Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2021, 18:04   #36
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Norwood Park 19 - odpowiedziała Aoife. - To boczna od Sandford Road. Ta ulica odchodzi naprzeciwko stacji paliw Circle K. Powinnaś zauważyć - uśmiechnęła się delikatnie. - Co do telefonów to ja ci nie doradzę, zapytaj sprzedawcy. Znaczy co do samego pakietu, bo ja fizycznie komórkę dla ciebie mam Rozejrzyj się w okolicy. Jeszcze prezenty i gumki. Choć… w sumie nie będą potrzebne, jeśli weźmiemy pod uwagę nasz plan… - zaśmiała się. - Tyle że warto uczyć się zdrowych nawyków. Nigdy nie wiesz, jakiego syfa może mieć druga osoba, nawet jeśli nie dajesz mu się od przodu.

- Gumki… znaczy prezerwatywy? - Abby zamrugała, wzdychając zaraz potem - Ok… a jakie? - kojarzyła, że parę rodzajów widywała w sklepowych witrynach - Masz telefon ze zdjętym SIM-lockiem? Nie będę brać abonentu, zwykła karta. Co chcesz za pomoc?- popatrzyła na barmankę.

Dziewczyna zastanowiła się.
- Chcę, żebyś mi wszystko dokładnie opowiedziała - uśmiechnęła się. - Jak weźmiesz kilka zdjęć jego kutasa na pamiątkę, to chętnie obejrzę. To chyba wszystko, przynajmniej na ten moment - mruknęła. - Nie będę jeszcze torturowała cię wizją trójkątów - zaśmiała się. - Tak, to był w ogóle telefon kupiony nie od operatora, więc w ogóle nie miał simlocka. Masz pieniądze? - zapytała. - Chcesz, żeby ci pożyczyć? Tylko ostrzegam, że nie mam za wiele.

- Coś… tam mam - dziewczyna mruknęła i z kieszeni wyjęła zwitek banknotów, związanych gumką recepturką. Patrzyła na nie przez moment. Zdjęła gumkę, wyjęła dwa banknoty studolarowe, a resztę znów związała.
- Masz - wcisnęła dolce barmance - Wymieniłam część na wasze...a bilet nie był drogi i… weź je, proszę. Za pomoc i… wszystko. Nam starczy - popatrzyła na psiaka - Aż nadto.

Kobieta mrugała przez chwilę, spoglądając na te pieniądze.
- Za kogo mnie uważasz? - zapytała. - Jakbym czuła się, gdybym przyjęła te pieniądze? Przecież mnie to nic nie kosztuję. Na czym mam zarabiać?
Pokręciła głową.
- Teraz to mnie dopiero uraziłaś - rzekła. - Jeszcze chwila i będę domagała się waszego filmiku w ramach rekompensaty - mruknęła, udając obrażoną.

- Za straty moralne? - Abby odpowiedziała poważnie - I za rajstopy… ten korek. Lekcję obycia... uwagę. Weź je, proszę. Kup za to... coś co ci sprawi radość. Nie wiem co lubisz, tak łatwiej.

- Za straty moralne to ja ci powinnam wypłacić rekompensatę - powiedziała. - De facto radzę dziewicy, aby dała dupy na pierwszej randce pierwszemu mężczyźnie, który zaprosił ją w całym jej życiu - mruknęła. - Powiedzmy, że ja ci jestem winna dwieście, i ty mi jesteś winna dwieście i wychodzi na zero. Kwita? - zapytała.
Uśmiechnęła się zadziornie i poklepała dziewczynę po ramieniu.
- No dalej, idź na zakupy. Ja muszę wygrzebać ten telefon. Może mi to chwilę zająć, bo pewnie jest w jakimś pudle na strychu.

- Radzisz aby zacząć... żyć. To dobra rada, mądra - de Gillern spojrzała na nią spokojnie, zaciskając pięść na banknotach. Wychodziło, że kupi coś sama, może i lepiej.
- Ten korek. Pomożesz… potem? Ja… pójdę do tego sklepu, postaram się wrócić jak najszybciej.

