Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2021, 23:08   #43
Sorat
 
Sorat's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputacjęSorat ma wspaniałą reputację
Szarowłosa kiwnęła głową na zgodę, ale szybko uciekła spojrzeniem w bok, tam gdzie widmo. Jeśli za życia mężczyzna tak samo zwracał się do swojego syna nie było się co dziwić, że jego śmierć przyniosła Loganowi zamiast rozpaczy jedynie ulgę.
Dziewczyna zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech, a gdy je otworzyła, sięgnęła ku duchowi. Widmowymi dłońmi złapała równie niematerialne ramiona i przez chwilę spijała jego wspomnienia jakby były najlepszym winem.
- Twój ojciec… też je lubił - szepnęła, pusty wzrok przenosząc na butelkę - Straszny skurwiel. Pił je zanim… przedarł się przez barierę. Widziałeś to, byłeś tam… w pokoju o dębowych ścianach. Z kominkiem obłożonym czarnym marmurem i głową niedźwiedzia u góry. Za oknem padał śnieg… burza. Zły omen… - otworzyła usta, aby przełknąć ślinę i dodać coś jeszcze, ale w jednej chwili wyprostowała się, jakby rażona piorunem.
- N..nie słuchaj mnie, proszę - objęła się ramionami, cofając do tyłu, w cień pod ścianą aż cegły zadrapały jej plecy.
- Będzie idealnie - dodała zduszonym głosem, uciekając spojrzeniem w bok.

Butelka wina spadła Loganowi z ręki. Rozbiła się o podłogę.
- Kurwa - przeklął mężczyzna.
- Kurwa! - wrzasnął duch.
Tymczasem żyjący Burke wyprostował się i pomasował oczy.
- Hmm… pewnie czytałaś mój wywiad do gazety… Choć trochę stary, bo sprzed kilku lat. Musiałaś zrobić dobry research, ale ci się nie dziwie… jeszcze bym okazał się jakimś psychopatą, czy coś…
- A jesteś, a jakże! - wrzasnął duch. - Moje wino jeszcze rozbiłeś, skurwielu niedorobiony! A teraz udajesz, że mnie nie słyszysz! - ojciec wściekał się.
Ciekawe, czy świadomość tego sprawiłaby Loganowi przyjemność, czy wręcz przeciwnie. Z jednej strony ojciec ciągle z nim był, nawet jeśli po śmierci. A z drugiej nie miał żadnej kontroli nad nim i żadnego wpływu na jego życie, co musiało być dla niego istną torturą.

W myślach de Gillern odbijał się inny głos, kobiecy i lekko chrypiący. Powtarzał jak zdarta płyta, ciągle werset o tym, by nie ryć głowy komuś takiemu jak Logan. Nie zasłużył na to, a ona przyszła tu nie dla umarłych, a żywych. Jednego, konkretnego żywego.
- Tak… jestem ostrożna, mówiłam - wypuściła powietrze, a zniechęcenie przez pół minuty usadziło ją w miejscu.
- Zostaw… - odepchnęła się od zimnych cegieł, powoli idąc ku doktorowi - Posprzątam, jeszcze się pokaleczysz. Masz tu gdzieś ścierki albo papier? Szufelkę? Przepraszam, mówię bzdury, nie… wybierz co uważasz za stosowne i chodźmy na górę. - skończyła, stając przed żywym brunetem. Patrzyła mu w oczy przez całe trzy długie oddechy.
- Tam czeka nas więcej… atrakcji niż w tej ciemnej piwnicy.

Logan ruszył w jej stronę jakby nieco rozchwiany. Abby oddalała się od zimnych cegieł… nagle jednak znów je poczuła na plecach. Mężczyzna rzucił ją o nie, choć nie tak mocno, żeby zabolało. Znaleźli się obydwoje w półmroku, mimo że cała reszta piwnicy była dobrze oświetlona. Oni jednak znaleźli sobie swoją prywatną dziuplę, gdzie nie nękał ich nawet duch zmarłego ojca.
- Jesteś pewna? - zapytał cicho. - W tej piwnicy również może być trochę rozrywki.
Wpił się w jej usta. Był dość agresywny w tym, a zarazem czuły. Abigail poczuła jego język na swoim. Nigdy wcześniej się nie całowała. Zaskoczyło ją to, że nie poczuła żadnego smaku… a jedynie bliskość. I wilgoć. Przydusił ją do ściany. Bez wątpienia pragnął to zrobić już od jakiegoś czasu. Może nie chciał słuchać kolejnych niepokojących tekstów i chciał ją po prostu zatkać.

