Von Czirn bezszelestnie i znienacka zjawił się przy biesiadnym stole charakterników. W spokoju przeczekał alkoholowe jak sądził napady złości mości Kotowskiego, uśmiechnął się do niego wyrozumiale a gdy nastała w końcu cisza, zasiadł na końcu ławy i bawiąc kielichem zaczął przemowę
- Z panem Lewko, zgodzić się niestety muszę. O ile panom szlachciom stary Żyd jak może dogadza, jadło i miód pod czerwone nochale podstawia, tak o wąpierzu nikt nie pomyślał. Pan starosta na występy córuchny Ezekiela rozochocony, a boję się, że póki ja tu w jestem w gościnie, to panienka urodziwa pod kluczem będzie trzymana i do wschodu słońca nie wyściubi nosa poza swoją izbę. A Czarniawa swój szlachecki honor ma i nikomu zabawy psuć nie zamierza. Panie Bimbrowski, dobrześ pan prawił, tu trzeba panienkę Urszulę sposobem. Biorę to na siebie, chętnie się narzeczoną naszego rogatego pryncypała zaopiekuję i zatroszczę by ochoczo rozłożyła nóżki.
Von Czirn pauzę wymowną zrobił, jakby z żalem w pusty kielich spojrzał a potem przeniósł gadzi wzrok z powrotem na towarzyszy.
- Asmodeuszowi, w noc poślubną, rzecz jasna, zapomniałem dodać. Gdy ja będę urabiał Duniewiczównę, wy możecie zabawić się z ciotuchną i jej poplecznikami, uwagę jej odwracać i fortele stosować. Słyszę, że nie ma sprzeciwów. To dobrze, bardzo dobrze. Nawet po tym miodzie i węgrzynach trzeźwy osąd i rozsądek panowie wykazujecie, winszuję. Dobrze nam się będzie razem pracowało, ku chwale Księcia Piekieł.