Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2021, 10:17   #3
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Podróż z Japonii do Anglii zajęła dużo czasu. Może gdyby leciała pierwszy raz byłaby bardziej zestresowana. Medytując ograniczyła jet-lag do zera dostosowując się do czasu wyspiarzy. Na miejscu była gotowa do dołączenia do sesji zdjęciowej. Fotograf był nawet znośny, ale japonkę irytowała zupełnie inna osoba.
- Akaneeee-chan!
- Fujiwara.
- Co?
- Proszę mów do mnie Fujiwara.
- Ale znamy się już tyle!
- Fujiwara.
- Heh.
Zapalona Europejka, która miała bzika na punkcie Japonii zapominała się za każdym razem jak miały okazję się spotkać. Co gorsza czasami przez to musiała wszystkim pozostałym powtarzać aby używali jej nazwiska. Po sesji Akane zwyczajowo zrobiła update ze selfie zapowiadając nadejście kolejnych zdjęć w sieci. Zaraz potem odłożyła telefon nie patrząc nawet na to co się w nim dzieje. Powoli wracała do swojego zwyczajowego wyglądu. Ten nie był codzienny. Czarna koronkowa sukienka, ciemny makijaż, buty na wysokim koturnie. Wyjęta prosto z ulic Tokyo moda na goth lolitę. Tak też podróżowała do Edynburgu ściągając spojrzenia... Tylko na chwilę. Większość postronnych gapiów zapamięta ledwie wrażenie z tego widoku.

Akane miała o czym rozmyślać. Nie miała okazji współpracować z magami spoza Japonii. Ba! Spoza Bractwa nawet jej się sporadycznie zdarzało. Najczęściej jej mentor się zajmował kontaktami, a ona... Cóż. Robiła to o co ją prosili.
Wysiadając z pociągu (który umywał się we wszystkim tym w Japonii) przywitał ją deszcz. Ona również się z nim przywitała pozwalając sobie zmoknąć. Niestety makijaż mniej lubił takie spotkania, a Akane nie chciało się używać magyi do tak trywialnej rzeczy. Otworzyła parasol i resztę drogi do hotelu przespacerowała. Musiała zostawić smutki za sobą jeśli chciała dobrze wypaść przed pozostałymi osobami w Kabale.

NARADA


Znudzona Mervi odwróciła wreszcie wzrok od monitora laptopa trzymanego przed sobą, na którym przewijały się przez konsolę jakieś dane... w ilości za dużo. Zamknęła klapę i walcząc z ziewnięciem spojrzała na Gordona.
- Czemu sami nie ruszycie dupy odnaleźć zaginione duszyczki? Rozumiem, chcecie artefaktów i tak dalej, ale moglibyście się pofatygować sami po nie. A, i po zaginionych, oczywiście.
Grodon zmierzył wirtualną dosyć nieprzyjemnym spojrzeniem, zarezerwowanym dla intruzów, natrętów oraz, jak to często mogła się przekonać, wirtualnych adeptów. Pewnym nowym był jednak fakt, że tak potraktował ją syn eteru. Z drugiej strony, grzeczna do niego nie była.
- Młoda adeptko - mag wypuścił dym z nosa, jak byk - edynburska fundacja wyłącznie pośredniczy w egzekucji postanowień Rady przez egzektury Horyzontu. O ile mi wiadomo, przestaliście na ofertę pochodzącą właśnie z niego, a nie z tego zacnego miejsca.
- Tylko pytam, doktorze. - Mervi przewróciła oczami z wyrazem: "jak zwykle się czepiają".
Samuel przyglądał się wymianie zdań Mervi i Gordona z pewnym zaciekawieniem. Na koniec uśmiechnął się krzywo.
- Rozumiem, że nie możemy liczyć na finansowanie wyprawy - druid stwierdził gorzko - gdyż dobrym przedstawicielom Tradycji nie przystoi nie tylko zarabiać na misji ale i nie stracić na nich.
