Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2021, 16:55   #27
Sorat
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Abigail zacisnęła usta w wąską kreskę. Aby skupić się na najbliższych wpierw trzeba ich mieć… kogokolwiek. Wtedy pewno było łatwiej, może właśnie dlatego zajęła się Charonem. Nie chciała być w tym obłędzie sama. Szukała rozpaczliwie swojego jasnego punktu w oceanie ciemności.
- To rząd… ludzie o nas wiedzą? O… tym? - powiodła dłonią, wskazując otaczający ich Iter. Myśl ta nie należała do przyjemnych. Sprawiła, że dziewczyna jeszcze bardziej chciała się schować.
- Obiecaj mi coś… coś bardzo ważnego - spojrzała Kirillowi w oczy z napięciem i powagą - Bez względu na sentymenty, chęć naprawy świata czy zadośćuczynienie komukolwiek… jeśli poczujesz się przy mnie jak Kay przy Królowej Lodu… odejdziesz i ani razu nie spojrzysz za plecy. - pociągnęła nosem, a blade dłonie zacisnęła w drżące pięści - Zapomnisz, tak po prostu… a jeśli dojdzie do sytuacji gdy stracę nad sobą kontrolę - głos jej się załamał. Spuściła wzrok, ślizgając nim po swoich butach, ale nie mogła się poddać w takim momencie.
- Zabijesz mnie - wróciła spojrzeniem do kamiennej, choć bardzo sympatycznej twarzy. Wierzył w nią, ktoś w nią wierzył… fantasmagoria.
- Dubhe nic nie będzie, wróci na nieboskłon. Zabijesz mnie - powtórzyła, dodając cicho - I nie będziesz próbował ratować swoim kosztem.

Kirill po prostu podszedł i przytulił ją. Dość mocno. Trudno było uwierzyć w to, że kryło się w nim tyle siły, bo sprawiał wrażenie osoby osłabionej i może trochę bezwolnej. Pocałował ją krótko w czoło. Wnet obydwoje nieco rozgrzali się, bo Kaverin nie zamierzał jej tak po prostu puścić. Delikatnie pogłaskał ją po plecach, po czym spokojnie położył tam dłoń.
- Jeśli cię zabiję, to nie będziesz mogła naprawić swoich występków - powiedział i nawet uśmiechnął się półgębkiem. - Większą karą będzie pozostawienie cię przy życiu. Widzisz? Ja też potrafię być okrutny - zażartował. - Nie jesteś w stanie mnie zranić lub wyrządzić mi krzywdy - rzekł i puścił ją. Wycofał się. - Bo ja nie do końca posiadam uczucia. Raz na jakiś czas. Głównie przytłumione. Blade. Jeśli myślisz, że na moim ciele jest wiele blizn, to powinnaś zerknąć na moje serce - rzekł. - Może jestem słabym człowiekiem, ale w wielu różnych sytuacjach jestem w stanie okazać naprawdę niespodziewaną siłę. Jeśli zrobisz coś złego, to postaram się, aby szkody tego czynu były ograniczone tak bardzo, jak to tylko możliwe. Nie zamierzam cię jednak opuścić. Oczywiście nie będę twoją nianią, ale zawsze w ten czy inny sposób będę przy tobie. Nawet gdybym tego nie chciał. Dlaczego? Jak zobaczysz na nocne niebo, to odkryjesz czemu. Wszystkie Gwiazdy pozostają w ściśle określonej konstelacji. Nie mogą od siebie uciekać, ani nawet przybliżać się do siebie. Razem mkną przez niebo. To stała rzecz. Prędzej czy później wszyscy trafiamy na siebie ponownie. Jesteś na mnie skazana czy tego chcesz czy nie - rzekł lekkim tonem. - A my niestety jesteśmy skazani na pozostałe Gwiazdy. Nasze życie nie jest nigdy łatwe, ale również… nigdy nie jest nudne.

- Nie chcę od ciebie uciekać - wyrwało się de Gillern gdy mężczyzna ją puścił. Jego oddalenie odczuła jak utratę czegoś ważnego, co dopiero przypominała sobie jak odzyskać. A może nigdy tego nie znała? Rzadko kiedy czuła ciepło, było czymś cennym. Cała jej dusza rwała się do przodu, żeby znów nawiązać kontakt. Raz jeszcze zmienić lód na pierwsze promienie styczniowego słońca. Rozsądek usadził ją w miejscu, przecież obejmowanie bryły śniegu nie było przyjemne. Szarowłosa nie powinna kraść więcej energii Kirillowi, bo i tak zużył na nią sporo wysiłku. Krótki kontakt dał jej jednak siłę, przez wychudzoną twarz przeszła seria skurczy.
- Nie… nie mogę się doczekać aż cię zobaczę - dorzuciła speszona, a kąciki jej ust uniosły się w bladym uśmiechu trwającym całe dwie sekundy nim nie zgasł. - Mam nadzieję, że nie masz alergii. Opiekuję się… psem. Nie zostawię go - wzruszyła jednym ramieniem - Też ci coś obiecać że nie przyprawię ci kolejnej blizny. Jeśli czujesz ból dobrze czasem… - w jej głos wdarło sie zakłopotanie - Zimny okład pomaga.

