Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-05-2021, 17:44   #6
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
- Nasza sytuacja jest nietypowa, delikatnie ujmując. Ceres jest z nami od początku. Uczyli ją nasi najlepsi naukowcy i trenerzy. Może nie wygląda, ale to bardzo inteligentna dziewczynka. Wie, co dla niej najlepsze. Ona jest najważniejsza.

- Czyli pozostaje nam doradzać Ceres i tyle. - Wright była ciekawa na ile strategicznie przeszkolono dziewczynkę jednak te przemyślenia zachowała dla siebie. - Jeśli nie będzie chciała iść w kierunku wyznaczonego celu mamy jej słuchać, czy mamy też rozkaz nadrzędny?

To było świetne pytanie, choć Zack obawiał się, że zna na nie odpowiedź. Przez resztę odprawy przełączył się na zwyczajowy tryb słuchania. Wyprawić dziewczynkę na księżyc. Kim by ona nie była, misja była tak inna od wszystkiego z czym miał do czynienia do tej pory że przez chwilę niemal zapomniał o potwornych okolicznościach i poczuł się jak mały hobbit ruszający z norki ku przygodzie. Bardzo prawdopodobnie śmiertelnej, pozostawiając za plecami gruzy norki i wszystkich przyjaciół.

***

Jakiś czas później podążali przez ciemność tunelu pozostawiając za sobą umierający Eden. Ziggi systematycznie przepatrywał kolejne kłębowiska kabli, podejrzane załomy, klapy serwisowe, wyloty wentylacji. Korytarz był bezpieczny, póki na tyle bezpieczny, że Zack idąc przodem i wypatrując niebezpieczeństw, nadal miał o kilka szarych komórek więcej na myślenie, niż by chciał.

Sytuacja rzeczywiście była "nietypowa". Konkretnie to przegrali. Totalny i całkowity game over. Cała inicjatywa zwana Edenem poległa. Być może cała inicjatywa zwana ludzkością padła wraz z nią. Z perspektywy Ziggiego na jedno wychodziło. Planeta Ziemia została oddana potworom.
Ziggi celowo utrzymywał swoje myśli w skali globu, żeby wywalić z głowy myśl o bracie, którego prawdopodobnie zmiotła fala wampirów na murze. Przed oczy wyobraźni cisnął mu się raz za razem niedorzecznie epicki filmowy kadr na którym Dusty Peterson, dwumetrowy, umięśniony jak niedźwiedź facet śmiejąc się pruje do zombiaków z obrotowego sześciolufowego działka. Gdy dopadają jego stanowisku chlasta ich jeszcze nożem i tłucze po ryjach pięściami, aż do momentu gdy obłażą go niczym stado mrówek.
Zack nie miał pojęcia, jak tego dnia zginął jego starszy brat. Mógł mieć tylko nadzieję, że była to szybka śmierć i nie został przemieniony...

- Ogarnij się, chłopie. Co by ojciec powiedział?

- Ojciec powinien był zbudować wyższy mur.

- Ojca to ty, smarku, szanuj.


Zack przetarł łzę i mocno zacisnął powieki, na tak długo na ile na to pozwalała pozycja zwiadowcy. Gdy je otworzył był już tylko ciemny korytarz i ich szóstka. Głos Dustiego w głowie umilkł. Dziewczynka właśnie gramoliła się na ręce Jessiki Wright. Na dłuższą chwilę zawiesił wzrok na dziecku.

- Wpiszcie mnie do kolejki. Myślę, że zanim się zatrzymamy, trzeba mieć pewność, że wyszliśmy poza zasięg psioników. - rzucił i spojrzał w stonę Marudy, wypatrując jakiegoś burknięcia i skinięcia głową, które nadałoby jego przemyśleniom rangę decyzji dowództwa oddziału.
 
__________________
Show must go on!
Gryf jest offline