- Sądzę, że dla adeptów zdobycie gotówki nie jest problemem - Gordon zaciągnął się fajką.
- Z całym szacunkiem - Samuel westchnął ciężko - miałem na myśli walutę która naprawdę się liczy. Vis, Kwintesencja, Soczek czy jak to chcemy nazywać. Nie wierzę, że Horyzont nie zabezpieczył dla nas kilku miarek.
- Niestety - Gordon stwierdził bez żalu. Kari pokręciła głową w milczeniu.
- Nihil novi. - Mervi otworzyła ponownie komputer i wróciła wzrokiem do przewijających się liczb - Na pomoc i rozrzutność Horyzontu nie ma co liczyć. Łatwiej byłoby dostać od hermetyka za darmo całą wiedzę, jaką posiada oraz poznać jego tajemnice.
Akane siedziała i słuchała wymiany zdań w milczeniu. Spoglądała na każdego w momencie kiedy mówił poświęcając im całą swoją uwagę. Ciężko było powiedzieć czy młodziutka dziewczyna w ogóle rozumie co się dzieje bo nie robiła min niezależnie od tego kto i co mówił. Siedziała z wyciągniętymi nogami do przodu stukając koturnami o siebie z niezwykłą regularnością. Rękoma opierała się o krawędź siedzenia pochylając się do przodu tylko pogłębiając wrażenie, że ma się do czynienia z dzieckiem.
- Jakkolwiek zdobycie gotówki, środków et cetera rzeczywiście problemem nie będzie… to jednak im mniej środków dostatniemy ze waszej strony tym później wyruszymy. Załatwienie transportu, gotówki, et cetera… wymaga czasu.- wzruszył ramionami Healy wysłuchując wymiany wypowiedzi i stając po stronie druida. Istoty która budziła w nim… współczucie. Tak pozbawione dobre gustu połączenie krzykliwości i ekstrawagancji wręcz krzyczało: “Zauważcie moją wyjątkowość”. Spojrzał po zebranych.- Rozumiecie sami.. koszty uzyskania. Nie wiem… pewnie co najmniej tydzień na przygotowania? Zadupie Afryki to nie miejsce do którego można wpaść między śniadaniem a kolacją.
- Nie znam dokładnie ścieżek rozumowania rady - Gordow powiedział szczerze, lecz uśmiechnął się przy tym cwaniacko - ale sądzę, że mogą być podobne do kogoś doświadczonego, jak ja - trudno było stwierdzić czy to pycha starszego technomanty czy może żarcik, będący pokazaniem dystansu do siebie - zatem powiem, jak to widzę. Biały Dom nie miał stałego, ziemskiego aspektu, działał też w umbrze. Uprawnionym jest założenie, że magowie pochodzący z niego będą cechowali się wysoką mobilnością. W jednej miesiąc Afryka, w innym Azja, może Mars, kto wie. Horyzont mógł założyć, że grupa poszukiwawcza powinna nie podlegać sztywnej, odgórnej hierarchii Fundacji aby działać szybciej i szybciej się przemieszczać.
Kari uśmiechnęła się słodko w stronę Gordona.
- Doktor jak zwykle doskonale wszystko ujmuje. Przypomnijcie mi - zwróciła się Gordona - Edynburg chciał się zająć sprawą osobiście, prawda?
- Tak, tak… - Gordon powiedział zakłopotany, bez pretensji do kobiety (to był jej dar) - … ale Horyzont odrzucił naszą ofertę auspicjów nad sprawą.
- My nie lecimy do umbry, tylko do Afryki… na czarny ląd tak ciemny, że jedynym wsparciem będzie dla nas jeden zagubiony chórzysta.- stwierdził sceptycznie Patrick.- Jeśli ta wyprawa ma mieć szanse powodzenia, potrzebne są fundusze i czas. W proporcjach zależnych od siebie. Im więcej funduszy tym mniej czasu. I na odwrót. A co do mocy naszym zagubionym braciom i siostrom… to co będzie jeśli wystawią nam środkowy palec z jakąś paskudną rotą na paznokciu? Jak dotąd z informacji nam przekazanych wyraźnie wynika, że nie chcą mieć do czynienia z innymi magami i nie oczekują pomocy.