Mężczyzna uśmiechnął się na wzmiankę o psie, ale nic nie powiedział na ten temat. Potem jednak niespodziewanie posmutniał. Nie zrobił żadnej dramatycznej miny, ale jego oczy zmętniały. Zdawało się, że przypominał sobie coś bardzo traumatycznego. Abby znała to spojrzenie. Może aż za dobrze.
- Ja… znaczy… - westchnął. - Nie powinnaś cieszyć się na nasze spotkanie. Tak właściwie… powinnaś mieć ten pistolet w pogotowiu. I naładowany. Otóż nie powiedziałem ci jeszcze najważniejszego… No i może celowo to zrobiłem. To znaczy podświadomie - Kirill mówił chaotycznie. Coś go męczyło. - Nie będziesz miała o mnie zbyt dobrego zdania, więc… nie zdziwię się, jeśli poprosisz mnie, abym w ogóle nie przylatywał - zawiesił głos.
Wpierw stanął do niej bokiem, a potem przeszedł kilka kroków dalej i zastygł w bezruchu. Chyba ciężko mu było znaleźć siłę, aby wypowiedzieć te konkretne słowa, które chciał przekazać Abigail. Może nie wiedział, czy to dobry pomysł. De Gillern prawie widziałą drobną burzową chmurkę z piorunami, która uformowała się nad głową Rosjanina.

Szarowłosa spoglądała na nią, nie czując nic. Przez chwilę zabolało ją serce, ale szybko to zdusiła. Miała wprawę w pacyfikowaniu nadziei i ukrywaniu bólu pod grubym lodowcem obojętności.
- W tamtym świecie… nie jesteś do końca sobą? - spytała, ruszając z miejsca. Przeszła kilka kroków stając przed Rosjaninem - Możesz być niebezpieczny, nie panować nad sobą… nie przejmuj się. Widziałam już takie rzeczy, że nic mnie nie zaskoczy - dodała, wzruszając ramionami - Prędzej pistolet przydałby się tobie… ale mów. Co cię gryzie i pamiętaj z kim rozmawiasz. Sama od początku cię ostrzegam przed przylotem. Przed sobą - westchnęła - Jestem tu… i będę tam. Sam mówiłeś, że jesteśmy na siebie skazani w ten czy inny sposób.

Mężczyzna westchnął.
- To może w takim razie jesteśmy siebie warci. Ale i tak nie zdziwię się, jak twoje nastawienie względem mnie zmieni się zdecydowanie i bezpowrotnie. Otóż… - westchnął. - Wielki Wóz… ma taką szczególną przypadłość… że Gwiazdy, które znajdują się obok siebie… czują względem siebie nienaturalny magnetyzm. Nieprawdopodobny i często niezwykle utrudniający jakąkolwiek współpracę - mruknął. - Tak się składa, że Megrez i Dubhe znajdują się obok siebie. A więc nasze spotkanie może być dla mnie bardzo trudne. Otóż… poprzednim razem… jak na pewno pamiętasz, Dubhe znajdowała się w innej kobiecie. Myślałem, że mam nad sobą kontrolę, opanowanie, poza tym przecież jestem księdzem… ale niestety nie powstrzymało mnie przed czynem… Bardzo odrażającym.
Spojrzał na nią, ustawiając się przodem. Wyglądał mizernie.
- Zgwałciłem ją. Nie będę starał się korzystać z jakichś ładniejszych słów. Co prawda… nie nazwałbym tego przeżycia dla niej traumatycznym, gdyż Dubhe jest tak samo zainteresowana Megrezem, jak i Megrez Dubhe… Co nie zmienia faktu, że wziąłem ją bez jej zgody - szepnął. - A na domiar złego… była dziewicą. To był jej pierwszy raz.
Zamknął oczy i pomasował skroń. Chyba naprawdę rozbolała go głowa.
- Nie mogę pozwolić, aby to się powtórzyło. Proszę, miej przy sobie ten pistolet - westchnął. - Ja… nie ufam sobie. Mówiłem, że chciałbym być godny twojego zaufania, ale już teraz widzisz, że nie jestem. Przepraszam. Po prostu… przepraszam - mówił bardzo cicho.

