Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2021, 19:15   #56
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Orszak wyruszył drogą, którą Basia wskazała. Z mozołem, bo ów szlak nie przystosowany do podróży karocą czy wozem. Wertepy były straszne, ale podróż w cieniu buków przywodziła wspomnienia. W końcu jednak dotarli… i oczom Basi ukazał się jej rodzinny dworek. Cichy i spokojny… taki jak zapamiętała. Tyle że bardziej uporządkowany. Gdzieś zniknął bałagan na dziedzińcu jaki widziała odjeżdżając. Magnatka wyszła z kolaski gdy tylko ta się zatrzymała i rozejrzała się po podwórzu. Uśmiechnęła się widząc znajomy sad, zadbane krzewy. Słysząc dochodzące od tyłu odgłosy zwierząt poczuła ulgę. Dwór… znów żył.
Przybycie ich obudziło życie w dworze. Pojawili się hajducy i słudzyy… wpierw zaniepokojeni i uzbrojeni. Potem zaś zabrali się za oporządzanie zwierząt i przygotowanie strawy dla podróżnych.
Wyszedł też obecny gospodarz i skłonił się nisko mówiąc.
- Jędrzej Ściborowicz… do usług waćpani.- był to dość młody energiczny karmazyn o czarnej czuprynie i brodzie.
- Miło mi waćpana poznać. Dotarły mnie słuchy iż mój świętej pamięci małżonek pozostawił dwór w zaufanych rękach. - Barbara uśmiechnęła się do obecnego gospodarza. - Z przyjemnością obejrzałabym obejście.
- Tak. Dopilnowałem co by nic nie zostało rozkradzione. Naprawiłem tu i tam. Reszty żem nie ruszał. Ziemie okoliczne nie są zbyt urodzajne. Trzeba by więcej ludzi, no i więcej pieniędzy…. żeby coś z nimi zrobić.- wyjaśnił szlachcic oprowadzając Basię po domu rodzinnym. W którym nie zmieniło się nic poza tym, że dach załatano i dziury pozatykano, wymieniono parę szybek. Jędrzej nie ingerował jednak we wystrój wnętrza dworku.
- Jak to waćpan widzi, jest szansa by dwór przyniósł niec dochodu, albo choć zaczął zarabiać na siebie? - Barbara rozglądała się po wnętrzach z ulgą. - W okolicy zdarzają się urodzajne ziemie… choć pewnie trzeba by je odkupić.
- Jeśli sprzedadzą… a nie liczyłbym na to.- przyznał Jędrzej. - Niemniej te w posiadaniu dworku nie zachwycają.
Barbara przytaknęła ruchem głowy.
- A więcej ludzi by więc w czym pomogło? Remoncie? - Magnatka rozejrzała się po kuchni, w której się znaleźli. Dwa miesiące temu sama tu pichciła szykując się na stypę.
- To zależy co waćpani sobie zażyczy. Nie ruszałem niczego, co nie wymagało poprawy natychmiastowej. Miało być tak jak zastałem.- wzruszył ramionami Jędrzej.
- Chciałabym by dwór ten na siebie zarobił. - Barbara zamyśliła się. Obawiała się, że może już nie ma odwrotu, że jej ojciec zbyt bardzo zaniedbał obejście i zbyt bardzo wyprzedał tereny. - Lecz to… sprawa do przemyślenia. Sąsiedzi nie naprzykrzają się?
- Próbowali. Szybko im jednak się odechciało.- stwierdził ironicznie Jędrzej.
- A jakieś mniej urodzajne pastwiska w okolicy? - Barbara będzie musiała się rozeznać w sytuacji. Nie wszyscy sąsiedzi byli młodzi i nie tylko ona miała problemy finansowe. Może pól tylu nie wykupi by to było opłacalne, ale może zwierzyna. Wypytała Jędrzeja czy komuś się ostatnio zmarło? Czy ktoś ślub brał lub są dziewczęta na wydaniu. Czy aby kto go o pożyczkę nie pytał i kontynuując rozmowę wróciła do salonu i odchodzącego od niego sypialni, ciekawa, w której jej naszykowane zostanie posłanie. Szlachcic nie był aż tak obznajomiony z okolicę, ale wspomniał o dwóch zrękowinach i weselu które się odbyło, bo te rzeczy ogłoszono po mszach w kościele. Jeśli chodzi o zgony był trochę mniej obeznany, bo nie wiedząc co właściwie ma robić w tym dworku nie angażował się za bardzo w życie okolicy.