Aoife otworzyła usta, po czym je zamknęła. Nie spodziewała się, że pomysł z korkiem przejdzie. Bardziej żartowała. Ale skoro de Gillern to podchwyciła, nie zamierzała kręcić nosem. Wymyśliła jej bardzo podniecającą scenkę.
- Nie wiem, czy jestem mądra, ale przynajmniej jestem. Jestem przy tobie - uśmiechnęła się. - To ja zmykam. I pamiętaj, Norwood Park 19.
Odeszła, uśmiechając się pod nosem. Potem jednak przypomniała sobie o Kiarze i znów zmarkotniała. Jak to było realistyczne… niektórzy umierali, inni dopiero zaczynali żyć… W tym wszystkim tkwiła pewna idealna równowaga. Coś się kończyło, coś innego zaczynało. Aoife uznała, że to zarazem dziwnie pokrzepiające, jak i przerażające.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=GGm72iNBF8E[/media]

Chwilkę jej to zajęło, ale koniec końców zrobiła potrzebne zakupy i znalazła dom Aoife. Furtka była już otwarta. To był dom na przedmieściach, zbudowany z typowej, czerwonej cegły. Prezentował się całkiem dobrze, przynajmniej to ogrodzenie. Było pokryte bujną roślinnością. Tak gęsto, że ciężko było zobaczyć, co znajdowało się po drugiej stronie. Abigail nie widziała nawet samego budynku, choć raczej znajdował się gdzieś za gęstwiną. Na drugą stronę można było przedostać się przez drewnianą furtkę. Zupełnie jak w bajce. Choć sama okolica wcale bajkowa nie była. Również nie przerażała. Zwyczajne osiedle, jakich wiele w Irlandii.


Własny dom, to musiało być miłe uczucie-mieć gdzie wracać bez obawy, że znajdzie się tam gromadę żuli, albo kogoś kto dla jaj zacznie ganiać nocą dzikiego lokatora, bo czemu nie?
Z drugiej strony dom przywiązywał do jednego miejsca, łatwo szło znaleźć człowieka po jego adresie. Zostawiał ślad, płacił czynsz. Musiał mieć pracę, aby się utrzymać wraz z domem.
- Kiedyś taki będziemy mieć - Abigail szepnęła do psiaka, biorąc go na ręce. Razem z ciężkim plecakiem zaczynał jej ciążyć już po paru krokach. Podeszła do drzwi i zapukała.

Niestety nikt jej nie odpowiedział. Pewnie jeśli Aoife była w domu, to nie usłyszała takiego pukania do furtki. A nie było nigdzie dzwonka. Abigail odniosła wrażenie, że to było w pełni zaplanowane przez barmankę. Nie sprawiała wrażenia osoby, która chciała mieć wielu gości po całym dniu spędzonym wśród ludzi w pracy.
Szybko na szczęście okazało się, że przejście było otwarte, wystarczyło je nieco popchnąć. Z drugiej strony zamykało się na haczyk. Wnet Abby ujrzała naprawdę piękny, zadbany ogród. Przystrzyżona trawa, kwiaty, ładnie wymodelowane krzaki… Na wstępie znajdowała się wysoka jabłoń, która uginała się od mrowia malutkich, ale za to czerwoniutkich jabłek. Sprawiały wrażenie niezwykle słodziutkich i soczystych, choć bez spróbowania Abby nie miała się tego dowiedzieć.

Za drzewami znajdował się niski domek. Miał tylko parter. Wyglądał zarazem przytulnie, jak i ubogo. Chyba Aoife odziedziczyła go po dziadkach, bo na pewno był bardzo stary. Wchodziło się do niego poprzez ganek, gdzie znajdowały się drewniane drzwi blokowane haczykiem. Natomiast obok postawiono ławkę. Zardzewiała i pokryta jakimś porostem, ale przy tym sprawiała wrażenie niezwykle wygodnej i zachęcającej. Siedziała na niej Aoife. Nie miała na sobie żadnych kolczyków oraz makijażu. Ubrana była w piżamę, choć na niebie świeciło słońce. Zdawała się kompletnie inną kobietą. Zwyczajną. W pierwszej chwili Abby zastanawiała się, czy to może nie jest jakaś jej siostra.
- Kupione? - głos upewnił jednak Abby, że rzeczywiście miała do czynienia z Aoife.

