Latający Wilnianin mknął przez rozległe pola uprawne Podlasia. Rozciągające się po bezkresny horyzont ziemiańskie włości czekające już tylko na pierwszy śnieg, który okryje je zimową pierzyną i nasyci wodą przed wiosną, usypiały podróżnych swą monotonią. A podróżnych na tym rejsie było naprawdę wielu i salonki pękały wprost w szwach. Sławnym bowiem na pół Europy pociągiem linii Warszawa-Wilno jechał balujący już teraz kwiat towarzystwa, sanacji i obozu zjednoczenia narodowego, którego celem w tej podróży był Augustów i mający się tam odbyć nazajutrz bal andrzejkowy.
Wagon restauracyjny grzmiał głośną muzyką i śmiechem raczącego się alkoholem i innymi używkami towarzystwa, które bardzo ochoczo rozgrzewało zimowy nastrój Podlasia. Franciszek i Ludwik dwaj młodzi i nader sprawni kelnerzy wiedzieli kogo obsługują i z lubością zgarniali sute napiwki od szampańsko nastrojonych panów i ich towarzyszek. Nawet jeśli któryś oberwał przy tym jakimś nieprzychylną uwagą. Pomni na nieprzyglądanie się twarzom bawiących się, a tym bardziej nieobyczajnym zachowaniom, których zresztą jak to kelnerzy widywali wiele i które nie robiły na nich specjalnego wrażenia, donosili kolejne butelki, cygara, dania, a jak i była potrzeba to specjalnie przygotowane przez porcjarza pudełka po zapałkach i gilzy papierosów. Upewnił się co do tego ich pryncypał pan Feliks, który wyłuszczywszy w czym rzecz, obu chlasnął po pyskach co by sobie to zapamiętali.
- A zagrzejem może troszku bardziej, co??!
Rzeczywiście. W restauracyjnym zrobiło się chłodniej.
***
Na myśl o nadchodzącym balu, tak jak na myśl o zabawie w restauracyjnym Stanisław Kauzik, przebywający w odległym przedziale, do którego jednak dochodziła muzyka, czuł to charakterystyczne pragnienie przeniesienia się w czasie do dnia kiedy już wróci do domu.
Stanisław Kauzik był rosłym mężczyzną i choć swoje najlepsze lata miał już za sobą, nadal trzymał się bardzo dobrze. Schludnie ubrany w garnitur z dwurzędową marynarką od Lipszyca i oksfordy od Hiszpańskiego wciąż podobał się paniom nawet takim jak towarzysząca mu w podróży Loda Niemierzanka. Równie niemłoda, choć wciąż piękna gwiazda kina i teatru studiowała właśnie zabrane ze sobą żurnale poranne. Żurnale, w których nie bez echa przeszła premiera najnowszego dzieła, w którym grała główną rolę zbierając wszem i wobec pochwały. Stanisław przyjrzał się jej, odwracając wzrok od burego krajobrazu, zastanawiając się nad tym o czym obecnie myślała. Żona, matka, aktorka, tancerka… i jego kochanka. Jego. Pozostającego w cieniu nieformalnego doradcy przy radzie ministrów, którego obecność była w Augustowie konieczna. Bal andrzejkowy był bowiem zaledwie okazją do odbycia serii trudnych pozakulisowych rozmów z pruską arystokracją i niemieckimi politykami, których nazwiska bynajmniej figurowały na liście gości.
- Piszą? - zapytał by skierować myśli gdzie indziej.
Loda uśmiechnęła się kącikiem ust, ale nie spojrzała na niego.
- Piszą - potwierdziła tonem wskazującym na zadowolenie z treści tego co piszą - Ale to nie to...
Patrzył na nią wyczekująco, czekając aż uniesie spojrzenie. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden… Dobry Boże. Jak dobrze zdążył ją poznać.
Loda widząc jego zainteresowanie przewróciła jedną stronę do tyłu.
- Zginiemy w stalowych objęciach czasu mój drogi.
Stanisław kaszlnął nieco nerwowo nad tym jakże zaskakującym stwierdzeniem i odruchowo sięgnął do papierośnicy. Loda zaś wyraźnie zadowolona z jego reakcji poprawiła okulary i zaczęła czytać z emfazą przybierając intonację autora. Nie mógł sobie odmówić myśli, że wyglądała przy tym niezwykle ponętnie.
- Na szarą ziemię coraz to gęstszy zapada zmrok, coraz to większa ciemność zasnuwa horyzonty… W sercach ludzkich dogasa resztka entuzjazmu, a beznadziejność i rozterka coraz szersze zatacza kręgi. Jakiś dziwny smutek i szamotanie się idzie poprzez wioski i miasta — poprzez słomiane chaty i lśniące salony. Jakiś niewytłumaczony lęk bierze w swoje kleszcze proste i uczone serca. Nic nie zdoła wymknąć się ze stalowych objęć ducha czasu….
- To chyba nie Express Poranny?
- Nie Stanisławie. To list od Agni Pilch. “Kobieta Nowoczesna”. Skomentujesz?
- Niezbyt udany dobór lektury do podróży koleją.
Zaśmiała się i złożyła gazetę. Chciała coś powiedzieć, ale nagle zmrużyła oczy zapatrzona za okno pociągu. Jej brwi zbiegły się ku sobie w swoistym zaintrygowaniu, ale ostatecznie potrząsnęła głową.
- Tak? - Stanisław również wyjrzał za okno i choć niczego nie zobaczył jakiś dziwny dreszcz przeszył mu kark - Chyba ogrzewanie nie działa najlepiej. Wezwę kogoś.
- Tak… To ogrzewanie… - Odparła Loda trochę nieobecnym głosem i opatuliła się szalem.
***
Równomierny stukot żelaznych kół ekspresu wiozącego osobistości Rzeczypospolitej spłoszył stado wron, które niezrażone dogorywającym ogniem pod osmolonym kociołkiem przechadzały się po polanie.
Pasażerowie ekspresu Warszawa Wilno pochłonięci dysputami nie zauważyli tego jednak. Nawet maszynista, który czujnym okiem wypatrywał przeszkód na drodze by bezpiecznie dowieść podróżnych do Augustowa przegapił ten chaotyczny manewr kilkudziesięciu czarnych ciał podrywających się śpiesznie do lotu.
Dość rzec, że chodź stalowa linia kolei żelaznej przecinała prastarą puszczę, to jednak była zbyt daleko od miejsca gdzie pociesznie podskakując i kracząc złowrogo wśród pozostawionych siekier i pił pożywiały się wrony.
A uczta trafiła im się wielka!
Mięso, świeże mięso.
Kilkanaście ciał rosłych drwali z pobliskiej, choć lepiej rzec najbliższej ordynacji grodzieńskiej.
Jeden z ptaków, nim rozpędzony, żelazny potwór swym świstem i łoskotem spłoszył go, dobierał się właśnie do świecącej gałki ocznej. Rozszerzone źrenice kryły jeszcze ten blask przerażenia gdy cicha i nagła, ale wcale nie spokojna śmierć spadła na robiących sobie przerwę drwali.