Barbara weszła do sypialni po ojcu, którą zajęła także na czas pogrzeby, gdyż ojciec sprzedał jej łóżko i rozejrzała się czy tu przeniesiono jej rzeczy.
- Chciałabym by waćpan rozeznał się w szansach na wykup terenów jak i co by tu zrobić by ten dwór zaczął nie tylko straty przynosić. - Obejrzał się na podążającego krok za nią gospodarza. - Bliski jest memu sercu.
- Postaram się.- rzekł szlachcic i rozejrzał dodając.- Jeno trzeba będzie więcej gotowizny w niego włożyć.
- Byleby to cel jakiś miało, inny niż utrzymanie rozpadającego się gospodarstwa. - Barbara uśmiechnęła się. - Przejdę się po ogrodzie, możesz wrócić do swych spraw.
-Tak pani.- Jędrzej skłonił się i zostawił Basię samą.
Magnatka gdy została sama spojrzała na okno.. nieco niepewnie podeszła do niego i rozwarła niewielkie skrzydła wpuszczając do środka przyjemne powietrze i zapachy z ogrodu. Oparła się o parapet przypominając sobie jak dzieckiem będąc tu biegała. Jak wyskakiwała przez okno… Zerknęła na swoją gustowną suknię i po chwili namysłu przysiadła na parapecie, przesadziła nogi na drugą stronę i wyszła do zarośniętego ogródka by udać się na spacer. Tak długo jak nie zawołają jej na posiłek mogła się przejść po swych panieńskich włościach.


Przez długi czas wędrowała po ogrodzie zupełnie nie niepokojona. Ale nie sama. Albo Jędrzej albo Michał rozlokował strażników na granicy ogrodu pilnujących jej spokoju i bezpieczeństwa. W końcu jednak zjawiła się i Ewka, dygnęła i szepnęła zapytując o chęć posilenia się u magnatki.
- Naszykujcie posiłek w ogrodzie. Bo siedzeniu w tamtej karczmie mam ochotę pobyć na świeżym powietrzu. - Barbara uśmiechnęła się do służącej. - Zapytajcie waćpanów Ściborowicza i Gierłatowicza czy do mnie dołączą.
- Tak pani.- szepnęła w odpowiedzi Ewka dygając i odwróciła się kierując w stronę dworku.
Barbara podeszła do granicy ogrodu by spojrzeć na rozciągające się dalej pola. Tylko nieliczne należały jeszcze do niej i jak to przyznał Jędrzej… te mniej żyzne.
Tymczasem służba zaczęła przygotowania wnosząc do ogrodu ciężki stół i krzesła. Służki zaczęły rozkładać obrus i szykować zastawę stołową. Jedzenie miało być proste i smaczne… podane z miejscowym piwem. Gdy wszystko naszykowano Barbara zasiadła przy stole. Teraz gdy znów była w domu powrócił nieco jej apetyt. Obaj szlachcic e usiedli z obu stron i zabrali się do posiłku, niespiesznie i z umiarem, co by nie wyjść przy niej na żarłocznych.
- Jak długo planujesz tu zostać waćpani?- spytał uprzejmie Jędrzej.
- Dwie noce. Ludzie odpoczną, odwiedzę grób ojca. - Barbara jadła powoli, ale z duzo wiekszym niz poprzedniego dnia apetytem. - Nie jesteśmy w stanie zaprosić sąsiadów na posiłek?
- Jesteśmy… - stwierdził Jędrzej.-... kogo chcesz zaprosić pani?
- Najbliższych sąsiadów. Część bardzo utrudniła mi życie, ale od kilku spotkałam się też z wielką pomocą w trudnym czasie. - Magnatka upiła piwa i uśmiechnęła się.
- Roześlę zaproszenia…- stwierdził Jędrzej i spytał. - Na jutro?
- Tak. - Barbara przytaknęła i sięgnęła po kolejną porcję strawy. - Dziś potrzebuje odpocząć.
- Pokój waćpani zawsze jest gotów. -odparł z uśmiechem Jędrzej i dodał.- Ponoć napotkaliście kłopoty w podróży?
- Tak i dlatego nakazałem wzmocnić straże dookoła majątku. Miejscowym można ufać?- zapytał Michał.
- Nie wiem… nie spotkałem się z jakąś wrogością. Raczej obojętnością jeśli już.- ocenił gospodarz.
- To biedna okolica.. jeśli Stadnicki komuś zapłaci… - Barbara posmutniała. - Mój ojciec narobił sobie wielu wrogów, a i wielu liczyło na to, że sprzedam majątek po pogrzebie.
- Więc mogą być kłopoty. - przyznał Gierałtowicz.
- Dlatego mam nadzieję, że posiłek nieco poprawi nastroje w okolicy i może liczyć będą na utarg ze mną, a nie od razu wezmą pieniądze od Stadnickiego.-
- To brzmi jak uczta… wtedy trzeba więcej przygotowań uczynić. Więcej pieniędzy wydać.- zamyślił się Jędrzej.- Przygotować podarki dla gości.. drogie i olśniewające.
- Wiele z sobą nie mamy. - Barbara spojrzała niepewnie na Michała. - Pytanie czy podołamy czemuś takiemu, czy lepiej przemilczeć mą obecność.
- Trzeba będzie sprowadzić fundusze z Krakowa.- przyznał starzec.
- Lecz na jutro nie podołamy pewnie? - Magnatka zamyśliła się. Wolała długo nie zostawać. Jakby nie patrzeć miała jeszcze na zamku… dodatkowe obowiązki. Bo nów zbliżał się.
- Nie. Nie tak jak byś sobie życzyła pani.- przyznał Jędrzej.
- Czy sądzicie, że wobec tego lepiej nie spraszać nikogo? - Magnatka spojrzała na obu mężczyzn.
- Może coś bardziej kameralnego da się załatwić. Małą ucztę dla okolicznej szlachty… nic co by miało przekonać miejscowych do pani.- zaproponował Michał.
- Niech więc tak będzie. Dowiem się chociaż co dzieje się w okolicy. - Barbara przytaknęła ruchem głowy. - Proszę wydajcie polecenia służbie. Czy ostało się może moje panieńskie damskie siodło?
- Tak… chyba się ostało. Nie ruszałem rzeczy z waćpani komnaty, jedynie odkurzać meble służbie
nakazałem.- rzekł uprzejmie Jędrzej.
- Niech je wyczyszczą i naoliwią. Mam ochotę na przejażdżkę. - Barbara spojrzała na Michała. - Przydzielisz mi konia i ochronę?
- Oczywiście pani.- odparł Michał kłaniając się nisko.
- Jedzcie proszę, ja nie jem dużo, a szkoda by się strawa marnowała. - Barbara wskazała na stojące na stole dania i sama upiła wina. Nie odpowiedzieli, ale żwawiej zabrali się za posiłek.
- Ach i Michale… zajmij się proszę bliźniakami, wolałabym by tu nie bałamucili dziewcząt. Ostatnie czego potrzebuję to gniewu, któregoś ze sąsiadów. - Magnatka westchnęła ciężko. Sięgnęła po jeszcze porcje posiłku by mężczyźni nie krępowali się jeść.
- Tak pani… nie dam im czasu na swawole.- zaśmiał się Starzec.
- Pozwólcie, że oddalę się założyć strój do jazdy. Nie krępujcie się jednak kontynuować posiłek. - Barbara wstała od stołu, dygnęła nieznacznie i ruszyła w stronę dworu. Napotkawszy Ewkę poleciłą przygotować dla ciebie strój do jazdy konnej, a sama zaczekała spokojnie w dawnym gabinecie ojca. Nie było tu prawie mebli jednak słudzy już wnieśli jej podróżny sekretarzyk i teraz mogła zasiąść przy nim by jeszcze chwilę oddać swą uwagę zakupionej księdze.
Zajęta lekturą mogła zapomnieć o całym świecie, choć zważywszy na zawartość księgi myśli krążyły wokół bliźniaków. Bo akurat biedna dama została “napadnięta” przez dwójkę takich bandytów i oddana ich żądzom.
