Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2021, 03:01   #4
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Sielanka trwała w najlepsze. Alicja krzątała się po kuchni z wnukiem w uprzęży na sobie. Małym Nicolasem. Była bardzo młodą babcią. Ledwie 43 lata, ale jakoś wyszło, że i ona i jej syn Thomas nie czekali z dziećmi na dojrzałość emocjonalną. “Gdyby tak wszyscy zawsze czekali aby być absolutnie gotowym ludzkość dawno by wymarła” mawiała czasami a syn przyjął powiedzenie jako swoje.

Alicja Heisneberg przygotowywała lazanię. Słuchała wiadomości, z innego odbiornika leciała muzyka. W pewnym momencie wiadomości przeszły na monolog starszego faceta. Alicja rzuciła na niego okiem próbując sobie przypomnieć nazwisko. Znała tę twarz, chyba był to jeden z kolegów-po-fachu Viktora.
- „Nie zabijaj” – ta fundamentalna zasada we współczesnym świecie wydaje się niewiele znaczącym przykazaniem. Łamie się ją nagminnie, a świat beztrosko przechodzi nad tym do porządku dziennego. Mamy szacunek dla lekarza…
- Ano tak. Nie lubimy cię tutaj - powiedziała do siebie wciąż nie przypominając sobie imienia, ale już kojarząc kim on jest i ogólną antypatię jaką solidarnie do niego czuła z mężem i zmieniła kanał. Wiadomości, wiadomości, znów o dniu założycieli...
- O!
Cofnęła się o kanał odnajdując program plotkarski nie mówiący o tym co wszyscy powtórzyli już na różne sposoby przynajmniej trzy razy dzisiejszego dnia. Akurat zaczęli segment z “przepisem na dziś”. Zostawiła by leciało w tle. Kończyła układać ostatnią warstwę w brytfance gdy Nicolas zaśmiał się do niej przezachwycony. Odpowiedziała mu czułościami i gilgotkami gdy dotarł do niej zapach krzyczący “Pielucha! Natychmiast!”. Uśmiechnęła się besztając się w myślach o to, że zignorowała to delikatne ciepło na udzie które niby gdzieś tam bokiem czuła, ale przy nadmiarze bodźców i skupieniu na kilku czynnościach na raz bezwiednie to zignorowała.

~ * ~

- Po prostu martwię się o twojego ojca, Thomas. To wszystko
- Daj spokój Sylvie. Jest dorosły i wie co robi.
- Nie była…
- Sylvie. Dość.
Młody chłopak/mężczyzna uciszył swoją żonę ostrzejszym nieco tonem i wpisał kod który otworzył drzwi.
- Jesteśmy! - zakrzyknął do środka
- O! Tak szybko? - odpowiedział im głos z wnętrza- wchodźcie! Przewijam Nicolasia!

- Papo wyszedł? - zapytała Sylvie niewinnie po krótkiej rozmowie o latorośli i lazani, ale atmosfera momentalnie pociemniała
- Siedzi na górze u siebie - odpowiedziała babcia jej syna. Nie musiała dodawać “nie chce aby mu teraz przeszkadzać”
- Znowu? - ciągnęła temat Sylvie rzucając Thomasowi spojrzenie jakby przyłapała go na kłamstwie i… przez moment. Przez jeden ułamek sekundy nie powstrzymała uśmieszku. Nie powstrzymała tryumfu. I Thomas nienawidził tego. Przez ten krótki moment nienawidził jej… bo miała rację. A przynajmniej część racji.
- Może rzeczywiście powinniśmy z nim porozmawiać o jakiejś terapii? - zaproponował Thomas słowami swojej małżonki… a gniew, irytacja i… upokorzenie? Nadały wypowiedzi ton o który przez cały dalszy wieczór miał do siebie pretensje.
Oczy Alicji raziły pretensją w synową gdy odpowiadała “porozmawiamy o tym innym razem”, a “inny raz” w tym kontekście oznaczał “BEZ Sylvie w pobliżu”, co cała trójka doskonale rozumiała.

