Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2021, 21:33   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Klaus miał wiele wątpliwości związanych z tym zleceniem, ale na odwrót było już za późno. Przyjęli zapłatę.
Dimitri załatwił piętnastu “ludzi” różnych ras. Większość z nich Klaus znał… z widzenia. Uzbrojeni byli raczej ubogo, jedynie niektórzy mieli pistolety z niewielkim zapasem kul. Dominowały zaś proste bronie obuchowe i nieco mieczy oraz szabli. Na wiele więcej jednak liczyć nie mogli, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Ludzie zostali rozstawieni zgodnie z tym co obmyślił Jaromir,z małymi poprawkami Dimitriego, i… czekali.
Najpierw zjawiło się kilku kamieniarzy i innych rzemieślników. Ich zadaniem było otworzenie grobowca i przygotowanie go zgodnie ze wskazówkami. Tak powiedzieli Dimitriemu i mieli papiery na to. W większości krasnoludy, kamieniarze ci byli bardzo mrukliwi i niechętni rozmowom. Zabrali się od razu do pracy przy grobowcu ignorując zaczepki do rozmowy.
Mieli wszak dużo roboty, a mało czasu.


Pogrzeb zaczął się punktualnie.
Kondukt pogrzebowy poprzedzony był przez dwóch krasnoludzkich kobziarzy grających pogrzebową pieśń i barda śpiewającego rymy. Za nimi podążał kapłan jednego z ichnich nienazwanych już bóstw. Obecnie określanym jako Milczący Strażnik. Dopiero po nim niesiono szczelnie zamkniętą trumnę, a następnie dwaj ludzie nieźli labrys pogrzebowy i tarczę rodową. Tarcza była… pusta. Nie wyryto na nim żadnych run, nie umieszczono żadnego symbolu znaku. Tarcza była czysta. Tak być nie powinno chyba.
Także i żałobnicy choć dość liczni i niektórzy bogato ubrani stanowili dość dziwaczny widok. Przede wszystkim, nie było tu zbyt wielu krasnoludów. A przecież krasnoluda chowano.

A jednak samych pobratymców zmarłego było niewielu. I nie wyglądali na rodzinę zmarłego. Z drugiej jednak strony, może to miało sens? Wszak Jacob Marley był czarną owcą w rodzinie. I pewnie ta nie chciała przypominać innym o tym pokrewieństwie. Klaus nie dopatrzył się też wśród żałobników żadnego z krasnoludów, których widzieli wczoraj. Była za to zjawiskowa ciemnoskóra ludzka kobieta, której czarne długie włosy zostały ułożone w fantazyjny czarny “grzebień”. Co sprawiało, że wyróżniała na tle pozostałych uczestników pogrzebu.
I stała w otoczeniu ochroniarzy z pewnością opłacanych lepiej niż ludzie Dimitriego.
Żegnający zmarłego zbili się w małe grupki, najwyraźniej nie znając się za bardzo nawzajem. Lub odwrotnie… znali się aż za dobrze.

A sam pogrzeb miał trochę potrwać. Na razie kapłan wyciągnął przygotowany zawczasu tekst opisujący zmarłego. I Klaus musiał przyznać, że dawno nie słyszał tak naciąganej mowy. Dużo ogólników o “szlachetnym charakterze”, “odkryciach naukowych” i “znamienitych czynach” które oczywiście “wszystkim są znane”. Klausowi nie były. Kapłan zresztą też miał nietęgą minę wygłaszając te dyrdymały. Najwyraźniej stary Jacob Marley miał nieciekawy życiorys i nie dało się powiedzieć o nim niczego dobrego… cóż, dobrego wedle krasnoludzkich standardów. A te, zwłaszcza wśród rodów klanowych trwających przy tradycji i strach, były wysoko wyśrubowane.

Po tej męczarni jaką była mowa pogrzebowa, znów zagrały kobzy a bard zaintonował kolejną pieśń i przy waleniu labrysa o tarczę trumna została wniesiona do środka grobowca.
Po niej do grobu weszło jeszcze kilku ludzi. I przebywali tam dość długo.
Czas ten urozmaicała gra na kobzach i śpiew barda.

W końcu obsługa pogrzebu opuściła grobowiec, a po nich pojedynczo zaczęli wchodzić żałobnicy zapewne by pożegnać zmarłego i zostawić po sobie pamiątkę przy jego trumnie.
Trochę to trwało. Nawet długo… i było monotonne, zwłaszcza gdy przez cały czas wypadało się na to gapić.
W końcu… przyszedł czas na tradycyjne zamknięcie i zapieczętowanie grobowca. Kapłan wybił pieczęć osobiście. Kiedyś to miało znaczenie, ale teraz… kapłani byli tylko urzędnikami i opiekunami duchowymi. Ich słowa i gesty straciły swą moc, odkąd bogowie gdzieś znikli.



Nuda, nudaa, nuuudaaa, nuuuudaaaaa!
Ta cholerna misja była nudna. Klaus odmroził już sobie zadek od siedzenia na nagrobku. Było ciemno i zimno i nic się nie działo. Jak dotąd jedyną rozrywką był zabłąkany pijaczek, któremu cmentarz pomylił się z szaletem miejskim.
A poza tym nuda, zimno i ciemno i nic się nie dzieje. Odkąd minął pogrzeb Klaus i reszta tkwili na posterunkach godzina po godzinie. Robiło się coraz ciemniej i nikt się nie zjawiał. A przecież noc dopiero co zapadła.
W drużynie zaczęło panować rozprężenie i tylko wizja młotka Gorana nie dawała nikomu zasnąć. Bo obiecał nim rozwalić głowę każdemu, kogo przyłapie śpiącego.
Wszyscy zatracili czujność i Klausa to nie dziwiło. Jemu samemu kleiły się oczy. Póki co ryzykował jedynie że “dostanie wilka” od siedzenia na zimnym betonie.

To się jednak miało zmienić i to szybko.

Przeciwnik pojawił się przy odgłosie kostura stukającego o bruk uliczki. Postać osłonięta była płaszczem i ukrywała oblicze pod szerokim kapeluszem. W mroku nocy ciężko było stwierdzić kim jest… a nawet do jakiej rasy przynależy (choć wzrost wykluczał krasnoludy i niższe do kraśków rasy).

Nie zdeprymowała go ilość strażników przy grobie. Krzyknął tylko.
- Bierzcie ich moi słudzy.
I ci słudzy się zjawiali. Jeden po drugim wynurzając się z mroków nagrobków, pomiędzy którymi przemykali. Pokraczne humanoidalne sylwetki. Wychudzone, o poszarzałej skórze naciągniętej na kości.


Przekrwione oczy wpatrywały się w bandę Dimitriego jak w posiłek na wynos. Śmierdzące usta, długim jęzorem zębiska. Ghule… a nawet parę ghastów. Stwory powoli osaczały całą grupkę śmiertelnych ze wszystkich. Ich władca nie był zainteresowany negocjacjami.
Klaus się doczekał swojej akcji… może jedna nuda nie była taka zła?

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline