Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2021, 16:21   #141
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Reszta dnia upłynęła w spokoju choć pod znakiem zapytania. Każdy (prawie) miał pewne wątpliwości co do ostatniego przystanku podróży. Ristoff zostawał tajemniczy jak zawsze i unikał tematu swojej ręki. Nieprzytomny mężczyzna gorączkował. Karczmarz zabrał nieszczęśnika do innego domostwa. Nadchodziła noc i póki co pogoń dalej nie dotarła do miasta. Może jednak nikt ich nie gonił? Niestety ułuda zniknęła wraz ze świtaniem. Mag zaczął wszystkich budzić nakazując pośpiech.
- Przybyli. Żeby ich choroba wzięła musieli maszerować nocą.
Kiedy wszyscy ubierali się w pośpiechu za oknami widzieli na horyzoncie nadciągającą grupę. Była za duża aby to byli tylko wyznawcy Boga Człowieka... Esmond dostrzegł proporzec z żółtą tarczą i czerwonym mieczem. Najemnicy. Czy wiedzieli, że stali za kradzieżą i niepokojem? Czy zostali wynajęci? Nie było czasu się zastanawiać. Nawet posiłek lepiej było zjeść w drodze. A przynajmniej wyglądało na to, że sam Ristoff był za takim rozwiązaniem. Uciec poza miasto i nie czekać na to co grupa zrobi kiedy ich znajdą. Oznaczało to jednak zostawienie Aurariusa i Izabeli zdanych na samych siebie... Albo ostatecznie zabrać ich ze sobą... Albo cokolwiek co trójka zaproponuje.

- Wynośmy się stąd - rzekł Gveir. - Choć nie miałbym nic przeciwko walce i przetestowaniu ostrzy na większej armii… Może to oznaczać narażenie Izabeli i Aurariusa na niebezpieczeństwo. Ponadto, jeśli wdamy się w walkę, nasza obecność może zostać zauważona tutaj

- Jedźcie z nami - rzekł Hektor. - Wiem że ustaghlenia były inne… ale nie będę spokojny wiedząc że możecie trafić w ręce tych fanatyków.

Gveir skinął głową na słowa Hektora.

- Hektor ma rację - przyznał Esmond - z resztą nie mamy czasu na wymyślenie lepszego planu. Pozostaje jeszcze kwestia naszego "jeńca".

- No… był od tamtych nie? To nic mu nie będzie raczej? - Dizzi spojrzał niepewnie na maga.
- Ja… tak, pójdę z wami. Może i mogłabym udawać że nie istnieje, ale to na dłuższy czas nie jest skuteczną taktyką. - Izabela pobiegła po swoje rzeczy po tych słowach.
- Ja się wymknę bokiem. P-poradzicie sobie. Ja też sobie poradzę. Pow-wodzenia - Aurarius był zdenerwowany całą sytuacją. Gmerał palcami przy swoich rudych włosach, poprawiał okulary i odchrząkiwał.
- Polecę s-sobie jak już umknę w las i góry. To może ja już p-pójdę. - Podobnie jak magini poszedł pozbierać swoje rzeczy.
- Smok, a tchórz. Niecodzienny widok - Ristoff skrzywił się patrząc chłodno za nim. - W takim razie się zbierajmy. Obojętne mi co zrobicie z tym nieprzytomnym.

- Zostawmy jeńca tutaj - rzekł Hektor choć niezbyt pewnie. Wciąż miał przed oczami moment, w którym Kruk opętał fanatyka. Czy uczyniłby coś podobnego względem Gveira, Esmonda lub Izabeli?
- Nikomu nie mówcie w którym kierunku się udajemy. Proponuję udać się wpierw na zachód, w las… aby potghrem odbić na północ.
Utopiec zabulgotał nerwowo pod nosem i również zajął się przyśpieszonym szykowaniem do drogi. Jeńca zamierzał zostawił pod kuratelą karczmarza.

- Hektor ma rację, zostawmy go tutaj - przytaknął Gveir nerwowo. - Pośpieszmy się!

