Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2021, 17:05   #38
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Co się nie udało.
Ludzie nie bez powodu konsumowali jedzenie. Chcieli mieć siłę, która przydałaby się chociażby w takiej sytuacji jak ta. Abigail była kompletnie bezwolna w przypadku podobnych ataków fizycznych, zwłaszcza z zaskoczenia. Wierzgnęła do przodu, ale to nie miało żadnego sensu. Równie dobrze mogłaby być wyjętą z wody, szamotającą się rybą.
- Dziewucho, co robisz w moim domu…?! - zaskrzeczała starucha.
Była dość wysoka, mimo że pogarbiona. W młodości musiała być olbrzymką. Miała na sobie pomarańczowy sweterek, który kojarzył się z kocimi wymiocinami. W lewej ręce trzymała laskę. Prawą zaciskała na ramieniu de Gillern.
- Przynosisz zmory do domu mojego… Krzywdę chcesz zrobić mojej dziewczynce?! Wynoś się! Wynoś się czym prędzej! Złe siły cię tu przygnały. Akysz, złośnico! Licho się przydarło, niech licho cię zabierze!

Szarowłosa obróciła się na tyle, na ile pozwalał uścisk. Zimna, blada dłoń drgnęła chcąc wślizgnąć się pod płaszcz i wyciągnąć rewolwer. Dwa oddechy później opadła wzdłuż tułowia. Staruszka żyła, brakowało jej charakteru upiora. Żywa, stara baba stojąca nad własnym grobem przez co dostrzegała coraz wyraźniej czające się dookoła cienie.
-Aoife jest moją - przełknęła ślinę, czując jak jeżą się jej włoski na ramionach. Wypowiedziała jednak ciężkie słowo i kontynuowała - przyjaciółką. Prędzej sama się narażę, niż pozwolę jej cierpieć przez mrok i… - sapnęła - To moje zmory, nie jej. Ona w nie nie wierzy i tak pozostanie. Zaprosiła mnie, muszę skorzystać z łazienki. Proszę mnie puścić, nie nosze w sobie złych zamiarów przeciwko nikomu, kto żyje pod tym dachem.

Staruszka ją puściła. Jej oczy były przymglone, ale chyba jednak coś widziały. Mimo że nachylała się, aby zobaczyć lepiej twarz Abigail. Na pewno słabe światło w niczym nie pomagało.
- Jesteś jak pszczoła - powiedziała do niej. - Gruba, spasiona pszczoła. Na czele Roju. Świecisz swoimi złotymi paskami, ale są przedzielone czarnym mrokiem. Naprzemienny wzór zepsucia i zniszczenia. Będziesz miała wielu przyjaciół z tego powodu. Wielu kochanków. Jeszcze więcej wrogów. Ale przede wszystkim śmierć. Wtedy, kiedy zapragniesz żyć i poczujesz szczęście, zaciśnie swoje kościste palce na twojej szyi. Da ci to, czego tak długo pragnęłaś, ale wtedy… wtedy nie znajdziesz w tym radości. Twoi przyjaciele będą zlizywać złote łzy, które zaczną skapywać z twoich oczu. Aby choć trochę poczuć boskości, zanim zostanie wyrwana z twojego ciała i wróci na nieboskłon…

De Gillern zmrużyła oczy, aby nagle po prostu wzruszyć ramionami. Przez chwilę przypatrywała się kobiecinie. Wiedziała o Dubhe, widziała jej blask i mrok żywego nosiciela.
- Pragnę tylko jednego - odpowiedziała spokojnym, cichym głosem skrzypiącym od mrozu - Końca. Pustki i nicości. Czerni poza czasem i przestrzenią, gdzie przestanę istnieć. Ja, nikt inny. Twoja wnuczka jest bezpieczna - zrobiła krok w bok, a potem obróciła się, chcąc iść do łazienki i tylko zaciskała dłonie w pięści wewnątrz kieszeni. Boskość? Nie jej, tylko Gwiazdy. Ludzka powłoka niosła że sobą jej przeciwność, tłumioną przez obecność światła, ale starucha miała rację. Bez Dubhe była wciąż tylko pustą skorupą z popiołu.

- Nadciąga Apokalipsa - powiedziała babka. - A ty znajdziesz się w jej środku, choć nie wiem, jaką rolę spełnisz. A moja biedna Aoife wtedy…
Nagle zamilkła. Zamrugała. Biel z jej oczu zniknęła. Ładny, niebieski błękit wrócił na jej tęczówki. Postukała kilka razy laską o podlogę.
- Aoife, to ty? - zapytała. - Dziecinko, co ty taka chuda? - skrzywiła się, mrużąc oczy.
Zrobiła kilka kroków w stronę łazienki, patrząc na Abby.
- Ta to przecież nie jest moja Aoife. Ty jesteś tą koleżanką, tak? Miło mi, zaparzyłam dla nas herbaty. Mam nadzieję, że lubisz zieloną. Uspokaja mnie. Mam takie skołatane nerwy ostatnio… - westchnęła. - Ale po zielonej herbacie mi dużo lepiej. Może tobie również posmakuje.

Szarowłosa obróciła się przez ramię i po nieskończenie długiej chwili kiwnęła głową bojąc się, że jeśli otworzy usta to zwymiotuje. Miała wrażenie, że ktoś właśnie przeszedł po jej grobie. Odetchnęła i w ciszy ruszyła do łazienki robiąc wszystko, by nie myśleć o przepowiedni. Jutro to zrobi, porozmawia z Kirillem gdy ten przyleci. O ile przyleci.
Dziś chciała zobaczyć co to znaczy być żywym i czy rzeczywiście ma czego żałować otaczając się pancerzem z lodu.

- O jaka cicha dziewuszka - odpowiedziała staruszka, po czym sobie poszła.
Rzeczywiście na pralce ustawiono wszystkie ubrania. Abigail przyszło do głowy, że to naprawdę mało materiału. Najbardziej przerażała spódniczka kończąca się mniej więcej w połowie ud. Długie, cienkie nogi de Gillern będą w niej przypominać słomki do picia napojów. Tak o tym myślała… aż dostrzegła czarny podłużny przedmiot wykonany z gumowego tworzywa. Najpewniej to był ten korek analny. Wydawał się… bardzo duży. Z drugiej strony Logan mógł być jeszcze większy. Wszystko sprawiało wrażenie tak nierealnego, że Abby tylko czekała, aż się obudzi. Pod prysznicem leciała na szczęście ciepła woda. Wokół można było znaleźć mnóstwo szamponów i płynów pod prysznic. Chyba rzeczywiście miała tutaj wszystko, czego mogła chcieć.

W pierwszej kolejności de Gillern przysiadła na zamkniętym sedesie i głęboko odetchnęła. Pomyśleć że miała poukładane życie: chłód, mrok i śmierć. Nie było tam miejsca na obecność żywych, niosącą ze sobą tak wiele niewiadomych. Nie było też miejsca na dziwne wynalazki jak ten leżący obok minimalistycznego ubioru.
- Że niby… - burknęła, biorąc do ręki czarny walec i obróciła go w palcach, oglądając pod każdym możliwym kątem. Niby jak miała to w siebie wcisnąć? Czuła się obco, nieswojo. Niepokój rósł w żołądku i spływał niżej, do podbrzusza. Dziwne uczucie, którego nie umiała sklasyfikować.
Sapiąc przez nos odłożyła zabawkę, schyliła się za to do szafki i wyjęła maszynkę jednorazową. Zrzuciwszy ubrania weszła pod prysznic, biorąc pierwszą z brzegu butelkę. Otworzyła i powąchała. Pachniało przyjemnie, owocowo. Jeśli owocowe miewały syntetyczne nuty.

Po kwadransie zaczęła się myć. Doszła do wniosku, że najpewniej spóźni się nieco do Logana. Ciekawe, czy będzie na nią czekać. Może po prostu zrezygnuje z pizzy i w ogóle wspólnej kolacji. Tak zastanawiała się na temat tego, jak bardzo przyszłość była nieprzewidywalna. Charon okropnie skomplikował jej życie tymi wizytami u weterynarza. Choć rzecz jasna to nie była jego wina. Mimo wszystko zastanawiała się. Gdyby człowiek skurwiel nie zostawił Charona, ona nie szykowałaby się na randkę z Loganem. Czy z tak cholernie nieskończenie złej rzeczy mogło wynikać coś dobrego? Jeśli tak, to świat był naprawdę groteskowy, bezwzględny i okrutnie zabawny.
- Hej, jak ci idzie? - rzuciła Aoife, pukając do drzwi. - Podobno babcia cię widziała. Mam nadzieję, że cię nie nastraszyła. Czasami trochę jej odwala… - mruknęła. - Jest głucha, na pewno mnie nie słyszy.

