Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-12-2020, 00:02   #18
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
***

Abigail czuła się skrępowana.
Nie emocjonalnie. Tak dosłownie. Pasami. Miała na sobie kaftan, który szczelnie opinał jej ciało. Czuła ból wszystkich mięśni, jednak najgorzej pulsował jej nadgarstek lewej ręki. Zdawało się, że naprawdę zrobiła sobie krzywdę. Czy dostała leki przeciwbólowe? Raczej nie. Nie byłoby zbyt dziwne, gdyby lekarze uznali, że nie zasługiwała.

Szybko dostrzegła nowy nabytek w pokoju. Znajdował się w rogu pomieszczenia tuż pod ścianą. Nowa kamera, której wcześniej nie było. Najpewniej chcieli je monitorować. Nie było to standardem, jako że nawet pacjenci zazwyczaj mieli prawo do minimum prywatności. Zdawało się jednak, że zostało im ono odebrane.
Amanda leżała na drugim końcu sali. Również była przypięta kaftanem do łóżka. Wpierw zdawało się, że spała, ale poruszyła się, kiedy Abby otworzyła oczy.
- Hej - rzuciła. - Zdaje się, że nas teraz nie lubią - mruknęła.
Milczała przez chwilę poważna, po czym wybuchła śmiechem.
- Było warto, co nie? - rzuciła lekko.

Dwie Abigail wypuściły powoli powietrze, wędrując wzrokiem na sufit. Była tam paskudna plama, odprysk albo liszaj na tynku. W słabym świetle skaza się poruszała, wijąc jakby była splotami leniwego węża.
- Spisana na straty… inaczej by cię tu nie dali - mruknęła, mrugając do tynkowego gada, a on mrugnął do niej, wysuwając rozwidlony język by smakować powietrze.
- Nie ma co liczyć na ich inteligencję, to zwykłe szkiełko - pokręciłą głową na tyle, na ile pozwalały więzy - Nigdy nie spojrzą dalej, a wystarczyłaby kamera spektralna - zamknęła oczy i zachichotała - Wyglądali jakby wreszcie zobaczyli prawdziwe widma. Absolutnie było warto.

Amanda zagryzła wargę.
- Ale dziwisz im się? Że nie chcą takiej kamery spektralnej? - zapytała. - Chciałabyś widzieć te wszystkie rzeczy, gdybyś miała wybór?
Zamilkła przez moment. Zastanawiała się, czy coś jeszcze mówić, czy po prostu odpuścić.
- Od samego początku wiedziałam, że jesteś taka jak ja. Poinformował mnie o tym pewien… chłopiec - zawiesiła głos. - Myślę, że z twojej przeszłości. Chciał, żebym wzięła go na ręce i zaniosła do ciebie. Nie mogłabym nawet gdybym chciała, bo miałam je skrępowane. Wymiotował wodą i był cały blady. Zdawało się, że cię szukał. Wiele cieni cię szuka… dużo więcej niż mnie. Ale ja nie jestem o to zazdrosna.

Abigail zgrzytnęła zębami. Powinna być zła, ale nie umiała. Obecność ludzi działała jej na nerwy, do tej pory. Teraz było inaczej. Jakby druga dziewczyna niosła ten sam krzyż.
- Nazywają się ludźmi nauki, ciągle szukają odpowiedzi na wielkie pytania, ale tak naprawdę nie chcą ich znaleźć. Nie dziwię im się - popatrzyła na łóżko po drugiej stronie pokoju - Andrew… utonął w basenie rodzinnego domu, taka jest oficjalna wersja - skrzywiła się - Naprawdę ciotka chciała go nastraszyć, dać nauczkę bo był niegrzeczny… poszło źle. Nie powinno go tu być. Nas też - wróciła do obserwacji sufitu - Nigdy nie powinno nas tu być.

