Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2021, 13:06   #2
8art
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Chłopskie Krocze; lata wcześniej

W Kuflu Bajarza nie było dużo ludu. Kilku zbrojnych półorków sączyło leniwie pieniste nawet się nie odzywając, para kupców półgłosem dopinało szczegóły nudnej handlowej transakcji. W rogu przy dość suto zastawionym stole grupka niziołków śmiała się cicho. Jedynie trójka nietypowych stałych rezydentów, która zacięcie rżnęła w kości zachowywała się głośno.

- Kurwie syny ja bym was zajebał, gdybym szable miał tylko! - warczał gnoll, któremu wyraźnie nie szły kości. Przekleństwa i bezsilność wywoływały tylko głośny rechot malauka i centaura, którzy tylko podjudzali jeszcze coraz bardziej zrozpaczonego gnolla:

- Pójdziesz z torbami kpie!

- Do sandałów cię zgolimy w rzyć chędożony cielebuniu!

- Rzyci i zadów to będziecie nadstawiać za miedziaka w Alejce Murw żeby mnie spłacić.... Jak się tylko odkuje chwosty sucze! - odgrażał się gnoll.

- Tylko nie chwosty kozi wypierdku, bo jak ci odwale z kopyta... - postraszył poczerwieniały na twarzy centaur, nerwowo machając ogonem i tupiąc kopytem w podłogę.

Żywa dyskusja zamieniłaby się pewnie gorącą kłótnię ocierającą się o rękoczyny, gdyby nie jeden z półorków, który niespodziewanie zdecydował się dołączyć do gry. W jednej chwili nastała cisza, i teraz już kwartet, zaczął przygotowywać się do kolejnej gry. Półork pierwszy raz musiał być w Kuflu, bo wpadł pułapkę, jak gówno w wychodek. Miejscowi dobrze wiedzieli, że malownicza trójca, choć kłóciła się między sobą gorzej niż hobbici, to zgodnie współpracowała grając z obcymi i nie raz nieszczęśnik tnący w kości z malaukiem, centaurem i wychodził biedniejszy nie tylko o trzos, ale i całą garderobę. Fryghia - karczemna służaca musiała tymczasem trafić jedengo ze swoich stałych klientów, bo z kantorku na piętrze dochodziły co chwila odgłosy odmierzanych pasów, po którym dochodził przytłumiony męski wizg bólu. Wszak wiadomo było, że posługaczka oprócz roznoszenia jadła i napitku dorabiała sobie praniem co poniektórych klientów na ich specjalne życzenie i oczywiście za suty trzosik.

Milcarr siedział w karczmie popijając popłuczyny jakie czasem trójka szulerów oferowała żebrakowi przez wzgląd, iż ślepiec zwykł przestrzegać malowniczą trójcę przed co bardziej dociekliwymi patrolami straży miejskiej. Dziś jednak wyraźnie słychać było mniej patroli, jakby wręcz zmówili się, aby nie kręcić się po okolicy. Z jednej strony Ślepak cieszył się z tego, ale z drugiej, było to dość podejrzane i mogło oznaczać ciszę przed burzą, tym bardziej, że nawet wtyka kultystów w straży - Eco nie zdradził się z niczym.

Żebrak skupił się na drewnianym kuflu i dopił do końca cienkie piwo. Do karczmy wszedł tymczasem kolejny klient i ślepiec sądzać po charakterystycznym odgłosie stawianych kroków poszedłby w zakład iż był to kolejny mieszaniec ludzi i orków. Upewnił się w podejrzeniach słysząc gardłowy orklash, gdy klient zamówił napitek i usiadł w najbardziej oddalonym stoliku. Coś było w głosie półorka takiego, że Milcarr się zląkł. Choć nie było tembrze agresji, czy wyniosłości, to coś jednak intuicja żebraka podpowiadała, że nie chciałby skrzyżować żelaza z nieznajomym. Szybko jednak stracił zainteresowanie, bowiem szulerzy rozkręcali się nowo, na razie pozwalając nowemu współgraczowi wygrać pare srebników i w ten sposób ostatecznie wciągając go we własne sidła.