- Wybacz - Gordon powiedział zmieszony - nie mam odpowiednich prerogatyw aby w tej chwili zarządzać funduszami. Naprawdę chciałbym, gdyby tylko to zależało ode mnie, to już teraz, w tej chwili mielibyście tutaj talizman i kilka haustów…
Syn eteru zaciągnął się fajką kilka razy nim ponownie przemówił.
- Z tego co się orientuję, w waszych kompetencjach leży ocena sytuacji oraz przesłuchanie. Dla mnie sprawa jest prosta, jeśli poszukiwani wciąż są członkami Tradycji, mają pełen obowiązek zdania raportu na temat tego, co się stało, a Tradycje mają pełne prawo wymusić przesłuchanie, oczywiście pokojowo, jak to z przyjaciółmi. Jeśli natomiast nie można ich traktować jako członków Tradycji, to mamy grupę czworga hultajów zamieszanych w zniszczenie jednej Fundacji, z częścią jej dorobku. Nie chronią ich protokoły, a są po prostu zagrożeniem. Oczywiście, gdy będziecie bliżej w śledztwie, możecie kontaktować się ze starszym po fachu kolegą - Gordon stwierdził zadowolony.
Samuel wpatrywał się w syna eteru beznamiętnie. Za jednym, drobnym szczegółem. Mocno przygryzał wargę, nie na tyle aby widać było zęby, lecz odkształcenie ust było zauważalne. Najwidoczniej traktował dość dosłownie powiedziecie o gryzieniu się w język.
- W zasadzie to ich dorobek. - ocenił Healy drapiąc się po podbródku.- I wedle tego co mówiliście o sytuacji, inne Fundacje mają raczej słabe podstawy do zgłaszania roszczeń. Nic naszego nie ucierpiało. Ten cały Biały Domek działał niezależnie. A na likwidowanie zagrożen, to cóż… - Irlandczyk spojrzał po swojej “drużynie”.- Nie wiem jak sobie śliczna panienka i eee...
- Śliczny pan - Samuel wtrącił się Patrickowi w przerwę z uśmiechem, a gnom to skwitował “W twoich mokrych snach chyba”. - sądzę, że wystarczy dostarczyć ewentualnych podejrzanych do Horyzontu, niech tym zajmą się ludzie z lepszym podejściem i czasem, nie ma co nikogo skreślasz. Ale popieram słowa kolegi o strasznym akcencie - mrugnął do Patricka - to może być ich dorobek. Tylko, że niestety jest też w tym racja, że to też dorobek Tradycji. Fundacja, dziedziny, do tego dochodzi się przez pokolenia. Rozumiem ten punkt widzenia - westchnął ciężko - ale nie wiem co o tym myśleć.
- Ja tylko przekazuję informacje i dokumenty z Horyzontu - Gordon stwierdził polubownie - nie jest w moich kompetencjach oceniać lepszych.
- Tak, zdecydowanie - druid podniósł jedną brew patrząc na Gordona lecz nie kontynuował tego wątku.
- Chyba dałabym radę kupić nam bilety na samolot - odezwała się Akane. Miała nawet przyjemny głos do słuchania ale jak na japonkę przystało "r" i "l" brzmiały podobnie. - Przynajmniej tyle mogę zrobić na początek.
- Nie będzie to koniecznie. Nie polecimy rejsowymi. Za dużo bagaży do przewiezienia i za dużo kłopotów z bagażem. No i przy okazji jeszcze po drodze kupa przesiadek.- ocenił Irlandczyk. - Znajdziemy inny sposób, by dostać się bardziej bezpośrednio.
