Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2020, 16:50   #11
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Maria pokiwała głową.
- W porządku. Jeszcze znajdę toaletę i doprowadzę się w niej do porządku - mruknęła. - W sumie jestem zajebista. Przesiedziałam w toalecie u Kiary połowę wieczoru, a nie przyszło mi do głowy, aby zmyć rozmazaną tapetę - uśmiechnęła się równie szeroko, co sarkastycznie.
Teagan skinął głową Nev. Ruszyli w stronę automatów. Obydwoje znali SOR tego szpitala, chcąc nie chcąc. Wreszcie ujrzeli egzotycznie wyglądającego mężczyznę.


Siedział na pomarańczowym, plastikowym krzesełku. Takich tutaj były całe rzędy. Spoglądał na automat z kawą i trzymał w dłoniach plastikowy kubeczek. Wyglądał na smutnego i zdenerwowanego. Co gorsza, nadal był przystojny. Dlaczego zepsuci, spierdoleni ludzie nie mieli wypisanego tego na twarzy? Jakaś inna, biedna kobieta mogła okazać się głupia, tak jak kiedyś Nev. Mogła zaufać temu zjebusowi. Miał w twarzy coś, co wzbudzało zaufanie. Może chodziło o ten krzywy nos.
- Jesteś pewna? - zapytał Teagan. - Mogę sam z nim pogadać. Nie musisz tego znosić - szepnął.

Piękny i bestia, niestety z przewagą drugiego czynnika. Hermansen zgrzytnęła zębami.
- Dam radę - odpowiedziała siląc się na uśmiech, całując go w policzek - Będzie dobrze, nie boję się… nie z tobą za plecami - wróciła spojrzeniem do byłego męża, udając że wcale nie cierpnie jej na jego widok skóra. - To tylko jeden fiut, ja jestem mądrzejsza. - pogłaskała drapiący policzek - Nigdy chyba nie przestanę ci dziękować, co? A teraz… idę po kawę, chcesz?

Teagan pokiwał głową.
- Zresztą idę z tobą - mruknął pod nosem.
Ruszyli w stronę automatów. Nie było żadnej kolejki. Niedaleko znajdowało się duże okno, za którym panowała ciemna noc. Neveah zauważyła, że zaczęło padać. Okoliczne drzewa również zaczęły dramatycznie poruszać gałęziami, jak gdyby zrobiło się bardziej wietrznie. Być może nawet przyroda burzyła się na ten moment, w którym Neveah i Asif znaleźli się tak blisko siebie. Co gorsze, mieli nawet rozmawiać. Teagan położył dłoń na ramieniu Hermansen tak, aby czuła jego wsparcie.
Tymczasem Halimi wstał na ich widok. Zerknął w pierwszej kolejności na swoją byłą żonę, a potem przeniósł wzrok na policjanta. Najpewniej uznał, że ten był jej nowym chłopakiem. W żaden sposób jednak nie odniósł się do tego.
- Nevaeh - przywitał się.
Nawet jego głos był przyjemny dla ucha.

- Mów - kobieta nie bawiła się w uprzejmości. Pamiętała aż za dobrze inny ton jego głosu, ten wrzeszczący jej nad głową, wymieszany z odgłosami głuchych uderzeń twardych pięści.
- Tylko szybko - wzdrygnęła się, zaciskając szczęki. Z kieszeni spodni wydłubała parę monet i z premedytacją zaczęła przepatrywać listę dostępnych napojów.
- Chcesz kawę czy czekoladę? Whisky niestety nie mają - do Teagana za to odezwała się ciepło.

Policjant zerknął na automat.
- Kawę. Wybrałbym czekoladę, ale jest tu i tak dostatecznie słodko jak dla mnie - mruknął pod nosem.
Asif usiadł z powrotem i napił się kawy.
- Wolałbym rozmawiać z tobą na osobności - powiedział. - Ja… nie sądzę, żebyś chciała w to wplątywać swojego przyjaciela. Sama jesteś już w to zamieszana. Ale chcesz mu zrobić tak wielką krzywdę, wikłając we wszystko również go? To jest tak, że jak pewne drzwi się otworzy, to już nigdy nie będzie można ich zamknąć. Nigdy. Aż do końca życia. Co niekoniecznie znaczy bardzo dużo czasu - to dodał już ciszej.

Kliknęły odpowiednie guziki automatu, Hermansen patrzyła jak ciemna struga leje się do plastikowego kubeczka, a jej barwa pasowała idealnie do jej nastroju.
- Skończ… po prostu skończ - burknęła nie odrywając uwagi od przedstawienia gastronomicznego - Nie ma opcji abym została z tobą sam na sam, pojebie. Raz już byłam na tyle głupia, nigdy tego błędu nie popełnię… proszę - ostatnie rzuciła policjantowi, podając gotowy napój - Poczekasz tam pod ścianą? - wskazała jeden koniec sali - My usiądziemy tam - pokazała drugi kraniec i uścisnęła dłoń ciążącą na jej ramieniu - To długo nie zajmie, obiecuję.

