Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-12-2020, 17:25   #13
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sHgccQQVVHo
[/MEDIA]

Alioth wzruszył ramionami.
- Nie będę udawał, że mnie to obchodzi. Twoje życie stanie na głowie. Już to zrobiło. Jeżeli mogę ci coś poradzić… Hmm… Lepiej oszaleć, by nie odejść od zmysłów. Jeśli szybko zaakceptujesz nową rzeczywistość, wtedy będzie łatwiej ją znieść. Elastyczność to jedyna cecha, która naprawdę pomaga człowiekowi przetrwać. Bez niej przegra, jak wszystkie wymarłe gatunki.
Zamyślił się.
- Jest powód, dlaczego postanowiłem cię nawiedzić, ale na razie ci go nie zdradzę. Będę się jednak tobą opiekował. Przy mnie nie stanie ci się krzywda - mruknął i pogładził jej skroń. Poczuła to. Gest był przedziwnie czuły i przyjemny.

Niósł spokój, mimo że nie powinien. Cząstkę ładu w chaosie, jakby dla podkreślenia jego niestałej natury.
- Przez ubranie też zadziała? - przechyliła kark bliżej widmowej dłoni, nie przestając się gapić w śniegowe ślepia. Oddech jej przyspieszył, poruszyła też niespokojnie dolną połową ciała czując nieznośne uwieranie.
- Nie będzie to trudna opieka, jaki mi wlepią dwadzieścia pięć lat za morderstwo - skrzywiła się - Ciasna cela, jeden spacer dziennie i żarcie przeładowane sodą. Czarny chleb popijany czarną kawą… mówiłeś że śmierć dla niektórych to dopiero początek. Co z Asifem? Jest promil szansy że mi za niego nie przybiją ćwiary w hotelu o zakratowanych oknach? Zmieniasz pluszaki w niedoszłe topielice, dałbyś radę sprawić aby stąd wylazł… tak nie wiem, jak ktoś żywy? Odwołał zeznania, odszedł ku wschodzącemu słońcu. Żeby mnie stąd wypuścili do domu… tak w wielkim skrócie… i nie przerywaj - poprosiła na koniec, przymykając oczy i wtulając głowę w dłoń.

Alioth przybliżył się do jej ucha, jak gdyby chciał coś szepnąć. Jego wargi delikatnie muskały jej małżowinę. Za każdym razem czuła elektryczne prądy, które drażniły jej skórę. Przesuwały się na resztę głowy, policzek, schodziły na szyję… Dłoń mężczyzny również ruszyła w dół. Wsunęła się pod materiał jej spodni. Chyba została przebrana przez pielęgniarzy w jakiś dużo luźniejszy strój, gdyż nie musiał nawet rozpinać guzika. Jego palce wędrowały niżej… i niżej… aż ten wskazujący wsunął się w nią powoli.
- Ćśś… - szepnął. - Mówiłem, że się tobą zaopiekuję. I pierwotnie tylko taką opiekę miałem na myśli.
Całe jej ciało zaczęło nagle drżeć. Dotyk Aliotha był zarazem gorący jak i zimny. Pociła się pod jego wpływem, a zarazem zdawało jej się, że zaraz zamarznie. Powoli penetrował ją tym jednym palcem.
- Będzie mi łatwiej, jak zostaniesz w więzieniu. A jeszcze lepiej… w psychiatryku. Jeżeli będą cię wiązać dla mnie dzień za dniem… A ja będę tylko przychodził i bawił się już przyszykowanym prezentem… - zamruczał, wsuwając w nią drugi palec.
Nev nie była przyzwyczajona do rozpierania i to było dla niej dużo. Ruchy Aliotha sugerowały, że nie robił tego ani pierwszy raz, ani nawet tysięczny. Nie był jednak delikatny. Nie miał na to cierpliwości.
- Co takiego zyskam na twojej wolności? - pocałował lekko jej małżowinę. - Skoro tak podnieca mnie twoja niewola?

Odpowiedź nie była tak prosta, kiedy myśli uciekały podobne stadu spłoszonych ptaków, a zdradliwe ciało podążało za sprawiającą przyjemnośc dłonią, wychodzac biodrami naprzeciw ruchom palców. Hermansen nabierała ze świstem powietrze, gdy Alioth się wycofywał tylko po to, by zaraz wbić się w nią ponownie, czemu towarzyszył zduszony, rozedrgany jęk. Wbijała potylicę w materac, piętami zapierając się mocno i ściskając w spoconych pięściach prześcieradło tkwiła w kalejdoskopie barwnych plam, mieniących się przed oczami i poruszających tym szybciej, im szybciej mężczyzna ją posuwał. Gdzieś na skraju świadomości doszło do niej, że nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczyła i chciała, by trwało jak najdłużej…
- N...nie… nie. T-tam... stan… stanę… się… b-brzydka - wyjęczała patrząc mu w oczy z miną mówiąca by nie przestawał - S-sam… sam… mówiłeś. Lubisz… piękne… kobiety. Tam.. nie… nie będę piękna. Wypuść mnie… tylko zys… kurwa - jęknęła głośniej, zaciskając mięśnie na palcach -Tylko zyskasz…

Alioth zaśmiał się i pocałował ją lekko w skroń. Następnie odsunął się, skupiając na jej kobiecości. Poruszał w niej tymi dwoma palcami… na moment dołączył jeszcze trzeci, rozpychając ją. Ale prędko z niego zrezygnował. Kiedy jego ręka była już cała śliska, wysunął się z niej kompletnie. Zmienił kompletnie ruchy. Wcześniej był brutalny, teraz zrobił się delikatny. Zaczął przesuwać mokrymi palcami po jej łechtaczce. Jego ruchy były coraz szybsze, ale nie sprawiały wrażenie chamskich. Nevaeh doszła do wniosku, że Alioth wiedział, jak funkcjonowało kobiece ciało.
- Gdyby chodziło mi o czyste piękno, to zamęczałbym twoją przyjaciółkę - rzekł. - Masz w sobie coś innego, co mnie kręci. Zostałaś pocałowana przez Śmierć. Potrafisz rozmawiać z trupami. Już samo to czyni cię moją kapłanką. Jesteś właśnie w trakcie modlitwy - mruknął, jeszcze przyspieszając ruchy palców. - I lubię to, w jaki sposób jesteś pobożna.

- Ale jeszcze… nie jestem trupem! - wyrzuciła z siebie na wydechu, drapiąc miękki materac pazurami. Więzy na jej kończynach napinały się, wrzynając pasami w ciało, ale tego nie odnotowywała. Prowadzili ważną rozmowę, taką z cyklu “życie i śmierć”, na szali stały jej dalsze losy, a ona jęczała coraz głośniej, połykając oddechy, zaś jej serce parę razy straciło rytm. Nieznośny ucisk w podbrzuszu prawie rozsadzał od środka.
- Tam umrę. Z-zamknięta uuumrę - zaskowyczała, czując pierwsze fale drgawek rozchodzace się od bioder.

Alioth roześmiał się.
- No cóż, przecież nie jestem nekrofilem, prawda? To by do mnie kompletnie nie pasowało. Bardzo zależy mi na twoim życiu. Bo gdybyś zmarła, to straciłabyś w moich oczach wszelki urok. Wcale byś nie zyskała - powiedział powoli, jakby kpiąco. - Może tam umrzesz, ale wpierw umrzesz tutaj. Francuzi nie bez powodu nazywają orgazm “le petit mort”. To również mała śmierć. Ale z drugiej strony pozwala poczuć się najbardziej żywym - mruczał pod nosem, przesuwając palcami po jej kobiecości.
Spojrzał na nią z góry. Następnie wysunął palce i przesunął dłoń wyżej nad jej twarz. Naparł śliskimi palcami na jej usta, chcąc aby je objęła. Był zdecydowany.

Lśniąca skóra odbijała w sobie refleksy pierdzących pod sufitem jarzeniówek, wilgoć o drażniącym zapachu wbijała się w nozdrza, słowa Aliotha obijały wymordowaną czaszkę, ciałem kobiety wstrząsały drgawki, gdy wszystkie komórki i połączenia nerwowe oczekują jeszcze jednego gestu i ruchu, pozwalającego osiągnąć upragniony szczyt przed upadkiem w zimny dół. Każdy miał swoją śmierć, chodzącą za nim krok w krok, przez całe życie. Jeśli stan ów dało się tak nazwać. Ludzie nie żyli, większość z nich jedynie podtrzymywała swe ciało przy życiu. Nevaeh akurat miała gdzieś czy istniała, czy już umarła. Stan egzystencji bądź jej braku był jej idealnie obojętny, pogłebiał się z każdym mijającym dniem… wegetowała od chwili gdy Asif postanowił pozbyć się drugiej siostry i nieważne jak mocno Hermansen by się nie spiła, albo przyćpała lekami, wciąż niosła w sobie moment jej śmierci. Nagłą falę czystego przerażenia, żalu i bólu, które zgięły ją w pół i potworną próżnię, jaka po tym nastąpiła. Choć znajdowały się kilkaset mil od siebie, to właśnie ona pierwsza wiedziała, że stało się coś potwornego. Nikt jej nie wierzył, podpinając opowieści pod przepracowanie i stres, doklejając łatkę z czerwonym napisem “załamanie nerwowe”.
Tak było najprościej. Po pogrzebie zamieszkała w domu Zoe. Spędzała długie godziny przytulona do jej swetrów i pościeli, pod powiekami widząc wyłaniające się nagle zza zakrętu światła sportowego Forda i czując ból uderzenia, a potem razem ze swoją bliźniaczką umierała na zakrwawionym asfalcie, raz za razem. Wizja ostatecznego końca była mniej niemiła niż zostawienie o krok od orgazmu, otworzyła usta, zachłannie pochłaniając palce Rogatego, mokre od jej soków. Zlizywała lepką, kwaskowatą sól z widmowej skóry, mrucząc przy tym bez opamiętania - te już dawno pożegnało Hermansen, wychodząc z trzaskaniem drzwi.

Alioth spojrzał na nią z góry. Przesunął palcami po jej policzkach. Pogładził jej włosy. W jego oczach pozostał jedynie żal. Ciężko było stwierdzić, o czym myślał. Ale nagle zdawał się dużo starszy. Wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki. Tak samo jak na czole.
- Nie zasługujesz na to wszystko - powiedział. - Ale to nie ma znaczenia.
Pocałował ją w usta. Krótko, powierzchownie.
- Dlatego, bo po prostu umrzesz. Jak oni wszyscy. Jak reszta świata. Jesteś tylko kolejną mrówką. I powinienem winić jedynie siebie, że spoglądam na ciebie… i czuję żal.
Alioth żachnął się i pokręcił głową.
- Jeżeli świat mnie nauczył czegokolwiek, to tego, że wart jest jedynie wymazania. Koniec. Ostateczny koniec. Tylko tego pragnę. Niczego więcej. Masz w sobie coś, przez co zaczynam marzyć, że może warto jest walczyć o ten świat. Ale to głupie. To naiwne. I tego nienawidzę.

Nachylił się nad nią. Przybliżył się.
- Sprawię, że wszystko przestanie istnieć. Wszystko. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I nawet ty nie jesteś w stanie mnie od tego odwołać.
Pocałował ją.
I wtedy doszła. Poczuła strumień nieznanej energii, która zaczęła ją przenikać. Była potężna. Nie przypominała niczego, czego do tej pory próbowała. Dotknęła wyjątkowości. Czystej i niczym nieograniczonej. Prawdziwej. Ostatecznej.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 17-12-2020 o 17:28.
Ombrose jest offline