Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2021, 23:31   #5
Makao
 
Makao's Avatar
 
Reputacja: 1 Makao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputacjęMakao ma wspaniałą reputację
Człowiekowi ciężko było dogodzić. Zwykle, gdy był bezpieczny we własnym domu, marzył o przygodzie. Lecz w gdy nadchodziła ona, niezapowiedziana i nieprzewidywalna, strefa marzeń ulegała gruntownej konwersji, wracając do tęsknoty za spokojnym, cichym i bezpiecznym lokum. Ciągła, spinające mięśnie płynnym lodem, nerwowa atmosfera nie działa na nerwy w pozytywny sposób. Z pewnością nie długofalowo. Z tego też powodu każdy żywy organizm “Harpii’’ miał strefy, do których uciekał, czując zniechęcenie dniem codziennym. Zwykłe, ludzkie przemęczenie. Smutek, żal, albo gorycz, doprawione ciężką do sklasyfikowania tęsknotą, trawiącą wnętrzności jak solidna porcja siarkowego kwasu. Życie pirata nie przypominało w niczym statycznej, poukładanej egzystencji doktora z własną medyczną praktyką - przeważał w nim stały ruch, a także niepewność co do dnia następnego. Nie można było być pewnym gdzie tym razem grupę poniesie los, jakie niebezpieczeństwa czy przeszkody postawi im na drodze. Czy dane załodze będzie dożyć do końca aktualnego dnia, tygodnia. Miesiąca.

Kajia już dawno temu zrozumiała zasadniczą lekcję, płynącą z nauki trwania w ich nieskończonym praktycznie wieloświecie: żeby przetrwać, musisz się nauczyć żyć bez niczego. Pierwszy umiera optymizm, po nim miłość, na końcu nadzieja. Mimo tego musisz trwać, gdyż tylko w legendach może przetrwać to, co w naturze przetrwać nie może. Tylko legenda i mit nie znają granic możliwości. Starała się więc otoczyć duszę skorupą i układać choć najbliższe otoczenie na tyle, na ile pozwalały warunki, przerabiając zajmowaną kajutę tak, by móc się w niej schować i przez parę godzin poczuć normalnie. Z tego właśnie powodu praca przy inwentaryzacji spadła jej przysłowiowym darem prosto z nieba. Lubiła samotność pozwalającą na zebranie myśli ostatnimi czasy zbyt często uciekających ku ojczystej planecie i rodzinie - zbędne, niepotrzebne rozpraszanie uwagi elementami do których nie było powrotu, choćby doktor de Vegt wypruła sobie flaki i udekorowała nimi całe ambulatorium, niszcząc jego perfekcyjną biel. Chłodny, sterylny wystrój działał kojąco, nudna, mechaniczna praca też ułatwiała mentalny odpoczynek. Wysoka, szczupła brunetka metodycznie przemierzała cały lab, licząc, układając i spisując wszelkie nagromadzone tam dobra. Im więcej jednak pracy wykonała, tym w spokój poczynały wkradać się nutki irytacji: mieli naprawdę spore ubytki, spora część zapasów była na wykończeniu, albo zdekompletowane.

Irytacja poczęła przechodzić w coraz głębsze wkurwienie gdy statkiem zatrzęsło i zawył alarm. Zaraz też odezwały się przez komunikator głosy: wpierw Binga, potem Longa. Lekarka wysłuchała ich z maskowaną ulgą. Potrzebowała przerwy od tej przerwy, a ludzkie cierpienie zawsze nastrajało ją jakoś tak pozytywnie.

- Tu de Vegt, przyjęłam - odpowiedziała głosom na łączu z typowym dla siebie zdystansowanym chłodem. Zgarnęła kuferek pierwszej pomocy i wręczyła go przywołanemu mechowi technicznemu, gdyż nie zamierzała samodzielnie niczego nosić.

Ambulatorium opuściła na czele miniaturowego pochodu, ciągnąc za sobą lewitujące w powietrzu nosze, tak na wszelki wypadek, a gdy dotarła do celu okazało się, że nie musiała się spieszyć i na dobrą sprawę sytuacja nie była tragiczna. Poszkodowany leżał na ziemi nieprzytomny, z osmolonym kombinezonem i poparzoną wyładowaniami skórą w miejscach niechronionych ubraniem. Lekarka kucnęła, sprawdzając podstawowe funkcje życiowe i w pierwszej kolejności zaaplikowała środki przeciwbólowe. Na wszelki wypadek, gdyby Wex się obudził. Skuty prochami nie będzie się rzucał, czym oszczędzi jej kłopotu, a sobie dodatkowych obrażeń. Gdy mechy kończyły pakować technika na nosze, w korytarzu pojawiła się ich młoda Inżynier, dysząc ciężko jakby całą drogę biegła. Kajia skrzywiła się nieznacznie z dezaprobatą, ale kiwnęła jej głową na powitanie, mrużąc złote oczy i klepnęła symbolicznie w nosze.

- Żyje, nic mu nie będzie - zakomunikowała chyba pro forma, zanim nie zniknęła za drzwiami śluzy, wracając do ambulatorium. Czekała ją nadprogramowa robota… ale to dobrze.
Odmiana była potrzebna.
 
__________________
Po makale
Makao jest offline