Amanda chciała pokiwać głową, ale nie wyszło jej. Była cała przypięta.
- Wszyscy mamy takie duchy w naszym życiu. Znaczy wszyscy tacy jak my. Przed tobą spotkałam takiego jednego chłopaka… - zawiesiła głos. - Mamy wokół siebie pełną szczególną aurę. A może chodzi o spojrzenie? Może nasze oczy są inaczej zbudowane i przez to więcej widzą? Nie wiem. W każdym razie… on był trochę starszy ode mnie. To jeszcze było w Europie, kiedy mieszkałam w Rosji. Moja matka jest z tamtego kraju. Wyprowadziła się do Stanów, gdzie znalazła męża Mormona… mojego ojca. Ale nie chcę rozmawiać o sobie, to nie ma znaczenia - mruknęła. - W każdym razie on nauczył mnie, jak blokować te duchy. Nie potrzebujesz żadnych leków, Abigail. Potrzebujesz technik obrony umysłu. Mi udało się to zrobić, no to wpakowali mnie za samookaleczenia. Bo tutaj muszę cię ostrzec. Być może przestaniesz widzieć duchy, ale nawet wtedy… nie opuszczą cię. Nie tak naprawdę. Będą w twojej pamięci i w twoich odruchach. Już nigdy nie będziemy normalne, nie tak naprawdę. Jednak nasze życie może stać się przynajmniej… znośne. A to dużo więcej, niż wszystko, o co kiedykolwiek marzyłam.

- Znośnie - de Gillern powtórzyła niczym echo. W swoim życiu dotarła do etapu, gdzie nadzieja leżała pogrzebana głęboko pod całą stertą zaprzepaszczonych szans. Zdechła pochowana pod stosem kamieni rzuconych przez los podczas ukamienowania.
- Opór jest bezcelowy - dodała od siebie, zamykając oczy - Im mocniej próbuję, tym… mniej ze mnie zostaje. Czasem znikam tak bardzo, że sama staję się widmem, a potem wracam w innym miejscu, po pewnym czasie. - zamilkła i milczała długo. Na tyle, że Amanda mogła odnieść realne wrażenie, że nie doczeka się ciągu dalszego, a wtedy nastąpił.
- Obudziłam się z rękoma we krwi i znów zniknęłam. Potem… byłam już tutaj, przed wejściem do tej umieralni. Zakuta w kajdanki, z policyjną obstawą. Zabiłam kogoś… chyba nie pierwszy raz. Jestem zmęczona, chcę aby lekarze wydali orzeczenie i przedłożyli ławie przysięgłych. Nie da się wiecznie żyć pomiędzy… skoro w tym świecie nie ma dla mnie miejsca, poszukam go po drugiej stronie. Nie idź za mną, zostań tutaj. Wyjdziesz stąd i zapomnisz. Tak będzie najlepiej.

Amanda uśmiechnęła się pod nosem. Potem zamilkła.
- Ja akurat nikogo nie zabiłam, ale to tylko dlatego, bo jestem mniej dręczona od ciebie - powiedziała. - Wiem jednak co masz na myśli… że im mocniej próbujesz, tym mniej z ciebie zostaje. Kiedyś jak byłam dzieckiem, czułam się naprawdę pełną osobą. Myślałam wtedy, że z każdym kolejnym rokiem będę jeszcze lepsza i wspanialsza. Że będę się rozwijać, że coś osiągnę. Ale stało się wręcz przeciwnie. Każdy kolejny rok coś mi odbierał, a to z kolei sprawiało, że ubożałam ja… jako ja. Teraz czuję się jedynie wersją demo tego, kim kiedyś byłam. Tęsknie za tym, co straciłam. Bo utraciłam te części mnie, które były najlepsze. Został już tylko szkielet, pusta skorupa. Zostało ze mnie bardzo mało i chciałabym, aby było w ogóle nic. Dlatego moje próby samobójcze. Zdaje się jednak, że nawet zabić się nie potrafię, bo jestem tutaj. Jak wiesz. Zresztą widziałam, co znajduje się po drugiej stronie i to wyhamowało nieco mój entuzjazm względem samobójstwa. Czuję się w potrzasku, w jebanej pułapce bez wyjścia. Bo nie widzę żadnego sposobu, w którym mogłabym po prostu przestać istnieć. Po prostu rozpłynąć się tak, jak gdyby nigdy mnie nie było. Może opór jest bezcelowy, ale tu nie chodzi o opór. Tu chodzi o to, żeby choć trochę mniej bolało - zawiesiła głos. - Czy chcesz widzieć te duchy? Chcesz cierpieć? Może jest ci wszystko jedno… ale jeśli pewnego dnia poczujesz się nieco silniejsza… to ja tu nadal będę. I może uda mi się nauczyć cię tego, co przekazał mi Kirill.
Amanda zamilkła.
- Chyba że podświadomie boisz się, że jak przestaniesz widzieć duchy, to utracisz tę jedną jedyną rzecz, która cię jakoś wyróżnia. Lub stanowi twoją jakąkolwiek wartość. Ja w ten sposób myślałam. Że bez tego zmysłu pozostanę już tylko zepsutą, złamaną dziewczynką bez przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie wiem - chciała wzruszyć ramionami, ale się nie dało. - Po prostu nie mogłam już dłużej znieść głosów - westchnęła. - Chciałam tylko ciszy. I dlatego zwróciłam się z prośbą o pomoc.