Esmond skinął głową zgadzając się z pozostałymi. Ruszył za Aurariusem i Izabellą, by pomóc im w pakowaniu.

W niedługim czasie wszyscy się zebrali do drogi. Aurarius się pożegnał odbijając na zachód wioski nieco gdzie indziej niż pozostali. Dizi coś mamrotał o trudnym terenie dla wozu i miał nieco racji. Wyjeżdżając nie wyznaczoną drogą wóz miał duże problemy ze stabilnością. Dookoła wioski były już wzniesienia, a gęsty las spowalniał ich jazdę. Była za to nadzieja, że to samo się stanie z pogonią.
Zgodnie z decyzją skręcili na północ wyjeżdżając na właściwa drogę kawałek za wioską. Przez pewien czas droga była znośna choć mocno zaśnieżona i przebijanie się było mozolną robotą pomimo yataków. W końcu jednak nie dało się wozu dalej ciągnąć.
- Resztę drogi idziemy piechotą. Lepiej prowadźcie swoje wierzchowce za sobą.
Zdradliwa ścieżka prowadziła zboczem góry. Każdy nieuważny krok mógł się skończyć spadnięciem w dół. Pomimo starań Hektor o mało nie skończył w ten sposób. Obruszony kamień osunął się spod nogi i rycerz stracił równowagę. Gdyby nie trzymał za uzdę Rybożera niechybnie by spadł. Warg dzielnie utrzymało swojego właściciela i pomógł mu wrócić na ścieżkę. Ktoś by zapewne pomyślał, że wybieranie się w góry podczas zimy to szalony pomysł. Pewnie miałby rację. Sprawa była jednak pilna. Tak przynajmniej twierdził Ristoff. Czy to była jednak prawda? Niektórzy zaczynali mieć wątpliwości. Izabela spoglądała na maga nieufnie, dizi był zmartwiony, a wierzchowce… cóż ich pyski nie wyrażały za wielu emocji.
W końcu po pół dnia drogi dotarli na miejsce. Na polanie ukrytej między zboczami gór stał obóz, lub raczej to co z niego zostało. Część namiotów leżała złożona, niektóre stoły zostały zniszczone, notatki rozwiane po okolicy, ogniska wygaszone. Wszystko przykryte śniegiem. W okolicy panowała cisza.
- Wiedziałem, że coś tu się stało… miałam jednak nadzieję, że będzie to bardziej oczywiste. Przeszukajmy to miejsce póki mamy czas.

Esmond mruknął z niezadowoleniem. Choć nie łudził się że zastanie obóz nienaruszony, liczył że będzie w nieco lepszym stanie.
-Poszukam śladów, może znajdę coś co nam pomoże
Ostrożnym krokiem zaglebil sie miedzy namioty. Zwracając uwagę nawet na układ przedmiotów w śniegu, szukał najmniejszych choćby śladów walki, szamotaniny lub innych wydarzeń, które mogły doprowadzić do zniknięcia badaczy.

Gveir mruknął. Był nieufny, choć nie wobec Ristoffa. Miał wrażenie, że w powietrzu było coś nieuchwytnego i złowrogiego. Nawet jak na jego standardy, które przecież nakazywały mu walczyć dla samej walki.

- Chodź, Karhu, ubezpieczajmy Esmonda - rzekł Gveir. - Rozejrzymy się też nieco i może znajdziemy to, co zmasakrowało ich…

Hektor natomiast zainteresował się porozrzucanymi notatkami. To był obóz eksploratorów, więc może do zniszczeń doprowadziło jakieś znalezisko? Sam nie znał się na tropieniu, więc wiedzy upatrywał w słowach.

Esmond z Gveirem zaczęli przeszukiwać obóz. Prócz nieładu bardzo szybko zorientowali się w jednym - nie było ciał. Były za to ślady krwi - zaschniętej i zamarźniętej. Ślady na namiotach i przedmiotach sugerowały zbrojny napad. Czyste cięcia, brak szarpań, zapewne ostrza bo pomimo dziwactw jakie obojgu mężczyznom przyszło oglądać to żadne zwierzę ani potwór nie umiałby tego dokonać. Dodatkowo Esmond znalazł medalion. Wygrawerowany był na nim trójkąt równoboczny z poszarpaną na środku linią przechodzącą z jednego czubka do podstawy. Łowca widział go już kiedyś na uniwersytecie. Przy okazji tego była jakaś wielka burza pomiędzy magami.