~ * ~

Viktor ściszył na chwilę muzykę. Utwór starożytnego kompozytora przycichł na żądanie pokrętełka magnetofonu. Beznamiętnie upchał farsz do trzeciego już skręta i zlepił go na ślinę. Odpalił i wziął głęboki narkotyczny wdech licząc, że może uda mu się jeszcze przehandlować ze swoją wątrobą i nerkami “spalenie na smutno” na “spalenie na wesoło”, albo przynajmniej “na nieprzytomnie”. Dziś był kolejny udany dzień. Maszyna propagandowa wciągnęła go w swoje tryby. Wszyscy zachwalali go, wszyscy chcieli z nim wywiadu a od góry wywierano na niego delikatne parcie aby jednak ich udzielał. Wykonał swoją pracę perfekcyjnie. Uwielbiał czuć pod swoimi dłońmi mecha. Dawało to poczucie mocy. Władzy? Jakąś imitację wielkości, gdy mógł się chować w jego kokpicie? Sam jeszcze rozpracowywał swoje uczucia go tyczące, a narkotyczny haj zwodził go na manowce i pchał daleko w ich głąd.

- “Głąd” - zaśmiał się ze słowa które jego umysł przekręcił. Tym samym na krótką chwilę osiągając swój cel i rozweselając się z tej małej głupoty. Absurd sytuacji tylko poprawiał efekt.

Wyłożył się wygodnie na leżance do złudzenia przypominającą te w gabinetach behawiorystów. Zaklął… usiadł, podgłośnił muzykę i znów się położył.

***

- Doktorze Heisenberg, bo jest pan doktorem, prawda? - jego myśli uciekły do wywiadu srzed kilku dni
- Zgadza się - przytaknął mając ochotę zadrwić z fałszywości tego pytania. Oczywiście, że prowadzący wiedział, że jest doktorem. Jego ludzie zrobili już pełen research i złożyli raport, a to była publiczna informacja - nauk medycznych - dokończył - byłem chirurgiem w Szpitalu Pamięci Kolonistów, drugorzędnie anestezjologiem.
- Ale ostatnie 10 lat siedział pan w budowlance operując maszynami ciężkimi. Dosyć drastyczna zmiana w karierze, prawda?
Dyskusja trwała. Była przeciągana i zręcznie manipulowana przez doświadczenie wesołej gęby prowadzącego. Padło wiele pytań drobnych i dużych, kilka mądrych i wiele głupich
- Ma pan w sobie też nutę tajemniczości. Research mówi, że skończył pan pracę w szpitalu w marcu 2988, a na budowie podjął się pan pracy dopiero w maju 2989. To jakaś tajemnica wojskowa i będzie mnie musiał pan zabić jak mi na to odpowie, czy…

Victor odpowiedział, ale widać było, że to pytanie odebrało mu swobodę. Urządził sobie urlop. Miał odłożone pieniądze i chciał je wykorzystać. Zrobić sobie wakacje. I patrząc na minę swojego hosta nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ten tego nie kupił. Następne pytanie było gorsze.
- Moje źródła mówią o pana ostatniej o…
- Nie będziemy o tym dyskutować - przerwał mu w pół zdania pochmurniejąc do stopnia gdy zaczął wyglądać… groźnie. Jakby właśnie narodziła się w nim zdolność do okrucieństwa i niepotrzebnej agresji.
Prowadzący nie zrozumiał, albo nie chciał zrozumieć. Wywiązała się niezręczna dyskusja o prywatności, która, szczerze mówiąc, mogła być zrozumiana jako atak na profesjonalizm hosta (i jak najbardziej tym była). Odebrało mu to na chwilę rezon i odruchowo kontratakował rzucając tekstem o publicznych pieniądzach które zostały wydane na mecha, sugerując, że Heisneberg jest teraz “tak jakby” urzędnikiem państwowym. Viktor przerwał wywiad po prostu wstając, zapinając marynarkę i wychodząc ze studia. Jak dotąd nie słyszał aby wyemitowano tę rozmowę. Może w ogóle z tego zrezygnują? Byłby zadowolony. Ten wywiad poszedł mu zdecydowanie najgorzej.
***