- Pani… strój przyniosłam.- rzekła Ewa wchodząc.
- Och.. - Magnatka oderwała się od księgi z rumieńcem i ułożyła ją pod zielnikiem. - Wspaniale. - Uśmiechnęła się do służącej.
Ewa zamknęła za sobą drzwi i dodała.
- Koń już jest gotów. Eskorta także.
- Dobrze. - Barbara poczęła się rozbierać, układając swoje stroje na krześle. - Pomóż mi proszę.
- Oczywiście pani. - odparła nieśmiało służka i zaczęła rozpinać guzy sukni szlachcianki.
- Niezbyt okazały to dwór, czyż nie? - Magnatka uśmiechnęła się do służącej gdy ta odsłoniła jej mocno wyciętą bieliznę.
- Bardzo… urokliwy.- odparła wymijająco rudowłosa zerkając łakomie w dekolt Basi.
- Zaniedbałam cię, czyż nie? - Magnatka pogładziła twarz Ewy, gdy ta kucnęła by zsunąć przez nogi suknie szlachcianki.
- Ani trochę pani.- mruknęła cicho służka ocierając się policzkiem o palce magnatki.
Palce magnatki przesunęły się po policzku a potem delikatnie dotknęły warg służącej. Ta objęła palcami opuszki dwóch z nich ssając je delikatnie.
- Na co masz ochotę moja droga? - Barbara z zaciekawieniem dotknęła pochwyconymi palcami języka służącej.
-Pani…- zawstydziła się rudowłosa i spuściła głowę. -... nie chcę się narzucać.
- Nie narzucasz się, ale czasu nie mamy dużo skoro koń czeka… - Magnatka ujęła ją pod podbródkiem i uniosła twarz ku sobie.
- Mogę poczekać pani.- odparła cicho Ewka.
- Dobrze… po powrocie z przyjemnością wezmę kąpiel z masażem, a teraz pomóż mi sie ubrać. - Magnatka, pogładziła czule twarz Ewki nim ją puściła.
- Oczywiście pani.- mruknęła cicho służka.
Barbara dała się ubrać i już w stroju jeździeckim ruszyła ku stajni. Suknia była dużo prostsza i krótsza niż te, w których chodziła zazwyczaj. Kontusz kobiecy, miał też dużo mniejszy dekolt, a spod czapki wystawały jej blond długie włosy.
Tam już czekali na nią bliźniacy… zapewne po to by robić za jej eskortę. I w nagrodę za swoje poświęcenie z karczmy. Trzymali jej konia i siedzieli na własnych wierzchowcach.
Po plecach Barbary przeszedł niepokojący dreszcz podniecenia. Podeszła do osiodłanego dla siebie konia i sprawnie na niego wsiadła.
- Czyżby mieli waćpanowie mi towarzyszyć? - Uśmiechnęła się starając się nie zdradzić tej ekscytacji.
- Tak pani.- odparli bliźniacy i jeden z nich dodał.- I jeśli się panience narazimy pan Gierałtowicz dość obrazowo nam wytłumaczył konsekwencje.
- Och przedstawicie mi je? - Barbara dała znak zwierzęciu i skierowała je w stronę drogi, która prowadziła do granic ich dawnych ziem.
- Wolałbym nie.- wtrącił drugi z braci, gdy podążali tuż za nią na koniach.
- Cieszy mnie iż Michał tak dobrze sobie z wami radzi. - Barbara jechała stempa, rozglądając się po okolicy. Szybko opuścili jej ziemię i wyjechali na tereny sprzedane przez ojca. Dobrze, że matka tego nie dożyła. Pocieszającym było to, że teraz to były jej tereny. Jej małżonek wszak odkupił wszystko co pierwotnie należało do jej rodziny. Chłopi pracowali na polach, acz na widok Basi przerywali pracę wpatrując się w nią zdziwieni. Pewnie nie spodziewali się jej powrotu.
Magnatka przyglądała się spalonym słońcem twarzom. Niektórych z nich kojarzyła bo pijał z nimi ojciec. Pod koniec było mu wszystko jedno czy to chłop czy szlachcic. Czasem odrywała wzrok od pól by spojrzeć to na jednego to na drugiego bliźniaka.
