Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2021, 22:02   #9
Sorat
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
- i ładunku… - rzucił Lucas w stronę Jamsa. - W porządku rozejrzę się. Któraś z pań ma ochotę rozprostować nogi? - powiedział McKenzi w stronę Klary i Oriany. Naturalnie zatrzymując wzrok na dłużej na medyczce. - Bob zostaniesz z Jamesem i zadbacie o spokój. Uwinę się o ile Cleetus jest gdzieś w okolicy. Powinien się spodziewać, może nie tyle nas co dostawy. - Gładki jednocześnie odruchowo zaczął otrzepywać i prostować ubranie szybkimi ruchami ręki po dłuższej podróży.

- Krowy tak szybko nikt nam nie ukradnie. - James uśmiechnął się lekko. - A ty, zamiast zabierać pannę na spacer, zajmij się interesami. Na przyjemności będzie jeszcze czas.
- I się tak nie wczuwaj - dodał.
Gdy James stwierdził, że krowy tak szybko nikt nie ukradnie… Lucas spojrzał na niego rozbawiony.
- James, James. Krowę spróbują ukraść przy pierwszej sposobności. Gdy tylko będą mieli na to cień szansy. Co do Panien na spacerze. - popatrzył na niego z zażenowaniem. - Klara i Oriana to sprawdzone kompanki. Mi natomiast przyda się druga para oczu. Kurtuazja mojego pytania tego nie zmieniła. Szukam ochotniczki bo nie chce nikogo ciągnąć na siłę. - Gładki doceniał walory Jamesa, nie lubił jednak głupich uwag.

Do rozmowy wcięła się Oriana. Chwilę zajęło jej wyjście z auta i rozchodzenie ścierpniętych nóg, ale po paru krokach w końcu przestała czuć w łydkach nieprzyjemne mrowienie.
-Skoro tak kurtuazyjnie proponujesz przechadzkę, olbrzymim nietaktem byłoby odmówić - popatrzyła na Lucasa, uśmiechając się wesoło. Zgarnęła też plecak ze sprzętem medycznym, tak na wszelki wypadek. Sapnęła ciężko, ledwo zarzuciła bagaż na plecy.
- Ktoś z was ma specjalne zamówienia? - rozejrzała się po reszcie twarzy i doprecyzowała - Coś do picia, albo przegryzienia? Jeśli po drodze znajdzie się stragan z czymś, co nie wygląda na nieudany eksperyment szalonego naukowca, może da się to zjeść...tylko bardzo was proszę, bez przegięć - parsknęła - Atomówki i martini z lodem tu raczej nie dostaniemy.

James spojrzał na Lucasa takim wzrokiem, jakby miał do czynienia z małym dzieckiem.
- Udajesz, czy naprawdę wierzysz w to, co mówisz? - spytał. - A może chcesz zrobić dobre wrażenie...? Krowy nikt nie ukradnie, dopóki ja tu jestem. A jeśli chodzi o Orianę... - Przeniósł wzrok na medyczkę. - Nie wygląda na twardziela, tylko na łatwą ofiarę, a to prowokuje kłopoty. Tych zaś powinniśmy unikać.
Nie dodał, że to samo dotyczy 'Gładkiego', który nie wyglądał na gościa, co potrafiłby zadbać o bezpieczeństwo swojej panienki. Głupiego stwierdzenia "druga para oczu" też nie chciał komentować, bo wyglądało na to, że Lucasowi nie o oczy chodziło.
Gładki wymownie podniósł brew wysłuchał Jamesa po czym bezczelnie się uśmiechnął.
-Skup się na swojej robocie. Moją zostaw mi. - uciął pyskówkę "żołnierza". Któremu zebrało się na popisy. Mógł mu powiedzieć do słuchu ale to tylko zaogniłoby sytuację. O co Jamesowi chodziło? A tak pewnie zazdrość… Lucas zwyczajnie odwrócił wzrok i zaczął mówić do Klary - Pójdziesz z nami? Dodatkową para oczu wciąż jest w cenie. Trzy są lepsze niż dwie. - powiedział do towarzyszki.
- Lucas, nie ty tu dowodzisz, więc nie wydawaj nam poleceń - odparł James. - Moją sprawą jest przede wszystkim dbanie o bezpieczeństwo wszystkich. A więc zwrócę ci uwagę za każdym razem, gdy, moim zdaniem, będzie robić głupoty. A robisz, bo się zachowujesz jakbyś był w Woodbury, gdzie każdy cię zna.
- Nie umiesz odpuścić co? - na moment znów zawiesił oko na towarzyszu.- Nikt tu nie wydawał rozkazów. A jedyną osobą która próbuje się tu rządzić jesteś ty sam. - Lucas odpowiedział znudzonym tonem kompanowi. - Poradzimy sobie. - ponownie podkreślił swoją opinię.

Słuchający tego wszystkiego Bob pokręcił głową, po czym wielce odkaszlnął, maskując śmiech…
- Taaa, dobra - Mruknął pod nosem, po czym dodał już naprawdę głośniej, do paru osób gapiących się na jego motor - Oglądać możecie, ale jak który dotknie, to maczetą łapę upierdolę! Hehe! - Wyszczerzył do miejscowych zęby.

- Kurwa, ja pierdole - skomentowała Klara, jednocześnie wysiadając z auta. - Krowa to żarcie, dużo żarcia, a przy odrobinie szczęścia i byku żarcie na dłuższą metę nawet wiele lat. Nasze pra, kurwa, pra, pra babki umiały jedną krową wyżywić całą wielodzietną rodzinę przez długi czas - na początek postanowiła wyjaśnić Jamesowi wartość krowy z którą ten ma zostać. - Pójdę z wami - zgodziła się.
- Skoro tak wysoko cenisz naszą krowę, to tu zostań, tak jak ja, i też jej pilnuj - odparł James. - Ale widocznie co innego myślisz, a co innego mówisz.
Oriana uniosła dłonie w pokojowym geście.
-To drobnostka, nic nieznaczący detal o który naprawdę nie ma sensu się kłócić. - westchnęła - James, jesteś najlepiej zaznajomiony z bronią. Razem z Bobem spokojnie sobie poradzicie w razie czego, a my - popatrzyła na Klarę i Lucasa - Pójdziemy na miasto. Dwie osoby zdatne do obrony zostaną przy aucie, dwie pójdą poszukać odbiorcy przesyłki i tu najlepiej sprawdzi się Lucas, bo z nas wszystkich ma najbardziej gadane - posłała Gładkiemu ciepły uśmiech - W tym równaniu żadna ze stron nie będzie pokrzywdzona, bo jak już ustalono...akurat ze mnie żadne wsparcie, a chętnie rozprostuję nogi. Dlatego drugimi oczami będzie Klara - na koniec uśmiechnęła się do kobiety z pistoletami - Jej spojrzeniu nic nie umknie, więc… postaram się nie sprawić im problemów. Liczymy że krowa uczyni to samo.- wzruszyła ramionami na koniec.
James nie odpowiedział, bo to, co miałby do powiedzenia nie zmieniłoby sytuacji, a jedynie do końca popsułoby relacje wewnątrz ich małej grupki.
Klara tylko odwzajemniła uśmiech, nic nie komentując. Według niej młoda lekarka miała rację. A gdyby to Klara miała z kimś gadać to bieda im. Ochraniać za to jak najbardziej.

Trójka towarzyszy oddalała się od auta… przeszli tak gdzieś 20, może 30 kroków. Byli obserwowani przez miejscowych, przez jakieś dwa tuziny oczu. Miejscowi szacowali sytuację, szacowali, czy warto cokolwiek zrobić.

Nikt z całej trójki nie miał żadnej długiej broni. Gówniara pistolet, młody pistolet, wydziarana dwa pistolety… przeciw nożom, pałkom, czy tam i jakimś niby maczugom, butelkom… zasada 10 kroków szybko by przestała mieć znaczenie. Jakby rzucili się na nich całą bandą, całym tłumem, może jeden czy dwóch by zginęło, a reszta by się obłowiła fantami… no i do tego byłyby trzy apetyczne dupcie, w które można pakować dniami…

Wraz z warkotem silników, rozległ się wyjątkowo dziwaczny, całkiem odlotowy klakson. Na plac wtoczył się pieprzony Mustang, o wyjątkowo powiększonych oponach, aż Bobowi się wywróciła wątroba na lewą stronę.



- Yoooo kurwa! - Wydarł się ktoś z owego pojazdu - Mućka mućka mućka!

Czyżby to był ktoś z nowych właścicieli krowy? Za przerobionym Mustangiem wjechał zaś i pickup, choć już wcale nie taki odlotowy…
 
Sorat jest offline