Z łóżka pod oknem dobiegł dziwny dźwięk, jak suchy, ochrypły kaszel. Nie było w nim ani miligrama wesołości, tylko pustka. Pustka której nie dało się opisać, a jedynie obserwowac następstwa.
- Bezsilność, pragnienie przeszłości - szarowłosa powiedziała, gdy przestała się śmiać - Zacząć wszystko od nowa i uniknąć błędów… jakich błędów? Jak uniknąć własnego istnienia? Klątwa jest wartością jedynie ujemną, żadnej w niej wyjątkowości - pokręciła głową na tyle, na ile pozwalały więzy - Skazani na pustkę… przeznaczenie… i wszystkie te bzdury, gdy najmniejszy ruch jest trudny, oczy wbijają się w ziemię. Obojętniejszesz na wszystko. Żyję, nie żyję… nie wiem. Chyba mi to zwisa - westchnęła cicho - Ile można próbować? Ja… lubię cię, nie ucz się na swoich błędach ale na moich. Powiem ci coś: tu ci nie pomogą. Zrozumiałam to po latach tournee między psychiatrykami. Jedyne co mogą zaoferować to wyciszenie i wtedy nie masz siły się bronić. Dają ci chemiczny sen, którego nie da się przerwać więc tkwisz w wieczności koszmarów nicujących duszę. - popatrzyła na towarzyszkę niedoli poważnie - Uciekaj stąd, zanim skończysz jako zakotwiczone w tamtym świecie warzywo. Ściemnij że ci lepiej i odejdź… nigdy nie wracaj. Żyj znośnym życiem, masz czas, swoją szansę jeszcze niewykorzystaną. Mnie nie odpuszczą - parsknęła zmęczona - Jeśli ty się poddasz masz moje słowo, że kiedyś cię odnajdę… i nie będę miła. Nie… nie chciałabym abyś - poruszyła niemo wargami, urywając w pół zdania. Odwróciła głowę do ściany, a starsza dusza patrząca na to przedstawienie trawiła gorycz i obserwowała jak poranione, ale wciąż całe serce próbuje odepchnąć nadzieję. Żałowała siebie z tamtych czasów. Lepiej żyło się, gdy serce pękło. Potem już żadna strata nie była straszna.

Amanda znów milczała przez moment.
- No tak łatwo uciec stąd nie będzie - powiedziała. - Też nie do końca będę mogła ściemnić, że mi lepiej. Bo nie będzie mi lepiej, jeśli będę musiała zostawić cię w takim stanie - dodała. - Wartość psychiatryków nie leży w lekarzach i ich lekach. Tylko we współwięźniach, których masz szansę napotkać na swojej drodze - wyjaśniła. - To od nich możesz oczekiwać pomocy. O takiej mówiłam. Jesteś bardzo zniszczona. Duchowe pasożyty niczym pijawki wsysają się w twoje ciało… już od wielu lat. Nikt ci nie każe być po tym wszystkim szczęśliwą osobą - mruknęła. - Ale w pewnym momencie każdemu nudzi się bycie ofiarą. Jeszcze będziesz chciała poczuć się lepiej… albo poczuć w ogóle cokolwiek. Wtedy będę na ciebie czekała.

Na korytarzu rozległ się odgłos kroków. Zdawało się, że znowu pracownicy psychiatryka pojawią się na kolejnym obchodzie. Amanda jęknęła przeciągle i zamknęła oczy. Odgłosy od tego rzecz jasna nie ucichły.
 
Ombrose jest offline