- Fundusze jakoś się zorganizuje - Samuel wtrącił spokojnie - ale jeszcze - zamyślił się - mamy coś tutaj? Dla mnie temat jest chyba wyczerpany. Z wielką chęcią zapytałbym o więcej rzeczy, ale obawiam się, że będzie to strata czasu dla obu stron - lekko skłonił głowę w kierunku Gordona.
- Możecie skorzysta z naszej sali… - mistrz zaczął.
- Nie, dziękujemy - Samuel odpowiedział stanowczo za wszystkich - ja jestem trochę głodny już - zwrócił się do towarzyszy tworzących nową kabałę.
- Ja miałbym jeszcze trochę pytań.- przyznał się Irlandczyk i podrapał po karku. - Gdzie mamy szukać naszego kontaktu na miejscu? Otjiwarongo… brzmi rozlegle.
- Jest w papierach - Gordon stwierdził bez ganienia - dokładnego adresu nie ma tam, jest za to adres pośredni gdzie o niego pytać, jakieś biuro. Jest tam też podany, w dokumentach znaczy się, hasło kontaktowe. Cytat z pisma jakiś. Wygląda na to, że ten akolita albo nie lubi gości, albo jest na tyle biegły, iż wie co robić gdyby pytali o niego niewłaściwi ludzie. To się ceni - technomanta stwierdził z lekkim uznaniem.
- Trochę nietypowe podejście jak na misjonarza.- stwierdził z przekąsem Healy i podrapał się po karku. - Zakładam że papiery zawierają także jego dossier z aktualnym zdjęciem? No i jaki tam konflikt się toczy?
- Nie znalazłem zdjęcia - Gordon stwierdził i rzucił pytającym spojrzenie na hermetyka w okularach.
- Nie ma za dużo informacji o nim, w tym zdjęcia - hermetyk wyjaśnił rzeczowo - tam chyba trwa wojna domowa.
- A kiedy tam nie ma wojny domowej - Gordon machnął ręką, hamując zamach w połowie dostrzegając, że prawie wysypał zawartość trzymanej fajki.
- To brzmi… podejrzanie nieprawdaż? Jakiś samotny akolita z drugiego końca świata zgłasza że widział zaginionego maga i…- zadumał się Healy.
- Ten akolita cieszy się ekstremalnym zaufaniem chóru - Gordon stwierdził cierpliwie - sam nie wiem dlaczego, jakieś ich wewnętrzne ustalenia. Może też dlatego zaszył się w takiej dziurze, a może jest po prostu długoletnim agentem - pociągnął fajkę.
- Tak czy siak. Jego zdjęcie by się przydało. Wolałbym mieć pewność, że na miejscu spotkam jego, a nie kogoś kto się tam pod niego podszywa. - ocenił Irlandczyk i wzruszył ramionami. - No i lepiej dowiedzieć się co nieco na temat tego konfliktu. Jeśl poszukiwany mag bierze w nim udział, to pod tą plemienną wojenką musi się kryć coś ważniejszego.
- Byłoby niewłaściwe gdybym ingerował w wasze metody działania - mistrz odpowiedział kiwając głową.
- Jest wiele sposobów aby poznać prawdę o innym panie Healy - Akane uśmiechnęła się do irlandczyka z taką pewnością w oczach, że chyba wiedziała o czym mówi.
- Tak tak… ale nie będziemy od razu skanować głowy innego członka Tradycji, gdy tylko zobaczymy. To… nieuprzejme. - wyjaśnił Irlandczyk.
Samuel trochę szerzej usiadł na krześle, opierając się swobodnie i czekając na koniec wymiany zdań.
- Tak, ale to jest tylko jeden sposób… - przyznała ciszej Akane i póki co postanowiła zostawić ten temat.
Healy przytaknął jej. Też znał parę sposób. Niekoniecznie cywilizowanych.
- Będzie potrzebna broń. Co akurat problemem nie jest. - zadumał się Healy nadal analizując głośno sytuację i zerkając na Kari.- Informacje na temat miejscowej sytuacji. Jakieś fałszywe papiery dla miejscowych watażków… ugh… trochę to zajmie, przygotować całą tą sytuację. Minimum tydzień, więc każda pomoc będzie mile widziana. Choćby w postaci kogoś do zbierania newsów z tamtego regionu.
Gordon milczał, ćmiąc fajkę kilka długich chwil niezręcznej ciszy. Potem wypuścił dymne koło.
- Przepraszam, to było pytanie do mnie?
- Do każdego chętnego pomóc. Przecież wszystkim zależy na pomocy braciom i siostrom z Białego Domku, którzy są w potrzebie. Nieprawdaż?- zapytał retorycznie Irlandczyk.
- Z wielką chęcią - syn eteru powiedział zmartwiony - niestety, nie mogę. Ci hermetycy - spojrzał na Mervi porozumiewawczo - te ich tajne finansjery, rozmiłowanie w prawach, intrygach, rozgrywaniu… Wiecie, ja chcę, ale nie mogę udzielać zasobów.
Kari uśmiechnęła się lekko.
- Cóż… widać niczego nie nauczył ich przypadek Kolumba.- zażartował Partick.
- Spróbuję coś podziałać - Gordon zapewnił życzliwie - jeśli do tego czasu nie wyjedziecie, dam wam znać, obiecuję.
- Cóż… na razie i tak nigdzie się nie wybieramy. - odparł z uśmiechem Healy - Chyba że do pubu.

***

Ewakuacja z niezbyt ciekawego spotkania przebiegła dość sprawnie. Samuel spakował do teczki część papierów, Mervi przylgnęła nośniki elektroniczne, chociaż zauważyła, iż i na nie druid miał chrapkę, a Kari żegnając się ucałowała Patricka w lewy policzek. Wiedział, iż było to dyskretne przekazanie zainteresowania sprawą.
Wybrana przez Samuela knajpa mieściła się kilka przecznic od budynku Fundacji, zatem Verbena zafundował im miły spacer po Edynburgu. Miejsce nie prezentowało się wykwintnie, ale też nie tanio, zachowując delikatny, neutralny ład pomiędzy tymi skrajnościami. Natomiast karta dań należała do droższych.
- Jeśli mamy tutaj tutaj też amatorów mięsa - Samuel zaczął pogawędkę - to mają świetne steki, ale ze względu na rozmiar raczej trzeba zamówić na dwie osoby. Reszta menu jest mi już mniej znana - uśmiechnął się przypatrując przez chwilę akwarium z kolorowymi rybkami.
- Kto z nas zapewnia spokój pogawędce? - zapytał mimowolnie w oczekiwaniu na kelnerkę.
- Zapraszający? - zaproponował Irlandczyk słysząc przy uchu niemal wężowy głos awatara. “Wykaż się drzewo… lubie.”
Druid spojrzał na Patricka pytająco, chociaż.. nie, nie było to pytanie. Zamaskowane poitywanie? Zaciekawienie? Bardzo trudno było stwierdzić. Potem przeniósł wzrok zza okna, chyba wpatrując się w blask słońca.
Wszyscy poczuli delikatne drgnienie rzeczywistości, acz każdy inaczej. Mervi poczuła wibracje telefonu z kolejnym napisanym przez siebie alertem, nie było nawet sensu czytać. Garść sprężyn w kieszeni Patricka zwinęła się i odstrzeliła delikatnie. Akane poczuła zapach wypalonej słońcem ziemi oraz lekkie brzęczenie w uszach.
- Proszę - druid westchnął ciężko.
Akane się uśmiechnęła.
- Jak miło - powiedziała kiwając delikatnie głową i wyciszając telefon, który dość systematycznie pikał w trakcie ich drogi irytując adeptkę. Obok tego gdzie siedziała stała jej specyficznie wyglądająca walizka i parasol.
Healy wzruszył ramionami i rzekł.
- Więęęęc… jakieś wnioski ze spotkania?
Japonka zmarkotniała borykając się z czymś wewnętrznie. W końcu jednak się odezwała.
- Za dużo niepotrzebnej ukrytej agresji. Sami się zgłosiliśmy do tego zadania, a zachowujemy się jakby przymuszono nad do tego. Będziemy w stanie współpracować jak i teraz między sobą wylewamy niechęć? - podjęła najtrudniejszy w jej mniemaniu temat.
- W gorszych konfiguracjach - odezwała się niedbale Mervi - musiałam pracować. Powinno dać radę, ale nic nie obiecuję. - ciągle patrzyła w ekran postawionego przed sobą laptopa poprawiając tylko bluzę, jakby była ubraniem z delikatnego materiału, który łatwo wygnieść.
- Dobrze - Samuel raczej radośnie skomentował wypowiedź dwóch pań, nie wnikając w ocenę, a raczej doceniając mimo wszystko ich podejście - pozwolę sobie zająć więcej czasu. Przy okazji - zamyślił się - powinniśmy przejść na ty jeśli nikt nie ma nic przeciwko. Wracając do spraw ważnych…
[tu macie przerwę na keknerkę, możecie opisać co do żarcia bierzecie, Samuel stawia]
Akane zamówiła sobie coś co wydawało jej się mieć odpowiednia proporcję mięsa i warzyw. Zignorowała herbatę i zamówiła do tego sok. Healy zamówił specjalność zakładu i do tego herbatę i porządne piwo. Mervi wzięła wodę. Niegazowaną. I kilka kromek pieczywa czosnkowego. Samuel wziął dużą jajecznicę z bekonem, wyraźnie nierad, że nikt nie skusił się na stek.
- Na czym to… No tak - druid rzucił w powietrze - nie przejmowałbym się Edynburgiem. Wygląda to mi na klasyczny manewr, gdyby coś się nie udało lub był problem, nie dadzą nam pół monety aby nikt nawet nie pomyślał, że cały bałagan jest powiązany z nimi. Gdy tylko dowiemy się czegoś sensownego, mogą chcieć wjechać jak rycerz na białym koniu, rozpędzić imprezę i spijać śmietankę. Z nimi trzeba ostrożnie, nie informować za często i unikać. Przed przybyciem tutaj pozwoliłem sobie zaczerpnąć wiedzy u jednego znawcy zwyczajów Rady i prawa, nic wielkiego, ale to co mi powiedziano brałbym za dobrą monetę. Otóż tak naprawdę nie musimy się Edynburgiem przejmować - stwierdził wyciągając mały notatnik i dopisując jakby kolejną myśl na przyszłość - ponieważ jesteśmy niezależni. Odpowiadamy bezpośrednio przed Horyzontem w tej sprawie. Rada od zawsze lubiła powierzać zadania na barki kabały zamiast fundacji, zaczynają od pierwszej kabały, może taka tradycja - trudno było powiedzieć czy to nie ironia w jego głosie brzmiała teraz - ale tak to już jest. Proponuję zatem po prostu rozwiązać sprawę zgodnie z naszą - podkreślił to słowo- najlepszą oceną. To my bierzemy odpowiedzialność, jeśli uznamy, że nasza gromadka jednak musi się ukrywać, to jest nasza odpowiedzialność i to zaniesiemy do Horyzontu. Nikt nie wyklucza, że Biały Dom mógł zostać załatwiony przez Tradycje, nie o takich walkach między fundacjami słyszeliśmy. Może temu nie chcą wychylać głowy, bo zaraz zlecą się im na łeb ludzie, którzy tej głowy pragną. O ile pamiętam z historii Tradycji, a nie jestem w tym dobry - stwierdził szczerze - to podobnie postępowali wirtualni, gdy ratowały ich Tradycje. Oficjalnie byli bardzo anty radzie, byleby tylko być jak najdalej w kolejce do odstrzału Unii, dopiero będąc w dziedzinach i schronieniach Tradycji, mogli odetchnąć. Parszywa polityka - podsumował.
- Na razie dzielisz skórę na niedźwiedziu. - skwitował to Patrick i zaczął rozważać sytaucję.- Na razie najpierw musimy tych magów znaleźć, a potem bawić się w osądy sytuacji. I tu jest pies pogrzebany. Wyprawa na Czarny Ląd nawet w dzisiejszych czasach to nie wycieczka na Ibizę. Generalnie jeśliby pofrunąć oficjalnie to mamy minimum dwa loty, jeśli nie więcej. Jeden z Europy do północnej Afryki, a potem przesiadka na miejscowego przewodnika i przelot do stolicy Namibii, tam kolejny przelot jeśli byśmy mieli w okolice Otjiwarongo… o ile mielibyśmy szczęście. Prawdopodobnie jednak przejazd bardziej wchodzi w rachubę. Więc… dwa loty, kilka kontroli celnych, ograniczony bagaż. Dużo upierdliwych formalności. I my na celowniku każdej tajnej służby, w tym tych podległych Unii przez większość podróży. I dużo niewygód. Ale ja… mam na to rozwiązanie. Własny samolot.
- No tak - Samuel spojrzał na Patricka z zaciekawieniem - zapomniałem kompletnie, że nikt nie rejestruje lotów międzynarodowych, nikt nie monitoruje i rejestruje połączeń, nikt nie śledzi przestrzeni powietrznej, a już tym bardziej Unia nie dotyka tego typu spraw.
Druid westchnął.
- Wybacz przyjacielu - powiedział szczerze - ale jeśli jesteśmy w stanie ukryć samolot, to jesteśmy w stanie ukryć wszystko i to nie ma najmniejszego znaczenia. Ale tak właściwie, to potrzebujecie dużo bagażu, nie uważacie, że może nas to spowolnić? Ja się spakuję do jednej torby - stwierdził zaczynając pałaszować jajecznicę z bekonem.
- I samochód też wciśniesz do kieszonki, czy zamierzasz Afrykę przemierzać pieszo? - westchnął Irlandczyk i dodał. - Tak… wiem, że wszystko jest rejestrowane i monitorowane, ale Mervi…- tu wskazał na siedzącą obok niego Finkę. -... załatwi i numer rejestracyjny samolotu i wstawi do komputerów wież kontrolnych plan lotu. I pewnie zrobi to bez użycia magyi. To wystarczy tak gdzieś do Afryki Północnej… potem możemy się zerwać z uwięzi. Dalej już jest dzicz.
- Masz samolot? - Akane zapytała popijając sok.
- Nie… zbuduję go. Pewnie z systemem VTOL. Podstawę już mam. Zmorfowanie jednego pojazdu w drugi nie powinno być problemem, ale dla zmniejszenia paradoksu musiałbym zwiększyć jego masę o części lotnicze. Te pewnie najlepiej wziąć ze złomowiska starych samolotów.- ocenił Irlanczyk. - największy problem dla mnie to pilotaż. O hardware potrafię zadbać sam. Software potrafi załatwić Mervi.
- A to skoro Panna Laajarinne potrafi tak hakować, to nie lepiej poszukać jakiegoś bezpośredniego lotu aby nas tam wpisała? Latałam kilkukrotnie za pracą jako VIP… śpiący sami to sobie załatwiali - Akane poddała w wątpliwość pomysł.
- Latałaś za pracą do Afryki? Albo Ameryki Południowej?- zapytał Healy z zaciekawieniem.
- Jestem modelką. Zdarzało mi się polecieć gdzieś dalej tylko po to, aby w ładnym miejscu zrobić zdjęcia - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Może jakaś agencja coś będzie organizować? Albo jakaś inna organizacja.