Nie minęły dwa sureliańskie pacierze, gdy kolejna postać przekroczyła próg Kufla Bajarza. Fakt, że w tym momencie ustały chichoty niziołków, przekleństwa szulerów, a nawet negocjacje kupców, zaalarmował ślepca. Co prawda słyszał cięższy krok, sugerujący postać orka, ale nie zwrócił na to większej uwagi dopóty postać nie znalazła się w środku wzbudzając poruszenie klientów. Teraz skupił swoją uwagę na przybyszu. Obcy miał szeroki nos, co słychać było przy każdym oddechu, o biodro musiała obijać się pokrywana skórą pochwa z sieczną bronią - Milcarr obstawiał ostrze szabli. Nie był opancerzony w metalową zbroję, co ślepiec słyszał jeszcze zanim ork wszedł do Kufla, ale z pewnością miał na sobie jakiś typ dziwnej zbroji i zabójca nie potrafił po jej odgłosie rozpoznać jakiej. Zaciekawienie zrobiło swoje i żebrak sięgnął po święconą wodę od Graamitów, którą dyskretnie przetarł oczy. Gdy wrócił mu wzrok, Milcarr omal nie krzyknął ze zdziwnienia:

Uruk-Hai! - faktycznie, orki książęce w dodatku samojeden w najgorszej dzielnicy Ostrogaru mogły uchodzić za nielichą sensację. W dodatku odzian był w smoczą skórę i dlatego ślepiec nie potrafił rozpoznać dżwięku, kiedy się w niej poruszał. Teraz nie był zdziwony nagłą ciszą jaka zapadła w karczmie. O ile szulerzy zachowali pozorny spokój, to dwóch podpitych półorków, chyba zwietrzyło w urukhai łatwy łup. Zabójca wpierw dosłyszał powoli wysuwane z pochew, a potem dostrzegł jak drapieżnie wstają od swojej ławy. Cmoknął tylko dziwiąc się naiwności pobratymców. Wszak widać było iż przybysz nawykły był do robienia żelazem. Ciche cmoknięcie i ruch półorków nie umknął uwadze przybysza, który tylko syknął stronę:

- Precz parchy! - ton z jakim to wypowiedział spowodował, że nie tylko z półorków zeszło nagle powietrze. Grupka hobbitów zaczęła żwawo zbierać się ku wyjściu, kupcy poczęli szybciej dopijać podane wino, szulerzy też drgnęli na dźwięk słów uruka, a nawet Milcarr poczuł się nie swojo, choć zachował spokój. Dwójka, która chciała zaczepić orka niemal uciekła z karczmy bez słowa. Hobbici szybko rzucili trochę srebra na stół i ulotnili się w ślad za innymi. Nawet szulerzy przesiedli się w najdalszy stolik i chyba po raz pierwszy grali niemal w zupełnym skupieniu jakby im ozorów gębach zabrakło do wzajemnych inwektyw. Nieznajomy wpierw władczo skinął na karczmarza, który w mig porzucił wycieranie szynkwasu na któym skupił się nagle po wejściu Uruka, po czym podszedł do stolika zajmowanego przez półorka, który zjawił się tu nieco wcześniej i obaj niczym bracia uścisnęli sobie prawice. Zaintrygowany Ślepak dyskretnie skupił uwagę na obu przysłuchując się cichej rozmowie jaką zaczęli w gardłowym orklashu:

- Haaar Deliad me hrud! kshakee gut druh me krash, me bringhh thy Ostrogar kosh khne dupherele...
(witaj Deliadzie mój druhu! Dzicz wolisz druchu wiem, ale sciagnałem cię do Ostogaru, bo sprawa jest poważna...)

- Haar tan Barth me hrud. Ghadhay...
(Witaj tanie Barth mój druhu. Mówże...)

- Drag-Haart... - dosłyszał tylko ślepiec i nie omal połknął swój język przerażony.

