałało terapeutycznie, dłonie Hermansen jakby odrobinę mniej się trzęsły. Albo zadziałał komplement, niespodziewany… i miły. Bardzo. Przywołał wspomnienie udanego popołudnia nad talerzami z nielegalną wręcz ilością frytek i kurczakiem z rożna, zalewanych hektolitrami kawy.
- A w ogóle Teagan - wskazała mężczyznę, po czym przeniosła kciuk w kierunku kobiety - Maria. Maria… Teagan. Chodźmy, potem pogadamy.

Maria i Teagan podeszli do siebie i przez chwilę wyglądali tak, jak gdyby chcieli sobie podać rękę. Zamiast tego po prostu zaczęli mierzyć się wzrokiem. Obydwoje byli atrakcyjnymi ludźmi i chyba podobali się sobie nawzajem. Oczywiście okoliczności były najgorsze z możliwych. Tak samo jak w ogóle niezręczny wstęp ich znajomości. W rezultacie obydwoje nie wiedzieli, co dalej mówić.
W tym czasie Nevaeh ruszyła w stronę drzwi frontowych. Wnet odkryła, że były zamknięte. Oczywiście. Nie mogło pójść zbyt łatwo. Nie słyszała żadnych dźwięków dobiegających ze środka. Zupełnie tak, jak gdyby było… po wszystkim. McGuire pojawił się tuż obok Nev.
- Pewnie nie wiesz nic o sekretnej skrytce na klucze? - mruknął i przykucnął.
Zajrzał pod wycieraczkę, ale nic tam nie znalazł. Zerknął w górę na Hermansen.

Kobieta cofnęła się dwa kroki do tyłu, potem trzeci i czwarty, uparcie patrząc pod nogi aż weszła na niewielki trawniczek.
-... pięć… sześć… siedem… - liczyła kostkę brukową, aż doszła do dziewięciu. Wtedy zrobiła krok w bok na zielony pasek i kucnęła przy niepozornym kamyku leżącym wśród zbyt długich jak na podmiejskie standardy źdźbeł. Kawałek kamienia miał wielkość kciuka, a podniesiony odkrył swoja tajemnicę: przyklejone pudełko po kliszy filmowej. Hermansen odkręciła je, wysypując na dłoń niewielki, ciemno-miedziany kluczyk. Zaciskając szczęki wróciła na ganek, wkładając go w zamek.

Maria wzruszyła ramionami i wydmuchała dym na wstającego powoli Teagana.
- Prawdziwy gliniarz przestrzeliłby po prostu zamek i weszlibyśmy do środka - powiedziała. - Nie liczyłby na pomoc kobiety.
McGuire roześmiał się.
- Zdaje się, że filmy akcji wiele nauczyły cię o prawdziwych gliniarzach - mruknął. - Rzeczywistość kształtuje się zupełnie inaczej.
Sabbatini rzuciła niedopałek i przydusiła go obcasem.
- Chłopcze, wiem o życiu dużo więcej, niż ty kiedykolwiek poznasz - mruknęła.
Tak sobie konwersowali. Tymczasem Nev udało się otworzyć drzwi. Kiedy tylko to zrobiła, poczuła delikatny powiew na twarzy. Chyba panował przeciąg. Tyle że powietrze smakowało… źle. Morowo. Przypominało zgniły, trumienny wydech. Nigdy wcześniej tak nie pachniało u Kiary. Nawet jeśli nie żyła, to przecież nie powinno to wisieć w powietrzu tak dosłownie. Cała sprawa niepokoiła.
- Ja pójdę przodem, dobrze? - zapytał Teagan.

- Kiara? Kiara! Odezwij się, Kiara! Maria zostań przy drzwiach… Kiara! - kobieta z medyczną torbą zdawała się głucha. Straciła nagle zainteresowanie towarzystwem, na rzecz cmentarnego odoru przed sobą. Jak po sznurku zaczęła iść przed siebie, macając po drodze za włącznikiem światła na prawo od drzwi. Jednocześnie starała się sobie przypomnieć kiedy ostatnio rozmawiały… chyba nie aż tak dawno, by procesy gnilne zdążyły na dobre wejść w fazę smrodu. Chociaż jeśli dziewczyna się powiesiła poszło szybciej w tym upale.
- Kiara?! - wołała drugą przyjaciółkę, ciągnąc nosem aby wyczuć skąd dobiega odór.

Zdawało się, że ciągnął z pierwszego piętra. Dalej znajdowały się schody prowadzące na górę. Tymczasem Teagan rozejrzał się dookoła.
- Ja sprawdzę parter, a ty przejdziesz wyżej? - zaproponował. - Jak rozdzielimy się, będzie szybciej.
Maria tymczasem oparła się o ścianę tuż przy wejściu. Zerknęła na kurtkę Kiary, która wisiała nieopodal. Po chwili wahania założyła ją. Chyba było jej jednak zimno. Może było lato, ale noc robiła się szybko mroźna nawet w ciepłych miesiącach.
Hermansen zatrzymała się, odwracając przez ramię. Gdzieś po drodze zgubiła papierosa, nawet tego nie odnotowując. Patrzyła na Marię przez dłuższą chwilę, następnie przeniosła spojrzenie na policjanta i wyrzuty sumienia zdzieliły ją w żołądek. Mógł teraz siedzieć spokojnie w domu, zamiast pchać w syf, bo poprosiła go o to dupa z załamaniem nerwowym i traumą.
- Okey, bierz parter, a ja sprawdzę piętro - wysiliła ściśnięte gardło żeby wydało z siebie parę prostych słów. Gdyby grali w horrorze, właśnie podejmowali sztampową, kanoniczną wręcz decyzję rozpoczynającą każdy slasher… ale chodziło o Kiarę, nie maniakalnego mordercę w masce z ludzkiej skóry.
- Teagan - złapała mężczyznę za łokieć, przytrzymując gdy przechodził obok. W przypływie impulsu wychyliła się do przodu, całując go szybko w policzek.
- Przepraszam że cię w to wciagnęłam - szepnęła przy powrocie do pionu, uciekając wzrokiem ku górze schodów - Bardzo cię przepraszam i… sprawdzę górę.

Mężczyzna pokręcił głową.
- Myślisz, że wolałbym męczyć się z niedziałającą anteną i żłopać piwo w tej chwili? - mruknął. - Tak naprawdę to jestem ci wdzięczny, że mnie wybawiłaś z tego syfu, w którym żyję.
Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco i poklepał ją krótko po plecach. Teagan zdawał się przedziwną mieszanką czułości i niezręczności. Zupełnie jak gdyby nie był przyzwyczajony do najprostszych kontaktów z ludźmi. Szybko jednak odszedł i Nev zrozumiała, że już i tak zmarnowali dość czasu.

Ruszyła w stronę schodów… Była sama. Teagan zniknął gdzieś w kuchni i pewnie przeszedł do jadalni. Natomiast Maria znajdowała się przy drzwiach. Serce Nev biło coraz szybciej. Spoglądała na rząd obrazków na ścianach. Przesunęła wzrokiem na rząd poroży. To było niepokojące, ale również znajome. Wszyscy mężczyźni w rodzinie Kiary byli zapalonymi myśliwymi. Wystrzelali tyle jeleni, że aż wszystkie okoliczne lasy wokół Dublina zrobiły się puste.
Nevaeh spoglądała natomiast na dodatkowy element, którego nigdy wcześniej tutaj nie było.
U szczytu schodów stał mężczyzna. Miał na sobie ciemny garnitur. Pewnie był powyżej pięćdziesiątki, ale ciężko było dostrzec szczegóły jego twarzy. Tonęły w mroku. Na jego głowie znajdowało się poroże. Dokładnie takie samo jak te z licznych trofeum.
- Ostatnia Pieczęć… - mruknął. - Nie spodziewałbym się ciebie tutaj.
Jego głos był niski, hipnotyzujący. Seksowny, ale jego właściciel nie próbował jej uwieść.
- Nevaeh czytane od tyłu znaczy Heaven - powiedział. - Czy to przypadek?


Wpierw Hermansen zatkało. Stanęła w pół kroku, nie mogąc się zdecydować czy przedawkowała leki, czy kompletnie jej odjebało. Rogacz u szczytu schodów był obcy, niepokojący to mało powiedziane. Ktoś z rodziny gospodyni? Dawno niewidziany kuzyn albo wujek mieszkający na co dzień w psychiatryku?
- Gdzie jest Kiara? - pytanie pojawiło się samo, zanim kobieta zdążyła pomyśleć. Zaczęła iść w jego kierunku, przyciągana odpowiedziami jakie mógł posiadać - Co jej zrobiłeś, kim jesteś? Gdzie jest Kiara? - powtórzyła.

- Jest w łazience - odpowiedziała postać na szczycie schodów. - Kiara nauczyła się, że jak zaczynasz spoglądać w mrok, to mrok zaczyna otaczać cię szczelniej niż kiedykolwiek wcześniej. Wsiąka we wszystkie twoje szczeliny, zagłębienia, otwory… - nieznajomy zawiesił głos. - Zaczyna rozlewać się po twoich żyłach, wnika do twojego umysłu. Kiara nauczyła się również tego, że jak chcesz pokrzyżować plany Diabłu, to ten Diabeł może ukrzyżować ciebie - mężczyzna roześmiał się.
Ustawił się bokiem do Nev i oparł o ścianę. Zerknął na nią. Jego oczy były całe białe. Dopiero teraz to zauważyła. Brakowało źrenic, tęczówek… Sama biel. Najczystsza. Śnieżna. Lodowata.
- Może chcesz sama się przekonać? - zamruczała postać.
 
Ombrose jest offline