Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2021, 01:56   #1
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
[Kryształy Czasu] - Gnojówka

Ostragar 18 Shnyk-ran Chłopskie Krocze

Kiedy mroczne bóstwa chaosu uważniej patrzą na Orchię, dzień się nieustannie skraca, noc zaś wydłuża, nawet takie polis jak Ostragar przycicha. Oczywiście dla kogoś z prowincji wieczorne ulice stolicy mogłyby i tak wydawać się tłumne i pełne najprzeróżniejszych istot wielu rozumnych ras, wyczuwało się jednak jakieś napięcie, bandyci stawali się bardziej zuchwali, strażnicy brutalni i podejrzliwi, sprzedawcy i dziwki natarczywi, a uliczni nauczyciele głosili swe prawy i kłamstwa z nadzwyczajnym zapałem. Tym większym owej jesieni, bo nadzwyczajne zjawiska klimatyczne i pogodowe wiązano z bezpośrednią ingerencją bóstw. Prawda, że było cieplej niż zazwyczaj, duszno i deszczowo, ulice zamieniały się w strumienie, którymi płynęły wszystkie odpadki z dzielnic szlacheckich i mieszczańskich, te zaś wyławiali biedacy Chłopskiego Krocza, dla których niektóre ze znalezisk były prawdziwym bogactwem. Gangi żebraków ustawiały rybackie sieci w poprzek ulic łapiąc na równi śmieci i nieuważnych przechodniów. Dla zamieszkujących niskie dzielnice było wiadomym, że lepiej nie poruszać się po mieście samemu. Utrapieniem były też nagłe i niespodziewane przymrozki, w ciągu nocy temperatura potrafiła spaść tak dalece, że ulice zmieniały się w lodowe ślizgawki.
Nad wszystkim górował Pałac, fundamenty kolosa skryte we mgle, zaś ponad nią wyrastały ledwie widoczne blanki Boskiego Pałacu, zdającego się powietrznym zamkiem. W cieniu pałacu toczyło się zupełnie inne życie niż za jego murami, jednak każdy drobny czyn, każda modlitwa mogły mieć wpływ na życie i śmierć zarówno w jedną, jak i w druga stronę.

Ślepak jak miał w zwyczaju, lub może mając nadzieję na wieści o zabranych do wysokich wież dziewczętach, skierował swe kroki do Kufla Bajarza. Znanej ze znakomitych wieczornych posiadówek i potańcówek karczmie. Klientela jak zwykle dopisywała, choć nieco mniej dokazywała. Wieczór był parny, ale deszcz odpuścił. W gąszczu pomruków, nieśmiało przebijały się pojedyncze śmiechy, na półorka nikt nie zwrócił uwagi, ten bez trudu przepchnął się do długiej lady i bez słowa położył na nim srebrny krążek czekając na swą kolej. Wiedział kiedy karczmarz sam we własnej osobie zajął się jego zamówieniem, rozpoznał po intensywnym piżmowym zapachu potu, który trudno by pomylić z innym człowiekiem, choć dużo łatwiej z borsukiem, lub wilkiem. W istocie właściciel lokalu imieniem Nanatar, był ponoć kiedyś wilkiem morskim. Milcarr był kilka razy świadkiem, kiedy razem z jego druhem Eszarem opowiadali sobie morskie przygody i chwalili się tatuażami.

Przed Ślepakiem wylądował opasły dzban wina, lepszego niż zazwyczaj, co półork rozpoznał po zapachu.
- Co to? – spytał zdawkowo
- To ja się pytam „co to”? Masz ostatnio dziwnych przyjaciół Milcarrze. Wolałbym żeby mnie nie mieszano w takie sprawki, mam tu swoje kontrabandy i nie miłe mi intrygi Uruków schodzące pod mój skromny dach.
- Nanatarze, wiesz, że ja i moi druhowie jesteśmy ci przyjaciółmi.
- Wiem, i ja jestem wam przychylny. Smacznego.

Dopiero, kiedy Ślepak podniósł dzban spostrzegł, że przyklejony od spodu jest papier. Papier gruby i drogi. Wziął do ręki, kiedy rozpoznał pod opuszkami pieczęć, zdrętwiał. Upił trzy duże łyki opróżniając dzban do polowy, choć z reguły sączył go długo. Odstawił z impetem.
- Cóż za drwina- myślał – wiedzą przecie, że nie przeczytam.