Na jego miejscu też zrobiłaby podobnie, choć przy użyciu ołowiu. Skrócenie dystansu i przejście do kontaktu bezpośredniego wywołało zamieszanie w ciele i głowie szarowłosej. Od pleców wciąż czuła zimno ściany, coś co znała, ale od przodu…
Z przodu przytulał się do niej masywny, ludzki kształt, sącząc ciepło tam, gdzie do tej pory królował chłód. Jego zapach, wzrok, głos i język obdzierały brutalnie następne warstwy zastałego lodu, odkrywając coraz więcej ludzkiej istoty pod spodem: zagubionej, skołowanej i jak przystało na świeżo obudzoną nie za bardzo wiedziała jak zareagować.
Przy pierwszym kontakcie przypominającym atak pojawiła się złość, którą momentalnie zmazały usta. Drżące, blade dłonie powędrowały ku górze, przysiadając na szerokich ramionach, a potem poleciały dalej, krzyżując się w nadgarstkach gdzieś za jego plecami.
Abigail niewprawnie, ale oddała pocałunek. Pierwszy pocałunek w realnym świecie.
- Jestem pewna - odpowiedziała z wargami zahaczającymi o jego wargi. Wyszło sucho, oschle.
- Nigdy wcześniej…a teraz jesteś ty. Znaczy jeśli chcesz… i będziesz chciał. Wolę łóżko… albo chociaż kanapę. I ręcznik, bo wszystko pobrudzę - Szybko dodała wyjaśniając sytuację zanim nie pomyślał że ona tego nie chce. Chciała jak cholera.

Logana jakby otrzeźwiło. Całował jej szyję, kiedy mówiła. Ale wnet zrobił krok do tyłu.
- Ja… to… - zawiesił głos. - Zachowałem się nie na miejscu - powiedział. - Nie chciałbym, abyś pomyślała, że specjalnie zwabiłem cię do tej piwnicy. Po prostu kiedy zobaczyłem, jak wynurzasz się z mroku… I twoje piękne, duże oczy przeszyły mnie na wskroś… Poczułem, że muszę zareagować. To było silniejsze ode mnie. Przyszłaś tutaj dla Charona, nie dla mnie. Nie pozwolę ci uczynić czegoś, czego miałabyś potem żałować… - zawiesił głos.
Niektórzy mężczyźni najwyraźniej bali się dziewic. Najpierw Kirill, teraz Logan. A może ta wzmianka o brudzeniu wszystkiego…
Pomimo swoich słów Logan jeszcze raz nachylił się i pocałował ją.
- Masz taką gładką skórę - pogładził jej policzek. - I takie miękkie usta. Nie pasują do tak obłąkanych oczu… - mruknął.

Role się odwróciły, gdy to blade dłonie chwyciły koszulę na jego piersi i przyciągnęły do chłodnego ciała pod ścianą. Raz Abby pozwoliła komuś oddalić się i tego żałowała. Teraz nie zamierzała popełnić błędu ponownie. Czuła się dziwnie, jak wstawiona. Chciała jeszcze, najlepiej jak najwięcej. Na zapas, na później. Aby mieć co wspominać kiedy piękny sen się skończy.
- A może jestem obłąkana… - zaczęła dysząc mu w nos i patrząc w oczy od których nie mogła oderwać wzroku. Na oślep wymacała jego rękę - ... tobą… - szepnęła, wychodząc ustami naprzeciw jego ust. Podniosła lewą nogę, ocierając udem o biodro w jeansach.
- Przyszłam dla Charona - szepnęła - Ale to dla ciebie się przygotowałam - dodała, w pustkę w oczach zastąpił figlarny, jakby żywy blask. Poprowadziła męską dłoń na swoje pośladki i dalej wskazała niespodziankę między nimi.
- Jeśli wolisz tak… tylko - przełknęła ślinę, szalonym spojrzeniem łowiąc jego wzrok - Nie zrób… mi krzywdy. Chcę… ufam ci.

Logan jęknął.
- Chcę cię jakkolwiek - odpowiedział. - Ale teraz. W tym momencie - mruknął.
Złapał ją za żuchwę i mocno ścisnął. Odgiął jej głowę do tyłu i polizał dystans od obojczyka aż do brody. Smakował ją. Niczym drapieżnik gotowy na skonsumowanie zwierzyny.
Chwycił jej dłoń i wsunął ją pod dżinsowe spodenki… a także swoją bieliznę. Wyczuła bardzo sztywny, gruby kształt, który się nie kończył. Były ciepły i lekko drżał. Logan napalił się niczym pies na sukę. I chciał ją teraz dosiąść.

Tyle że otworzyły się drzwi i zbiegł na dół jakiś mężczyzna. Burke szybko odskoczył od Abigail.
- Panie Loganie, pizze wszystkie już gotowe, mówi kucharz - powiedział elegancko ubrany służący. - Już ser przystyga, jak mogę pomóc… Ach, rozbiliście wino… - pokręcił głową, cmokając.
Kolor twarzy weterynarza przypominał dojrzałego buraka.

Pod ścianą de Gillern rozpłaszczyła się na cegłach, ledwo stojąc na drżących nogach. Oddychała ciężko, obłąkanym, zamglonym wzrokiem wpatrując w bruneta. Dłoń która jeszcze sekundę temu dotykała napęczniałego, ciepłego prącia bładziła opuszkami palcy po wnętrzu ręki, jakby szukała jakiegokolwiek kontaktu. Niestety przerwana brutalnie bajka nie chciała się ponownie odpalić.
- Przepraszam, to moja wina. Zaraz to posprzątam - odpowiedziała, biorąc się w garść i odklejając od ściany. Przeniosła uwagę na gospodarza prawie się na niego rzucając. Oddychała szeroko rozszerzonymi chrapkami.
- Logan… ile tej pizzy zamówiłeś? - łypnęła i spytała, byle oderwać myśli od tego, czego pozwolił jej dotknąć.

Mężczyzna zamrugał powoli.
- Poprosiłem kucharza, aby upiekł kilka. To powiedział, że świetnie się składa, bo jego kolega był przez dziesięć lat w Mediolanie i ciekawiło go, czego się tam nauczył. No go zaprosił go dzisiaj. Pieką te pizze już od kilku godzin. Najwięcej przygotowali na moment, kiedy miałaś przyjechać. Ale spóźniłaś się i od tego czasu dalej… pieką. Ale to w porządku, bo dobrze się przy tym bawią. Co nie zostanie zjedzone, idzie dla obsługi. Nic się nie marnuje. Ale w sumie dobrze byłoby, gdyby kiedyś przestali piec… więc może rzeczywiście… zjemy - mruknął.
Ale skrzywił się okropnie. Pewnie nie pizze chciał w tej chwili najbardziej konsumować.
- To nie jest wina panienki… oczywiście, że nie - powiedział służący. - Nie godzi się, aby gość sprzątał. Nic się nie stało. To tylko butelka wina premium za około tysiąc dwieście euro. Takich tysiące.
Charon zbiegł na dół, kiedy drzwi zostały otwarte. Wpierw chciał do pani, ale potem skręcił w stronę wina. Zaczął je chłeptać.
- Może być szkło! - krzyknął Logan. - Mały alkoholiku - dodał ciszej, ruszając w stronę psa.

Widok znajomych czterech łap ucieszył de Gillern. Sekundę później wciągnęła ze świstem powietrze.
- Charon fuj! Nie ruszaj, fuj słyszysz?! Jeszcze Logan pomyśli że to u nas norma… - jęknęła, wyciągając ręce w stronę trójbarwnej kulki futra i zaczęła truchtać w jego stronę aby jak najszybciej unieść bezpiecznie poza kałużę ze szkłem.

- Czy to byłoby najdziwniejsze? - zapytał Logan. - Ktoś z takim obłędem w oczach pewnie byłby zdolny do większych nieprzyzwoitości… - mruknął i uśmiechnął się półgębkiem.
Tymczasem Charon próbował się wyszarpnąć. Bez wątpienia smakowało mu drogie wino.
- Jesteś pewna, że nie dajesz mu trochę alkoholu? - mruknął Logan. - Ale tak na poważnie. Może jego poprzedni właściciel dawał mu wódki. Czasami patosy poją alkoholem zwierzęta, aby były ciche i grzeczne.

De Gillern zacisnęła ramiona mocniej na psie, łapiąc palcami obroże aby jej się nie wywinął. Sam w sobie nie był taki lekki, ale kiedy się wyrywał sprawiał już spore problemy.
- No już… uspokój się. Dostaniesz ucho, nawet ci je zamoczę w winie… - mruczała uspokajająco do psiego towarzysza, ale w pewnej chwili znieruchomiała, a głowa jej uciekła do gospodarza. Słuchała go z zaciśniętymi szczękami póki nie skończył. Nieprzyzwoitość i obłęd.
- Mówiłam ci, nie jestem dobrym człowiekiem - odpowiedziała zduszonym głosem, pakując kiełkujące nadzieje i normalność z powrotem do dołu i zasypała dla pewności lodem z serca. Z jej twarzy zeszły kolory, wróciła trupia biel.
- Zabiorę go na górę, zanim nie nałyka się szkieł. Nie wiem co mu dawali. Znalazłam go przywiązanego do drzewa, pamiętasz? - dodała chłodnym tonem, zawijając się na górę.

 
Sorat jest offline