Z łazienki dobiegł zduszony głos szarowłosej, wyrwanej z zadumy.
- Zaraz wyjdę... Już skoczyłam tylko… wiesz co zostało. - zakręciła wodę lewą ręką. W prawej ściskała korek. Westchnęła żeby zaraz kucnąć. Taka pozycja wydawała się jej odpowiednia.
- Z babcią ok. Miła jest - dodała, napierając obłą stroną na zaciśnięty z nerwów otwór. Wzięła głęboki wdech, żeby opanować zniechęcenie. Jeśli nie dawała rady z zabawką, co będzie potem? Pewnie nie lepiej. Kręcąc głową ze złością ponownie odkręciła wodę ustawiając prysznic tak, aby ciepła struga lała się jej po plecach i spróbowała jeszcze raz. Zamykając oczy przypomniała sobie pierwsze spotkanie z doktorkiem, jego duże, delikatne dłonie. Uśmiech i przyjemny głos. Wyobraziła sobie te wszystkie rzeczy o jakich opowiadała Aoife i niepokój wewnątrz brzucha nasilił się. Wstrzymując oddech dziewczyna nacisnęła mocniej, wpychając zabawkę we własne trzewia.

Aoife, chyba spodziewała się, co się właśnie działo.
- Oddychaj powoli, przez usta. To nie jest żadna wielka próba, masz godziny, aby to tam umieścić - rzecz jasna przesadziła. - Nie musi wejść od razu. Rozluźnij się. Jak nadal boli, to znaczy, że nie jesteś rozluźniona. Żadne mięśnie nie mogą się kurczyć - dodała.
Barmanka zamyśliła się. Nie wiedziała, czy powinna powiedzieć o tym, że przed seksem analnym zawsze warto było się najpierw wypłukać. Potem doszła do wniosku, że Abigail nie ma z czego. Przecież nic nie jadła.
- I jak, kochanie? - rzuciła po chwili Aoife.

"Oddychaj"... łatwo powiedzieć. De Gillern spróbowała, wypuszczając powietrze i nacisnęła jeszcze raz. Poprzedni sprawił jej ból, ciało zesztywniało nie godząc się na coś co było wbrew naturze i fizjonomii. Dziewczyna sapała ciężko, a potem na wydechu po prostu użyła siły.
Przez całe jej ciało przeszedł prąd, od strony pośladków zapiekło jak cholera, aż w oczach stanęły jej łzy. Jęknęła przez zaciśnięte zęby i nabrała ochoty, aby zwinąć się w kulkę i nigdzie nie iść. Usta jej drżały, gdy chwiejnie podnosiła się na nogi...wtedy zabolało ponownie, ale mniej. Było też dziwne uczucie… wypełnienia, towarzyszące każdemu ruchowi i oddechowi. Jakby trafiła na wyjątkowo mocne zatwardzenie, z tym że nie bolał brzuch. Jak kaczka podeszła do szafki, sięgając po ubrania.
- Z...zaraz wyjdę - dodała, pociągając nosem.

Aoife milczała przez moment.
- Jak się czujesz? - zapytała.
Pomyślała, że trochę zbyt łagodnie to zabrzmiało. Jak ona zacznie się nad nią rozczulać, to Abigail pewnie również zacznie.
- Jak boli, to dobrze. Zawsze mam drugiego, może zmieści się, jak będziesz narzekała - dodała. - Mogę wejść? Bo ciekawi mnie, na którą zamówić ci taksówkę i gdzie on mieszka. W sumie nie muszę wchodzić, abyś mi powiedziała - mruknęła.

-Wejdź, oczywiście - de Gillern schyliła się podnosząc stopę aby zacząć zakładać rajstopy i że zdziwieniem odkryła że tyłek boli ją coraz mniej, zaczynała za to czuć ucisk jako coś przyjemnego. Na próbę zacisnęła i rozluźniła zwieracze, a po plecach przeszły jej ciarki.
-22 Nutley Lane, taki ładny dom z ogrodem obok pola golfowego - dodała, wciągając nylon na drugą stopę i podciągnęła materiał wyżej.

Aoife pokiwała głową, zapisując to sobie w komórce. W końcu planowała udać się pod ten adres, gdyby coś miało stać się Abigail.
- A jak ci się podobają te ubrania? Jak nie są w twoim guście, to możemy wybrać coś innego. Choć nie pozwolę ci tam pójść ubrana jak babcia, to musisz wiedzieć już teraz - mruknęła pod nosem.
 
Ombrose jest offline