- O czym ja myślałem wcześniej? - zapytał sam siebie.
Po coś wspominał ten wywiad.
- Aaa… no tak.
Analizował. Próbował zrozumieć. Jego plączące się procesy myślowe zaprzężone były do zadania pod tytułem “Cały dzień był dobry. Śmiałem się z Julisem, dwa razy młodsza dziewczyna chyba ze mną flirtuje co, choć jest zupełnie bezcelowe, wciąż sprawia satysfakcję. Szef zaczyna mówić coś o podwyżce, jestem zdrowy, rodzina szczęśliwa, mam wnuki, majątek, dwa samochody i szacunek… to czemu tak nagle się posypałem gdy Alicja zapytała jak minął dzień? Co takiego tak we mnie uderzyło? Co skruszyło we mnie… wszystko? Do takiego stopnia, że nawet upalam się na smutno?”
- Cóż… to na pewno nie ten wywiad - stwierdził arbitralnie rezygnując, przynajmniej na razie, z kolejnego bucha. Nie miał pewności czy nie jest już na tyle wstawiony by za chwilę zacząć żygać na nieprzytomnie… a nie chciałby aby Alicja go znalazła zadławionego żygowinami. Nie zasługiwała na to. Na pewno nie… Więc wziął tego cholernego bucha, ale rozważnie, czując, że jednak zaraz może utracić świadomość, zszedł z leżanki i położył się na ziemi w pozycji bocznej. Był dosyć wstawiony aby nie była dla niego ani trochę niewygodna.

Niepamięć nie nadeszła. Kolejne kilka godzin leżał zamknięty w swojej samotni, obok puchatego dywanu na podłodze (bo wiedział, że jeśli go zarzyga to całe tygodnie zajmie mu zanim się zbierze aby go wyprać) gdy jego spalony-na-smutno umysł pogrążał się w coraz mroczniejszych miejscach.

~ * ~

- Ał… ał ał ałał… - jęczał rano gdy jego stare stawy przeklinały go za to, że śmiał zasnąć na podłodze. Potrafiły się odezwać czasem nawet gdy nie spał w tej jednej właściwej pozycji, a teraz? Noc na twardej ziemi. Dwóch minut potrzebował aby powoli zwlec się na leżankę. Skręt leżał na ziemi. Sam się dopalił do końca. Znów się zbeształ, że ryzykował pożar.
- Raz, dwa, trzy… - policzył miejsca na plecach gdzie czuł, że ból się utrzyma dłużej. Kark też bolał jak jasna cholera, ale to powinno przejść za godzinę. Sięgnął pod materac leżanki i wyciągnął ketonal. Łyknął tabletkę i schował pudełeczko z powrotem.

Po kwadransie poczuł się gotów wyjść ze swojej samotni.
- To jak? - zapytał sam siebie - dziś się trzymasz staruszku? Nie możesz ich zawieść.
Ale ku swojemu zadowoleniu stwierdził, że dziś chyba nawet nie będzie musiał nic udawać (jak tylko ten ból głowy przjedzie). Czuł się dobrze.
- Chędorzeni Grecy i ich jebane katharsis - warknął niby-gniewnie, ale tak na prawdę rozbawiony i zadowolony.

Podszedł do swojego komputera i skasował historię przeglądania. Nie zamierzał ryzykować aby Alicja znalazła, że naiwnie szuka w artykułach typu "Kontrolowana entropia, spowalnianie upadku"... w zasadzie, że w ogóle przychodzi mu do głowy je czytać.

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 30-01-2021 o 12:25.
Arvelus jest teraz online