Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-12-2020, 00:45   #5
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- No dobra - zaczął Lucas gdy zostali sami. - Sprawa ma się tak. Lubię cię Oriana więc chcę dać ci powiedzmy radę. Ruszamy jak wychodzi w cholernie długą trasę. Będzie niebezpiecznie a ludzie lubią węszyć. Tu w naszym miasteczku wszyscy cię uwielbiają. Jesteś miła, mądra, ładna i użyteczna bo leczysz ludzi. Jednym słowem nikt przesadnie nie będzie drążył twojej przeszłości. No wiesz żeby cię nie spłoszyć. Musisz jednak przemyśleć swoją “legendę” na trasę. Zakładam, że od “hitlerowców” zwiałaś. Nie pytam dlaczego…. Tylko pewnie cię szukają. Jesteś wykształcona, pracy w obozie o którym kiedyś wspomniałaś pewnie na oczy nie widziałaś. Gdy ruszymy w drogę podaj się za siostrę moją, Jamesa lub Klary. To będzie tłumaczyło twoją obecność w takim wypadzie, razem z twoją wiedzą medyczną. Nie wspominaj nic o “Rzeszy”. Nie żebym chciał ci się wbijać z butami w życie. Zrobisz jak uważasz… Ale wiesz taka przyjacielska rada. Mniej będziesz przyciągała uwagę.

Dobre rady były jak goście. Jeśli zostali zaproszeni, witało się ich z radością i otwartymi ramionami. Jeśli przychodzili niezapowiedziani, wywoływali najczęściej zdenerwowanie i witała ich niechęć. Pokazywanie tej ostatniej podczas rozmowy nie byłoby czymś wskazanym, więc słysząc pierwsze zdania czarnowłosa medyczka opatrzyła twarz w zainteresowany, uprzejmy uśmiech. Sztuczność jednak szybko zeszła, w miarę jak Gładki mówił. Grymas stał się szczery, zniknęło napięcie mięśni przy zewnętrznych kącikach oczu.
- Chcesz być moim starszym bratem? - musiała spytać, a rozbawienie zrobiło się widoczne na bladej twarzy - Czyli jeżeli teraz, podczas drogi, ktoś do mnie wystartuje z łapami to obijesz mu gębę? - wyrzuciła szybko, zafascynowana tą myślą. Niestety proza życia wróciła chwilę potem.
- Nigdy nie byłam dobra w kręceniu - westchnęła, przybierając poważną minę. Oparła się plecami o ścianę i kątem oka obserwowała rozmówcę - Widać to, prawda? Nie za dobrze kłamię, poza tym nie lubię… wersja z rodzeństwem totalnie mnie przekonuje, jeżeli ty zajmiesz się gadaniem i weźmiesz całość na siebie. Ja będę tylko się uśmiechać i przytakiwać - parsknęła krótko - Dzięki… naprawdę doceniam i - westchnęła ciężko - Doceniam, serio. Szczerze dziękuję. - obróciła głowę aby móc się pełnoprawnie przyglądać jego oczom - Mieszkałam w Wurtemburg-Wood. Przez jakiś czas… ale masz rację. Lepiej będzie dla nas wszystkich, jeśli nikt z V Rzeszy się nie zainteresuje bezimienną, anonimową… - zamilkła, spuszczając spojrzenie i zaśmiała się z goryczą - Wcale się nie chcesz wbijać z butami, jedynie już bierzesz zamach i się przymierzasz… nie jestem zła, wiem że się martwisz… i co, zostaniesz moim bratem?

James przez chwilę wpatrywał się w Orianę swoimi jasnoniebieskimi oczami. Przez chwilę się nie odzywał.
- To może być Klara lub James. Chce tylko zwiększyć twoje bezpieczeństwo. Jeśli ktoś będzie ci zagrażać. Obić mu mordę mogę bez większego problemu. Jako brat lub przyjaciel - kącik ust powędrował do góry w mimowolnym uśmiechu. - Jeśli chcesz, żebym to był ja… Oczywiście chętnie. Może to nie było subtelne podejście ale nie wiem czy mamy na nie czas. Otworzył butelkę piwa o rączkę maczety i spojrzał pytająco na Orianę.
- Jedno z lepszych od Boba. - wyciągnął butelkę w stronę Oriany.

- Czekaj… to jest to, czym czyści silniki i plamy oleju z podłogi? - dziewczyna zmarszczyła czoło, ale poczęstunek przyjęła. Patrzyła do środka szyjki, kręcąc butelką razem z płynną zawartością - Odrdzewia… usuwa plamy po smarze, grzechy, wyrzuty sumienia i pamięć z ostatniego wieczora. Twoje zdrowie braciszku - parsknęła, przytykając szyjkę do ust. Pociągnęła niewielki łyk, rozkaszlała się i ze śmiechem oddała piwo - N… na pewno mocniejsze, z czego on to robi?

Lucas się zaśmiał.
- No wiemy przynajmniej, że jesteś odważna. - Lucas najwyraźniej miał tylko jedną butelkę z której również pociągnął łyk. - Ja najwyraźniej mniej, bo nigdy nie odważyłem się go o to zapytać. - oparł się o ścianę obok Oriany. - No dobra Oriano McKenzi, napiszę ci na kartce imiona naszej miejscowej rodziny. Kilka faktów czy rodzinnych legend. Gdyby ktoś wypytywał będzie to jakieś minimalne uwiarygodnienie. Dobrze by było, żebyś mi o sobie opowiedziała. Szerzą historię, wiesz ta cała ucieczka pewnie jako tako mnie interesuje. Nie na tyle jednak by cię zadręczać. Powiedz tylko czy na kogoś lub na coś mam zwrócić szczególną uwagę? Jak sobie radzisz w trasie i z bronią. - mówił i przyglądał się badawczo dziewczynie.

Zapadła cisza, trwająca przez dłuższą chwilę, podczas której Oriana wyglądała na rozdartą. Zagryzała wargi, kilka razy otworzyła usta jakby chciała zacząć, ale znów je zamykała, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok.
- Kartka to dobry pomysł - mruknęła wreszcie cichym tonem, zaplatając ramiona na piersi. - Unikniemy pomyłek, przejęzyczeń i niedopowiedzeń. Będzie łatwiej - nabrała powietrza, a potem westchnęła przyciężko. Szorując plecami po ścianie usiadła na podłodze, podciągając kolana pod brodę.
- Jestem plugastwem, Lucas - wyrzuciła z siebie na wydechu, wbijając wzrok w podłogę - Kłopotliwym. Możesz mi obiecać, że jeśli ci powiem… zachowasz to dla siebie, proszę?

Lucas usiadł obok dziewczyny na ziemi. Zarzucając nogę na nogę i prostując je wygodnie. Usiadł wygodnie był lekko zdziwiony, że dziewczyna nagle z czymś wypaliła. Sam miał tyle tajemnic i sekretów, że już od dawna o nich nie myślał. No i co ona mogła wiedzieć o plugastwach? Potrafił robić takie rzeczy, że jej ścisły umysł mógłby sobie z tym nie poradzić. Może kogoś zabiła?
- W moim zawodzie ceni się dyskrecję. W mojej rodzinie do której dziś cię konspiracyjnie przyjąłem słowo i honor. Więc Oriano masz moje słowo, że to co powiesz zostanie między nami. Z tego co widzę a wzrok mam dobry. Daleko ci jednak do plugastwa.

Odpowiedział mu cichy śmiech i kręcenie głową, a potem kolejna chwila przedłużającego się milczenia, gdy Oriana bawiła się pasmem włosów, skręcając je między palcami.
- Wierzę ci… chcę wierzyć, w coś trzeba. Pozory potrafią mylić - spojrzała na niego zmęczonym spojrzeniem kogoś starszego niż siedemnaście lat - Zróbmy tak, na razie nie biorę twojego słowa. Póki nie dowiesz się w co chcesz wdepnąć. Jeśli zdecydujesz, że to za dużo, zabierzesz je i… nie wiem - wzruszyła ramionami - Albo udamy że ta rozmowa nigdy nie miała miejsca, albo jutro rano zniknę i nie będziesz mnie szukał. Pasuje?

Lucas spoważniał na moment. Lekko zmrużył oczy. Po czym podał piwo Orianie.
- Na razie bardziej go potrzebujesz. Zgoda zdecyduję po fakcie.

- Nie wiem czy istnieje tyle piwa aby to przejść na odpowiednim znieczuleniu - zabujała butelką i zaraz pociągnęła zdrowo. Trzy solidne łyki później kaszlnęła w rękaw i postawiła resztkę napitku na podłodze.
- Nie za dobrze radzę sobie w trasie oraz z bronią, uczę się od niedawna. Nigdy tego nie potrzebowałam. Zawsze był ktoś, kto mnie pilnował i chronił. Zresztą w stolicy, obok Nowego Reichu było bezpiecznie… - przełknęła ślinę i miała wrażenie, że echo poszło po całej okolicy. - Tak naprawdę mam na imię Andrea, jestem córką Hauptsturmführera Kurta von Engel, lekarza pełniącego rolę dowodzącego pracami naukowymi o podłożu medycznym w Generalnym Szpitalu imienia Josefa Mengele w Pittsburgu. - znowu wzruszyła ramionami - Dlatego… tyle umiem. Miałam najlepszych nauczycieli jakich dało się tam znaleźć. Ojciec życzył sobie, abym przejęła po nim dzieło życia i… teraz to już bez znaczenia - machnęła ręką - Naprawdę mieszkałam w obozie pracy, przenieśliśmy się tam ze stolicy. Więcej… okazów do przeprowadzania testów. Ciężko było sprowadzić odpowiednią ilość obiektów badawczych do Generalnego Szpitala. - sięgnęła po butelkę i jednym łykiem dopiła do końca - Pod Ellwood… prowincja, prawda? Tam nie kłujesz w oczy podludźmi nikogo ważnego i nie kalasz powietrza jakim oddychają ci najbardziej oddani naszej… przepraszam. To kolejne formułki jakie trzeba było wbić do głowy, pracuję nad ich anihilacją - sapnęła głucho, odstawiając pustą butelkę - Wszystko szło jak iść powinno, aż któregoś dnia jeden ze strażników uległ wypadkowi. Zawaliła się na niego wieża wartownicza i… pomogłam mu - zapatrzyła się w plamę na podłodze, bezwiednie gładząc złoty sygnet na palcu - Sposób w jaki to zrobiłam wywołał spore zamieszanie. Inność to występek przeciwko Rzeszy, przeciwko jedynej słusznej aryjskiej rasie… słyszałeś pewnie historie o tych którzy potrafią uśmierzyć ból, albo zasklepić rany dotykiem - uśmiechnęła się sztucznie - używają plugawych mocy, niegodnych prawdziwego człowieka. Uratowałam tamtego strażnika, za co trafiłam do karceru. Gdyby nie ojciec pokroiliby mnie na kawałki, albo po prostu sprzedali kulkę w łeb i resztki puścili przez komin. Nie wolno mi tam wracać, bo mnie zabiją. Nie wiem na co i kogo uważać, to… dopiero ogarniam jak to u was działa. Trochę inną tu macie planetę. Do domu nie wrócę, jeśli ktoś się dowie czym jestem i to pójdzie w świat... pewnie trafię do czyjejś piwnicy i do końca życia nie zobaczę słońca. Żadnej presji - zachichotała na koniec, kryjąc twarz w dłoniach.

Lucasowi żal się zrobiło zaszczutej dziewczyny. On jednak miał swoje moce za błogosławieństwo. Dar i dopust Boży. Objął dziewczynę delikatnie ramieniem.
- No dobra. Nie jesteś masową morderczynią ulżyło mi. Nie becz. Świry z twojej okolicy mogły cię za to puścić kominem. Na bezdrożach nikt cię raczej nie kropnie z takim darem. Bo to dar Ori. Możesz leczyć ludzi, ba cudów dokonywać. Pomyśl, że możesz ratować ludzi. Wyrwać ich ze szponów śmierci z których nikt inny by ich nie wyrwał! To cudowne moim zdaniem. No może żeby nie było za słodko... Pamiętaj, że dla wielu jesteś warta fortunę. Każda banda chciałaby mieć takie cudo na własność. Stąd zmiel jakieś zielsko i jak ci wpadnie do głowy pomysł z leczeniem najpierw zielsko na ranę. Potem hokus, pokus. Nadal będzie podejrzane i przyciągające wzrok jak cholera. Tylko łatwiej się wytłumaczyć z posiadania cudownej rośliny. Która oczywiście właśnie się skończyła… niż cudownych rąk. Chociaż są oczywiście cudowne. - potarł jej ramię dodając otuchy. Lucas jakby się nie przejął całą opowieścią. Ba wyglądał na uradowanego. - Uwierz mi mogło być znacznie, znacznie, gorzej.

- Na przykład można być jednym z eksperymentów taty… - Oriana pociągnęła nosem i wbrew ponuremu nastrojowi uśmiechnęła się trochę. Wciąż siedzieli obok siebie, a zamiast pogardy, wstrętu i strachu Gładki emanował spokojem i pozytywną energią, mimo tego co mu powiedziała. Nie łapał za broń, ani nie szukał łańcucha żeby ją związać lub gdzieś przykuć. Nawet się nie odsunął, odetchnęła więc i w przypływie ulgi objęła go mocno, przytulając twarz do kurtki na piersi.
- Czasem sobie myślę, że Darwin jednak się mylił i w rzeczywistości człowiek pochodzi od owadów, bo w ośmiu przypadkach na dziesięć człekokształtne to zwykłe mendy gotowe na wszystko za byle gówno… ale nie ty. Dziękuję, nie patrzyłam na to nigdy… w ten sposób. Zorganizuję to zielsko, coś wymyślę. Nadal jesteś chętny się mieszać i udawać rodzinę? Jeżeli pójdzie źle, do brata przywalą się w pierwszej kolejności - zamknęła oczy - Nie chcę żeby ci się oberwało przeze mnie. Nie chcę żeby komukolwiek się oberwało.

- Komuś zawsze się obrywa. Często za mniej istotne rzeczy. Więc o ile w wielu sprawach uważam, że nie warto ponosić ryzyka. W twoim przypadku uważam, że warto. - Lucas wiedział w co wdepnął w momencie gdy usłyszał o mocach Oriany. Wcześniej złożona propozycja nabrała zupełnie nowego wymiaru. Przyciągnie do siebie jeszcze większą uwagę a miał co ukrywać oj miał. Podejmował spore ryzyko. - Mijając ludzkie uprzedzenie i głupotę. Leczenie ludzi dotykiem to cudowna umiejętność. - przyłożył policzek do czubka jej głowy. Odwzajemniając uścisk i uśmiechając się pod nosem. Cieszył się, że udało mu się uspokoić dziewczynę. Znalazł też pierwszą osobą z mocą poza nim samym.

- Ale nie sprzedasz mnie na części albo do niewoli, prawda? - lekarka zażartowała lekkim tonem. Nie było w tym żadnego przytyku, albo nerwowości. Nigdy wcześniej z nikim nie dzieliła się tajemnicą, odkąd opuściła Pensylwanię trzymała wszystkich na dystans, kryjąc strach pod pogodnym uśmiechem. Teraz już nie musiała niczego ukrywać i odkryła jak wielką ulgę poczuła. Zupełnie jakby wyrzuciła z siebie coś toksycznego.
- Najchętniej poszłabym spać…nie w sensie, że mnie nudzisz, och nic z tych rzeczy - dodała śmiejąc się cicho. Przekręciła się odrobinę, aby wygodniej opierać się o Lucasa i robiła to mniej panicznie. Robił jej za tarczę i akumulator do ładowania własnych baterii. Był też tak cudownie ciepły - Prawie zapomniałam jak to jest komuś zaufać… a co z naszą rodziną? Mam na coś i kogoś uważać? Niewygodne fakty z przeszłości, listy gończe albo zatargi?

Lucas dłuższą chwilę się wahał. Dziewczyna powierzyła mu tajemnicę która mogła ją kosztować życie. Miał bardzo podobną i coś czuł, że jak teraz przemilczy to ani dobrze to nie wyjdzie ani szczerze.
-Też jestem swego rodzaju dziwakiem. - powiedział z lekkim westchnieniem. Jakby wyciągał śrubokręt z dupy nie lubił się dzielić sekretami. Ufał dziewczynie ale zawsze był zdanie, że im mniej wiesz tym lepiej śpisz. No ale postawiła go w sytuacji bez wyjścia. - Mam różne moce. Zresztą sama zobaczysz. Mówię ci bo po twoich wyznaniach zatajenie tego byłoby gównianym ruchem. - skrzywił się nadal mu się to nie podobało. Odsłonięcie się to błąd
- Co do rodziny. Napiszę ci członków rodziny na kartce jak mówiłem. McKenzi to miejscowy klan od wybuchu apokalipsy. Ponoć mój nieżyjący już pradziadek zwołał tu wszystkich jak zaczęło robić się nieciekawie z całego PSA. Choć wtedy to się jeszcze nazywało USA. Dotarł co piąty ale i tak dobrze się tu przyjęli. Nie mamy wrogów jesteśmy jednymi z głównych handlarzy w małej mieścinie na uboczu. No kończymy powoli starczy tych emocji na jeden dzień. Mamy sporo roboty przed wyjazdem. Została ostatnia sprawa. Wyjmij z tego nieszczęsnego Inżyniera kulkę która go uśmierciła, zanim się rozejdziemy. Jesteś pewnie subtelniejsze w takich sprawach a gościowi należy się odrobina szacunku po śmierci. Jak ją dostanę, dowiem się kto go zabił. - powiedział lekko zamyślonym głosem.

To że oczy Oriany zrobiły się wielkie było sporym niedopowiedzeniem. Przypominały dwa biało-błękitne spodki z czarnymi punkcikami źrenic w samym środku. Wstrzymała oddech, zamierając bez ruchu i tylko patrzyła, co kilka chwil przełykając głośno ślinę. W końcu zaczęła jej drżeć dolna warga, a z jej piersi wydarło się przepełnione ulgą sapnięcie. Czuła się jakby w pokoju wypełnionym ciemnością ktoś zapalił świecę. Wszystkie pochwały nieludzkich zdolności, próba podniesienia na duchu i troska wynikały z tego, że Lucas był podobny… przytuliła go jeszcze mocniej, a potem nagle podniosła głowę i pocałowała w policzek.
- Umiesz takie rzeczy? I to niby ja jestem coś warta? - zaśmiała się, powoli wyplątując z objęć. Wstała na nogi wyciągając do Lucasa ręce - Chodź w takim razie. Bądź moim bohaterem i uratuj ten dzień… a z pewnością nas, kiedyś. Jeżeli umiesz takie cuda, będziemy wiedzieć przynajmniej o jednej osobie która zechce nas odstrzelić przez ten cholerny bunkier.
Lucas podał rękę Orianie i z uśmiechem wstał.
- Jak ładnie poprosisz to ci go nawet narysuje. - otrzepał spodnie kilkoma szybkimi ruchami ręki. - Tylko wiesz ani mru, mru… konspiracja pełną gębą. - popatrzył chwilę na Orianę z uśmiechem. - Dobra bierzmy się do roboty. Proszę wyciągnij kulkę. Od razu ją zabiorę i wezmę się za kołowanie nam jakiś zleceń dodatkowych na trasę.

- Pieczenie ciastek zaliczamy do ładnej formy proszenia? - dziewczyna zaśmiała się, mocniej ściskając jego palce. Razem przeszli w ten rejon włości Eda, gdzie spoczywały doczesne szczątki człowieka przez którego dzisiejszy dzień miał się zakończyć nerwowym oczekiwaniem przed jutrzejszą wyprawą w nieznane. Widok ciała starca wywołał u Oriany smutek, westchnęła zdejmując z ramienia plecak i uklękła obok zwłok robiąc znak krzyża.
- Prosimy cię, Panie, zmiłuj się w swojej ojcowskiej dobroci nad duszą Twojego sługi Harolda, i wyzwolonemu od skażenia śmierci przywróć udział w wiecznym zbawieniu. - szeptała oglądając denata, ale prócz dziury w okolicach lewej łopatki nie wyglądał jakby cokolwiek mu dolegało. Prócz samej śmierci.
- Prosimy Cię, Panie, niech nasza modlitwa uprosi u Twojej dobroci oczyszczenie ze wszystkich win dla Twojego sługi, aby osiągnął Twoje wiekuiste miłosierdzie. - szepcząc sięgnęła po szczypce i ostrożnie zagłębiła je w dawno wyschniętej ranie. Niby pacjent i tak nic nie czuł, ale zbyt obcesowe traktowanie oraz pośpiech w podobnych sytuacjach były dla niej brakiem szacunku, czyli nie do przyjęcia.
- Prosimy Cię, Panie, aby dusza Harolda osiągnęła udział w świętości wiekuistej, której zadatek otrzymała w Sakramencie wiecznego miłosierdzia. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. - dokończyła i oddech później wyciągnęła pocisk. Podniosła szczypce, przyglądając mu się pod światło.
Lucas wierzył, że Bóg istnieje. W końcu skoro istniały Anioły i Demony to gdzieś siedział i ich twórca. Miał go jednak za dupka a już napewno nie miłosiernego. Splótł jednak ręce na wysokości pasa i okazał szacunek. Nie Bogu ani nawet nie zmarłemu ale przekonaniom Oriany. Nie wygłosił też żadnego kąśliwego komentarza. Co było heroicznym aktem woli ze strony Lucasa.
- Karabinowy… kaliber 7.62 - skierowała czerwoną kulę w kierunku Lucasa - Plamy opadowe silnie się wysyciły, nie ustępują już pod naciskiem. Mija też pierwsza faza rigor mortis, ciało wciąż nie wystygło do końca. Rogówka mętnieje… od śmierci minęło około ośmiu godzin. Jeśli możesz, zobacz proszę kto był jego katem, a ja… - uśmiechnęła się blado - Ja nic nie wiem, ani nic nie widziałam.
Lucas wziął kulę w rękę po czym skoncentrował się na niej i sięgnął do wnętrza siebie by skorzystać ze swojego daru. Początkowo czuł jedynie metal w ręku. Potem wyczuł twardą powłokę kuli. Później poczuł jakby rozpływała mu się w rękach a on sięgnął do wnętrza. Czuł jakby w nią wchodził. Świat wkoło niego zniknął a on czuł jakby spadał w jasny punkt na końcu niekończącej się przepaści. Jak każdy upadek i ten miał jednak swój finał. Poczuł obecność i zaczął poznawać szczegóły. Jakby sam był kulą i poznawał twarze i charakter właścicieli.

Po kilku chwilach skupienia na pocisku, Lucas poznał dzięki swym mocom płeć właściciela owego naboju. A po chwili kolejny, i kolejny, i kolejny szczegół. Mężczyzna, lat 34… w końcu i ujrzał jego gębę. Nie należała do szczególnie inteligentnych, ani chyba do kogoś, kto był… kimś wartym uwagi. Ot palant, jakich wielu.


A nabój kupił, wraz z innymi, od jakiegoś równie “nijakiego” gościa. A potem kiedyś go wystrzelił z kałacha. I tyle.

Lucas wyciągnął kartkę papieru i ołówek. Chwilę po wizji zaczął rysować jakby nie chciał stracić żadnych szczegółów. Na końcu dopisał. Zabójca Harold Carslona lat 34.
- Zwykły bandzior i dupek. Mogę jednak szukać staruszka zostawi się milicji żeby na niego uważali. Naszym możnaby dać się do wglądu, tylko naraża nas to na mały problem. Powiem im, że skąd to niby wiem? Może lepiej milczeć. Zawsze do tej pory milczałem. Wiedziałem i widziałem więcej od reszty. Ugrywałem na tym nie jedną rzecz ale… nigdy o tym nie mówiłem za głośno. Najwyżej żeby nagiąć kogoś do swojej woli, bezpośrednio zainteresowanemu. Zawsze też miałem bajkę, ktoś cię widział. Ktoś doniósł, wiedział i sprzedał. Teraz powiem, że doniosły mi pieski preriowe? To zabójstwo w dziczy bez świadków. - podrapał się po szyi lekko się krzywiąc. - No i wisisz mi ciasteczka. - powiedział Lucas wręczając obrazek do rąk Oriany.

Narysowana twarz miała w sobie coś odrzucającego, dziewczyna pomyślała, że nie chciałaby spotkać żywego oryginału na swojej drodze. Może chodziło o oczy? A może o świadomość patrzenia na kolejnego mordercę.
- Fascynujące… - wyszeptała, wbijając oczy w kartkę. Teoretycznie Lucas mógł się zgrywać i dworować z naiwnej medyczki. Tylko jakoś nie umiała mu nie ufać, brzmiał jakby był szczery, brakowało charakterystycznego zwężenia źrenic jak wtedy, kiedy ludzie kłamali. Poza tym chciała mu wierzyć i ufać. W końcu nie być samotnym plugastwem, ale mieć za towarzysza kogoś wartościowego, przed kim niczego nie trzeba udawać.
- Ktoś w twojej rodzinie wie o tym co potrafisz? - uniosła wzrok znad papieru - Jeśli tak ostrzeż ich, na wszelki wypadek. Poprawnie byłoby zgłosić mordercę, ale masz rację… rozwiązanie rodzi jedynie niepotrzebne, niebezpieczne pytania. Musiało być ci ciężko… ale nie martw się - westchnęła, odkładając kartkę na stertę skrzyń. Uśmiechnęła się szeroko, podchodząc bliżej i pocałowała blondyna w policzek
- Teraz masz mnie. Dostaniesz coś słodkiego, w końcu dałam słowo, prawda? Spróbuj zorganizować zapasy, ja się rozejrzę za lekami i… dziękuję. Tak po prostu.
- Teraz to chyba ty mnie masz. Coś... słodkiego. - Lucasa rozbawiła dwuznaczność tych słów połączona z pocałunkiem w policzek.
- Nie wspomniałaś już o ciastkach - lekko się zaśmiał mrugnął do niej okiem i ruszył w swoją stronę. Zostawiając dziewczynę samą z grą słów i dwuznacznością sytuacji która bardzo mu odpowiadała. Nie był przecież obojętny na jej wdzięki.

Idąc do domu to właśnie Lucas zrozumiał. Chciał dziewczynie pomóc bo była miła i sympatyczna. Noo ładna i młoda też. Stąd z rozmowy która miała obejmować poradę "kłam lepiej". Połączoną z niech ci ktoś pomoże utrzymać bajkę. Wyszła bardzo otwarta i sympatyczna rozmowa. Oriana się otworzyła czego McKenzi się kompletnie nie spodziewał. Bo w świecie w którym żył otwartość oznaczała odsłonięcie. Zdradzona tajemnica, znaczyła słabość. Pokazała mu zupełnie coś innego co było miłą odmianą. No i te moce... ten ciężar, inność i poczucie wyobcowania. Jakbyś był elementem, puzzlem nie pasującym do układanki w koło ciebie. Lucas był otwarty i wygadany. Wychowany w olbrzymiej rodzinie ale i tak te uczucia mu towarzyszyły. Nagle poznał kogoś podobnego do siebie. Coś poczuł nie potrafił jeszcze tego nazwać czy wyjaśnić. Telepata wiedział też, że wchodzi na bardzo grząski grunt. Dziewczyna mogła popełnić błąd a on popełni kolejny żeby jej pomóc. Już teraz to wiedział. Jeśli ciężko było się ukryć jako osoba z mocą. To dwie osoby z mocą były przepisem na katastrofę. Dlaczego zatem się uśmiechał? No właśnie obawy... Lucas miał je szczerze pierwszy raz od dawna głęboko w dupie. Będzie co ma być.
 
Icarius jest offline