Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2007, 07:59   #2
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Konstantynopol powitał nas ciemnością nocy rozświetloną setkami lamp. Inne miasta, Paryż, Wenecja, Marsylia podczas dnia normalnie funkcjonowały, nocą jednak wszyscy udawali się do swych domów. Jakże inny był Konstantynopol. Port wrzał od pracy, przeładunków, magazynowania, morze kupców dalej oferowało swoje towary, tłum kręcił się na ulicach. Był jednakże również polem łowów oraz polem walki dla wampirów. Wiedzieliśmy doskonale, znaczy ja, jako miejscowy wiedziałem, że należy być bardzo ostrożnym poruszając się po ulicach, gdyż panowała tutaj „wolna amerykanka”, znaczy „wolna konstantynopolitanka”. Wprawdzie idąc trójka byliśmy jako tako bezpieczni, ale gwarancji nie było. Konstantynopol był piękniejszy niżeli pozostałe miasta, lecz dla wampira bardziej problematyczny.

Szliśmy starając się nie rzucać w oczy. Cóż, sprawa była dość jasna, nie chcieliśmy także, żeby niepowołane oczy dowiedziały się o naszym przyjeździe. Szczęśliwie jakieś oczy się dowiedziały, lecz przyjazne. Spotkaliśmy Michała Psellosa tuz pod Hagia Sophia, która w owym czasie pełniła rolę głównej siedziby Toreadorów. Nie wiedziałem, jak mam się zachowywać, gdzie kierować pod długiej wyprawie, toteż poszedłem w miejsce, gdzie chciałem otrzymać informacje. Do samego Hagia Sophia miałem wstęp zabroniony. Cóż, tylko starsi od obywatela włącznie mieli takie uprawnienia, jednakże ogrody, czy sień także dawały możliwość spotkania kogoś znajomego. Trafił się Michał Psellos, znajomy mojego wampirzego ojca. Oficjalnie był jednym z urzędników, nieoficjalnie wiedziałem doskonale, że przed półtora wiekiem kiedy panowali Konstantyn IX Monomach, Konstantyn X Dukas, Roman IV Diogenes miał duże wpływy oraz należał do wybitnych pisarzy. Pozbawiony wszelkich wpływów przez cesarza Michała VII odsunął się jakoby do klasztoru. Okazało się jednak, ze został przeistoczony i dalej próbował wpływać na politykę bizantyjską, chociaż niespecjalnie mu to wychodziło. Nie mniej, był to cenny sojusznik, który mógł dostarczyć pewne wieści na temat wydarzeń miejscowych. Michał widząc nas zareagował błyskawicznie urządzając nam gościnę w swoim pałacu. Zaproponował wzajemny sojusz, po czym zaczął mówić. Pierwsza nowina zwaliła nas z nóg: Nestor został zabity. Prawdopodobnie assassin wampirzy, czyli Assamita. Straciłem swojego opiekuna, mentora, tego, który mnie przeistoczył. Czyżby Nepos, albo może rozgrywki wewnątrz społeczeństwa wampirzego? Nie wiedziałem, Michał także nie, ale dalsze nowiny były wcale nie lepsze. Książę, który zaczynał wariować, kiedy wyjeżdżałem, zwariował całkowicie. Nic go teraz nie obchodzi jego dziedzina. Oddaje się wyłącznie wyuzdanym rozrywkom wraz z dworem, który tworzą jego najwierniejsi doradcy, często związani. Na dworze szczególnie duże wpływy maja Setyci. On sam stara się nie pokazywać, wyłącznie kiedy musi. Jak wiedziałem, Michał Psellos był niezwiązywalny, dlatego mógł się nie obawiać, że książę wampirzy go zwiąże krwią. Na ulicach trwa jednak wielka walka, nieprzestrzeganie maskarady stało się nagminne. Wampiry albo chodzą w kilku, albo z gromadą ghuli. Nie miałem gromady ghuli. Jedyny mój ghul Vini, pochodzący z Wenecji, był sprawnym zabójcą, groźnym, inteligentnym, potrafiącym oczarować kobiety. Prowadził burdel w Konstantynopolu, do którego radośnie wrócił, bowiem towarzyszył mi we wspomnianej wyprawie. Jednakże Vini, który miał umysł niczym żyleta oraz mięśnie ze stali nie mógł być wszędzie. Zapytałem o Caellagh, którą wysłałem wcześniej wraz z rodziną Sept Tours do Konstantynopola obiecując im bogactwo, żeby tylko wyrwać ich spod wpływów Neposa. Okazało się, ze mieszkają za Złotym Rogiem. Michał wspomniał, ze przybyły dwie Toreadorki, właśnie Caellagh oraz mała dziewczynka pod jej opieką. Domyśliłem się, ze to właśnie Marietta, która udaje Torreadorkę. Jednakże mały włos, wygadałbym się, ze jest Salubrii. Michał wspomniał, ze widywał je od czasu do czasu, lecz jakoś ostatnio mu się nie trafiło.

