Młodzian pochwycił kawał kiełbasy i nadgryzł rozkoszując się smakiem. Zastanowił go brak służby. W tak wielkim domu powinno być ślady po innych ludziach. Właścicieli zdecydowanie było stać na utrzymanie służących. A tu ani śladu. Miał przeczucie, że rodzice będą dziwni, co najmniej.
* * *
Nikomu nie udało się otworzyć skrzynki konwencjonalnie. Ciekawość akolity pokonała dobre maniery. Sięgnął po sztylety i zaczął podważać wieko. Krople potu zaperliły się na jego czole, stęknął cicho i spiął mięśnie do ostatecznego wysiłku. Drzazgi strzeliły na wszystkie strony. Otwarte! Potężna kusza z amunicją nie wzbudziła zainteresowania. Sięgnął po sakiewkę, przeliczył i odłożył na miejsce.
- 50 sztuk - rzekł do towarzyszy.
Odstawił pudełko na miejsce obracając jedynie aby nie było widać uszkodzenia na pierwszy rzut oka. Zorientował się poniewczasie, że będzie się musiał tłumaczyć właścicielom.
* * *
Puck aż podskoczył wystraszony na dźwięk skrzypiących desek.
- John, miałeś być cicho! - rzekł z wyrzutem.
- Jak to nie Ty?! To kto? - pytanie zawisło w powietrzu. Bez odpowiedzi.
Ustawił się przy wejściu na schody puszczając silniejszych przodem. Jego sztyletów nie przelakłby się nawet duch.