Tymczasem Hektor zaczął przeglądać kartki. Izabela dołączyła do niego. Wspólnie przeglądali notatki. Wiele było rozmazanych przez wodę w śniegu, zniszczonych, lub zakrawionych. Znaleźli jednak coś bardzo ciekawego. Niewielką księgę obitą skórą. Po jej otworzeniu okazało się, że był to rodzaj pamiętnika. Strony były w wystarczająco zachowane aby dało się przeczytać co było na nich napisane:
“ Nie mogę już wytrzymać. Muszę to zacząć spisywać. Wiem, że może to narazić moją misję, ale te myśli mi nie pomagają utrzymać pozorów. Już wczoraj prawie się spaliłem, reszta zacznie coś podejrzewać. Tak, jestem wtyką a oni nic nie wiedzą! Nic nie podejrzewają! Wszystkie ich odkrycia będą i dla nas, odrzuconej tradycji przywołań!”
Izabela aż westchnęła gdy to zobaczyła. Zaczęła kartkować jego zawartość. Z całości wynikało, że ten który pisał zbierał wszystkie informacje dla siebie i dodatkowo przyzywał drobne dusze aby przekazywać dalej informacje.

Gveir podszedł do Esmonda, zaciekawiony.

- A to tutaj, to co? - zapytał.

- Nie jestem pewien… Pamiętam, że widziałem ten symbol gdzieś na uniwersytecie, akurat w trakcie kłótni magów. Nie wiem jednak co oznacza. - odpowiedział, oglądając medalion z każdej strony- Może Ristoff powie nam coś więcej, o ile jest to kolejny z jego sekretów.

W tym momencie Hektor z Izabelą kończyli czytać opis o tym jak artefaktem okazała się cała pobliska jaskinia. Ktoś naruszył powały Zasłony i "horror spadł na ziemię". Jeśli autor zmierzał coś więcej napisać to już nie zdążył, bo dalsze strony były puste.
Izabela spojrzała z przerażeniem w oczach na rycerza.

Kiedy obie pary zaczęły szukać spojrzeniem Ristoffa zobaczyli, że jest kawałek za obozem koło pionowej ściany spoglądał na nią nerwowo masując swój kikut. Dizi właśnie do niego podchodził.

Gveir postanowił podejść do Ristoffa także.

- Zdaje się, że cokolwiek zmasakrowało ich, poszło sobie gdzieś indziej - skonstatował prosto Gveir. - Esmond znalazł jakiś medalion, ale nie wie, co to takiego. Hmm! Wpatrujesz się w tą ścianę intensywnie, magu, zupełnie, jakbyś korzystał z wychodka… Czy wypowiesz zaklęcie i otworzysz wrota? - rzekł Gveir.

Zdawało się, że sekrety czarownika nie miały skończyć się na tym.

- Bah! - fuknął Gveir zniecierpliwiony. - Magia to sekrety, nic w tym prostego, jak w klindze miecza! Gdyby tylko nasi przeciwnicy potrafili walczyć, już dawno byśmy się uwinęli z tą rejzą.

- Odrzucona tradycja? - Hektor szukał wytłumaczenia w oczach Izabeli, lecz gdy ujrzał jej strach dodał szybko. - Nie bój się piękna Izabelo. Cokolwiek tu jest, z większymi tarapatami się borykaliśmy. Chodźmy do reszty.
- My znaleźliśmy pamiętnik adepta przywołań… ponoć cała jaskinia była artefaktem i w niej doszło do przerwania ‘Zasłony’. Cokolwiek tam się wydarzyło, zapewne przyczyniło się do opustoszenia tego obozu.
 
Jaracz jest offline