Szarowłosa pokiwała głową na znak zgody. Milcząc podeszła do ławeczki i usiadła ciężko. Charon trafił na trawę, plecak też, tyle że obok nóg dziewczyn.
- Ładnie wyglądasz - powiedziała, rozsuwając suwak. Wewnątrz znajdowała się butelka z charakterystycznym korkiem Jacka Danielsa. Obok wciśnięto dwie paczuszki z logiem sklepu dla zwierząt. Pomiędzy nimi zaś błyskały wesoło pudełeczka w różnych barwach, z wiele mówiącym logiem Durex.
- Kartę też mam - dodała cicho, kładąc na ławce karton z logiem sieci komórkowej - Będzie pasować?

- Już patrzę - powiedziała Aoife.
Wyciągnęła swój stary telefon. Miał pękniętą szybkę. Musiał to być jeden z wcześniejszych modeli smartfonów, gdyż nie prezentował się zbyt dobrze. Mimo to działał i można było z niego korzystać. Dziewczyna zaczęła już majstrować przy nim, kiedy zerknęła na Abby.
- Częstuj się - rzuciła i wyciągnęła otwartą paczkę kwaśnych żelków. - Tylko ostrzegam, że są mocno cytrynowe. Ale lubię. Wyparza ryj aż miło.
Następnie powróciła do skomplikowanej operacji wkładania karty SIM do aparatu. Miała jakąś igłę, którą próbowała podważyć wieczko.
- I nie śmiej się z mojego wyglądu. Jak jestem u siebie w chacie, to zmieniam się w normalną dziewczynę. Nie jestem rebel wariatką przez całą dobę.

- Nie śmieję, ładniej ci tak. Normalnie, domowo… prywatnie i bez maski - de Gillern sięgnęła do kieszeni kurtki i chwilę w niej grzebała. - Też chciałabym… umieć odłożyć swój obłęd, ale nie narzekam. Mogło być gorzej. - westchnęła ponuro, a potem wyjęła niewielkie czarne puzderko. Na otwartej dłoni podała je Aoife.
- Paw to ptak Junony, symbolizuje słońce, nieskończoność, wieczność, zmartwychwstanie, godność, dostojność, wiosnę, Jeruzalem, kontemplację, królewskość, dworskie życie, dumę... piękno - wzrok jej złagodniał - W chrześcijaństwie paw symbolizował nieśmiertelność... chciałabym, abyś go wzięła.


Aoife zdziwiła się i aż igła jej wypadła z ręki.
- Zdaje się, że sądzisz, że potrzebuję naprawdę wielu różnych darów - zażartowała, a potem spojrzała na biżuterię. - To jest… śliczne. Nie będę chodziła w tym codziennie do pracy, ale… wow. Postawię sobie na stoliku nocnym. Dziękuję…
Odłożyła telefon i chwyciła czarne puzderko. Uśmiechnęła się na widok błyskotki.
- Musiało to dużo kosztować - mruknęła. - Ale jesteś uparta, aby robić mi prezenty - pokręciła głową. - To jest zaskakujące i zastanawiające… że ci, którzy mają najmniej… najchętniej dzielą się tym, co mają z innymi.
Schowała ptaka do kieszeni piżamy. Tak, aby się nie zgubił. Następnie znów zaczęła grzebać w komórce. Zdawała się nieco wzruszona, ale z całych sił to kryła.
- Możesz skoczyć umyć się - powiedziała. - Łazienka to trzeci pokój po prawej stronie, otworzyłam specjalnie dla ciebie drzwi. Masz też w środku ubrania. Poradzisz sobie z korkiem sama? - ściszyła nieco głos, zerkając w stronę Abby. - Jakby co, to masz dziecięcą oliwkę na regale. W sumie całą ją sobie możesz wziąć. Choć w sumie ten typ lubrykantów jest zły do kondomów. Te na bazie wody lepiej współpracują z lateksem. Ale tak się składa, że tu ci nie pomogę. Moje zapasy są… przeterminowane - mruknęła.
 
Ombrose jest offline