Smocze Serce - słowa Uruka dudniły w głowie żebraka, niczym echo. Zszokowany próbował skupić się na tym aby wyglądać jak gdyby nigdy nic, ale musiał się z czymś zdradzić. Nawet nie dostrzegł, kiedy półork wskazał palcem ślepca. Nie zauważył też kiedy szlachcic zdążył podejść i końcówka nahajki dotknęła znacząco podbródka Milcarra:

- Nie jesteś taki ślepy na jakiego wyglądasz... - groźnie syknął Uruk świdrującym wzrokiem przenikając zabójcę. Milcarr pomyślał sięgnąć po ukryty sztylet, ale nahaj smagnął go po twarzy boleśnie nim jeszcze zdążył ruszyć dłonią, a obcy syknął złowieszczo: - nawet o tym nie myśl parchu!

Cała karczma straciła nagle zainteresowanie sceną z udziałem ślepca i orka. Karczmarz tak zaciekle wycierał szynkwas, że nawet sam Katan we własnej osobie nie odciągnął by go od tego, a klientela chyłkiem wymknęła się z Kufla. Uruk z dziecinną swobodą przywlókł żebraka do stolika, a Deliad tylko skinął na karczmarza, który czym prędzej znikł na zapleczu.

- I co z nim zrobimy? - zapytał cicho Uruk swojego kompana.

Przerażony Ślepak próbował coś nieskładnie powiedzieć ale uciszył o go syknięcie orka:

- Shysh hauhau! (z orklashu: milcz psie!) Dłoń szlachcica zacisnęła się brutalnie na żuchwie żebraka. Uruk przyglądał się jej wraz ze swym towarzyszem badawczo, po czym oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Puścił Milcarra pozwalając mu opaść na taboret.

-No i proszę... Co my tu mamy - Oczy rycerza w smoczej skórze zwęziły się do dwóch złowrogich szpar. Tego Ślepak widzieć nie mógł. Nie dlatego jakoby święcona woda od Graamitów przestała działać, ale dlatego, że nie ważył się nawet podnieść wzroku i spojrzeć na uruka. Gdyby tylko mógł, to pewnie wypatrzyłby dziurę we własnych łapciach. Był już nieźle wystraszony gdy usłyszał o Smoczym Sercu, ale teraz będąc na łasce uruka był już przerażony. Wiedział, że jego życie wisi na włosku. Na włosku bardzo cienkiej łaski wyniosłego orka i nic chyba zapewne nie przyjdzie mu z pomocą. Karczma już była dawno pusta i nie spodziewał się, aby szulerzy, lub jakimś cudem będący w pobliżu kultyści mogli mu pomóc.

- Nie dość, żeś Tfamicką klątwą obłożon podły mieszańcu, to jeszcze część mocy Draag Haart na ciebie spłynęła. Mawiają nie mógł przyjść Katan do góry, to góra przyszła do Katana. - Uruk uśmiechnął się brzydko i podniósł nahajką podbródek półorka spoglądając mu w oczy złowrogo: - Kazałbym z ciebie pasy drzeć, albo twą nic nie znaczącą jaźń zakuł w Pancerzu Dusz. Katan byłby wielce ukontentowany ofiarą czując twą juchę wyrywaną z ciała bizunami.

Słodki Surelionie! El Milcarr był gotów teraz sam sobie serce z piersi wyrwać byleby umrzeć od razu. Dwie rodziny szczezną bez jego opieki: jego własna i wdowy po Borlonie, których przyjął jak swoich. Łaska Sureliona zaprawdę była jednak wielka, bo drugi półork odezwał się przerywając urukowi:

- Poniechaj go mój tan Barthcie. Szkoda byłoby zaprzepaścić taką okazję.

- Kurthfa-muthra! Jak zwykle nie dasz się rozerwać Deliadzie.