Ci rozglądali się dookoła bacznie w poszukiwaniu zagrożeń, czasem tylko zerkając na pośladki i plecy ich chlebodawczyni. Po wydarzeniach w karczmie niewątpliwie poważniej brali się za swoje obowiązki. To nieco uspokoiło Barbarę. Podniecenie wszystkimi możliwymi wydarzeniami rozpływało się wraz kolejnymi końskimi krokami podczas których nic się nie działo. Zjechała drogą w kierunku starego młyna, a raczej tego co po nim pozostało. Dziadek pobudował drugi, bardziej w górę rzeki, bo ten i tak się już sypał.
Szlachcice podążyli za nią rozglądając się bacznie. Jeden z nich wyprzedził Basię co by przyjrzeć się rozpadającemu się budynkowi i upewnić, że nie ma tam nikogo czekającego na magnatkę z siecią i linami.
- Kiedyś przybiegłam się tu bawić. - Barbara obejrzała się na majaczący za polami dwór i zsiadła z konia, a wodze umocowała do drzewka dając zwierzęciu się paść. Stała jednak grzecznie czekając aż jeden z bliźniaków skończy rozpoznanie.
- Nic tu groźnego nie widzę.- stwierdził jeden z braci, a drugi już zsiadł z konia, by przywiązać swojego, oraz tego którego pierwszy z bliźniaków porzucił zsiadając, co by mógł zajrzeć do środka młyna.

Barbara podeszła do strumienia i spojrzała w stronę jego źródła by tam dojrzeć kolejny młyn. Tamten pracował i jeśli dobrze pamiętała był własnością Żmigrodzkiego… był jej. Niby mogłaby jakoś powiązać dwór z młynem… pobudować spichlerz na nieurodzajnej ziemi. Tylko trzeba by zrobić lepszą drogę. Stała tak w zamyśleniu zupełnie zapominając o towarzyszącym jej młodzieńcom.
Jej eskorta zaś rozglądała się maskując znudzenie ziewaniem, lub zerkała na jej krągłości… maskowane nieco co prawda, przez strój. Tak kusiło by pograć z ich apetytem. Barbara rozpięła kontusz, położyła go na ziemi i przysiadła nań. Pod spodem miała koszulę z cienkiego lnu i kamizelkę, która zgrabnie unosiła jej krągłości.
- Odpocznę chwilę i ruszymy dalej. - Uśmiechnęła się do młodzieńców.
Skinęli głowami i ustawili się tak, by mieć dobry widok na całą okolicę. I jeszcze lepszy na jej dekolt.
- Jak tam wasze rany po potyczce w karczmie? - Barbara także się rozglądała. Nie powinna kusić losu. Powinna pilnować się… czemu Michał wybrał akurat bliźniaków?
- Dobrze…- odparł jeden z braci.- Goją się szybko.
- Cieszy mnie to. - Basia uśmiechnęła się ciepło. - Zmartwiliście mnie.
- Niby czym.- prychnął jeden z nich. A drugi dodał.- Nie tak łatwo nas ubić.
- Oby. - Barbara zaśmiała się słysząc ich pewność siebie. - Pewno podążają za nami. - Obejrzała się na lasek po drugiej stronie rzeki i palcami zaczęła się bawić troczkami swej kamizelki.
- To dostaną nauczkę ponownie.- nie tak łatwo było przerazić bliźniaków.
- No tak… - Barbara wstała z kontusza i podniosła go wypinając się w stronę bliźniaków. Otrzepała strój z trawy. - Straciłam kilku ludzi podczas jednej z napaści… - Obejrzała się na mężczyzn zakładając kontusz. - Jedźmy dalej.
- Tak pani.- rzekli obaj wodząc łakomym wzrokiem i wymieniając się spojrzeniami. Basia wiedziała o nich wystarczająco, by wiedzieć jakie pokusy chodzą im po głowie. Gdyby była chłopką, już by leżała między nimi zbałamucona ich słowami i pieszczona ich dłońmi.
- Choć przyznam… - Barbara uśmiechnęła się do nich zadziornie. - że zdaje się jakby brakowało wam pewności siebie.
- Nie rozumiem o czym prawisz pani.- rzekł jeden z braci uprzejmie.
- Jedźmy wobec tego. - Barbara wskoczyła na konia i ruszyła w kierunku nowego młyna, pamiętała drogę prowadzącą od niego do dworu, musiała jednak sprawdzić w jakim jest stanie.
Podróż nią pobudzała wspomnienia u Basi, bądź co bądź przemierzała ją często… dawniej. Teraz przekonywała się, że jest ona cóż… w nienajlepszym stanie. Bądź co bądź, Ściborowicz nie miał zbyt wiele czasu by usunąć zaniedbania spowodowane przez jej ojca. Ani dość funduszy.
Dowodem tego był nowy młyn, który już z daleka zdradzał niepokojące oznaki. Wyraźne szczeliny między deskami i w oknach zapchane pakułami. Młynowi przydałaby się ciesielska opieka. Rodzina młynarza jak i on sam robili co mogli… ale niewiele uczynić mogli. Wszak pieniądze z mielenia zboża szły wszak przede wszystkim na jedzenie, ubrania i powinności wobec jej dworku.
Gdy Basia się zbliżała młynarz z rodziną wyszli przed młyn witać dobrodziejkę pokłonami.
Magnatka zsiadła z konia oddając wodze jednemu z bliźniaków i podeszła do witających ją ludzi.
- Cieszę się widząc was w dobrym zdrowiu. - Uśmiechnęła się do młynarza, którego pamiętała z czasów gdy jeszcze dzieckiem była, a i który pamiętał czasy jej matki.
- I ja cieszę widząc się panienkę w zdrowiu i w fortunie.- stwierdził uprzejmie młynarz.
- Widzę jednak, że młyn ma najlepsze czasy za sobą. - Magnatka wskazała na znajdujący się obok drewniany budynek na kamiennej podmurówce.
- Niestety ostatnie lata nie były udane pani. - stwierdził chłop kiwając głową porośniętą gęstą czupryną jasnych włosów.- Żeśmy często musieli darmo mielić zboże… co by… długi pospłacać dworu.
- Tak…. - Barbara przyglądała się z uwagą budynkowi. Wiedziała, że teraz będzie już lepiej ale… - W jakim stanie jest młyn? Co wymaga wymiany? Naprawy?
- Pewnikiem tak. Coś tu i tam się obluzowało. Trochę żeśmy sami naprawili, ale przyjrzeć mechanizmowi trzeba. Bo to łatane przez nas było. Czasem się zacina.- przyznał młynarz.
- Niech ktoś zjawi się rano w dworze i do pana Ściborowicza sie zgłosi. Kto wam wcześniej młyn naprawiał, jest ktoś we wsi czy trzeba po kogoś posłać dalej? - Magnatka oderwała wzrok od młyna i spojrzała na drogę.
- Nikt go nie naprawiał, odkąd go zbudowano pani.- przyznał się chłopina. - Pewnikiem w mieście trzeba by cieśli szukać.
- Zgłoście się rano. A jak droga do dworu? - Wskazała na zarośniętą alejkę między drzewami. - Da się w koń przejechać?
- Co by się nie dało. Wozem też da… ino w najgorsze słoty i zimy. Ale przecie wszędzie tak jest. - odparł młynarz, a Basia mu przytaknęła. Wszędzie tak było w Rzeczypospolitej. Nie słynęła ona z solidnych dróg.
- To dobrze. - Magnatka pożegnała się z młynarzem i wróciłą do swojego konia by na niego wsiąść i ruszyć alejką w stronę dworu. Może by i dało spichlerz niewielki pobudować, strzec go swymi ludźmi i opłatę w mące i zbożu pobierać? Gdyby na handel to dać, pewnie mogłaby więcej niż tu we wsi uzyskać. Ale to ze Ściborowiczem wolała omówić, pewnikiem większe od niej miał doświadczenie. W zamyśleniu spoglądała pomiędzy drzewami, które znacznie podrosły od kiedy była w młynie ostatnio. Przy pogrzebie nie było okazji, a wcześniej… zakonu raczej nie opuszczała. Czasem jej wzrok uciekał w stronę bliźniaków. Ciekawa była jakby to było znaleźć się między nimi, tyle czy będzie okazja?