- Tylko że to nie jest ładne miejsce na wybrzeżu, tylko strefa wojny. Łatwo się tam nie dostaniemy. I to kolejna kwestia którą powinniśmy wziąć pod uwagę. Co to za wojna, kto i z kim się bije. I dlaczego miałby się w to mieszać jakiś mag. Nie wspominając o tym, pod kogo winniśmy się podszyć. Czerwony Krzyż, Niebieskie Hełmy to są całkiem sensowne opcje, ale jeśli w Namibii działają jakieś firmy ruskie bądź chińskie, to kontraktowi pracownicy tych właśnie firm najlepszym wyborem. Rosjanie i Chińczycy nie dbają o prawa człowieka i pewnie próby porwania swoich ludzi finalizowali krwawym odwetem. Myślę że podszywając się pod nich, będziemy najbezpieczniejsi.- rozmyślał Healy przechodząc do kolejnej kwestii.
- Nie sądzę abym w jakikolwiek sposób pasowała do otoczenia… nawet z przykrywką - Akane uśmiechnęła się słabo spoglądając na swój ubiór. - Co powiedzie na wycieczkę po Umbrze?
- Chcesz przez penumbrę podróżować stąd do Afryki? - Samuel zaskoczył się - Masz fantazję, byłaby to zapewne warta wzmianki przygoda, ale pytanie, znasz szlak? Dobry, sprawdzony?
- Znaczy… ja nie znam - japonka speszyła się lekko zasłaniając rękawem usta. - Raczej myślałam o jakiś wrażliwych miejscach i może o czymś krótkim… - im dłużej tłumaczyła tym bardziej mówiła cicho.
- Dobrze już, dobrze - Samuel powiedział do japonki z błyskiem w oku, bardzo spokojnym głosem - nawigacja ziemia-umbra jest dość skomplikowana, po prostu - stwierdził wyjaśniając - chyba nie mam aż takich jaj na podjęcie się tego.
- Patrick... - Mervi uniosła wzrok znad laptopa - Nie marz nawet, że polecę samolotem ze złomowiska, który złożyłeś wedle jakiejś swojej eteryckiej fantazji nie mającej nic wspólnego z prawdziwymi zasadami mechaniki lotniczej. - parsknęła.
Druid przyglądał się Mervi z zaciekawieniem, słuchając tego co mówi.
- Skoro przy tym jesteśmy - dodał gdy skończyła - to może wymieńmy się podstawami, kto w czym się specjalizuje. Pozwoli to unikać samolotów ze złomowiska - mrugnął jednym okiem.
- Specjalizuje się w magyi bojowej i leczenia - Anake zaczęła. - Zgodnie z tradycją Bractwa umysł mi nie jest obcy. Duch i znajomości kwintesencji dopiero się uczę.
- Przypomnę ci te słowa Mervi, gdy będziesz narzekała lecąc nad Nigrem w DC trójce trzymającej się tylko na taśmie klejącej, sznurku i pobożnych życzeniach wynajętego pilota.- odparł sceptycznie Irlandczyk i dodał. - Ja jestem żołnierzem, obca jest mi sfera życia czasu i korespondencji. W pozostałych mam przynajmniej ogólne obycie.
Następnie zwrócił się do Samuela z poważną miną.
- A co do twojego pakowania, jeśli w twoim bagażu nie ma kamizelki kuloodpornej, to nie… nie jesteś gotowy na Afrykę.-
Najwyraźniej żart Mervi go nie rozbawił, ani też jego kontynuacja przez druida. Bądź co bądź Synowie Eteru są dumni ze swoich wynalazków i mają do nich niemal rodzicielskie podejście. I najwyraźniej Healy nie był wyjątkiem od tej reguły.
- A co specjalizacji, to jakie macie obycie z bronią i materiałami wybuchowymi? - zapytał na koniec.
- Bo głównym celem życia Patricka jest wybuchanie rzeczy. - mruknęła Mervi - Czasoprzestrzeń, predykcje, programowanie memetyczne, hacking rzeczywistości... choć teraz głównie zajmuję się zagadnieniami temporalnymi, odkąd hermetyk mnie wyruchał... - dodała zimno.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 07-02-2021 o 21:51.
Asderuki jest offline