- Jestem głosem równowagi przyjacielu. Bez niej utopiłbyś świat w krwawych jatkach. Poniechaj go, więcej żyw niż martwy będzie. Wszak dotknięty Smoczym Sercem jest, a wiesz po co się tu spotkaliśmy. Uruk jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Milcarra, po czym spokojnie acz stanowczo przemówił do Ostrogarczka:

- Posłuchaj mnie zatem dokładnie. Na służbę idziesz do moich. Za każdym razem, gdy takowy znak zostanie ci okazany - uruk wyciągnął spod skórzanego pancerza swój medalion: - będziesz jego posiadacza słuchał jak matki i ojca. A jeśli nie usłuchasz, to twoja śmierć będzie najmniejszym z twoich zmartwień. Jak cię zwą, gadaj szybko!

- El Milcarr - odpowiedział szybko, aby tylko w niczym nie urazić rozmówców. Uruk wyciągnął dłoń do drugiego przybysza i tamten podał mu szklaną fiolkę pokrytą tajemniczymi znakami. Katanita przeciął bezceremonialnie dłoń żebraka i kilka kropel krwi spłynęło do fiolki.

- Obheecaj-thsatshai hau-hau! (z ork.: A teraz przysięgaj psie!) Chwilę później było po wszystkim. I choć czuł w sercu, że obaj nie są do niego wrogo nastawieni, a wyczuwał, że półork jest nim jakoś zaintrygowany, to wiedział, że jego los jest urukowi obojętny, to nadal był zdjęty zgrozą. To na co musiał przysiąc przejęło go do reszty. Deliad rzucił do wciąż przerażonego Ostrogarczyka:

- Świetnie El Milcarr. A teraz wynoś się stąd zapomnij że z nami gadałeś, ale pamiętaj do czegoś się zoobowiązał! Żebrak nie czekając na dalsze instrukcje wybiegł na zewnątrz.

Długo jeszcze nie mogąc przestać myśleć o tym co go spotkało, bez celu błąkał się po ulicach, by wreszcie przed zmrokiem wrócić do domostwa. Skromnej izby zamieszkiwanej przez niego, żonę, wdowę po Borlonie i dzieci. Już wchodząc po skrzypiących schodach słyszał wyraźnie, że obie kobiety są nad wyraz szczęśliwe, krzątając się przy palenisku. Zresztą z domu zalatywał zapach odświętnego pieczystego, a nie codziennej, cienkiej zupy z agawy zaprawionej kawałkiem ryby. Obskoczyły go już w progu zalewając potokiem pytań:

- Wiesz co się stało? Wiesz jakie szczęście nas spotkało? - Nah. - Byli tu dziś astrologowie z Wielkiej Kongregacji Asteriusza! Powiedzieli że nasze córki, to jest nasza i Marthhy po Borlonie mają talent! Zabrali je do szkoły w Złotej Dzielnicy na nauki! Czeka je wspaniała przyszłość! Wyrwą się z Chłopskiego Krocza! Zostawili podpisane pergaminy!

- Readhith! (tu w znaczeniu: czytaj kobieto!) Pergamin, sposób w jaki był napisany, rzeczywiście wydawał się prawdziwy. Ślepak niemal słyszał ciężar obijających się o siebie wielkich pięczęci. I rzeczywiście potwierdzał zabranie dwóch dziewczyn na nauki i zapewnienie im godziwej przyszłości. Kiedy jednak półorczyca przeczytała podpisy Milcarra zmroziło tak iż nieomal nie stracił równowagi. Jednym z sygnotariuszy był niejaki Tan Barth Vader, a to oznaczało, że dziewczęta nie tylko poszły na nauki. Zostały zamknięte w złotej klatce jako zakładniczki losu Micarra. Przyszłość Ślepaka została przypięczętowana lakowymi znakami Wielkiej Kongregacji Asteriusza i kogokolwiek reprezntowali napotkani przez niego dziś uruk i półork. Nie dał po sobie poznać jak bardzo był wstrząśnięty. Pozwolił cieszyć się kobietom. Złość i bezsiłę zostawił sobie...
 
8art jest offline