Zaniepokojony, mimo odradzenia mi tego kroku przez Michała, samotnie podążyłem za Zatokę Złotego Rogu pod adres, gdzie mili mieszkać Sept Tours oraz wampirze dziewczyny. Trafiłem właśnie na Francois, który już chciał budzić pozostałych, ale odradziłem mu. Obejrzałem go na nadwrażliwosci. Bez wątpienia był ghulem Caellagh, aczkolwiek jeszcze sobie nie zdawał sprawy, ze dziewczyna jest wampirem. Celtka powiedziała mu, ze cierpi na chorobę, która nie pozwala znosić słońca. Wieści były niepełne, nawet jednak z tych niepełnych wieści wynikało, że dziewczyny mogą być w niezłych opałach. Ponoć którejś nocy zjawili się u nich jacyś dziwnie wyglądający ludzie. Dziewczyny, wprawdzie niechętnie, ale poszły z nimi. Widać było, że nie chcą zbytnio, ale przyjmują polecenie. Uff, nie wyglądało to dobrze, ryzykując niechciane spotkanie pognałem z powrotem do Michała Psellosa. Udało się, ale do jego dworu dotarłem dopiero nad ranem. Obiecał mi jeszcze, ze spróbuje się jak najszybciej zorientować w sytuacji.

Początek następnej nocy to bezcelowe, nerwowe wałęsanie się wyczekując na wiadomości od Michała. Powiedział on, ze jeżeli była to robota księcia lub dla księcia to powinno się je dać znaleźć, gdyż książę raz na tydzień wyprawia swoje szalone uroczystości, poprzednia była dwa dni temu, dziewczyny zaś zniknęły wczoraj. Wtedy spotkałem Niketasa Choniatesa. Był wśród handlarzy. Zajmował mały domek i wystawiał stragan sprzedając rozmaite śmiecie. Wyraz twarzy miał zacięty, był blady, wyglądał słabowicie, garbił się. Spojrzał na mnie i rzekł: „Wiem, kim jesteś, ale nie znam cię.” Szybki skan nadwrażliwoscią. Jego aura świeciła ogromna ilością iskier, chociaż była nieco przygaśnięta. Niewątpliwie mag i to silny mag, ale mający jakieś kłopoty. Przedstawiliśmy się sobie i wtedy mi się skojarzyło, że wiem, kim on jest, kiedy wyjeżdżałem sprawował urząd logohety, czyli ministra. Natarczywie zaczął mnie wypytywać kim jestem i dlaczego nie znał mnie wcześniej. Znał? No cóż, widocznie magowie mają swoje sposoby, wampiry zaś powinny trzymać się od nich z daleka. Wyjaśniłem oględnie, nadzwyczaj oględnie, kim jestem oraz skąd pochodzę, przede wszystkim zaś, że wróciłem właśnie po długiej podróży. Widocznie miał swoje sposoby, żeby stwierdzić, że mówię prawdę.