- Nanatarze! – zawołał karczmarza, nie wiedząc, czy ten obdarzy go jeszcze uwagą – Wiesz ty, gdzie się dzisiaj podziewa ten huncwot Eszar?
Długo musiał czekać na odpowiedź, zamiast niej między kwaśny zapach izby wcisnęły się fiolki i rozmaryn.. i coś ciężkiego podobnego do piżma Nanatara, w mig rozpoznał figlarkę Ferye, wzorem atakującej kobry pochwycił w uścisk dłoni jej ramię. Nawykła do brutalności dziewczyna stanęła w miejscu, a rozpoznając żebraka nie wyrywała się, choć była w tym tyle biegła co gibka. Spuściła tylko na piękną twarz o ostrych półorczych rysach chmurę irytacji, której ślepiec nie mógł dostrzec, ale którą wyczuł w napięciu mięśni.
- Eszar?! – powtórzył krótko.
- Panicz El Eszar zapewne jest na Placu Rzeźniczym, gdzie gotuje przedstawienie, myślałam, że jego przyjaciele też tam będą, żeby mu pomóc. Dramat i śmiech są nam potrzebne w tych ciężkich czasach, a twój kompan daje to tym, którzy najbardziej tego potrzebują. Podobno nawet płacił astrologom, żeby wybrać na przedstawienie dzień bez deszczu, skąd wy macie na to kasę? – zwolnił uścisk.

Milcarr przypomniał sobie, że faktycznie obiecywał koledze pomoc w przygotowaniach do jak to nazywał bard Performens. Choć żebrak wciąż myślał, że to teatr. Tymczasem zapomniał o obietnicy, bo nie mógł opędzić się obaw o dziewczęta, które jak mniemał stały się zakładniczkami haniebnego układu. Pośpiesznie wstał, a znając dobrze drogę skierował się ku Placu Rzeźniczemu.

- Będziesz to kończył? – zapytał ktoś, kogo Ślepak zignorował.

Z pośród wszystkich, godnych zaufania piśmiennych i takich, którzy wybaczyliby mu wciąganie w parszywe Uruckie knucie wytypował barda. Uczony w czytaniu i spostrzegawczy trefniś był na tyle bystry i lojalny, a do tego szalony, że można mu było powierzyć sekret pisma. Prawdą było, że Eszar stał się bardziej tajemniczy i towarzyszył mu nieodzowny mroczny urok, a Milcarr nie wiedział co czynił półelf podczas, kiedy on zgłębiał tajniki iluzji, ale wszyscy Surelianie po pamiętnej walce o smocze serce bardzo się zmienili. Dojrzali.

Znajomy wybijający się nad inne tembr głosu rozpoznał z daleka, nie musiał się ubiegać o atencję, bo omawiający coś z aktorką bard sam zauważył żebraka i odprawiwszy dziewczynę klapsem skierował się ku przyjacielowi, bezceremonialnie przytulając jakże mniej korzystnie odzianego Ślepaka.

Półelf przeczytał pismo, a na jego twarzy malował się szelmowski uśmiech.

- Wciąż mnie zadziwiasz przyjacielu. Dobrze zorganizuję co potrzebne. Teraz muszę zając się robotą, ale przed północą możemy spotkać się w kaplicy. I wiesz właśnie miałem ci przekazać. Do Mistrza przybył ork, Kurghan, pamiętasz ten, cośmy go ongiś uratowali i wysłali do wioski Rholfa. Jak ona się nazywa, chyba Wypas. Czy to nie dziwne, że ta sama wiocha pojawia się w twoim piśmie? Ktoś tu ma dobrego astrologa i to nie jestem ja. A teraz się zabaw.

Bard opuścił Milcarra, ale pomny obietnicy zatrzymał się przy Iskrze, tak zwie się osoby, które przyciągają tłumy, ściągają publiczność, lub ją rozgrzewają. Różne są ich metody działania i rożne specjalizacje. Półelf podarował dziewczynie flakonik i szepnął do uszka kilka zdań. Poszła. Czarująca i zniewalająca, uboga i nieśmiała, uwodziła obiecując tajemnicę.

Tam gdzie pojawiał się aromat jej zaklętego nektaru, serca topniały, głowy chyliły się ku marzeniom, a lędźwie ku namiętności. Wkrótce nieśmiało w ukryciu podążało za nią kilka osób, kryjąc się w zaułkach, lub w cieniu wyższych pięter ciągle nabudowanych kamienic, jedne na drugich, szerzej, podpieranych od dołu rusztowaniami. Przeszła w pobliżu stajni w której El Rafael Sotto znudzony i syty czyścił swą kościstą mulicę i jego dotknął czar i zapach tak inny od tego, czego doświadczał przez ostatnie tygodnie. Obietnica tajemnicy uwodziła półelfa, pchając ku nieznanemu. Iskra przeszła w pobliżu sklepu z ziołami, w którym na krótko znalazł zajęcie skupiony elf. Kończył właśnie katalogowanie rachunków aptekarza, kiedy przez okno na piętrze choć ledwo uchylone doleciał go powab spacerowiczki. W mig poznał sztuczkę, ale tym bardziej go to zaintrygowało, kto w Chłopskim Kroczu posługuje się równie subtelnymi metodami uwodzenia i w jakim celu. Wychylił się z okna, a nagle ośmielony przechodzień zakrzyknął głucho przez mgłę. – Grajo na rzeźniczym! – Elf pospiesznie acz precyzyjnie zakończył pracę i wyszedł na ulicę.

Maja, bo tak miała na imię Iskra, przeszła nawet przez zaułek, który upodobał sobie artysta o psim pysku, przy samym nabrzeżu, gdzie śmierdzi rybą i rybitwy srają najgęściej. Bhurrek walił w bębny z zdawało się opętańczym zapałem, wrażliwa Iskra musiała dać sygnał poza zmysłami, podniecić się rytmem bębnów i nagłym zrywom gnolla do rogu, którego ryk bezceremonialnie wdzierał się w zduszony szum jesiennego Ostragaru. Inaczej niż głosicielowi prawd i kłamstw, który wykorzystywał stanowisko Bhurreka, bo ten na dźwięk rogu kulił się i skamlał o szaleństwie bogów.

Straciła Arianna łono,
Pożarte przez ogień Sharami,
Za podszeptem Aranty
Kobiety to zło,

Bogowie przez nie wariują i zsyłają mrozy.
Wypalona Sharami nie da nam ciepła na wiosnę
Arianna wyda lodowe dzieci…..


Krzyczał wariat, ale prędko zjawiła się Bojówka Ogniowa. Fanatycy Sharami, której ze względu na etos przypisywano większość ostatnich szaleństw pogody, wyszli naprzeciw i prędko się sfundamentalizowali. Grupa kobiet zbrojnych w pałki i noże, a opancerzona w kolczugi brutalnie obiła głosiciela, kradnąc gnollowi zapach suczy w rui, którym obdarzyła go dziewczyna w czerwieni. Na domiar nieszczęścia uważne psie uszy słyszały już dobiegające dziesiątki strażników miejskich, a kogo o rozbój oskarżą wiadomo. Zwinął pospiesznie swój kram Bhurrek , zagarniając bębny i pały do nich i torbę, i jedną, i drugą. Węsząc swej obiecanej suczy biegł z wywieszonym ozorem za Iskrą. Nie był już sam, bo podążało na nią kilkanaście osób, rytmicznie wybijając rytm i skandując. Kilka razy rzucał się ku jej pośladkom, które to zdawały się być wrotami raju, ale zawsze ktoś przeszkodził, dwa razy ona sama, tak skupiony na wyimaginowanej cieczce, że dopiero falujący tłum, dopiero głośna muzyka, szczególnie muzyka wyrwały go z imperatywu.


Na Palcu Rzeźniczym zgromadziło się nad wyraz wiele osób, sztuka i oprawa porywała zmysły, nie szczędzono magii dla niepewnych zarobków, bo cała zaplata dla artystów lądowała w plecionych z tataraku kapeluszach. Nad wszystkim wszak wisiało posłannictwo, wyroki boskie i nieubłagany los.

Każdy w wyważonym tenorze barda znajdował coś dla siebie.

Na raz, nad muzykę teatralnej trupy wzbił się skowyt, zdawało się dysharmoniczny, ale kiedy bard podjął nutę i zawtórował na lutni, wszystko się wyrównało, skowyt stał się muzyką, częścią przedstawienia, jak i następujący po nim dźwięk rogu i bębny. Wszystko to lider na scenie łapał w lot i ku temu akompaniował. Wreszcie zaprosił paskuda na scenę. Po raz kolejny udowodnił jak uniwersalnym językiem jest sztuka.

Eszar zszedł za kulisy i znów posłał Iskrę, ale już zogniskowaną. Ta szepnęła do kilku uszu słodkie zaproszenie.

- Zaraz przed Rybackim Kościejem – Rybacki Kościej to rosnąca góra odpadów na nabrzeżu, nieopodal starego browaru. Nikt tego nie sprzątał, a śmieci rosły. Góra śmieci stawała się karykaturą samej siebie, resztki łodzi i ich masztów, dziesiątki sieci, haczyków, dziurawych podbieraków, rozbite amfory, a nawet spróchniałe meble. W tym miejscu Eszar rozpoczynał karierę i z nim był związany. Półelf spojrzał przybyłym głęboko w oczy i przemówił.

- Kto nie umie dotrzymać tajemnicy niech odejdzie! – Odwrócił się i coś szeptał, by zaraz wrócić do pozostałych – A ci którzy pozostali, proszę ze mną do kaplicy. Dostąpicie zaszczytu lizania tajemnicy, może kiedyś pojmiecie zamiary potęg. – Głos miał miękki, a zarazem władczy.

Skierowali się ku podwórzu starego browaru, nieużytku, których wiele było w Chłopskim Kroczu.

Co zamierzają oczarowani przez iskrę bohaterowie? Czy podążą za bardem jak na to liczę, czy też postąpią inaczej?
Proszę, tutaj można wkleić retrospekcję z nagłówkiem "trochę wcześniej", żebyśmy poznali wasze postacie, oraz dopisać własne wrażenia z dziwnego wieczoru.

Oczywiście już gotuję ciąg dalszy, a bohaterowie sposobią się do podjęcia misji.

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 14-03-2021 o 13:13.
Nanatar jest offline