Gdzieś w kosmosie
“Harpia” wciąż przemierzała lata świetlne w nadprzestrzeni, a jej załoga zajmowała się własnymi sprawami, gdy w końcu
kapitan Webster poinformował wszystkich przez liczne głośniki statku, o nadchodzącym dużymi krokami kolejnym wypadzie:
- Za trzy godziny spotkamy wycieczkowy jacht z paroma bogatymi facetami, i garstką napalonych panienek na pokładzie.
I tylko tyle. A może aż tyle? W każdym bądź razie, owy komunikat był krótki i… na temat? W końcu załoga wiedziała, co i jak, nie trzeba więc im niczego tłumaczyć.
Kapitan, poinformowany o stanie zdrowia Wexa, zniszczeniu jednego z robotów naprawczych, i minimalnych uszkodzeniach panujących w feralnym korytarzu statku, z jednej strony odetchnął, z drugiej zazgrzytał zębami. Niech no tylko technik w pełni odzyska siły, już on mu da popalić za takie leserstwo… chwilowo jednak były inne sprawy na głowie.
***
Ophelia na dobre ocknęła się dopiero w swojej kajucie, we własnym łóżku. Nie, nie była pijana, nie miała “urwania filmu”, nic z tych rzeczy. Ale ostatnią godzinę pamiętała jakby przez mgłę… jak to się zwało? Pomroczność jasna, czy jakoś tak to zasłyszała chyba od Kajii.
Młoda inżynier leżała we własnym łóżku, i to nawet wykąpana. Golutka, ale co prawda zawinięta w pościel, zauważyła własne odbicie w pobliskim, wyłączonym ekranie, i…
szczerzyła ząbki. Złapała samą siebie, na cieszeniu rogala. A było się chyba z czego cieszyć. Ojej, co ona z nimi wszystkimi wyprawiała…
Kapitan nadał komunikat o nadciągającym wypadzie odnośnie piracenia.
- Jeszcze chwilkę - Mruknęła sama do siebie Ophelia, nie mając ochoty opuszczać przytulnego miejsca. Chciała jednak, czy nie, w końcu musiała się ruszyć. Będzie potrzebna na tym jachcie snobów, a powodów były tuziny…
~
Jej buty leżały porzucone niedbale na podłodze, podobnie jak kombinezon. Nigdzie jednak nie było rozdartej koszulki… a tak, chyba używała ją do wycierania się… majtek również brakowało, podobnie jak skarpetek. Czy ona wracała do własnej kajuty w niekompletnym stroju? I co się stało z brakującymi rzeczami? Nie umiała sobie przypomnieć. Ale było cudownie.
Zerżnęli ją we wszystkie dziurki wielokrotnie, finałowo spryskali z góry do dołu… tu i tam ją to i owo trochę bolało, ale musi to powtórzyć!
Musi.
Ja pierdolę, gdzie jej narzędzia??
***
Kajia poskładała do kupy Wexa w mniej niż 20 minut. Ot jedynie małe oparzenia, parę siniaków, wstrząs mózgu, i inne takie, banalne sprawy(banalne w sensie braku wyzwania dla niej, jako lekarza).
Technik pozostał w ambulatorium na jednym z łóżek, wciąż znajdując się w sztucznej śpiączce, a de Vegt sprzątała właśnie kilka rzeczy, których przy nim używała, gdy rozległ się komunikat kapitana. Kolejny napad, kolejna zapewne strzelanina, być może wybuchy, i inne takie… należało się przygotować do nadchodzącego zadania od strony medycznej, a później i od strony osobistej.
Lekarka brała bowiem udział w wielu wypadach pirackich, opuszczając pokład łajby. Prosto za pierwszym szeregiem, by leczyć i ratować życie współzałogantom prosto na polu walki. Bosot zostawała na “Harpii” i mało kiedy ją opuszczała, Kajia z kolei wprost przeciwnie.
***
Kier leżał nagi w swoim łóżku, wpatrując się w sufit z założonymi pod głowę rękami. Na jego twarzy co chwilę pojawiał się cień uśmiechu… zdobywcy. A pościel wciąż pachniała Gwen. Zrobił z nią na co miał ochotę, zrobił jej na co miał ochotę, brał w każdej możliwej pozie, na różne sposoby, dłonią, palcami, językiem, penisem. Wymęczył ją przez godzinę, i zdobył nie tylko jej ciało, ale i umysł. Taaak, był tego pewien. Jeszcze się spotkają, i to nie raz…
~
Chwile relaksu przerwał komunikat nadany przez kapitana. A więc kolejna robota tuż tuż. Wypadało się więc ogarnąć, odświeżyć, przygotować swoje manele, i być w gotowości. W końcu w takich zadaniach… ups... napadach, jak nic przydaje się przecież i jego niewyparzona gęba. Od czegoś w końcu tu jest owy “Negocjator”, nie?
Czasu w sumie było jeszcze dużo, i nie musiał się spieszyć. Mógł jeszcze zajrzeć to tu, to tam na pokładzie, odwiedzając… kolejną parę cycuszków?
***
Zemus System
“Harpia” wreszcie zakończyła swój skok w nadprzestrzeni, i wśród ostrzegawczego alarmu statek znalazł się gdzie trzeba. A wszędzie w przestrzeni, dokąd mogły tylko sięgnąć czujniki, panował spokój i cisza. Dobrze…
W systemie Zemus główną gwiazdą był Czerwony Karzeł M3 V, a najbliżej sąsiadującą planetą Zemus 1. Niebiesko-zielona, całkiem przyjemna, średniego rozmiaru planeta. Lasy, góry, oceany, zwyczajowa grawitacja, atmosfera zdatna do oddychania… słowem - normalka. Na niej z kolei kolonia, zbudowana blisko ruin jakiejś starożytnej cywilizacji, którą tam studiowano. Nic specjalnego.
Zemus 2 i 3 były z kolei małymi planetami kamiennymi, na których nie było absolutnie nic.
Zemus 4 i 5 zaś to planety lodowe, jedna z minimalną atmosferą, druga z jeziorami Metanu. A więc również totalny badziew…
~
Snoby pewnie więc tu wpadną swoim jachtem w odwiedziny Zemusa 1, innej możliwości nie było. Wypadało więc się ukryć obok Zemusa 2 i czekać na frajerów.
….
Minutę po czasie, gdy miał niby wyskoczyć z nadprzestrzeni jacht bogaczy, Donna spojrzała na kapitana z minimalnie zmarszczoną brewką.
Dwie minuty po czasie, na Travisa zerknął i Jerald.
- A słyszeliście ten kawał o… - Zaczął Rocco, przerywając niezręczną ciszę na mostku, gdy dokładnie 2:30 po czasie, wśród typowego rozbłysku, w końcu ten cholerny
jacht wyskoczył z nadprzestrzeni.
No to zaczynała się zabawa.
***
Komentarze jutro.