Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-01-2021, 13:04   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Evelyn nie pogoniła za Jamesem z dubeltówką w dłoni,by za pomocą garści ołowiu dokończyć gniewny monolog i definitywnie zakończyć dyskusję.

Bob przygarnął przyjaciela, chociaż najpierw zrobił minę pełną zaskoczenia (gdy James zastukał do jego drzwi), a potem roześmiał się w głos (gdy poznał powód wspomnianego kołatania).
- Wejdź, wejdź - powiedział. - Pusta chata, miejsca dosyć.
James skorzystał z zaproszenia.
- Co zrobiłeś z Giną? - spytał Boba, gdy już znalazł się za progiem i zamknął za sobą drzwi.
- Khhhh… - Mechanik przejechał kciukiem po własnym gardle z grobową miną.
- Dobra metoda... - James skinął głową z udawaną aprobatą. - Skuteczna. A tak na serio?
- Powiedziałem jej, że ma zamknąć pysk, i przywiozę jej dużo fantów - roześmiał się Bob.
- Gina jest fajna. Szkoda by jej było. - James pokiwał głową. - Do bystrych nie należy, ale czasami wie, co jest ważne. - Uśmiechnął się. - Lubi prezenty. I wie, że w tej materii dotrzymujesz obietnic. - Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

* * *


"Krowa?" James z pewnym zaskoczeniem spojrzał na ich przyszły ładunek. "To, według Gładkiego, nazywało się okazją?" Przeniósł wzrok na Lucasa. Ciekaw był, czy ten zna się na bydle domowym i ma doświadczenie w transporcie tego typu zwierzątek... James od dawna z bydłem domowym miał do czynienia gdy leżało w charakterze wołowiny, na talerzu.
Zdecydowanie lepiej by było, gdyby ktoś się znał na tych sprawach, bo gdyby przewożonej mućce coś się stało, to byłyby kłopoty.
On sam niezbyt miał ochotę współuczestniczyć w przenoszeniu krowy na pakę Forda, a i Bob nie wyglądał na zachwyconego.
- Zasra na całą pakę - powiedział niezbyt głośno do Jamesa. - Ale sprzątać będzie ten, kto to wymyślił.
Przy wydatnej pomocy poprzedniego właściciela krasula - związana niczym baleronik, z zawiązanymi oczami niczym skazaniec - znalazła się na pace. Mimo więzów była w stosunkowo komfortowej sytuacji, w przeciwieństwie do pasażerów Forda, którzy w kabinie musieli się tłoczyć razem z bagażami.
- Komu w drogę, temu czas - powiedział James, siadając za kierownicą.
Zatrąbił na pożegnanie.

* * *


- Uważajcie, ktoś się czai na moście, na górze! - Z głośniczka krótkofalówki dobiegł głos Boba. - Z prawej.
James zwolnił, potem zahamował.
Oczywiście mogliby spróbować się przemknąć, ale a nuż ci z zasadzki ustrzeliliby mućkę, to nie możnaby tego nazwać udanym wymknięciem się ze wspomnianej zasadzki.
- Masz niezłe oko, Bob - powiedział po chwili, straconej na chwycenie za sztucer i wypatrzenie osób, kryjących się za resztkami mostu.
- Dwie sztuki, mój ten z prawej... - powiedział.
Pociągnął za spust, gdy ciemna sylwetka znalazła się na skrzyżowaniu nitek celownika.
Kolejny strzał nie był już potrzebny, a kula Klary też zrobiła swoje.
- Dobra robota - usłyszeli głos Boba. - Możemy jechać.
W normalnych warunkach James sprawdziłby, kogo ustrzelił i, przede wszystkim, zgarnąłby łupy, ale ta sytuacja do normalnych nie należała. Wiózł towar, wiózł pasażerów, a nie było gwarancji, że gdzieś tam nie czai się gromadka bardziej nieśmiałych towarzyszy ustrzelonych zasadzkowiczów.
Ruszył, nie odczuwając najmniejszych nawet wyrzutów sumienia. A jeśli czegoś żałował, to tylko wystrzelonego naboju.
Nie miał też zamiaru nikomu tłumaczyć się czy uzasadniać swoją decyzję - jeśli ktoś się krył, w takim miejscu, to przyjaznych zamiarów z pewnością nie miał.
- Nikomu ani słowa o tym spotkaniu - powiedział, to samo przekazując Bobowi.
Ustrzeleni bandyci mogli mieć w Nashwille krewnych i przyjaciół, którzy z pewnością nie byliby zachwyceni losem swych krajanów. A to by mogło się skończyć nieciekawie.

* * *


Do celu dojechali już bez przeszkód, chociaż swym ładunkiem wzbudzali pewną sensację.
Dzień był jeszcze młody, pozostawało zatem pozbyć się mućki, odebrać zapłatę. Ale tym, zdaniem Jamesa, mógł się zająć organizator tego malutkiego zlecenia.
- Koniec podróży - oznajmił, zatrzymując samochód i wyciągając kluczyk ze stacyjki. - Poszukajcie tego Cleetusa i jego brata. Ja popilnuję auta.
 
Kerm jest offline