Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2021, 23:32   #1
Ribaldo
Bradiaga Mamidlany
 
Ribaldo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputacjęRibaldo ma wspaniałą reputację
Sakramencka czereda


Sakramencka czereda

takowoż
Rapt infernalny
czyli jak to książę piekielny Asmodeusz, waćpannę Urszulę Duniewiczównę za żonę chciał brać
Rozdział pierwszy
czyli jak to diabły, wąpierze, a i innsze charakterniki przy jednym stole biesiadowały i o tem, jak wolę swego diabolicznego pryncypała, księcia piekielnego Asmodeusza spełnić dumały.


“Deszcze listopadowe budzą wiatry grudniowe”
przysłowie ludowe


Znicze na grobach nadal się jeszcze tliły, gdy cała ziemię wiatr srogi i mroźny we władanie wziął. W darze przyniósł on słotę i chmury ciężkie i ciemne, co od świtania, aż po sam zmrok niebo zasnuwały. Na próżno lud w górę spoglądał, coby choć najmniejszy promyczek słońca wypatrzeć. Obfite deszcze przez wiele dni ziemię chłostały, wskutek czego drogi rozmokły i w rzeki błotniste się zmieniły. .
W połowie miesiąca nawałnice ustały, ale wiatr mroźny, co do szpiku kości przenikał, nadał ze wschodu dął.
Wielu pobożnych i bojaźliwych za znak to poczytywało, że mroczne i straszliwe dni nadchodzą, co śmierć i trwogę wielką przyniosą.

Ach… gdyby tylko wiedzieli, jak wiele prawdy w ich obawach i przewidywaniach było, serce ich ze strachu zamarłoby.


***
Gdzieś na szlaku pomiędzy Kamarowiczami, a Turowem samotna karczma stoi. Dom prosty, a schludny, słomą kryty, o ścianach wapnem bielonych. Już z daleka podróżnym przyzywał, ciepło i schronienie obiecując.
Żyd stary, Ezechielem zwany, ją prowadził wraz synem Izaakiem i żoną Rachelą. We troje żywot spokojny wiedli, a szanował ich jednak lud prosty, jak i szlachta okoliczna. Ezechiel piwa, ni wina nie rozwadniał, kapustę z grochem i pieczyste miał smaczne, a i ceny przystępne.
Co wieczór, więc Ezechiel Bogu Najwyższemu dziękczynienie zanosił, że tak dobrym i szczęśliwym życiem obdarzył.

Od dwóch dni jednak spać on nie mógł. Mimo, że całodzienną pracą umęczon, to spokoju zaznać nie potrafił. Z boku na bok się przekręcał i z zazdrością na swą żoną Rachelę spoglądał, która w najlepsze snu zażywała. A on za nic w świecie nie mógł zaznać owego błogiego stanu. Niepokój wielki duszę i umysł mu mącił. Przyczyny nie znał, ale czuł, że coś strasznego się ku niemu zbliża.
Kolejną godzinę w okno bezmyślnie się wpatrywał, ale powieki choć ciężki opaść nie chciały. Gwiazdy by policzył, coby umysł zmęczyć i odpłynąć w krainę morfeusza, ale niebo czarne nad nim wisiało, jako wieko trumny. Chłód nieziemski ciało mu przeszył, gdy grozę tej myśli uświadomił sobie.

Nagłe w drzwi walenie, omal o zawał serca go nie przyprawiło i nim krzyk z podwórza się rozległ Ezechiel już wiedział, że Zły w jego progi zawitał.

- Otwieraj Żydzie! - darł się wniebogłosy Wielgusz - Piwa i strawę szykuj, bo gości zacnych mieć będziesz.
Goście z piekła rodem, ogiery swe do pala uwiązawszy, do drzwi karczmy walić poczęły i drzeć się wniebogłosy. Oba w kontusze szlacheckie odziane i pasem słuckim przewiązane, jako obyczaj każe, za ludzi uchodzić mogły. Rodowód ich jednak ostre rogi zdradzały, co im spod bujnych czupryn wystawały i kopytami, któremi ziemię w zniecierpliwieniu rozgrzebywały.
Ezechiel drzwi otworzył i nisko się skłonił.
- Ileż można czekać - warknął Kusy, diabeł niski o brzuszysku niczym jakowyś bęben kozacki - Piwa i miodu dawaj gospodarzu, bośmy po podróży spragnieni.
- I wieczerzę zacną szykuj, bo goście lada chwila się tu stawią, a z gołymi rękami to ich witać nie wypada. Wszak to same znamienite postacie - dorzucił Wielgusz, kompan jego, co smukły i wysoki był niczym brzoza.
- Dobrze prawisz, bracie. Sami możni i charakterni lada chwila się tu zjawią. Jak się dobrze sprawisz Żydzie, to nagroda cię nie minie. Zatem nie żałuj ni jadła, ni napitku i na stół dawaj, to co masz w piwnicy najlepsze - rzekł Kusy przy kominku stając.
Wdech wziął głęboki i w palenisko z całej siły dmuchnął i w mig ogień wielgi polana rozpalił.

***
Iście sakramencka czereda w karczmie Żyda Ezechiela się zebrała. Biesy, charakternicy, wąpierze, przy jednym stole się zebrały. Natura, jakby dla uczczenia tego infernalnego sabatu o odpowiedni nastrój zadbała,
Niebo bezgwiezdne nad karczmą się rozpościerało, a luna za gęstymi chmurami skryta została. Zimny, porywisty wiatr po polach hulał, drzewa do ziemi gnący. Jeno ulewnego deszczu, co strugami obfitymi, by glebę chłostał i świetlistych piorunów brakowało.
Nastrój iście grobowy wszystkim zawładnął. Nic zatem dziwnego, że Ezechiel i jego najmłodszy syn, Izaak, co to piekielnym gościom usługiwali twarze mieli blade i oczy pełne strachu.

- Salutem diabolus! - krzyknął Kusy, wznosząc w górę kielich pełny najprzedniejszego miodu z piwnicy Ezechiela.
- Salutem diabolus! - odkrzyknęło całe zebrane towarzystwo.
Złocisty trunek spłynął w gardziele i wnętrzności miłym ogniem wypełnił. Panowie bracia i reszta czeredy, bigos pałaszować poczęli. Jeno Kociebor, co ze swej ciekawskiej natury był znany był, ręce na piersi zaplótł i w te słowa do siedzący u szczytu stołu biesów się odezwał.
- Doprawdy cudne okoliczności przyrody naszemu spotkaniu towarzyszą. Mówcie jednak lepiej braciszkowie piekielni, po cóżeście nas zawezwali.
Kusy i Wielgusz spojrzeli po sobie. Po prawdzie liczyli, że towarzystwo już mocno pijane będzie, gdy im rozkazy księcia piekieł oznajmią, ale skoro pytanie padło nie było powodu, coby prawdy nie wyjawić.
- Nie my, mości panie, jeno sam Asmodeusz, książę piekielny, hetman infernalny siedemdziesięciu dwóch legionów demonicznych, możnowładca ósmego kręgu piekielnego, kniaź pożądania i pan udzielny lubieżności, kazał was tu zebrać. Wielki to zaszczyt i nobilitacja, że to wy wybrani zostaliście, aby wolę jego wypełnić.
Wielgusz wąsa podkręcił i waląc pięścią w stół, przemowę swego piekielnego przerwał.
- Rapt! - wrzasnął na całe gardło - Panowie rapt was czeka!
Kusy spode łba na brata spojrzał i dalej zebranym sprawę wyłuszczał.
- Pan nasz wszechmocy i potężny, świętobliwą panienkę za żonę pragnie wziąć i was wybrał, abyście mu ją przed jego tron piekielny dostarczyli. Wybranką jego jest waćpanna Urszula Duniewicz, córka charakternika zacnego, hultaja i swawolnika, co imię jego w całej Rusi i na Podolu jest znane. Imić Adam Duniewicz herbu Dulęba, wielkiego zaszczytu dostąpi, gdyż zięciem samego księcia piekieł zostanie. Imić Duniewicz żadnego sprzeciwu wobec małżeństwa tego nie wnosi, jeno siostra jego Jadwiga, co opiekę nad wybranką naszego pana trzyma, przeszkodę może stanowić. Stąd też raptem musicie ją wziąć i przed tron księcia doprowadzić. Dwór Duniewiczów cztery mile stąd stoi, we wsi Gruzdowo.

Cisza po przemowie Kusego zapadła niewymowna. Rapt obyczajem znanym był z dawien dawna, ale nikt nigdy nie widział, coby jeden z panów piekieł za żoną śmiertelną kobietę chciał brać. Sprawa niechybnie musiała mieć drugie, a może i trzecie dno. Piekielnicy jednak zobowiązani byli rozkazów infernalnych przestrzegać. Nie pozostało im zatem nic innego, poza tym coby do misji owej się sposobić.

Jeno Ezechiel, Żyd pobożny i prawy, choć wielki lękiem zdjęty, cichym głosem zapytał.
- Jak? Toż to nie godzi się, coby demon ze śmiertelną za żonę brał. Waćpanna Urszulka to przecież taka święta i niewinna niewiasta. Jakże to tak?
Wielgusz przeszył karczmarza ognistym spojrzeniem.
- Zamilcz parchu i wina dolej, bo toast wznosić będziem - po czym racicą kopnął Ezechiela w piszczel.
Ten wzrok w ziemię wbił i kulejąc, począł kielichy panom braciom napełniać.
- Za młodych - krzyknął Kusy z obleśnym uśmiechem, kielich ku górze wznosząc.
- Za młodych! - odpowiedziało całe towarzystwo.
Zabulgotało w przeklętych gardzielach i alkoholowy ogień brzuchy wypełnił.
- Jeśli jakieś pytania macie, mości panowie, to śmiało - rzekł Wielgusz, po udko kurze sięgając szponiastą dłonią - Wielce rad będziemy wszelkie wasze wątpliwości rozwiać.
 
__________________
I never sleep, cause sleep is the cousin of death
Ribaldo jest offline