Dojechała do dworu na obiad, więc przypadła do niej Ewka ze służbą by pomóc jej zsiąść i przygotować się do posiłku. Streściła, że dworek odwiedziło paru miejscowych szlachciców zapewniając Ściborowicza o dozgonnej przyjaźni… przedtem się jednak żadnemu nie chciało zajrzeć tutaj. Ani chybi już wiedzieli o przybyciu Basi.

- Cóż.. dobrze, że przybyli. - Magnatka nie przejęła się tym zbytnio. Kusiło ją nawet by wziąć jakieś dziewczę czy innego chłopaka na swój dwór, na stajennego, służącą… bo rodów szlacheckich to tu nie było, a tak by zawsze miała przychylną rodziną we wsi. - Waćpanowie już jedli czy zjedzą ze mną?
- Już jedli…- przyznała Ewka.
- Dobrze. Porozmawiam z Ściborowiczem i przyjdę na posiłek. - Barbara uśmiechnęła się do Ewy i zdjęła z siebie kontusz oddając go służącej. - Naszykujecie mi go w jadalni?
- Tak pani.- Ewka dygnęła pośpiesznie i ruszyła do kuchni by jak najszybciej wykonać polecenia Basi.
Pozostałe służki pomagały zaś szlachciance przy przebieraniu się. Gdy Magnatka została przebrana udała się na spotkanie z zarządcą majątku, mając nadzieję, że spotka go i Michała w jednym miejscu.
Spotkała ich obu, najwyraźniej jej “opiekun” również chciał się z nią rozmówić. Skłonili się obaj przed nią, po czym stary szlachcic spytał.
- Przejażdżka była owocna?
- Tak, obejrzałam ziemię od strony rzeki. - Barbara uśmiechnęła się ciepło. - Poprosiłam by ktoś się jutro zgłosił od młynarza. Młyn jest w fatalnym stanie.
- W kiepskim…- przyznał Jędrzej i dodał.- Widziałem go. Ino zalecono mi jedynie ziemiami się zaopiekować i niczego zmieniać. Takoż i ostawiłem młyn w spokoju. Zresztą fundusze mi przeznaczone nie były wystarczające na takie zmiany.
- Młyn zawsze pracował na dwór, a obecnie jest już moją własnością, więc chciałabym by się nim zajęto. Teraz już opłaty pobierać może, gdy długi zostały uregulowane. - Barbara zerknęła na Michała ciekawa co on na ten temat sądzi.
- Nie zarabia aż tak wiele pani. Miejscowe ziemie nie są zbyt płodne nawet u sąsiadów.- przyznał Jędrzej.
- Dotychczas nie zarabiał nic. Szczególnie gdy uszkodzony jest mechanizm. - Magnatka uśmiechnęła się do zarządcy po czym rozejrzała się po dworze, który toż tyle lat utrzymywany był dzięki młynowi… z winy ojca. Nigdy w ogóle nie powinno do czegoś takiego dojść. - Chce by go naprawiono. Mechanizm. Jak ruszy niech część utargu wykorzysta na naprawę budynku. Zbliżają się zbiory, nie ma co z tym czekać.
- Tak więc będzie pani.- rzekł usłużnie Jędrzej.- Poślę sługi po kogoś, kto by mógł mechanizm w młynie sprawdzić i naprawić.
- Dobrze. - Magnatka przytaknęła i spojrzała na Michała. - Bliźniacy dobrze się sprawowali. A teraz pozwólcie, że oddalę się na posiłek.
- To znakomicie…- odparł z uśmiechem stary szlachcic, bo jak Basia podejrzewała… o to właśnie chciał zapytać.
- Musisz mi później zdradzić czym ich zastraszyłeś. - Magnatka zaśmiała się. Przejażdżka pobudziła jej apetyt, a bliskość mężczyzn przypominała o głodzie, który wywołali bliźniacy.
- Po co psuć sobie apetyt żołnierskimi żartami.- odparł Michał głaszcząc się dłonią po brodzie.
- Żartami? - Barbara spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Darciem skóry pasami. Bo tym się kończy napaść na magnatkę.- odparł cicho Michał.
- No tak… - Basia przytaknęła ruchem głowy. To rzeczywiście mogło co nieco pohamować zapędy bliźniąt wobec jej osoby. Pożegnała się z mężczyznami i udała na posiłek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline