Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2021, 22:01   #40
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- A drugi policzek?! - krzyknęła Aoife.
Podniosła w górę dłonie jak do przytulania, ale pozostała na miejscu. Następnie wystawiła policzek.
- Nie szczędziłam ci mojej winogronowej szminki, możesz mi jej nieco zwrócić. Skąpiradło!
Chyba była w dobrym nastroju. Pewnie zgadzała się po cichu z tym, że dokonała cudu. Musiała czuć dumę. Zwłaszcza, że jej działania nie ograniczyły się wcale do pracy nad wyglądem Abigail. Większość czasu zostało poświęcone na modelowanie jej nastawienia oraz chęci do bardzo… aktywnego spędzenia tego wieczoru.

De Gillern powtórzyła proces całowania, atakując wystawiony policzek po raz drugi. Krótki kontakt ust z piegowatą skórą i ponownie cofnęła głowę na bezpieczną odległość. Minę miała prawie nie ponurą, jakby śladowo podekscytowaną.
- Taryfa? - spytała krótko.

- Ewentualnie mogłabym cię podwieźć - powiedziała. - Choć piłam kieliszek wina. Nie czuję się pijana, ale sama rozumiesz. Poza tym ja bardzo rzadko jeżdżę samochodem. Podsumowując zamówiłam ci taksówkę, powinna być lada moment. Wszystko masz zapakowane? Żebyś nie zapomniała czegoś - dodała Aoife.

Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, a korek w jej ciele poruszył się drażniąco.
- Wrzucę ubrania do torby i już - odpowiedziała powoli, zastanawiając się czy aby na pewno ma to, czego potrzebuje. Był chyba jednak komplet.
- Ciekawe… czy przywita mnie osinowym kołkiem, wieńcem czosnku i srebrnym krzyżem - dodała z cieniem dowcipu, wracając do łazienki. Brakowało rzeczy do prania i Charona.

- Na pewno przywita cię kołkiem, ale niekoniecznie osinowym - odpowiedziała Aoife. - Wieniec czosnku? No cóż, każdy ma swoje własne fetysze. W sumie podoba mi się, bo jest bardzo niestandardowe. Ostre rżnięcie pośród główek czosnku… Słodko - mruknęła. - A na pewno intensywnie. A co do srebrnego krzyża… nie wiem. Ale spodziewam się, że twoje własne krzyża będę połamana pod koniec wieczoru. W najlepszy z możliwych sposobów.

- Ostateczny? - dziewczyna rzuciła gospodyni długie spojrzenie, gdy ta skończyła kwestie krzyży i ich łamania. Każdy miał swoją wizję idealnego szczęścia. Szybko wróciła do łazienki, zgarniając z szafki swoje ciuchy. Na grzbiet założyła kurtkę, resztę złożoną zaniosła z powrotem do kuchni.
- Masz koszyk? - spytała rudzielca - Ten o którym mówiłaś i… jako lekarz będzie umiał zakładać kondomy, co nie? Na pewno - dodała, krzywiąc lewy kącik ku górze. - Duży jest. I normalny. Będzie umiał.

Aoife zmarszczyła brwi.
- Tu nie ma wielkiej filozofii - powiedziała. - Trzeba zostawić nieco wolnej przestrzeni na przodzie na spermę. Reszta zsuwa się aż do końca. Jeżeli nie robi tego regularnie, to może mu chwilę zająć. Wtedy robi się trochę niezręcznie, kiedy ty jesteś na czworakach i czekasz, a on mocuje się przez minutę z własnym penisem - wzruszyła ramionami. - Ale od tego jest wino. Nie wyobrażam sobie uprawiać seksu na trzeźwo - dodała. - Może to nie kojarzy się ze mną, ale w rzeczywistości łatwo się stresuję. Choć nie daję tego po sobie nigdy poznać - mruknęła.
Podała jej koszyk i dodatkowy sweter.
- Masz na wszelki wypadek, jakby było ci zimno. Zawsze możesz schować.

- Albo poproszę go o jego sweter, albo koc. Albo polar - szarowłosa dołożyła całkiem mało depresyjnym głosem. W głowie widziała te jego wielkie dłonie, musiały być przyjemnie ciepłe…
- Dziękuję Aoife - powtórzyła, wkładając złożone ciuchy w koszyk. Była w połowie, gdy zamarła, łypiąc na rudzielca kontrolnie, a następnie westchnęła i spomiędzy zwojów bluzy wyjęła stary, obdrapany rewolwer colta i przełożyła go do wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Ty nie wyobrażasz sobie go na trzeźwo, ja w ogóle - wzruszyła ramionami - Ale zobaczymy co z tego wyjdzie.

- A kiedy byłaś ostatni raz pijana? - zapytała Aoife. - No właśnie. Więc skąd wiesz, że w ogóle?
Straszna babcia na szczęście już się nie pojawiała. Wyszły na przedsionek, a potem na ganek. Usiadły na ławce, czekając na taksówkę. Miały chyba jeszcze minutę lub dwie.
- Palisz? - rzuciła dziewczyna, po czym wyjęła papierosa z opakowania. Zapaliła. następnie podsunęła paczkę de Gillern.

Blada dłoń wyłuskała jeden rulonik i umieściła między fioletowymi wargami.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam pijana, ani czy w ogóle. Unikam alkoholu, bo kiedy przytępisz zmysły to tracisz czujność i ciężej się obronić. - przyznała optymistycznym tonem “na Abigail”, siadając obok na ławeczce. Odpaliła papierosa i nabrała porządny, dymne oddech.
- Logan też nie chciał mnie upijać, bronił przed częstowaniem alkoholem. “Naparstek wina” ewentualnie - pyknęła fajka i twarz jej złagodniała - O ile plany mu się nie zmieniły, ale pewnie nie. Nawet jak się spóźnię raczej nie każe mi spierdalać, jest zbyt - prychnęła - Miły.

Aoife pokiwała głową.
- Masz rację z tym alkoholem. Dlatego ja sama rzadko piję w barze. Po pierwsze, pracuję tam i muszę jednak trafiać butelką do kieliszka. Po drugie, to mogłoby być niebezpieczne. Alko sprawia, że czujesz się lżej i wygodniej ci, ale z drugiej strony nie jest dobrze upijać się na pierwszej randce. Ani nawet na drugiej. Chyba że pijecie tyle samo. Czy może raczej… te ilości, które wprawią was w ten sam stan. Ja tak kiedyś pijałam na równi z jednym kolesiem. Po trzech kolejkach on był trzeźwiutki, a ja głupiutka. Potem było mi wstyd. Choć wypiliśmy niby tyle samo.
Zaciągnęła się papierosem.
- Czasami tacy mili jak Logan to też kiepsko. Bo sama musisz być miła i jak zrobisz coś źle, to tak, jakbyś kopnęła szczeniaczka - mruknęła. - Nie, żeby skurwysyn był lepszy, ale takie coś pośrodku… przy tym czuję się najlepiej.
Gdzieś w oddali rozległ się dźwięk opon. Taksówka zbliżała się.
- Chodźmy już może - powiedziała Aoife.

De Gillern wstała powoli, wrzucając niedopałek do puszki służącej za popielniczkę.
- Nie krzywdzę zwierząt - powiedziała jakby dla uspokojenia barmanki. Nie wyobrażała sobie aby pić tyle co ewentualnie Logan. Jej by poskładała szklanka whiskey. - Spiję go, będzie mu łatwiej ze mną siedzieć. Dobrze, że kupiłam Danielsa - zarzuciła plecak na plecy, do ręki wzięła koszyk - Dam ci znak jak dojadę i potem parę smsów. Jeśli coś się stanie puszczę ci sygnał. Kto wie...może naprawdę zostanę tam do rana. Dziękuję aniele - popatrzyła na kobitę obok, kiwając jej krótko głową w podzięce.

- Nie ma za co, nic nie zrobiłam, a jeszcze mi dałaś tę śliczną broszkę - powiedziała. - Wracaj spać do mnie. O ile nie boisz się mojej babci, albo tego zapachu, który próbuję zniszczyć kadzidełkami - dodała. - W ogóle nie ma sensu, żebyś mieszkała w tej wieży. Przynajmniej na kilka dni możesz zamieszkać u mnie. Jeśli chcesz czuć się z tym dobrze, to możesz gotować. Bo ja tego nie cierpię - dodała. - A, nie spijaj go za bardzo, bo mu nie stanie. Ale małe ilości są bardzo dobre. Pijani faceci potrzebują dużo więcej czasu, aby dojść. A to jest pozytywne.

- Zrobiłaś - szarowłosa mruknęła pod nosem i prawie się uśmiechnęła.
- Nie spijać go, nie mówić o cieniach, śmierci… próbować uśmiechać. Sluchać, nie ryć bani… pryszcz - wzruszyła ramionami, chociaż już się nie denerwowała. Będzie co ma być.
- Dzięki Aoife, przemyślę to - spojrzała rudej w oczy z wyjątkową powagą - Naprawdę przemyślę… a teraz… jak to się mówi? U żywych… - zmarszczyła czoło - Trzymaj kciuki?

- A co, martwi kciuków nie mają? Też mogą je trzymać - odpowiedziała Aoife, uśmiechając się pod nosem. - Wiem, że trochę tak wyszło, jakbym próbowała zrobić z ciebie inną osobę i kogoś innego wyprawić na tę randkę… No ale o to nam chodzi. Abyś stała się kimś innym. Fake it till you make it. Twój obecny stan nie daje ci szczęścia, a więc trzeba coś zmienić w swoim życiu. Albo zmienić wszystko - rzekła. - Ech, gdybym sama była taka dobra w słuchaniu swoich rad… może nie mieszkałabym dalej z babcią - mruknęła pod nosem.
Tymczasem taksówka zatrąbiła.
 
Ombrose jest offline