Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2021, 15:54   #142
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Esmond zbliżył się do Ristoffa i Gviera gdy Ci rozmawiali. Przypatrywał się ścianie, próbując dojść co przykuło uwagę maga.

- Wyjaśnisz nam znaczenie tego wszystkiego?- zapytał stanowczo, unosząc medalion na wysokość twarzy mężczyzny.

Ristoff skurczył się w sobie kiedy został otoczony. Zaczął drapać kikut paznokciami. Jego spojrzenie zaczęło się rozjeżdżać.
- Hebald? - Dizi zapytał się niepewnie, a Esmond wyraźnie widział, że coś jest mocno nie w porządku z magiem.
- Znaleźli ruiny przedwiecznych, a jakiś głąb z tradycji przywołań zapewne zapragnął wiedzieć więcej i wszedł za głęboko budząc coś ze środka… albo co gorsza zza zasłony. - prychnął. - Albo co gorsza coś przyzwał. Idiota.
Ristoff wydawał się na wpół obecny. Spojrzał na skalną ścianę i wypowiadając pojedyncze słowo wykonał jeden ruch ręki. Nagle kawałek skały odfrunął jakby było kawałkiem materiału. Oczom wszystkich ukazała się szczelina.
- Skąd..? - zapytała Izabela.
- A myślisz, że komu wysyłał wiadomości? - powiedział z nagłym spokojem a potem pstryknął palcami. Wszystkich w koło nagle odrzuciło do tyłu. Izabela pisnęła, Dizi przekoziołkował w śniegu, a Esmond uderzył plecami o ścianę. Hektor z Gveirem ustali choć dzwoniło im w uszach. Ristoff wbiegł do środka szczeliny.

Esmond z bólem podniósł się z ziemi. Rozejrzał się dookoła masując obolały kark.

Pomógł wstać leżącej obok Izabeli i obejrzał się do wnętrza szczeliny. Od kilku dni mag wzbudzał w Esmondzie coraz większe podejrzenia, jak się okazało słusznie. Mroczna magia, sekrety i tajemnicze symbole, a teraz to.

- Musimy za nim iść. Patrząc na wydarzenia z ostatnich dni, nie planuje niczego dobrego.

Łowca dla pewności wyciągnął długi nóż. Obrócił go w dłoni, tak by schować go pod płaszczem, po czym skierował się do wnętrza szczeliny.

Gveir wyszarpnął ostrza. Był gotowy do walki, choć po prawdzie był nieco zdziwiony i zaskoczony tym przebiegiem sytuacji. Co zamierzał zrobić mag? O co tutaj w tym wszystkim chodziło? Nie wiedział.

- Idźmy zatem! - zgodził się z Esmondem i wbiegł w szczelinę razem z Karhu. Choć szarżował pierwszy, truchtał ostrożnie. Magia nigdy nie przynosiła niczego dobrego.

- Nie zabijajcie ghrlo - wybełkotał szlachetnie Hektor potrząsając głową. - To że go nie rozumiemy… - urwał gdyż reszty zdania można było się domyśleć.
Pomimo własnej sugestii sam również dobył broni. Zanim jednak ruszył do środka odwrócił się do Dizziego.
- Nic tam po tobie druhu. Przypilnuj wierzchowce. Strzeż Izabeli… Pani - zwrócił się do czarodziejki - Bezpieczniejsza będziesz tutaj.
Z tymi słowami dopiero ruszył za Esmondem i Gveirem. Lewa dłoń spoczywała na klapie przewieszonej przez pierś torby, w której krył się Kruk.

- Ale..! Panie Ryyybaaaa! - Rybożer krzyknął za rycerzem kiedy ten zniknął za pozostałymi w jaskini. W środku było ciemno. Oczy musiały przywyknąć do tej ciemności i po chwili zobaczyli wnętrze. Korytarz miał kształt skrzywionego trójkąta, a ściany były nieregularnie chropowate w wybrzuszenia i wgłębienia.

[media]https://i.pinimg.com/564x/42/9f/81/429f8175343b3aaeb9c383679d44cebd.jpg[/media]

KIedy tak gonili maga dźwięk ich kroków się zmienił. Nie biegli już po skale, a po czymś miększym i znacznie bardziej śliskim. Karhu złapała Gveira i wciągnęła za swoje plecy samej zaczepiając się pazurami w podłożu i brnąc dalej. Esmond radził sobie z utrzymaniem równowagi. Hektor musiał znacznie zwolnić jeśli nie chciał się wywrócić.
-[i] Gveir tu jakoś dziwnie pachnie[i] - fuknęła niedźwiedzica do najemnika. Zaraz się okazała dlaczego. Uderzył ich podmuch ciepłego powietrza i wybiegli do wielkiej jaskini która była jasno oświetlona. Jednak jej ściany nie były skałą… nie, one wyglądały jak mięso.

[media]https://cdna.artstation.com/p/assets/images/images/014/969/500/large/ab-wienk-bb-ig-01.jpg[/media]

Duchota zmieszana z metalicznym zapachem krwi uderzyła wszystkich w nozdrza zabierając im na moment dech. Widzieli jednak tam w głębi Ristoffa. Był tak daleko, że wydawał się mały… i z czymś walczył. Ogromna masa mięsa poruszyła się przed nim ukazując wszystkim potwora, który mógł zamieszkiwać ich najgorsze koszmary.
https://i.pinimg.com/564x/dd/5d/a9/d...ad44a05ba8.jpg

Hektor zamarł na dłuższy moment jakby dotarło do niego w końcu po czym stąpają, gdzie są i co właśnie rozgrywa się na jego oczach. Nie wszystko rozumiał, ale gdzieś kołatało się podejrzenie które wyszeptał niemal niemo:
- Ciepły powiew wiatru… Przekroczyliśmy zasłonę
Zaraz jednak mocniej ścisnął rękojeść broni. Cokolwiek Hebald nie uczynił, był ich towarzyszem. Utopiec nie dopuszczał do siebie myśli o zdradzie.
- Naprzód - rzekł odchrząkując i odzyskując rezon - Do walki!
Cokolwiek atakowało maga, musiało sobie poradzić z dodatkowym przeciwnikiem.

Sytuacja zdawała się gnać w wariackim tempie. Mag najpierw wbiegł do środka, później wbiegli do pomieszczenia, które wyglądało jak ludzie mięso.

- Tfu! - mruknął Gveir. - Przeklęta magia! - Gveir odparł na uwagę Karhu.

Tymczasem jednak nie było czasu na oglądanie wnętrza lub nawet zastanawianie się, czym tak naprawdę był stwór, z którym walczył mag. Czy był to jakiś przybysz zza Zasłony? Czy był to jakiś sługus boga? Gveir nie mógł dociekać. Potrzebowali pomóc Ristoffowi, i to szybko!

- Naprzód! - krzyknął Gveir, który postanowił w tej walce pofolgować demonicznemu duchowi ukrytemu w łańcuchach. - Karhu, bądźmy ostrożni! Łańcuchy są długie, zaczepmy najpierw tego wielkiego, zobaczymy, co umie! Potem spytamy się Hebalda, w co znowu nas wpakował!

Gveir zamierzał podbiec, siedząc na niedźwiedzicy i wymierzyć parę smagnięć ostrzami w giganta.

Esmond stał przez chwilę oniemiały, nim zdołał sięgnąć po swój łuk. Mimo że w trakcie samej podróży do tego miejsca zdołał napotkać więcej dziwów niż niejeden śmiertelnik w ciągu całego życia, widok monstrum był czymś innym.

Z osłupienia wyrwały go dopiero słowa Hektora. Trzymając w dłoni łuk naciągnął cięciwę i posłał strzałę w stronę potwora usiłując wyszukać newralgiczne miejsca.

Wystrzeliwując strzałę po strzale, nie spuszczał oczu z Ristoffa. Choć w przedziwnym pomieszczeniu to bestia zdawała się być głównym zagrożeniem, wiedział że nie może lekceważyć maga.

Pierwsze były strzały Esmonda, które pomknęły przez lepkie powietrze. Jedna wbiła się w mięsistą rękę potwora. Kolejne dwie odbiły się od jego kościstych narośli. Następnie zakrzywione ostrze smagło raz nadkruszając twardą tkankę. Dopiero drugie uderzenie zagłębiło się w cielsku. Karhu poniosła Gveira na tyle blisko aby widział, że potwór był znacznie większy od Marzany. Na szczęście jego długaśne ręce nie były jeszcze w stanie sięgnąć najemnika. Najgorzej miał Hektor. Zostawił wierzchowca przed wejściem i teraz biegł do potwora o własnych siłach zostając w tyle za pozostałymi. Dzięki temu jednak zobaczył jak potwór zwrócił swoją uwagę na Gveira, próbując bezskutecznie szarpnąć za łańcuch. Dodatkowo usłyszał w głowie głos. Był on znajomy, a sposób mówienia przypominał Kruka…
“Jak chcecie uratować tego maga, to go lepiej stąd zabierzcie”.
Utopiec kątem oka zobaczył że z jego torby wystaje dłoń mająca kilka czarnych piór i ostro zakończone paznokcie.

Gveir ciął bezlitośnie, wiedząc, że bestia nie mogła w żaden sposób zagrozić mu, dopóki nie podbiegnie bliżej - a przynajmniej na razie nie pokazał, że takimi sposobnościami dysponuje, stąd też Gveir postanowił nadal zaczepiać stwora smagnięciami ostrzy łańcucha. Potrzebowali się zorientować, na ile tak naprawdę go stać.

- Hjaaa! - wrzasnął Gveir, zamachując się kolejnym z ostrzy. - Ostrza Furii są głodne!

Rycerz zaś niemal się potknął gdy Kruk objawił się na nowo. Skąd on wziął do licha rękę? Zaraz jednak wygląd groty i korytarzy przyniósł rewelację na ten temat.
- Musimy go stąd zabrać! - krzyknął do pozostałych. - Hebald do diaska! Wycofaj się!
Nie miał pojęcia czy może ufać kreaturze z kieszeni, ale nie miał też powodu by sądzić inaczej. To czego zaś zaczynał żałować to to, że jednak nie ma tu z nim Rybożera.

Esmond usłyszał słowa Hektora, był jednak zbyt daleko by pomóc odciągnąć maga od bestii. Postanowił więc oslaniac pozostałych, a zwłaszcza spowalnianego przez zbroje rycerza.
Wypuszczając kolejne strzały całował w miejsca, w których powinny znajdować się stawy potwora, usiłując w ten sposób unieruchomić, lub chociaż spowolnić przeciwnika.

Słowa Hektora poniosły się wraz z okrzykami Gveira po jaskini. Dźwięk tłumił się przy tych mięsistych ścianach i jakby brakło mu sił. Hebald próbował się wycofać pod osłoną strzał i smagnięć łańcucha. Potwór miał jednak inne plany. Jedną rękę osłaniał się od ciosów, a drugą sięgnął po maga łapiąc go w pasie i trzęsąc niczym szmacianą lalkę. Hebald szarpał się i nawet próbował coś robić bezskutecznie. W końcu jedna ze strzał Esmonda trafiła wprost w nadgarstek sprawiając, że mag został upuszczony. Przy okazji jednak szata maga została porwana o wystające kości. Wraz tym został też zerwany wisiorek, którym się wielokrotnie bawił. Nagle oblicze Hebalda się zupełnie odmieniło. W ferworze walki Gveirowi było ciężko dostrzec szczegóły, ale pozostała dwójka… zobaczyła jak mag z i podstarzałego mężczyzny zmienia się w wyschniętego trupa. Hektor widział go ponownie tak jak przed wizytą w umyśle Izabeli. Był przeraźliwie chudy i wytatuowany tajemnymi pieczęciami na każdym skrawku swojego ciała. Brakowało mu ręki teraz wyraźnie po prostu urwanej z tej parodii życia. Tam nie mogło być kropli krwi.
Hebald zawył upadając. Zawył tak potępieńczo jakby to nie był ból od upadku, a coś znacznie znacznie głębszego i prastarego.

Gveir przywołał łańcuch z powrotem do siebie. Coś było tutaj nie tak i wiedział o tym. Hebald mógł mieć swoje sekrety magii i zapewne było więcej w wyprawie, na którą się wybrali. Dla Gveira liczyła się głównie walka, zgodnie z prastarą sztuką Artamen.

Cokolwiek to było, Gveir nie zamierzał przestawać.

- Karhu, to nasza szansa! Przynieś tutaj głupiego maga, hjaa! - Gveir po chwili wahania pofolgował łańcuchom, które ponownie wystrzeliły w powietrze, żądne krwi.

Zeskoczył z niedźwiedzicy, chcąc, by przyniosła maga - lub cokolwiek, co z niego zostało.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online