Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2020, 16:56   #12
Sepia
 
Sepia's Avatar
 
Reputacja: 1 Sepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputacjęSepia ma wspaniałą reputację
- Próbowała popełnić samobójstwo, znalazłam ją w wannie z czarna breja cuchnącą trupem - Hermansen patrzyła prosto w twarzy swojego oprawcy. W twarz zabójcy swojej siostry. Mięśnie zadziałały szybciej niż mózg. Szarpnęła przedramieniem, gorąca kawa chlusnęła w kłamliwą gębę. Tak na początek…
- Ustawiliśmy się na kolację, ponoć - syknęła do tego i oddech później ledwo utrzymywany spokój wreszcie rozsypał się w posadzie. Warcząc jak zwierze kobieta rzuciła się do przodu, pięściami atakując głowę. Widziała ją jako balonik, kółko pośrodku tarczy które chciała rozwalić. Zniszczyć, połamać, rozerwać.

Zrobiło się dramatycznie.
Asif syknął, kiedy jego twarz dosięgnął wrzątek. Zasłonił szybko oczy, ale i tak gorący płyn w nie uderzył. To musiało boleć. Co gorsza… dla niego… był kompletnie odsłonięty na atak Nev. Uderzyła w niego z siłą lamparta. Słabe, plastikowe oparcie złamało się i mężczyzna przeważył się. Upadł do tyłu. Zarył ciężko potylicą o podłogę. Rozległ się głośny trzask łamanej kości. Kobiecie poszło dramatycznie, spektakularnie dobrze. Może aż za bardzo.
- Olaboga, laboga! - wrzasnęła staruszka, która siedziała dwa siedzenia dalej. - Atakują! Atakują! Kryć się!
- Mamo… - jej opiekunka zasłoniła jej oczy.
Tymczasem pielęgniarka i dwóch ratowników ruszyło szybko w stronę Nev. Tak samo jak Teagan. Maria Teresa wcześniej rozmawiała z nim, ale w międzyczasie musiała sobie pójść, bo nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku. Asif przez moment jęczał, po czym stracił przytomność.

Kobieta za to dalej go okładała, lejąc po twarzy, torsie i ramionach. Darła się przy tym, wrzeszcząc coś nieartykułowanego póki starczyło sił, a tych wiele nie miała. Przed oczami stanęła jej znów twarz siostry, słyszała w uszach jej głos, śmiech. Dzwony na pogrzebie i skrzypienie lin gdy trumna zjeżdżała do dołu z ziemią. Bulgot krwi wydobywającej się z ust i rzężenie przebitego płuca.
Nagle pięści opadły ostatni raz. Za nimi reszta Hermansen. Wyrżnęła czołem o jego pierś i tłukła dalej, w bark, bardziej odruchowo i niemrawo.

Wszystkie dźwięki dochodziły do niej z opóźnieniem. Cały świat rozmywał się. Wszystkie kolory stapiały się ze sobą w jedno. Był jedynie szał. Pierwotny, podgrzewający krew w jej żyłach. A także żal. Okropny, przygniatający, niczym oławiane kotwice. Uderzała raz za razem w swojego byłego męża. Słyszała za sobą głos Teagana, ale nie wiedziała, co takiego mówił. Nawet ją to nie obchodziło. Liczyło się w tej chwili tylko jedno - zajebać skurwysyna. Czy jej się udało? Nie wiedziała. Musiałaby widzieć Asifa, natomiast przykrywała go w tej chwili tak gęsta, czerwona krew… Jakieś naczynie mężczyzny musiało ulec przerwaniu, gdyż wykrwawiał się i osocze zalewało mu między innymi twarz. Nev liczyła na to, że utopi się we własnym szkarłacie.
Wnet jednak złapali ją ratownicy na spółkę z ochroniarzami. Zaczęła się wierzgać, ale wtem poczuła delikatne ukłucie. Siły zaczęły ją opuszczać, kiedy obcy środek zaczął rozprzestrzeniać się w jej organizmie. Wnet szał osłabł. Nawet żal zniknął. Nie było już niczego. Straciła przytomność.

***

Kiedy się obudziła była przywiązana do kozetki. Szpital miał oddział psychiatryczny i chyba została na niego przekierowana, bo nie rozpoznawała otoczenia. Znajdowała w tej sali sama. Nie potrafiła stwierdzić, czy to było izolatka… czy może po prostu tak akurat wyszło, że nie było innych pacjentów.
Pacjentów. Albo berserków, którzy stracili nad sobą kontrolę. Tak jak ona.
Wnet poczuła jeszcze czyjąś obecność w okolicy. Chyba nie była tutaj tak sama, jak jej się to z początku wydawało…

Pamięć wracała opornie, z mgły furii wydobywając coraz to nowe obrazy. Asif, jego głos i twarz. Automat i lejącą się do kubka kawę.
Krew pryskającą pod uderzeniem pięści…
- Ja pierdolę… - jęknęła, w sumie nie wiedząc czy powinna żałować, czy jednak może uznać, że nie musi. Maria przecież mówiła, że nic nie musi… tym bardziej żałować takiego śmiecia jak Halimi.
- Już mi przeszło jak coś - mruknęła głośniej, wbijając spojrzenie w sufit - PTSD, mam to w papierach.

Wnet ujrzała kątem oka krzesło. A na tym krześle ktoś siedział. Starszy, niestety znajomy mężczyzna. Uśmiechał się do niej.
- Przeszło? Szkoda - odpowiedział Alioth. - Liczyłem na to, że mi również pokażesz trochę tej swojej pasji. Lubię mocne, silne, niezależne kobiety - wyszczerzył się i Nevaeh odniosła wrażenie, że po prostu sobie z niej żartował. - Naprawdę. Szanuje. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego tu jestem. Pomyślałem, że osobiście podziękuję ci za to, że wyręczyłaś mnie. Asif zabił Zoe. Ty zabiłaś Asifa… Wszyscy robią wszystko za mnie. Ja tylko siedzę i jej popcorn.
Rzeczywiście podniósł z podłogi pudełko pełne prażonej kukurydzy. Zaczął ją chrupać, spoglądając na Hermansen.

Ta zamrugała. Zabiła Asifa? Jako obywatel poczuła lęk przed sądem, jako człowiek odczuła perwersyjną satysfakcję. Należało mu się, chętnie ubiłaby go jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz…
- Nie mówili ci, że taka ilość soli szkodzi? - mruknęła, przechylając kark aby pełnoprawnie gapić się na rogacza - Masz dla mnie propozycję nie do odrzucenia? Tamten fiut nie kłamał, co nie? Czemu chciałeś śmierci mojej siostry?

Alioth wzruszył ramionami.
- Łzy są słone. Nasienie jest słone. Sól jest wszędzie. Znam ją. Trochę popcornu mi nie zaszkodzi. To dla mnie niewielka różnica - uśmiechnął się znowu. - Dlaczego musiała umrzeć? No cóż, właśnie z powodu tej soli. Z powodu moich łez. Brzmi dramatycznie, ale zmieniłem obozy. Na samym początku byłem dobrym kolesiem, choć nigdy nie byłem tak naprawdę dobry. Potem zrobiłem się otwarcie zły… aż znalazłem kobietę, przy której znów uwierzyłem, że mogę być dobry. Ale jej już nie ma, a ja wróciłem do bycia sobą. Tak w wielkim skrócie. Mam swoje plany, a wy jesteście jedynym sposobem, w jaki mogę je wypełnić. Bez urazy, rzecz jasna, bo nie ma w tym nic osobistego.

- Hitler niby też nie zamordował nikogo osobiście i ponoć całkiem miły był z niego koleś. Zwierzątka lubił i dzieci, malował akwarelami. Wrażliwiec, artysta. Niedoceniony - Hermansen przewróciła oczami.

- Oj, nie zrozum mnie źle. Swoimi rękami również zamordowałem wiele osób. Jeszcze zanim się urodziłaś, mordowałem. Nie przestałem mordować w żadnym roku mojego życia. Nie mam może takich osiągów jak Hitler, ale to nie jest dla mnie żaden konkurs. Ważne jest dla mnie kogo mordujesz, a nie jak wiele osób. Jeśli pozbawiasz życia właściwe osoby… to tylko to się liczy. Ale tu się zgodzisz ze mną, czyż nie?
Wstał i podszedł do niej. Przesunął palcami po jej prawej dłoni.
- Teraz i twoje ręce są oblane krwią. Witaj w klubie.

- Dostanę kartę członkowską i voucher na siłownię? - kobieta obserwowała poruszającego się obok psychopatę. Albo demona. Zagryzła wargę, wdychając rozszerzonymi chrapami obcy, drażniący zapach.

- Nie wiem nic na temat karty członkowskiej, ale członka? Członka mógłbym ci zorganizować - odpowiedział Alioth.

- Miłe uczucie… - przyznała. Albo podobało się jej zabijanie takich gnid jak Asif, albo chodziło o dotyk na skórze - Teraz przejdziemy do tajnych znaków i uścisków? Jak masoneria, illuminati - zmrużyła lekko prawe oko. Czy mogła mieć bardziej przesrane? Pewnie tak, ale brakowało wyobraźni - A nie będziesz później znów narzekał że poruszam temat prącia? Interpersonalne historie, pamiętasz? - wzruszyła ramionami na tyle, na ile pozwalały więzy - Chociaż między nami wolałabym abyś ty tym tematem poruszył - wyszczerzyła się bezczelnie - We mnie. Daruję ci kolację.

Alioth westchnął.
- Problemem właśnie było dla mnie to, że poruszałaś temat prącia, ale nie poruszałaś go samego w sobie - wydął delikatnie usta. - Jedyne tajne uściski, na jakich mi zależy, to te na moim penisie - powiedział. - I tu dochodzimy do głównego powodu mojej irytacji. I niestety to wszystko, do czego dojdziemy. Otóż jestem tutaj tylko duchem, ale nie ciałem.
Zademonstrował to, przechodząc przez jej kozetkę na drugą stronę.
- Jestem w stanie sprawić, że poczujesz mój dotyk, ale ja nie potrafię poczuć twojego. Co więcej, nawet gdybym był tutaj ciałem, nie byłbym w stanie dojść. Abym osiągnął orgazm, potrzebuję znacznie więcej niż zwykły mężczyzna. Ciężko jest być mną - westchnął teatralnie. Zdawało się jednak, że nie kłamał.

- Czyli co, musisz rozerwać kochankę i chłeptać jej krew, albo wyrwać głowę aby użyć dziury w karku? - Nev podniosła brew ku górze - Jeżeli jednak kołujemy w rejonach zwykle przyjmowanych za… niebudzące skojarzeń z markizem de Sade, albo Richardem Ramirezem… - westchnęła, kręcąc do zestawu głową - Czemu więc zawdzięczam tę duchową wizytę? - spojrzała prosto w mlecznobiałe oczy - Istnieje chociaż cień szansy, abyś… nie wiem, pomógł mi? Ciągle też nie odpowiadałeś jaki masz dla mnie plan. Będziesz moim Yodą, a ja twoim Lukiem Skywalkerem? O co tu do diabła chodzi… ja pierdolę, zabiłam człowieka. Znaczy gówno, ale będę odpowiadać jak za człowieka…
 
__________________
Nine o nine souls - don't do this
Nine o - no more pain now
Nine o nine souls - it's easy
I'm gonna take on all your battles
Sepia jest offline