Abigail zamrugała. Lodowa maska opadła, pokazując mocne zmieszanie i konsternację. Wydawała się w tej chwili wyjątkowo zagubioną dziewczynką. Odgarnęła nerwowym ruchem szare włosy za plecy żeby nic jej nie przeszkadzało w obserwacji blondyna. W końcu nabrała powietrza i powoli je wypuściła.
- Dziękuję, że mi to wyjaśniłeś… za szczerość. - zrobiła krok do przodu, stając tuż przed nim i śmiało patrzyła mu w oczy. Zastój minął, zniknęło zakłopotanie - Skoro przyciąganie działa w dwie strony, oboje będziemy na tej samej pozycji. Żadnych ofiar, żadnych katów. - wypuściła z sykiem powietrze i przyznała, krzywiąc się - Wiesz… przez dziewiętnaście lat ani razu nie pomyślałam, że kiedyś nadejdzie chwila w której… - przełknęła ślinę, zacinając się. Potarła policzek wierzchem dłoni.
- Przypuśćmy… a pieprzyć to - prychnęła - Zróbmy tak aby to sobie ułatwić. Zgadzam się abyś… abyśmy poszli ze sobą do łóżka. Nie spodziewaj się cudów, nigdy nikogo nie miałam… dlatego po prostu - jej wzrok zrobił się zmęczony. Po chwili oporu przyłożyła mu dłoń do policzka - Nie zrób mi krzywdy, tylko o to proszę. W sensie… nie połam, ani… kurwa - westchnęła - Jest też opcja że jak mnie zobaczysz cała ochota na cokolwiek ci przejdzie. Niewielu jarają chodzące trupy, a sam się pytałeś dlaczego jestem taka chuda. W tamtym świecie nie wyglądam lepiej.

Kirill jęknął, kiedy dotknęła jego policzka. Przymrużył oczy, jakby już nawet tak powierzchowny dotyk sprawił mu przyjemność.
- Jesteś bardzo szczupła i zapytałem o to, bo martwiłem się o twoje zdrowie. Jednak uważam cię za naprawdę atrakcyjną mimo tego. Ja sam mam brzydkie ciało, więc jak miałbym prawo oceniać twoje? - zapytał. - A i tak to zrobiłem. Uznałem je za… więcej niż przyciągające moją uwagę. W pozytywnym sensie. Ale nie w tym rzecz. Miło, że tak mówisz, ale ja nie potrafiłbym ci tego zrobić. Nie mogę uwierzyć, że i ty nie byłaś jeszcze z mężczyzną. Przeżyłaś tak wiele złego. Zasługujesz na to, aby ten pierwszy raz przeżyć z kimś, kogo będziesz kochała. Z kimś, na kim będzie ci zależeć. Ze wzajemnością - powiedział. - Zasługujesz na ciepło i delikatność w swoim życiu. Ja jestem przeciwieństwem tych słów - odwrócił wzrok. - Nie skrzywdzę cię, nawet jeśli jesteś gotowa na kolejną ranę. Przeżyłaś już tak wiele bólu, że może wydaje ci się, że jedno cierpienie więcej to bez różnicy… Ale tak wcale nie jest. Bo to byłoby zdarzenie zupełnie innego rodzaju.
Teraz on podniósł dłoń i pogłaskał jej policzek.
- Podejmę z mojej strony odpowiednie kroki, żebym się nie zapomniał. Ale ty też uważaj. Obiecasz mi, że będziesz? - zapytał.

Szarowłosa przytuliła twarz do chłodnej skóry dłoni, świetlisty punkt w jej piersi drgnął. Albo to pęknięty mięsień dał o sobie znać.
- Zawsze uważam - odpowiedziała i dodała spokojnie - Obiecuję, nie przejmuj się. W najgorszym przypadku nie zrobisz mi niczego nowego... a kto wie? Może dasz mi coś dobrego, zamiast zła, dlatego nie denerwuj się, nie przejmuj. Nikt mnie nie pokocha, nie wiem czy bym tego chciała… za bardzo się boję, że skończy jak Andy, albo Amanda. Ciepło i delikatność nie są dla mnie, jeśli chociaż na chwilę przegnasz chłód to już dasz mi więcej, niż zasługuję. Niż kiedykolwiek oczekiwałam. - pogłaskała go po twarzy ostrożnie - Będę na ciebie czekać.
 
Sorat jest offline