Siedliśmy sobie na zapleczu i Niketas wspomniał, że ma sporo ciekawych pamiątek i potrzebuje kogoś do pomocy w rozprowadzeniu?
- Dlaczego – spytałem. – Dlaczego logoheta siedzi na takim sklepiku?
- No cóż – odparł – wiesz o mnie. To przez tych bandytów, pozostałą trójkę logohetów oraz dziewczynkę. Ta zasmarkana trójka jest ghulami jednego z doradców waszego księcia, Setyty. Dziewczynka natomiast, dziewczynka. Pewnie słyszałeś o najgorszych wampirach sprzedających się złu, zwanych bhali. Tak naprawdę interesował mnie światek wampirzy Konstantynopola, chyba jednak trafiłem na niewłaściwą osobę. Spotkałem jakąś dziewczynkę o płomiennych oczach. Zaraziła mnie jakąś chorobą. Jak, nieważne, ale wyglądało to nieciekawie. Musiałem opuścić na skutek jej kilka spotkań logohetów i moi koledzy na urzędach wyrzucili mnie z rządu, skonfiskowali majątek. Właśnie dlatego wyładowałem tutaj. Szlak by to dziadostwo trafił. Oczywiście, mój brat Michał jest arcybiskupem Aten. Mógłbym się udać do niego, ale miałem nadzieję, ze właśnie tutaj uda mi się znaleźć lekarstwo.
- Choroba – odparłem łapiąc szansę. – Choroba. Przykre, ale kto potrafi to uleczyć?
- Problem, że nikt normalny nie wie, co to jest.
- Wie Pan, chyba znam osobę, która dałaby sobie z tym radę. Problem jest w tym, ze została wczoraj porwana. Właśnie ją szukamy, ale słynie ona wśród wampirów z kunsztu lekarskiego. Jeżeli więc pomógłbyś nam ją odzyskać. Wy, magowie, macie pewne możliwości.
- Odszukać? Tak, mógłbym pomóc – uśmiechnął się krzywo – mógłbym, jeżeli ta osoba dałaby radę.
- Cóż masz do stracenia? Mówisz, ze inni nie zdołali ci pomóc? Tymczasem, wprawdzie nie gwarantuję, ze się uda, ale jeżeli się interesujesz wampirami to pewnie wiesz, ze niektóre mają wielkie możliwości lecznicze. Do takich właśnie należy moja porwana przyjaciółka.
- Dziewczyna? - Dokładniej dwie, ale leczyc potrafi jedna. Uratujemy je i ona ci pomoże.
- Dobra, umowa stoi, a jeżeli ci się uda będę miał jeszcze jedną propozycję, która pozwoli tobie osiągnąć duże wpływy, mnie zaś wrócić na stanowisko logohety.
- Słyszałem o magach, że raczej interesujecie się wiedzą, niżeli sama władzą.
- Pewnie, ale właśnie dlatego jestem wściekły. Będąc logohetą miałem dostęp do księgozbiorów, największych jakimi dysponuje ludzkość. Tymczasem jestem na jakiejś ulicy. Tak czy siak pomogę ci, tylko potrzebuję jakiejś rzeczy należącej do osób, które szukasz.
Dalsza współpraca była szybka. Od Francois pożyczyłem jakiś drobiazg ofiarowany mu przez Caellagh i Niketas namierzył dziewczynę. Była w pałacyku jednego z ghuli, owych logohetów. Kiedy podaliśmy Michałowi Psellosowi jego imię to okazało się, że wedle jego informacji właśnie ghule Setytów dostarczają ludzi i wampiry na uczty księcia. Ten zaś szczególnie w tym się wyróżnia.

Trzeba było działać szybko. Ów ghul – logoheta – porywacz był znany z lubieżności. Całymi dniami i nocami włóczył się po knajpach oraz burdelach, gdzie na rozmaite sposoby zabawiał się z panienkami. Vini, mający dużą reputację środowiskową, tudzież znajomości, namierzył odpowiednio gościa. Urządziliśmy zasadzkę. Wydawało się, że była to zwykła karczma. Bo i rzeczywiście była, tylko, ze jednocześnie oferowała dodatkowe rozrywki za opłatą. Ghul, który stanowił obiekt naszych łowów wynajął jeden z pokoi. My, postanowiliśmy wynająć pokój obok: my to znaczy ja, Victor Kapadocjanin (członek drużyny), Anne de Luxemburg, Serena oraz mag Niketas Choniates. Problem był duży. Przed drzwiami naszego wroga była dwójka ochroniarzy. Stali spokojnie nie przejmując się dobiegającymi krzykami. Pewnie właśnie ów ghul bawił się jakąś prostytutką katując ją, jak często to robił z dziewczynami lekkich obyczajów. Miał jednak władzę, więc karczmarze oraz alfonsi nie protestowali bojąc się represji. Siedzieliśmy obok, panienki, które dla pozoru wynajęliśmy położyliśmy spać wtłaczając im w myśli kilka fajnych chwil. Tyle, że nie mięliśmy pomysłu co robić. Śpieszyło nam się, więc poszliśmy na żywioł. Rozwaliliśmy ścianę dzieląca obydwa pokoje. Lekko ogłuszyliśmy gościa stuknęli jego ochronę, wyczyścili umysł jego wymaltretowanej prostytutki oraz zwiali wraz z owym ghulem. Pomogło nam zamieszanie oraz bójka i niewielki pożar aranżowany przez Viniego. Zwialiśmy w tłumie wrzeszczących, biegających gości, krzyczących panienek, obsługi, która nie radziła sobie, lecz która usiłowała zaprowadzić porządek. Szczęśliwie jej wysiłki tylko pognębiały chaos.