Teagan pokiwał głową.
- Jak spróbujesz czegokolwiek… dosłownie czegokolwiek, skurwysynie… to nie wyjdziesz stąd żywy - powiedział i oddalił się.
Asif zerknął na niego bez żadnych emocji.
- Wszyscy twoi znajomi lubią mi grozić. Ale zdaje się, że zasługuję - westchnął. - Otóż… jak myślisz? Dlaczego tak wyglądało nasze małżeństwo? Dlaczego w ogóle chciałem się z tobą ożenić? Dlaczego tak bardzo cię kontrolowałem, patrzyłem na każdy twój najmniejszy krok? Z jakiego powodu… zaatakowałem cię? - zawiesił głos. - Czy naprawdę myślisz, że to wszystko tylko i wyłącznie dlatego, bo urodziłem się skurwysynem? - zawiesił głos.

Kobieta pokręciła głową, rzucając drugą monetę i zamarła z dłonią nad listą napojów.
- Oczywiście nie. Duży wpływ miała na to religia i kultura w której wyrosłeś, sprowadzająca kobietę do roli przedmiotu… ostrzegali mnie, wszyscy moi znajomi, abym się z tobą nie wiązała, bo każdy muslim z pierdolonego bliskiego wschodu jest jebanym oprawcą… hm - wcisnęła wreszcie kawę z mlekiem - Schemat wpisuje się idealnie w podwójny płaszczyk indoktrynacji, prania mózgu i uzależniania od siebie, próby wbicia ofiary w syndrom sztokholmski. Nie ty jeden, nie ja jedyna - wzruszyła ramionami - Żałuję tylko że nie uciekłam zanim mnie skurwielu tak skatowałeś, że trafiłam tu z pęknięciem podstawy czaszki… na samej górze listy małżeńskich hitów. Kim jest Alioth, czego chciał od Kiary. Co grozi mojej rodzinie? Bez pierdolenia, sofistyki i deklamowania Szekspira. Ponoć zaraz umrzesz, więc się streszczaj.

Mężczyzna westchnął.
- Jesteś pieprzoną rasistką - powiedział. - Ale wiem, czemu możesz mieć takie poglądy. Otóż… wspomniałem, że Zoe musiała umrzeć, prawda? A wiesz dlaczego?
Zamilkł na moment.
- Jedna bliźniaczka musiała umrzeć. Próbowałem zabić ciebie. Dlatego tamtego dnia cię skatowałem. To nie było tak, że zdenerwowałem się i mi odjebało. Ja to planowałem od tygodnia. I spieprzyłem - mruknął. - Gdyby jednak udało mi się, nie trzeba byłoby zabijać Zoe. A przynajmniej nie od razu. Jednak ty przetrwałaś. Udało ci się przeżyć. Walcząc o swoje życie, podpisałaś wyrok na swoją siostrę.
Następnie zamilkł i spojrzał na ogromne okno, za którym szalał mrok.

- Jesteś zjebany… - trzęsący sie kobiecy głos miał temperaturę lodu na lodowcu. - Więc co… chciałeś mnie zabić z premedytacją. Powiesz dlaczego? - Nev zaciskała pięści tak mocno, że pobielały jej kostki. Licząc oddechy obserwowała lejącą się du kubeczka kawę, choć nic by jej nie sprawiło takiej radości jak zwrot o 180 stopni i posłanie pięści prosto w gębę byłego męża, który własnie sam się przyznał do planowania morderstwa.
- Chcesz przez to powiedzieć, że śmierć Zoe… t-to też twoja sprawka?

Asif westchnął.
- Gdybym ja tego nie zrobił, ktoś inny by to zrobił - westchnął. - Jestem tylko pionkiem w dużo większej grze. Większej od ciebie czy ode mnie. Czy od Zoe. Ktoś musiał to zrobić, a padło akurat na mnie. Zadbałem jednak o to, żeby było szybko i jak najmniej boleśnie. Chociaż na to miałem sam wpływ.
Zamilkł.
- Proszę, nie bądź na mnie zła. Wiem, że to była twoja siostra i masz prawo mnie nienawidzić. Jednak co było, minęło. Teraz mamy zupełnie inne sprawy, którymi powinniśmy się przejmować.

Czarny płyn spadał do kubka coraz wolniej, aby nagle zmienić się w białą strużkę syntetycznego mleka w proszku wymieszanego z wodą. Nevaeh oglądała to jakby widziała najbardziej zajmujący spektakl świata. Po prawdzie widziała jedynie jego rozmyte kontury. Sparaliżowana tkwiła w bezruchu i tylko dwie mokre ścieżki przecinały piegowate policzki.
- To zjebałeś, nie umarła szybko - chrypiała głucho - Leżała tam na chodniku prawie dwie godziny, niezdolna do poruszenia… połamana miednica, bark w drzazgach… wciąż je czuję, każdą piekielnie ostrą, strzaskaną kość wbijającą się w mięso które samo w sobie napuchło po uderzeniu. Dusiła się, z każdym oddechem coraz bardziej… aż wreszcie utopiła we własnej krwi… sama - przełknęła ślinę - Nie miałeś nawet tyle jaj żeby być obok, skrócić jej cierpienia. Nigdy nie miałeś jaj. Dlatego nigdy szczerze nie porozmawialiśmy - prychnęła równie głucho, a sens słów zaczynał powoli przebijać się przez szok - Kto kazał ci zabić którąś z nas i dlaczego?

Asif jednak milczał. Zdawało się, że posmutniał.
- Męczyła się? - westchnął. - No cóż. Już wcześniej ustaliliśmy, że kiepski ze mnie zabójca. To może dlatego, bo wcale nie chciałem was zabijać. Źle mi poszło z tobą i z Zoe przynajmniej mi się udało, choć wcale nie odeszła tak bezboleśnie, jak chciałbym.
Pokręcił głową.
- To wszystko zostało wyreżyserowane. Od samego początku. Nie jestem żadnych chirurgiem z Helsinek… czy tam ze Sztokholmu… Poznaliśmy się na imprezie noworocznej, ale pojawiłem się na niej tak naprawdę znikąd. Nikt mnie tam nie znał, choć robiłem co mogłem, abyś uwierzyła, że było inaczej. Zostałem wybrany dlatego, bo jestem ładny. Miałem się do ciebie zbliżyć i udało mi się - mruknął. - Byłem przez cały czas aktorem, który cię inwigilował i donosił o każdym twoim kroku. Miałem cię obserwować. Opisywać każdy twój dzień. Dusiło cię to? Oczywiście. Ale nie znałaś przez ten cały czas nawet ułamka prawdy - szepnął.

Kobieta wbiła ręce w kieszenie, wciąż gapiąc się w automat mimo, że dawno skończył pracę. Liczyła oddechy, oddzielając je trzema sekundami przerwy aby nie wpaść w hiperwentylację.
- Robiłeś mnie w chuja od początku, łapię. Dlaczego? Dla kogo? Kto ci kazał zabić Zoe? - wycedziła krótkie pytania - Nie pierdol kocopołów, mam w dupie otoczkę. Streszczaj się. Kim jest ten rogaty psychol?

- Alioth? - zapytał cicho Asif. - To mężczyzna, który odnalazł mnie dawno temu w Iraku. Który wziął do siebie i mnie wykształcił. Zmienił mnie z nikogo… w osobę, którą jestem teraz. Być może jestem skurwysynem, ale przynajmniej coś znaczę. Teraz to mnie się boją, a nie ja się boję. Alioth… - westchnął Halimi. - Alioth sprawił...

- Kurwa nie spuszczaj się nad nim, bo się zaraz porzygam - Nev warknęła, potrzasając karkiem - On ci kazał to wszystko zrobić? Kim jest? Gdzie go znaleźć? Bez gejowskich wstawek.

Halimi wzruszył ramionami.
- Jeśli go poznałaś, to pewnie nie powinny cię dziwić moje gejowskie uczucia - uśmiechnął się krzywo. - Tak, to wszystko zostało zaplanowane przez niego - powiedział. - Ale niedawno odkryłem, że nie jest osobą, za którą go miałem. On… on chyba oszalał. Nie wiem czemu, ale jest nie tylko cholernie groźny. To wiedziałem już wcześniej. On również… kompletnie nad sobą nie panuję. Boję się, że chce mnie zabić. Dlatego chciałem cię znaleźć. Musimy współpracować, jeśli chcemy z tego wyjść cało. On ma tylu ludzi… ja przez lata mu służyłem. Jesteś pewien, że twój chłoptaś nie jest na jego rozkazy? Albo ta koleżanka, która z nim teraz rozmawia? - zawiesił głos. - Nie możesz nikomu ufać, Neveah. Nikomu oprócz mnie.

Kubek z parującym płynem trafił w dłonie Nevaeh, trzymając oburącz siorbnęła krótko. Cudem nie rozlała, telepanie kończyn jakoś nie chciało odpuścić.
- Miałeś coś wspólnego z Kiarą i tym co się jej stało? - spytała jeszcze, wreszcie obracając się do niego frontem.

- A co jej się stało? - zapytał Asif. - Nie, nigdy się dla mnie nie liczyła. To pewnie był przypadek. Choć wspominałaś coś o Aliocie. Czy to znaczy, że ci się objawił?
W oczach Halimiego była dziwna fascynacja. Z jednej strony zdawał się bać swojego mistrza, a z drugiej był od niego uzależniony. Zdawał się na narkotykowym głodzie, gdzie sama obecność Aliotha mogłaby nieco ulżyć jego cierpieniom.
 
Ombrose jest offline