Odjechaliśmy nieco od karczmy bodajże jakimś wozem. Tam Anne przesłuchała owego ghula. Przesłuchiwanie prowadzone przez Lasombrę mającego zdolność czytania myśli, dominacji oraz prezencji to coś, co przynosi efekty. Udało się więc Anne uzyskać błyskawicznie informacje na temat miejsca pobytu dziewczyn. Resztą zajął się Vini. Ściągnął mu herbowy pierścień i poszedł do jego pałacu po obydwie dziewczyny, niby to na rozkaz ghula – logohety. Przyprowadził obydwie dziewczyny, zmęczone, przestraszone, osłabłe, lecz obydwie uradowane i ze spotkania i z uratowania. Wymknęły się bowiem ledwo ledwo. Gdyby nie my raczej nie miałyby szansy na wyjście z książęcego dworu, lecz byłyby pożywkami jego okrucieństwa. Teraz znowu byliśmy razem. No cóż, Anne niezbyt chętnie patrzyły na dziewczyny, których radość mieszała się z wspomnieniami uwięzienia. Zasadniczo do Caellagh nic nie miała, lecz Salubri nie były lubiane przez Lasombra. Anne najchętniej zabiłaby małą Mariettę, tylko ze względu na mnie się powstrzymywała. Jednakże faktycznie lubiłem bardzo ja małą Mariettę, która wyglądała jak 13-oletnia dziewczynka, może już nie małe dziecko, ale na pewno jeszcze nie kobieta. No i miałem wrażenie, ze Anne jest trochę zazdrosna, kiedy zobaczyła, ze obydwie przytuliły się do mnie po prostu uradowane ratunkiem niespodziewanym. Kocham Anne, ale to nie znaczy, ze nie lubię innych osób. Jednakże nie chciałem także, żeby moja hrabina miała komukolwiek coś za złe, nawet, jeżeli były to wyłącznie bratersko – siostrzane uczucie pomiędzy mną a pozostałymi kobietami naszej koterii. Gdy się więc wszystko uspokoiło, Marietta uleczyła Niketasa, naprawdę go uleczyła. Salubrii mają niesamowite zdolności lecznicze, natomiast ja oficjalnie poprosiłem Anne o rękę ofiarując jej najwspanialszy pierścień, jaki udało się Viniemu wynieść od owego ghula –logohety, o co specjalnie go prosiłem. Reszta miała być jego, ale jeden pierścień, najwspanialszy, mój. Ten właśnie pierścień ofiarowałem Anne. Była wstrząśnięta, bowiem to co właśnie zrobiłem było czymś absolutnie szalonym według zasad, którymi funkcjonuje wampirze społeczeństwo oraz bardzo rzadkim. Chyba się zarumieniła, mimo, iż jako wampir nie za bardzo mogła to zrobić i chyba na dłuższy czas straciła mowę, kiedy wreszcie cichym głosem przyjęła oświadczyny. Wydawało mi się wtedy, ze będziemy szybko razem, aczkolwiek zarówno nasze charaktery oraz losy sprawiły, ze sytuacja niezwykle się pogmatwała. Działo się tak za sprawą propozycji Niketasa Choniatesa, która wspomnę podczas następnej opowieści wampirzego świata bizantyjskiego.
 
Kelly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem